Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wakacje

Jin: Siemanko!
Tutaj Jin i vlogujemy wam ze wsi!
Autorka postanowiła, że pierwszy miesiąc będzie nas ,,integrować", a drugi będziemy mieć dla siebie.
Jak na razie to spędzamy czas chodząc po lasach, robiąc grilla etc.

Marcus: *Woła zza grilla*
I k*rwa jest w pytę!

Jin: Jak widzicie na zewnątrz mamy mojego bro. Towarzyszył mu Sergiusz, jednak ten poszedł po krem, bo kapelusz nie wystarczał.

Marcus: Znając go to nażeluje jeszcze włosy, przepudruje nosek, wciągnie ten puder i wyjdzie dopiero wtedy, kiedy będziesz dostawać kryzysu wieku średniego!

Jin: No widzicie jak się uwielbiają?
Od sytuacji z pokojówkami wydają się lubić jeszcze bardziej.

Sergiusz: *Wrócił z kremem*
Jestem! Stęskniliście się?

Marcus: No pewnie pięknisiu.
Jak moglibyśmy nie stęsknić się za twoim ego.

Jin: No widzicie jak się kochają?

Sergiusz: Hahaha....
Widzę, że nagrywasz materiał, anielico. Zwróć go na mnie, a autorka dostanie milionowe wyświetlenia.
*Napina mięśnie*

Marcus: Ta jasne. Raczej milionowe zgłoszenia za ,,niereformowalne zachowanie" wstawiając cię do internetu.

Sergiusz: Niestety muszę stwierdzić z całą pewnością, że nie masz racji.

Jin: To wy się pokłóćcie, a ja poszukam reszty.
Wiecie może gdzie są?

Marcus: Niektórzy poszli do pobliskiego lasu, a inni są w domu i czekają na mięso.

Jin: No wiele mi to mówi.
No dobra. I przyniosę wam piwo na zgodę, bo inaczej to wy się nigdy nie pogodzicie.

Marcus: No ale w jednym ma rację, jesteś prawdziwą anielicą.
*le oczko ;)*

Sergiusz: Ja mam zawsze rację, a w sprawach kobiet to już wogóle.

Jin: Kochani jesteście.
No to narazka, idę szukać reszty.

*Idu idu szukać innych.
W pewnym momencie znajduje śpiącego na oparciu kanapy dziadka oraz... Rafaela idącego z ogórkiem*

Jin: Ummm.... Wujku Raf, co ty....

Rafael: Shush Jin , chcę sprawdzić czi koty naprawdę boją sje ogórków...

Jin: *Kładzie po sobie uszy*
Mogę zaświadczyć, że tak, boimy się.

Rafael: Bjedny wrócil z lasu zmęczony... Od razu polożyl sje na kanapie... Doslownie na...
*Położył ogórka pod nim*

Jin: To chyba jako przykładny przyjaciel powinieneś dać mu odpocząć...

Rafael: I daję... Dopjero jak sje obudzi zobaczimi jak bardzo sje przestraszi...
Mam zamjar tu sjedzjeć i pisać z Marie, dopóki nje zobaczę reakcji. Potem będę go uspokajal jak na przijaciela przystało.

Jin: *Jaki wujek Raf potrafił być czasami dziwny...*
No... Dobra? W każdym razie nakręcam vlog dla autorki, chcesz coś powiedzieć?

Rafael: *Spogląda na nią i uśmiecha się delikatnie*
Uczcje sje dzieci, bo inaczej będzjecie tylko pjonkami w dłoniach ludzi.

Jin: *Good enough...*
No i super. Tylko nie przypraw go o zawał. Może w ramach przeprosin przyniesiesz mu coś z grilla.
Chłopaki rozpalili.

Rafael: Dobry pomysl.
Może wybaczi mi moją dziecinadę, do której jestem aktualnie zmuszony.

Jin: To lecę szukać innych.
*Machnęła na „do widzenia"*

Rafael: Arivederci. (Do zobaczenia)

*To kotka chodzi po domu i wchodząc na piętro widzi pokój naszej parki.
Z jakiegoś powodu drzwi są zamknięte.*

Jin: *Puk puk*
Halo? Jest tam kto?

*Cisza. Ale ktoś w środku jest.
No to czas na plan B*

Jin: *ŁUP ŁUP ŁUP*
MAMY RANNYCH! LEKARZA!

Midas: *Odgłosy tłuczenia się i drzwi otwiera doktor z rozpiętą koszulą i torbą lekarską*
Kto jest ranny? Prowadź szybko!

Jin: *Le szeroki uśmiech*

Midas: ...Jin?

Jin: Skucha! Nikt nie jest ranny!
Przerwałam wam w czymś?
*Zagląda przez ramię płomienia do pokoju*

Midas: *Zasłania jej widok*
A żebyś wiedziała. Z takich rzeczy się nie żartuje. A co jeśli ktoś naprawdę byłby ranny?

Jin: Wtedy też byś wyszedł, bo wiesz, że ja o swoich żartach mówię po jakimś czasie i nie żartowałabym sobie gdyby naprawdę coś by się komuś stało.

Midas: Właśnie to zrobiłaś...

Jin: Ale ci powiedziałam.

Midas: =_=

Jin: :3
Może lepiej wracaj do Kościeja?
Chyba nie może się doczekać aż skończysz.

Kościej: *Głos z pokoju*
C-Chwila, to oni nie są w lesie?

Jin: WIEDZIAŁAM!

Midas: WYNOCHA!

Jin: Nie musicie się spieszyć, poczekamy na was z Grillem!

Midas: JUŻ SIO!
*Zamyka drzwi*

Jin: Hehehe... Czyli prawictwo mieli, albo aktualnie mają z głowy...
Nie będę im przeszkadzać słowami do kamery, bo wyszłoby niezręcznie.
No ale dobra, reszta jest chyba w lesie.
Poczekam, aż wrócą. O ile dziadek nie zaśnie tuż po powrocie....
Ciepłe dni są dla niego i wujka iście usypiające...
To może lepiej poszukam ich jeszcze w lesie. Na pewno się zdziwią, a wy, przy okazji będziecie mogli mieć piękny wgląd na nasz las.

*No i wychodzi z domu, aby poszukać na trakcie swoich współlokatorów.
Po drodze gubi się parę razy, ale wreszcie odnajduje ścieżkę, którą mogli iść.*

Jin: Uuf... To mogło być cięższe niż myślałam... Ale chwila moment, spytam się tamtego pana o drogę.

*Podchodzi bliżej do wysokiego mężczyzny*

Jin: Przepraszam pana.
Widział pan może grupkę istot składającą się z człowieka, węża i kota?

Slenderman: *Spogląda na nią z góry*

Jin: Ale jak pan nie widział, to nic nie szkodzi. Sama ich poszukam.
I przy okazji poproszę, aby kamerę naprawili, bo ta się chyba psuje...

Slenderman: *Po chwili wskazuje dłonią jakiś kierunek*

Jin: Dziękuję bardzo.
I nie żeby coś, ale wydaje mi się pan bardzo znajomy...

*No i idzie dalej w pokazanym przez niego kierunku*

Jin: O, jednak nie trzeba naprawiać kamery... Sama się naprawiła.
A ich widzę w oddali.
Może uda mi się ich nastraszyć?
Hehehe..... *Podchodzi bliżej*

Wise: *Rozmawiają ze sobą*
Jak mnie dawno w lesie nie było...

Salio: Podobnie, panie Wise.
Byłem zbyt zajęty pracą.

Francesco: Ja tak samo, ale to bardziej... Ze względu na inne sprawy.

Wise: Inne?

Francesco: Tak.... Wrażliwe...

Wise: Oh, oczywiście.
Przepraszam najmocniej.

Jin: *Podchodzi cicho, żeby potem ich wystraszyć*
BUHAHAHAHA!

Francesco i Wise: *Scared noises*

Salio: ....Oh.

Jin: Hahaha! Mam was!

Wise: Moje serce....
Kruszynko, uprzedzaj przed czymś takim, zgoda?

Jin: *Wtulu w dziadka*
No dobra, przepraszam.
A wy? Przestraszyłam was?

Salio: Niezaprzeczalnie.

Francesco: Tak... Nie... Chwila...
Potrzebuję chwili... Dajcie mi chwilę...
*Pobiegł szybko przed siebie*

Jin: Ojej... Tak bardzo go wystraszyłam? Nie chciałam...
Przyniosłam tylko kamerę, bo chciałam was nakręcić na vloga wakacyjnego.

Salio: Pan Francesco jest bardzo nerwowym człowiekiem.
Zapewne potrzebuję chwili.

Jin: Tia.... Pewnie masz rację....
Przeproszę go potem, a jak na razie, to co tam u was?
Znaleźliście jakieś grzyby czy coś?

Wise: Jak na razie to przechadzaliśmy się tylko. Rozmawialiśmy też co nieco o poezji i literaturze pięknej.
Salio ma do niej słabość.

Salio: Można powiedzieć, że gustuję akurat w tej gałęzi literatury.

Jin: Super! Jak dla mnie to jedyną literaturą piękną to ,,Romeo i Julia".
No i ,,Hamlet", ale jego nie czytałam.

Salio: Szekspir jest jednym z tych sławniejszych twórców.
Napisał też ,,Sen Nocy Letniej" jak i
,,Makbeta". Lubię też wiersze wszelakiego rodzaju.

Jin: Hehe... Mogę ci powiedzieć całą
,,Lokomotywę" albo ,,Abecadło".

Salio: ...

Jin: Tia... Może pójdę poszukać pana Francesco. Lepiej, abyśmy szybko wrócili, bo chłopcy robią grilla, a wujek Rafael postanowił sprawdzić czy koty nie lubią pewnego długiego i zielonego warzywa.

Wise: No nie...

Jin: No tak. To ja pójdę go poszukać, a wy już wracajcie.

*No to wracają, a Jin idzie poszukać włocha. Znajduje go siedzącego pod jednym z drzew.*

Jin: Panie Francesco, tu pan jest.
Wracamy już do domu.
Będzie Grill i wogóle.

*Śmieje się cicho, jednak ze strony mężczyzny jest zero reakcji.*

Jin: Ummm.... Panie Delaney?
Franek? Wszystko w porządku?

*****************************

Saqu: Hejo ^^.
Mam nadzieję, że miło spędzacie wakacje. Gdzie wyjechaliście w tym roku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro