Jajka i walka na wodę
Saqu: Witam wszystkich!
Jako iż mamy Święta Wielkanocne, to życzę wam Wesołego Jajka!
Co powiecie na to, że zobaczymy co robią mieszkańcy naszej willi?
Jin: *W kuchni*
Hejka! Ja zajmuję się farbowaniem jajek! Zabawa przednia, tak samo jak ich jedzenie!
Wise: *Robi kraszanki*
Już starczy kruszynko, zjadłaś już trzy.
Saqu: Widzę, że nasi artyści wzięli się do roboty.
Jin: No pewnie, że tak!
Malowanie to super zabawa!
Wise: Jest tak podekscytowana, że podejrzewam, że ktoś podał jej kawę.
Jin: *Too much energy intensifies*
Saqu: Właśnie widzę.
Wiecie może co robi reszta?
Jin: Wujek Bernard się ukrywa!
Wise i Saqu: ...?
Jin: No co? Jak niektórzy mieszkańcy są uzbrojeni w pistolety na wodę, to też bym się ukrywała.
Wise: A są?
Jin: No tak.
Wise: ...
Jin: ...
Saqu: ...
Pająk za kredensem: *witam*
Wise: ...Nie wiem czemu, ale nagle czuję się bardzo zagrożony.
Jin: W sumie ja też...
Może dokończymy jajka w ukryciu?
Wise: Bardzo dobry pomysł, kruszynko. Lepiej- AAAAAA!
*Mokry Wise noises*
Sergiusz: Trafiony, zatopiony!
Hehehe..... *Patrzy się na Jin i Saqu*
Jin: ....O nie!
Mam pranie do zrobienia!
*Uciekańsko*
Wise: Kruszynko! Czekaj na mnie!
*Le biegnie za nią*
Saqu: .....
Dawaj wampirze!
*Wyciąga swoje pistolety*
To będzie dobra rozgrzewka dla mnie i dla ciebie przed kolejnym rozdziałem!
Sergiusz: Niech wygra lepszy, kwiecie róży!
*W tym samym czasie*
Jin i Wise: *starają się ukryć*
Francesco: Pssst..... Hej, tutaj....
*Wygląda spod zakrytego stołu*
Jin i Wise: *Wchodzą pod stół*
Jin: Też się ukrywasz?
Francesco: No oczywiście, że tak.
Tak samo jak pan Bernard, pan Midas i Pan Kościej.
Reszta strzela dowoli.
Wise: Salio i Rafael też się bawią?
Francesco: Widziałem ich chodzących z pistoletami, więc na to wychodzi...
Jin: Sergiusz, autorka i zapewne Marcus też się wciągnęli....
Francesco: Co poszło nie tak?
Przecież nie ma dzisiaj nawet
Lanego Poniedziałku...
Wise: Nie wiem, ale wychodzi na to, że trzeba to przeczekać, do czasu aż im się znudzi, albo się zmęczą...
*Nagle w jadalni mogły się rozejść odgłosy kroków*
Wszyscy pod stołem: *zamilkli*
*Osoba zaczęła chodzić po pomieszczeniu i prawdopodobnie szukać kogoś, kogo można by było polać wodą. Kroki były mało słyszalne, ale można było powiedzieć, że zbliżały się do stołu*
Wszyscy pod stołem: *I guess I'll die*
Rafael: *zajrzał do środka*
Boo.
Wszyscy pod stołem: *le zawał*
Rafael: Widzę, że zebrało sje tutaj njewjelkie zgromadzenje.
Wise: Umm.... Przychodzimy w pokoju.
Rafael: Spokojnje, wami zajmę sje później. Teraz szukam pana wampirka. Mam dla njego prezent.
*Pokazał dwa pistolety*
Zgadnijcje w którym jest woda zwykla, a w którym śwjęcona.
Francesco: ....Szef tego nie zrobił, prawda?
Rafael: Ależ ocziwiścje, że zrobilem.
To jak? Powjecie mi gdzie jest?
Jin: Słyszałam niedawno głosy jego i autorki nieopodal. Chyba natrafił swój na swego.
Rafael: Grazie. (Dziękuję)
*Odchodzi*
Wise: Będzie ich troje w jednym miejscu...
Możemy w tym czasie spróbować znaleźć resztę ,,ocalałych".
Francesco: A-A co jeśli natrafimy na kogoś, kto jest w wojnie?
Jin: To spróbujemy się odegrać.
*Wychyla się*
Francesco: A to miało być tylko nakrycie stołu....
*Nasi ocaleńcy wychodzą spod stołu i kierują się na górę, do sypialni.
Może ktoś zabunkrował się u siebie?*
Francesco: *Puka do drzwi Midasa*
Panie Midas, jest tam pan?
Nie mamy broni, przychodzimy w pokoju...
*Cisza*
Jin: Może nam nie wierzy?
W końcu woda może być dla niego śmiertelna.
Wise: Sądzę, iż inni zdają sobie z tego sprawę.
Francesco: ....A pan Sergiusz, który wrzucił go do basenu?
Wise: Racja...
Jin: To co robimy?
Wise: Wejdę tam i się rozejrzę...
Przynajmniej wy nie będziecie mokrzy.
Jin: :(
*No to Wise wchodzi do środka, a w środku pusto....
Nikogo nie ma. Nawet w szafie*
Wise: Pusto....
Może się gdzieś ukrył?
Francesco: *też wchodzi do środka*
To możliwe... Może jest z Kościejem?
Jin: *słyszy kroki*
Ej, cicho... Ktoś tu idzie....
*Wchodzi do środka*
Wise: Kryjemy się, szybko...!
*No to się poukrywali.
Wise skrył się pod łóżkiem, Jin wskoczyła na szafę, a Francesco wszedł do niej i przykrył się ubraniami. Do pokoju wszedł....
Salio*
Salio: *w milczeniu się rozgląda się po pokoju, gdzie słyszał jakieś głosy*
Jin: *na szczęście doktor jest czyściochem i nie ma za dużo kurzu na szafie z ubraniami... *
Salio: *wysunął język i zasyczała krótko. Czuję trzy różne zapachy...*
Francesco: *już po nich ;_;*
*W pewnej chwili można usłyszeć krzyk Sergiusza.
Chyba Rafael oblał go wodą święconą... Na ten dźwięk Salio cofnął się na dół*
Wise: *wychyla się spod łóżka*
Tak blisko...
Francesco: *wychodzi z szafy*
Za blisko....
Jin: No dobra. Wszyscy są na dole, a to oznacza, że góra pusta.
Śmiem podejrzewać, że pan Midas jest u Kostka.
Wise: No to na co czekamy?
Nie traćmy czasu.
*Ocalali powychodzili ze swoich kryjówek, żeby potem szybko skierować się do pokoju szkieleta.
W końcu dotarli na miejsce*
Wise: *puk puk*
Halo...? Jest tam kto...?
Panie Midas...? Panie Kościej...?
Jesteśmy bez broni.
*Cisza*
Jin: Chyba ich tam nie ma...
Francesco: Albo po prostu nam nie wierzą. Sam był nie wierzył, gdyby ktoś mi tak mówił.
Wise: No to znów pozostaje tylko jedna opcja....
*Wchodzi do środka*
Kościej: A KYSZ!
*Balonem z wodą w kitku!*
Wise: *głośne_fuknięcie.mp3*
Jin: Hej! Whoah! Spokojnie!
Przychodzimy w pokoju!
Francesco: Nie mamy broni!
Kościej: Naprawdę?
P-Pokażcie!
*Pokazują brak broni*
Kościej: D-Dobra...
P-Przepraszam za moją reakcję, ale nie chcę, aby skrzywdzili Midsiego.
T-Ta zabawa może być dla niego śmiertelna.
Midas: Poza tym dzisiaj nie jest nawet lany poniedziałek.
Skąd im się to wzięło?
Wise: Nie wiem, ale pozostaje nam tylko jedno...
Jin: Ustawić ich do pionu!
Kościej: A-Ale jak?
Wise: Cóż... Najpierw to była zabawa, ale z czasem przemieniło się to w wojnę.
A ja mam spore doświadczenie co do takich bitew.
Midas: To od czego zaczynamy?
Wise: Najpierw musimy odkryć ich pozycje.
Francesco: Ja mogę się tym zająć...
Wise: Tylko wracaj szybko.
Nie chcemy, aby cię oblali.
Francesco: Postaram się...
*No i idzie*
Wise: Teraz musimy poczekać.
Pamiętajmy, że tu niestety nie jesteśmy do końca bezpieczni.
*W tym czasie na dole*
Francesco: *Podsłuchuje*
Sergiusz: Woda święcona!?
Na serio!?
Rafael: Woda to Woda.
Saqu: Ajj.... Może pójdę po doktora?
Sergiusz: Nie trzeba...
Przemyję i zacznie się goić.
Salio: Czy nie macie poczucia, że może troszkę przegieliśmy z tą
,,Zabawą?"
Marcus: Skądże. Ja się tam dopiero rozgrzewam!
Saqu: Dobra, to jako, że dzisiaj już nie dam rady zrobić wam waszego wyzwania, to zróbmy tak:
Jako trening, teamujemy się przeciwko tym, co pouciekali, co wy na to?
Marcus: Dajecie!
Sergiusz: Jak dla mnie w porządku. O ile ten szczur nie będzie mnie polewać święcówką!
Saqu: *wyciąga dłoń*
Vinci...
Rafael: *oddaje pistolet*
Szkoda...
Saqu: A więc... Kogo szukamy?
Salio: Obu panów Greyfurów, Jin, pana Midasa, Kościeja i pana Francesco.
Rafael: Zapewne są razem.
Ostatnjo widzialem troje z nich pod stołem.
Saqu: Mamy przewagę uzbrojenia, więc na pewno to wygramy.
Uważajcie tylko na Midasa.
Nie chcemy to przecież zabić.
Rafael: Tak jak ostatnjo...
Sergiusz: Już go przeprosiłem!
Marcus: Dosyć tego gadania!
Czas na strzelanie!
*No i zaczyna biec*
Saqu: Każdego, kogo znajdziecie, przyprowadźcie tutaj!
Francesco: *czas się ulotnić*
*Franek Zwiadowca wraca do pokoju*
Francesco: Zaczęli współpracę.
Midas: W sumie to było do przewidzenia.
Kościej: A-A nie możemy ich po prostu poprosić, aby przestali?
Jin: Prędzej nas obleją, niż przestaną.
Poza tym, to byłoby nudne.
*Na korytarzu rozlegają się kroki*
Midas: Ktoś idzie...!
*No i wszyscy znów się kryją.
Kroki zbliżają się do pokoju, w którym znajdują się jeszcze nie do końca mokrzy mieszkańcy*
Bernard: *otwiera powoli drzwi i zagląda do pokoju*
Wise: Bernard...?
*Wychyla się do niego spod łóżka*
Bernard: Wisu...? Jesteś cały...?
*Na korytarzu znów słychać kroki*
Marcus: Tam jest!
Bernard: *cholipka ;_;*
Kryj się...!
*Kiedy kocur się kryje, słychać bieg i kroki. Słychać również pokrzykiwania wilkołaka*
Marcus: Mam wujaszka! Hahaha!
*Oblanie wodą i chwycenie pod pachę*
Bernard: *le fukanie*
Marcus! Puść natychmiast!
Ta zabawa wymknęła się spod kontroli!
Marcus: W sumie to prawda...
Ale czemu by nie poszaleć choć ten jeden raz?
*Niesie mokrego kitku*
Bernard: *wściekły kitku noises*
*Kiedy oddalili się z okolic pokoju, wszyscy powychodzili ze swoich kryjówek*
Wise: Mają Bernarda....
Jin: To co teraz?
Salio: *pojawia się znikąd*
Proponuję atak frontalny.
Wszyscy: *le zawał*
Salio: Spokojnie...
Jestem po waszej stronie.
Tamci najadli się po prostu za dużo czekolady.
W każdym razie, przeginają i musimy nad nimi zapanować.
Kościej: N-No dobrze, ale jeśli chcemy to zrobić, t-to musimy mieć broń.
Midas: Są butelki.
Niestety w tej walce nie będę mógł was wspierać.
Ma jednakże nadzieję, że wszystko się uda i w willi zapanuje pokój.
Jin: Teraz bez jaj czuję się jak w jakiejś grze.
Wise: No dobra, dość gadania, tylko do ataku!
*No i idą na parter. Kiedy schodzą do salonu, nikogo nie widzą*
Francesco: Mogą być wszędzie....
Wise: Dlatego musimy się skupić...
Słyszę kogoś.... Tam!
*Wskazał odpowiednie miejsce*
Jin: *strzeliła tam z butelki*
Marcus: Ej! Zapłacicie za to!
*Zaczyna strzelać*
*No i wszyscy strzelają do wszystkich, dopóki nie ma już osoby suchej*
Wise: Gdzie Bernard?
*Celuje w nich butelką*
Saqu: W łazience....
Jin: Zwycięstwo!
Wise: Na szczęście...
To była już duża przesada pozwalając na coś takiego.
Saqu: W sumie to....
Dobrze wyszło, bo mam Special na święta. Dzięki moi drodzy!
Sergiusz: Umm.... Spoko?
Saqu: A teraz czas na sprzątanie!
Ja idę uwolnić Bernarda.
Wszyscy: *jęki i stęki niezadowolenia*
Jin: Ej, ale ty też brałaś w tym udział!
Saqu: Dlatego wam potem pomogę.
Teraz jestem zajęta uwalnianiem przesłuchiwanego jeńca oraz szykowaniem wyzwania.
A teraz do roboty moje pszczółki!
Wszyscy: *więcej jęków i stęków*
*****************************
Saqu: Spóźnionego Wesołego Jajka i mokrego Śmigusa Dyngusa życzy wam Saqu ^^.
PS
Pisałam ten special 3 dni z powodu braku czasu, więc przepraszam za takie opóźnienie ;w;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro