Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Being (Fri)enemies 2/2

PREVIOUSLY:

Rafael i Sergiusz dostali wyzwanie, aby być dla siebie miłym przez 24h.
Jeśli nie podołają temu wyzwaniu, będą musieli sprzątać dom w strojach pokojówek, przez tydzień.
Ostatni wieczór oglądali razem jakieś filmy (upijając się w sztok), żeby potem zasnąć na kanapie.
Czas szykować się na kaca!

Jin: Dzień dobry wszystkim.
Jest 8 rano i powoli budzimy się do życia. To samo można też powiedzieć o naszych dwóch ptaszkach, co sobie leżą tam na górze.
Chociaż w sumie to jeszcze nie słyszałam żadnych dźwięków z ich pokoju...
No dobra, czas sobie zrobić śniadanie.
Może ta dwójka zejdzie na dół nas ochrzaniać czy coś hehe...

*Po tych słowach Jin schodzi do kuchni i napotyka tam kogoś*

Marcus: Hejka siorka. C'tam?

Jin: Siemka Bro.
A przyszłam sobie śniadanko zrobić i ogarnąć jakoś swój żołądek.
Widzę, jednak, że mnie ubiegłeś.

Marcus: Duże cielsko, duże zapotrzebowanie na jedzenie i na spanie.
W każdym razie jeśli chcesz, to mogę ci przygotować mój typ śniadania.

Jin: Nah, podziękuję.
Nie jestem wielką fanką dużego kawałka mięsa usmażonego na patelni z dodatkiem jajka.

Marcus: To jajecznica na odwrót.
Musisz kiedyś spróbować.
A tak z innej beczki, jak trzyma się dzisiaj nasza rozrywka?

Jin: A w sumie to nie wiem.
A masz dzisiaj jakieś plany?

Marcus: ....Nie? Miałem na myśli naszą kochaną parkę, która zapewne obudzi się z kacem ,,Grzechotnikiem".

Jin: Z czym?

Marcus: ,,Kac Grzechotnik" jest wtedy, kiedy poruszasz głową, a mózg nadal stoi.

Jin: Uuu.... Może im to grozić.
W szczególności, że mamy tutaj węża.
A w sumie to jestem ciekawa z jakiego rodzaju węży wywodzi się
Pan Wunsz.

Marcus: Ja tam obstawiam jakiegoś jadowego czy coś.

Jin: Może masz rację.
W każdym razie czas na śniadanko!

*No to sobie robią śniadanie.
Po drodze dochodzi do nich reszta mieszkańców*

Bernard: Dzień dobry młodzieży.
Jak się wam spało?

Marcus: Cześć wujaszku.
A nieźle, nie narzekam.

Jin: U mnie też spoko.

Bernard: Miło to słyszeć.
A tak wogóle...
Czy wiecie może co tam u Rafaela i Sergiusza?
Nie zdążyłem jeszcze do nich pójść.

Jin: Nope. Nic mi o nich nie wiadomo.
Możemy sprawdzić po śniadaniu.
Albo nawet i teraz.

Marcus: Zapomnij! Ja chcę najpierw zjeść, a potem patrzeć czy się wykrwawiają czy mają kaca.

Bernard: Ummm.... Może ja już do nich pójdę. Tak na wszelki wypadek.

Jin: No to jak uważasz.
Zrobić ci śniadanie w międzyczasie?

Bernard: Z chęcią.
Mogą być jajka, jeśli łaska.

Jin: Się robi wujku!

Marcus: Lepiej weź kija jak będziesz ich rozdzielać.

Bernard: Oj daj spokój.
*Idu idu do pokoju*

*W tym czasie w pokoju*

Rafael: *Wstaje z kacem*
Ouuu... La mia testa... (Moja głowa...)

Sergiusz: *Śpi dalej*

Bernard: *Zagląda cicho do pokoju*

Rafael: *Przez chwilę stara się odróżnić smak powietrza od jego zapachu, żeby potem ogarnąć w jakiej jest pozycji*
Per quanto riguarda... (Co do jasnej...)

Bernard: Dzień dobry wam.

Rafael: Buongiorno Bernardzje...

*Dopiero po chwili wszystkie bodźce dotarły do Włocha, przez co gwałtowne odepchnięcie się od wampira nadeszło z opóźnieniem.
Skutkiem nagłego oddalenia się i krzyku jest świdrujący ból głowy oraz spadnięcie z kanapy.
No i przy okazji pobudka Sergiusza*

Sergiusz: Na wszystko co ciemne co ci odwaliłoooouuu moja głowa...

Bernard: Aleście musieli wczoraj zabalować. Widzę tu conajmniej cztery butelki wina.

Rafael: Chyba bilo ich więcej...

Sergiusz: Nie pamiętam...
W każdym razie... Vinci, do jasnej
k*rwy, mógłbyś krzyczeć nieco ciszej?
Taka koleżeńska prośba...

Rafael: Jasne...
Sam na tim skorzistam...

Bernard: Chciałem tylko sprawdzić czy żyjecie oraz powiedzieć, że  zbieramy się na śniadanie.
Oj coś czuję, że wszyscy będą na was czekać z niecierpliwością.

Sergiusz: Ta... Niech mnie cmokną...
W szczególności Jin prosto tutaj~...
*Pokazuje usta*

Bernard: Oj chciałbyś.
To do zobaczenia na śniadaniu.
*Le znika*

Rafael: Ta... Ta...
Olala.... Co sje wczoraj dzialo...?

Sergiusz: Nie wiem...
I chyba nie chcę wiedzieć...

Rafael *Bierze wodę z szafki i wypija*
Po glębszym namiśle...
Ja chyba też...

Sergiusz: *Również wypija wodę i bierze leki na kaca*
Dobra.... Ale przynajmniej nie czujemy tej niezręczności, która mogła nastąpić wczoraj....

Rafael: ...Przez chwilę poczulem podziw Signore...
Widzieć pozitiw w takjej situazione.

Sergiusz: Jestem wspaniały, nieprawdaż?

Rafael: A tego nje powiedzialem.

Sergiusz: ...

Rafael: -w-
Z ,,grzecznoścji", jednak, nie zaprzeczę. To jak? Idzjemy na śnjadanje?

Sergiusz: -_- ... -w-
Jasne.

*No to oboje schodzą do kuchni.
Po drodze mijają oczywiście rozbawionych ,,widzów"*

Marcus: A kogo my tu mamy?
Widzę, że zabalowaliście ostro, co?

Midas: Ajjjj, widzę, że alkohol się jeszcze do końca nie rozłożył.
Może dać panom jakieś leki?

Jin: Ludzie, wy wyglądacie jakbyście mieli ostrą sesję MLP!

Sergiusz: *Syczy*
Powabna... Twego głosu zawsze słucham tak wspaniale, ale jest piękniejszy, kiedy jest on dyskretny i cichy, niczym skowronek.

Midas: W skrócie: nie krzycz, bo teraz mają wyostrzone wszystkie receptory.

Jin: Aaaaa.... Jasne, spoko.

Midas: Nigdy nie piłaś alkoholu?

Jin: Nie? Mimo, że jestem już pełnoletnia, to żaden mi nie wleciał w łapki. Prawdopodobnie za sprawką dziadka wszystko co ma procenty magicznie znika z mojego otoczenia.

Marcus: Chcesz kiedyś spróbować?

Jin: No jasne! Tylko, musimy wyjść cichcem, żeby się nie zorientował.
A to będzie trudne jak na jego uszy.

Salio: Co panom przyszykować na śniadanie?

Rafael: Nie mam glowy do wymyślanja... Zrobję sobje platki...

Sergiusz: ...Mamy arbuza?

Salio: Arbuza?

Sergiusz: Cholernie chce mi się pić...

Salio: Hmmm... Chyba powinienem go mieć...

Bernard:  A na dokładkę, ty nie wiesz co jeszcze kupił. To coś dla was.

Sergiusz: Czy to jest to, o czym myślę...?

Jin: Dokładnie. Stroje pokojówek!
I spokojnie, faceci też je noszą.
Spójrzcie.

*Pokazuje zdjęcie*

Rafael: Oh no....

Jin: Oh yes >:3

Bernard: *Wheeze*

Kościej: O-O rany...
Ludzie naprawdę to noszą?

Marcus: Zgadza się.
Więc w sumie sytuacja Win-Win.
Dla nas. Muszę was zobaczyć w tych strojach.

Sergiusz: Zapomnij.
Jak na razie to jesteśmy dla siebie anielsko mili.

Marcus: To trzeba zrobić tak, abyście byli dla siebie niemili.

Midas: Czy to jest fair?

Marcus: Nie, ale nie liczy się droga do celu, tylko sam cel.
Ej, bądźcie dla siebie szczerzy do bólu.

Sergiusz: Chciałbyś.
Mieliśmy iść potem na piwo, a ty, Brutusie, grasz przeciwko mnie.

Marcus: No co?
Chcę po prostu zobaczyć swój cel.

Jin: Ej Serek, a tak z ciekawości...
Wiem, że Vinci to Włoch, a ty jakiej jesteś narodowości?

Sergiusz: Jestem dumnym Rosjaninem.

Jin: Aaa... Ty to Rusek, to nie zrobisz...

Sergiusz: Ja nie zrobię?!
*Chwycił się za głowę, bo zabolała*
Oczywiście, że bym zrobił...!
Tylko, że nie chce mi się nosić stroju i sprzątać domu z tym czubem...!

Jin: :>

Rafael: Signore...

Sergiusz: ...Ej, Aniele, ale to była tylko przenośnia.

Wszyscy: :D

Sergiusz: Ej ludzie to była tylko przenośnia...! Ja nie miałem tego na myśli...!
No może miałem, ale nie teraz...!

Rafael: Maledetto idiota...!
(Ty cholerny idioto...!)

Marcus: Dzięki siostra.

Jin: Nie ma za co.
W końcu rodzina trzyma się razem.

Midas: To od kiedy zaczynacie?

Sergiusz: Ummm....
Um um um....
UMMM.... Najlepiej od nigdy...!
Makaroniarzu, spływamy...!

*Le ucieczka*

Jin: Za nimi!

*Le pogoń*

Bernard: Hehehe...
Oj to będzie ciekawy tydzień...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro