Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Łotr

Malta była przepiękna. Tryskała życiem i kolorami. W powietrzu unosił się zapach dobrego jedzenia i wody morskiej, a wiatr przyjemnie chłodził rozgrzane słońcem ciało. Popołudnie nie było dokuczliwie upalne, aczkolwiek ciepłe i roziskrzone słońcem.

— Tato! Te lody za szybko topnieją! — marudził Sun-oh. — Kapią mi na ręce, nie umiem sobie z nimi poradzić!

— Musisz jeść szybciej w takim razie — naigrawał się z syna Ji-min.

Sun-oh się naburmuszył.

— Joonie ty mi pomóż — poprosił brata.

Nie miał odwagi zwrócić się do mamy. To ją ubłagał o tego loda, choć nie chciała się zgodzić, nie mówiąc o tym, że przestrzegała go, że nie będą mu smakowały. I tak w rzeczy samej było. Podobał mu się ich kolor, ale w smaku... nie przypominały niczego. Jakby rozpuszczone landrynki.

— Daj, wytrzemy i będzie dobrze — zlitowała się w końcu nad nim Nam-sun i wyciągnęła z torby chusteczkę.

Chwilę później dłoń Sun-oh była czysta i ruszyli dalej deptakiem, a Nam-sun poczuła, jak Ji-min ściska jej dłoń nieco mocniej, jakby dawał jej znak. Rozejrzała się więc wokoło dyskretnie. Oboje w jednym czasie spostrzegli przed sobą dwóch znajomych i dawno niewidzianych mężczyzn.

Ji-min poznał ich od razu pomimo upływu czasu. Pierwsze napotkał spojrzenie JK'a, dopiero potem jego wzrok skrzyżował się z tym V. Szli razem niczym wyrwani z innego, nierealnego świata, o którym starał się zapomnieć. Serce zabiło mu w piersi mocniej na ich widok. Sam nie wiedział, czy ze strachu, czy radości.

— Nie reaguj — poprosił żonę w dyskrecji przed dziećmi. — Nie znamy się.

Nam-sun uścisnęła jego dłoń porozumiewawczo i odwróciła wzrok.

— Mamo, nie radzę sobie z tymi lodami — marudził dalej Sun-oh. — Nie będę ich jadł nigdy więcej. Już naprawdę cię nigdy o nie nie poproszę, tylko błagam, wytrzyj mi znów rękę.

Ji-min miał ochotę zakneblować syna. Liczył, że szwedzki jest na tyle trudny, że V i JK go nie rozpoznają. Nie miał pojęcia czy oni wciąż mieszkali w Australii. Nie chciał o tym myśleć. Wyrzucił wszystko z głowy i...

Minęli się. Koniec.

Po tym spotkaniu nie miał prawa zostać żaden ślad, jednak tęsknota w jego sercu urosła przez lata tak wielka, że nie był w stanie się powstrzymać.

— Idźcie przodem — powiedział do Nam-sun, a ona uścisnęła jego dłoń mocniej.

— Jimmy proszę — jęknęła z lękiem.

Ji-min uwolnił swoją dłoń z jej dłoni.

— Idź, nic się nie martw — uspokoił ją. — Za dosłownie sekundę do was dołączę — obiecał.

Nam-sun nie chciała się upierać, czym zwróciłaby na pewno na siebie uwagę w tłumie ludzi. Posłuchała męża i poszła dalej.

Ji-min włożył ręce do kieszeni i odwrócił się na chwilę, stając z przeszłością twarzą w twarz.

V i JK szli w przeciwnym kierunku, ale czuł, że V tak samo, jak on, się złamie. Nie mylił się. Sekundę później przystanął i obejrzał się za siebie. Ich spojrzenia się spotkały. Patrzeli na siebie przez chwilę z oddali. Uśmiechnął się do niego, a V odwzajemnił uśmiech. Dobrze wyglądał. Widać było, że był szczęśliwy. We wspomnieniach przywołał to jedno, gdy żegnał go nieprzytomnego na lotnisku. Pocałował go wtedy w czoło, mówiąc: — Jesteś łotrem, ale tym dobrym. Uda ci się, zobaczysz, tylko trzymaj się kurczowo życia. Kocham cię bracie. Żegnaj. Nie zobaczymy się nigdy więcej.

A jednak się spotkali. Czuł z tego powodu ulgę. Był pewny, że V nie przeżył podróży do Australii. Długo o nim myślał. Zresztą nie było dnia, żeby tego nie robił.

Nad ich głowami zaskrzeczały mewy i obaj spojrzeli na chwilę w górę. Ji-min zobaczył znów we wspomnieniach ich dwóch, jako małych chłopców na plaży w Busan. W spojrzeniu V było widać bardzo wyraźnie, że i on przywołał w myślach to wspomnienie. Uśmiechnął się do niego raz jeszcze.

Udało ci się łotrze — pomyślał, a ciepłe uczucie rozlało mu się w sercu. 

Odwrócił się i poszedł w swoją stronę. 

💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜

Określenie Łotr nie było tu użyte przypadkowo.

Do jutra!

Sev.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro