Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Parkiet pękał w szwach. G-guk ledwo przepchnął się przez tłum, aby dostać się do chłopaka imieniem Tae-hyung, którego wskazał mu Jin i którego obserwował już od dobrej godziny, stojąc na brzegu parkietu. Chłopak wyłowił z tłumu jego spojrzenie od razu i co chwila się do niego uśmiechał, ale G-guk czekał na odpowiedni moment. Nadarzył się właśnie teraz. Chłopak wypił już czwartego drinka. Był wystarczająco pijany, nawet jeśli były rozcieńczone, aby G-guk mógł zacząć działać. Zaszedł go od tyłu i złapał za talię. Był szczupły i pociągający, ale ruszał się fatalnie. Obejrzał się na niego. Jego uśmiechnięte, rozbawione oczy, nieco przygasły, ale się nie odsunął. Widać było, że na to czekał. Patrzył teraz na niego pytająco mętnym od alkoholu spojrzeniem i wydawał się zadowolony. G-guk patrzył na niego przez chwilę skonsternowany. Z bliska było jeszcze gorzej, niż przypuszczał. To był jakiś dzieciak, chłopiec z dobrego domu, naiwniak. Wyglądał jak szczeniątko. I gdyby nie fakt, że Jin kazał mu go przelecieć, to pomyślałby, że to jego syn, a nie szwagier.

Niby jak, kurwa, mam go przelecieć? — zadźwięczało mu w głowie.

— Obserwuję cię od jakiejś chwili — powiedział do niego głośno, próbując przekrzyczeć muzykę.

Oczy chłopaka znów się uśmiechnęły. Był pijany i chwiał się na nogach.

— Naprawdę? — zapytał z przekorą.

G-guk skinął tylko głową w odpowiedzi.

— Dlaczego? — dopytał chłopak, ale przecież dobrze wiedział.

Chciał się słodko podroczyć. G-guk poczuł irytację. Nigdy nie lubił tych pokurwionych, ciotowatych gierek. Albo ktoś ładował mu kutasa w dupę, albo się z nim żegnał. Wpakowałem się, kurwa, w gówno po same uszy — zaklął w myślach.

— Fatalnie tańczysz — zakpił, a uśmiech chłopaka znów przybladł. Oczywiście. Był urażony. G-guk o mało nie przyładował mu za to w gębę. — Pomyślałem, że może mógłbym cię nauczyć — zaproponował, chcąc szybko naprawić to, co spaprał. — Jak masz na imię?

Chłopak znów się uśmiechnął. Przygryzł dolną wargę, a G-guk spojrzał na nią pożądliwie. Chłopak się speszył.

— Tae-hyung, a ty?

— G-guk.

— No dobrze G-guk, to prowadź — zgodził się szybko, ewidentnie chcąc ukryć skrępowanie.

G-guk zacisnął mocniej dłonie na jego talii i nakazał odwrócić znów tyłem. Tańczyli chwilę, obijając się o roztańczone ciała. Potem wypili drinka przy barze, nie rozmawiając o niczym, co chciałby zapamiętać, ale widział w spojrzeniu chłopaka zaintrygowanie, więc żeby je podsycić, rzucił mu kilka słodkich, naiwnych kłamstewek. Skomplementował jego urodę i poprawił mu włosy za ucho. Szesnastoletni chłopak imieniem Tae-hyung był już jego. Wiedział, że mu się spodobał. Miał dosyć tych gierek, ale co chwila zerkał w stronę loży, skąd Jin patrzył na niego tym cholernie wyuzdanym spojrzeniem i tylko to go napędzało. Wszystko szło zgodnie z planem. Potem znów wrócili z Tae-hyungiem na parkiet. Wtedy przyciągnął go do siebie znów tyłem, ale bardzo blisko. Oparł go dosłownie o siebie i ocierał się o niego dwuznacznie. Ten, niesiony euforycznym rozbawieniem, sięgnął za siebie ramieniem i objął go za kark, oparł głowę na jego ramieniu i kręcił biodrami tak, że G-guk ciężko to znosił. Zaczął krążyć ustami po jego szyi. Pachniał czymś drogim, a smak tego był chemiczny i gorzki. Ich ruchy szybko przemieniły się w bardziej sugestywne i taniec zaczął przypominać bardziej seks niż jakieś tam pląsy. To było łatwiejsze, niż sądził, że mogło być. Nie marnował więc czasu. Przesunął dłoń na jego brzuch i spłynął nią w dół. Pogładził jasne, cienkie spodnie, które ku jego zaskoczeniu były nabrzmiałe. Stał mu jak drąg i chłopak szybko złapał go za rękę i zabrał ze swojego rozporka. Odwrócił do niego przodem z wystraszoną miną.

— Przepraszam, to tak samo — jęknął.

G-guk się uśmiechnął. Myślał, że będzie wściekły, a on go przepraszał.

— To mi schlebia — powiedział z zadowoleniem.

Chłopak chwilę patrzył mu w oczy, a potem objął go za kark i pocałował w usta. Jego wargi smakowały alkoholem. Były przesadnie miękkie, jakby rozpulchnione, nie lubił takich, ale nie miał zamiaru narzekać. Musiał już wreszcie rozładować energię, którą poczuł w loży i właśnie okazja sama mu się pchała w ręce.

— Chodźmy na powietrze — zaproponował, gdy przestali się całować. — Jesteś za mocno pijany, musisz ochłonąć — udał troskę.

Tae-hyung popatrzył na niego z rozrzewnieniem i skinął głową. G-guk złapał go za rękę i wyprowadził na taras, a potem schodami w dół pod molo. Widział, że przez miejsce, w którym się znaleźli, Tae-hyung stał się czujny, ale wypity alkohol i zapewne fakt, iż wiedział, jak potężne ma "plecy" w postaci szwagra, nie pozwalał mu na długo pozostać w tym stanie. Rozluźnił się, gdy usiedli na piasku.

— Po co mnie tu przyprowadziłeś? — zapytał z przekorą i opadł do tylu na piasek.

Wsparł się na łokciach i czekał na odpowiedź, ale G-guk nie miał zamiaru mu się spowiadać. Spojrzał na niego i ułożył się przy nim na boku. Uśmiechnął się zadziornie, choć chciało mu się już rzygać tymi podchodami.

— Pomyślałem, że chcesz więcej tego... — odpowiedział i sięgnął po niego ręką.

Przyciągnął do siebie i zaczął całować. Wsunął mu dłoń do spodni i objął palcami tętniącą erekcję.

— Rozepnij, będzie wygodniej — poinstruował go, nie przerywając ani pocałunku, ani masażu. — Sprawię, że będzie ci cudownie.

Tae-hyung po omacku, drżącymi rękami rozpiął spodnie i zsuną je z bioder. Jęczał przy tym tak, że G-guk poczuł, jak mu staje. Doprowadził go do wrzenia, a potem zostawił tak, jak w loży zostawił go Jin.

— Dlaczego przerwałeś? — dyszał podniecony Tae-hyung.

— Pomyślałem, że walenie konia za darmo to trochę niesprawiedliwe — przeszedł do ofensywy.

Usiadł i wsparł łokcie na kolanach. Tae-hyung podciągnął bieliznę, wciąż leżąc na piasku.

— Czego chcesz w zamian? Mam ci zapłacić? Ile chcesz? — zapytał hardo.

G-guk zdał sobie sprawę, że ten pozornie niewinny chłopaczek, wcale nie był taki całkiem niewinny. Zazdrościł mu tej hardości i że było go na nią stać zarówno mentalnie, jak i materialnie i jednocześnie był na niego wściekły, bo go tym upokorzył. A najgorsza była świadomość, że on musiał się na to godzić, bo Jin zapewne już się tu gdzieś czaił.

— Nie chcę twoich pieniędzy, popierdoliło cię? — zapytał oburzony, chociaż był pusty jak afrykański bęben.

— No to czego? — zapytał znów Tae-hyung, krzywiąc się przy tym.

G-guk spojrzał na niego przez ramię.

— Ruchałeś się już kiedyś? — zapytał wprost.

Tae-hyung uciekł wzrokiem.

— Nie... — zaprzeczył skrępowany.

G-guk dobrze o tym wiedział, ale uśmiechnął się dla niepoznaki.

— Jesteś prawiczkiem? — zapytał z kpiną.

— I co z tego? — odszczeknął się Tae-hyung.

— W twoim wieku?

— A niby skąd wiesz, ile ja mam lat?

— No nie wiem, ale wyglądasz na piętnaście — celowo zaniżył.

— Mam szesnaście! — oburzył się Tae-hyung.

— No to tym bardziej powinieneś był się już ruchać — zakpił znów G-guk. — Ja też mam szesnaście, a już się ruchałem i to dawno temu, to jest najlepsza rzecz, jaką czułem.

Tae-hyung poprawił spodnie. Podniósł się do siadu.

— Ale... — zaczął, ale urwał.

Widać było, że czegoś był ciekawy.

— Ale co? — dopytał G-guk, wiedząc, że im bardziej mu nakłamie, tym większa szansa na zaliczenie chłopaka.

Tae-hyung uciekł wzrokiem.

— To ty kogoś, czy on ciebie? — zapytał skrępowany.

G-guk prychnął śmiechem.

— Tak i tak, ale wbrew pozorom lepiej jest, gdy ktoś ciebie rucha. To jest niesamowite uczucie — przekonywał. — Mógłbym ci pokazać, chcesz? — zapytał i spojrzał na niego z uśmiechem.

Tae-hyung znów uciekł wzrokiem.

— No nie wiem, raczej nie — odmówił i wstał z piasku.

Otrzepał spodnie, a G-guk wstał zaraz za nim. Przyparł go do filaru mola.

— Weź, nie bądź dzieciakiem. Seks jest zakurwisty — wydyszał mu w usta.

Złapał go za rękę i poprowadził do swojego stojącego kutasa w spodniach.

— Chcesz go poczuć w sobie? Obiecuję, że poczujesz się jak w niebie. Tak strasznie mi się podobasz, chciałbym, żebyś o mnie pamiętał, jak już pojedziesz do domu — szeptał przymilnie.

Tae-hyung widać było, że się waha. G-guk widział, że mu się podoba. Znał sposoby jak działać, wiedział, że co się podoba facetom, a już na pewno takim chłoptasiom jak Tae-hyung. Młody, naiwny, nieco arogancki. Bogaty, ale lekko zagubiony, bo zapewne tatuś i szwagier załatwiali za niego brudną robotę, a on tylko korzystał z życia, słodko pierdząc, ale przecież o swojego kutasa musiał zadbać sam i najpewniej nie umiał i tu G-guk miał nad nim przewagę. Sprzyjał mu też wypity przez Tae-hyunga alkohol i czuł jego nieopadające w spodniach pożądanie.

— Walenie konia pod prysznicem ci już nie wystarcza, przyznaj — zapytał hardo. — Przecież w końcu ktoś i tak dobierze ci się do tyłka, nie bądź głupi — atakował. — Dlaczego nie miałbym to być ja? Wiem, co robię. Umiem zadowolić faceta takiego jak ty.

Tym go zdobył. Był tego pewien. Na jego twarzy przeładowały się emocje.

— To będzie mój pierwszy raz... — wyszeptał Tae-hyung i pocałował go znów.

G-guk zarechotał jak hiena. Coś w cieniu drugiego filaru zaszeleściło. Tae-hyung przerwał pocałunek i spojrzał w tamtą stronę.

— Słyszałeś to? — zapytał wystraszony.

— Nie przesadzaj, to pewnie fale, albo jakieś ptaki — zbagatelizował. — Daj mi już ten swój tyłek, bo oszaleję. Obiecuję, że będę delikatny — naciskał.

Tae-hyung się uspokoił i znów go pocałował. G-guk odwrócił go do siebie tyłem i zsunął mu spodnie. Polizał dłoń i wsunął między jego pośladki. Potem splunął na nią raz jeszcze i potarł swojego sterczącego kutasa, którego wydobył ze spodni. Złapał Tae-hyunga za ramię i popchnął, żeby się pochylił. Wsunął się w niego i kiedy poczuł, jak cholernie był ciasny, stracił kontrolę. Zaczął się wbijać w niego coraz szybciej i mocniej. Brutalnie. Tae-hyunh zaczął się szarpać.

— Zatrzymaj się — jęczał z rozkoszy, ale jednocześnie stawiał opór.

— Zamknij się — warknął na niego G-guk i zasłonił mu usta dłonią niesiony brakiem kontroli i przycisnął mocno do filaru.

Zerżnął go gorzej niż dziwkę. Zatrzymał się, dopiero gdy całkowicie mu opadł, dysząc ciężko, ale wciąż zakrywając chłopakowi usta. Kiedy go puścił, chłopak odwrócił się zamroczony i spojrzał na niego wystraszonym spojrzeniem.

— Prosiłem, żebyś przestał — wybełkotał, stojąc z opuszczonymi spodniami jak sierota.

G-guk dyszał ciężko z wysiłku, bo nie dość, że musiał go rznąć, to jeszcze musiał go utrzymać w ryzach.

— Myślałeś, że męski seks to czułe słówka i pieszczoty? — zadrwił z niego, wciąż zasapany. — Nie bądź zniewieściały i śmieszny, chyba nie wierzysz w te wszystkie ochy i achy i te wszystkie czułe pierdoły — wyśmiał go. — Męski seks to orgazm i jego siła. Fizyczna satysfakcja. I nie bądź taki wybredny. Spuściłeś się, zanim doszedłem do połowy.

— Nie, wcale tak nie myślę — zapierał się speszony Tae-hyung.

G-guk dostał już to, czego chciał, więc tylko na niego prychnął. Warunek Jina był spełniony i myśląc o tym, spojrzał ukradkiem w stronę, z której doszły ich wcześniej szeleszczące odgłosy. Nie miał wcale dość. Miał ochotę na niego. Na Jina. Wcale nie kłamał, mówiąc tej łamadze, że uczucie czyjegoś kutasa w tyłku jest nieopisanym doznaniem. On chciał poczuć w sobie Jina, aż po gardło. Czuć jego zaciskające się na jego ciele silne dłonie. Może nawet na szyi. Spojrzał znów na chłopaka. Opierał się plecami o filar i niemrawo podciągał spodnie.

— Daj, pomogę ci — zlitował się nad nim.

Bądź co bądź musiał choć trochę o niego zadbać.

— Sam to zrobię — jęknął Tae-hyung.

Był bliski płaczu. Czuł się upokorzony i wykorzystany. G-guk widział to bardzo dokładnie. Nie rozumiał jedynie dlaczego? Chyba nawet nie chciał rozumieć. To były jakieś ckliwe dyrdymały, którymi nie chciał zawracać sobie głowy, ale bał się Jina, jeśli chłopak by mu się poskarżył. Musiał to jakoś załagodzić.

— Byłeś cudowny — pochwalił go. — Jeszcze nie miałem nikogo takiego jak ty.

Oczy Tae-hyunga spotkały się z jego.

— Naprawdę?

Ten chłopak był tak naiwny, że to było aż żałosne.

— To dlatego mnie tak poniosło. Nie umiałem się opanować. Zobacz, co mi zrobiłeś — szeptał przymilnie i złapał go za rękę.

Poprowadził znów do swojego rozporka. Kutas stał mu znów jak drąg, bo myślał o Jinie i o tym, że wciąż zapewne się temu przygląda.

— Jesteś jakiś niewyżyty — zakpił Tae-hyung.

— Jestem, bo spotkałem ciebie. Masz tak ciasny tyłek, że jak o tobie myślę, to mi staje — znów go pochwalił.

Nie przewidział tylko jednego.

— Spotkamy się jeszcze? — zapytał Tae-hyung.

G-guk automatycznie zrobił dwa kroki w tył.

— Nie wydaje mi się.

Tae-hyung lekko ochłonął, a procenty najpewniej zaczęły mu wietrzeć z głowy.

— Chciałbym...

G-guk popatrzył na niego z przestrachem. Nie chciał mieć z nim nic do czynienia, a już na pewno być jego... chłopakiem.

🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣🟣

Chyba nawet tego nie skomentuję. Jak ja tego skqr#%$&4 nienawidzę...

Dajcie znać, czy macie tak samo, a może gorzej?

Wybaczcie, że tak rzadko publikuję część 6, ale jest niedopracowana i wymaga korekty, a Heaven nie daje mi spokoju. Mam już 21 rozdziałów i skończyć nie umiem :/ Chcę na zakończenie całej serii zaaplikować wam super bombę emocjonalną :D i to mnie tak dekoncentruje, mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiali ^^

Obiecuję poprawę :)

Do następnego!

Sev.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro