Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Step twelve: "My new napkin friends that know too much"

Było rano. Definitywnie było cholernie rano. Słońce dopiero wstawało z własnej woli, a ja już nie z własnej tylko Kaia musiałem podnieść się z łóżka i odebrać dzwoniący telefon. Jednak zanim to zrobiłem posłałem zirytowane spojrzenie wszystkiemu, co znajdowało się w pomieszczeniu. Chyba bez żadnego celu, tylko tak dla reguły... W końcu znalazłem ten telefon pośród dość dużego bałaganu (nie) chciałbym dodać.

— Kaaai. Ja tu spałem — przetarłem dłonią twarz i ziewnąłem.

— Co z tego?

— To, że mogłeś zadzwonić później. Albo wcale skoro już tak długo się nie odzywałeś — dodałem po namyśle.

Ponownie położyłem się na łóżku, a Monggu zaczął szturchać moją dłoń, domagając się głaskania. Uśmiechnąłem się i uległem mu. Już chwilę później zamknął oczy i prawdopodobnie zasnął albo po prostu czerpał jak najwięcej z masażu.

Muszę przyznać, że Monggu był coraz bardziej znośny. Nie żebym go faworyzował czy coś, ale taka była prawda. Właściwie od początku zachowywał się najnormalniej i ciągnął mnie najmniej. Może to przez to, że miał krótsze łapki od Jjangah i Jjanggu. Jednak ja byłem gotowy twierdzić, że on zwyczajnie był od nich grzeczniejszy.

— Baekkie... Jak możesz tak mówić? Nie stęskniłeś się?

— Baekhyun hyung i nie.

— No jak możesz? A może znalazłeś sobie kogoś cooo~? — Zapytał, a ja słysząc ton jego głosu od razu wiedziałem, że muszę zmienić temat. Szybko.

— Jongin.

— Co, Baekkie — westchnąłem. On nigdy się nie nauczy.

— Nie już nic.

Okej, może jednak to nie było takie trudne, a może to przez to, że Kai jest w krainie o nazwie "Kyungsoo" i myśli już tylko o tym co znowu z nim będzie robił. Ale w takim razie dlaczego dzwonił?

— Baekhyun...

— Tak?

— Pamiętasz, że niedługo wracamy, prawda? — Powiedział trochę bardziej ponuro niż wcześniej, a ja chyba powoli domyślałem się o co chodziło.

— Pamiętam, Jongin.

— No więc... Przyjaźnimy się, Baekkie i nie chciałbym tego mówić, ale chyba domyślasz się, że w tym mieszkaniu trzy psy i troje ludzi ciężko będzie pomieścić.

Westchnąłem cicho. Wiedziałem, że o to będzie chodziło. Cóż, chyba nadszedł czas mojego odejścia z tego miejsca, jednak teraz będzie to trudniejsze. Ze względu na Chanyeola i to co nas łączy. O ile mogę tak mówić.

— Rozumiem, Jongin — oznajmiłem nieco ponuro i spojrzałem na pundle. — Poszukam jakiegoś mieszkania. Postaram się znaleźć coś zanim wrócicie, żeby nie sprawiać problemu.

— Baekkie, nie będziesz, po prostu chodzi też o twoją wygodę.

— Rozumiem, Kai. Nic się nie stało — przerwałem na chwilę.— Wybacz, ale muszę już kończyć. Z-zadzwoń za jakiś czas.

Rozłączyłem się. Nie powiem, ta wiadomość nieco mnie zaskoczyła, ale przecież to było oczywiste, że ten moment w końcu nastąpi. Nie wiem tylko dlatego tak łatwo o tym zapomniałem. Całkowicie odsunąłem od siebie wszystkie rzeczy niezwiązane z pundlami i Chanyeolem, wskutek czego fakt ten kompletnie wyleciał mi z głowy. No cóż, jakoś musiałem dać sobie radę. Innego wyjścia nie miałem, a o powrocie do Chin nawet nie chciałem słyszeć. Niewiele myśląc wstałem z łóżka i — kolokwialnie mówiąc — olałem psy, idąc od razu do Chanyeola.

Dopiero po zapukaniu i oczekiwaniu na otworzenie drzwi zdałem sobie sprawę z tego, że wyszedłem do niego w samej piżamie. Nie byłoby tak źle gdyby to była normalna piżama, a nie o pastelowych kolorach z namalowanymi na niej jednorożcami... Trudno, może chociaż pomyśli, że jestem słodki?

— Baekkie? Co ty tu robisz? — Zapytał, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Powiedz, że uroczo wyglądam, proszę.

— Eeem... Odwiedzam cię?

— W takim stroju?

— Tak! Nie mogłem się doczekać spotkania z tobą, a teraz wpuść mnie, bo zimno mi w stopy — powiedziałem szybko, próbując nie zarumienić się i chyba po raz pierwszy osiągnąłem sukces w tej dziedzinie! — Myślałem, że szybciej otworzysz...

Chanyeol spojrzał na moje gołe nogi i odsunął się pozwalając mi od razu wejść. — Wybacz — powiedział nieco zmieszany.

— Już wybaczyłem~

Uśmiechnąłem się i poszedłem do salonu, od razu siadając na kanapie. Rozejrzałem się dookoła i przypomniałem sobie nasz pierwszy pocałunek. Oczywiście zarumieniłem się. Czyli jednak przegrałem bitwę! Niedobrze, a już myślałem, że oduczyłem się tego. Najwyraźniej nie...

— Co się tak rumienisz, śliczny? — Spytał, siadając obok.

Przecież musiał się przekręcić tak, aby być do mnie przodem... Nie mógł siedzieć bokiem, jak na normalnych ludzi przystało. Przysięgam, jak tak dalej pójdzie to te policzki mi spłoną.

Westchnąłem i uśmiechając się odwróciłem się do niego plecami. On natomiast pociągnął mnie do tyłu tak, że położyłem się na jego skrzyżowanych nogach. Gdybym leżał na brzuchu byłaby to dość dwuznaczna sytuacja, bo głowę miałem stanowczo za blisko jego... krocza.

— Hm?

— Po prostu sobie coś... przypomniałem — oznajmiłem, próbując znaleźć jakiś sposób, aby uniknąć jego spojrzenia, jednak ze względu na naszą pozycję nie było takiej opcji.

— Co~?

— Nasz p-pierwszy p-pocałunek...

— Aż tak ci się podobało, skarbie? — Schylił się nieco, zbliżając swoją twarz do mojej.

Okej, miałem dwie opcje. Jednej plan wyglądałby mniej więcej tak:

1. Oznajmiam, że podobało mi się.

2. Chanyeol się uśmiecha.

3. Ja też.

4. Schyla się bardziej i całuje mnie.

5. Rumienię się cholernie mocno, bo jest lepiej niż za pierwszym razem.

No, powiedzmy, że mniej więcej ta sytuacja by tak wyglądała. A ja znowu musiałbym walczyć z czerwonymi policzkami i oczywiście za nic w świecie nie byłbym w stanie tej wojny wygrać. Więc jest jeszcze jeden pomysł...

1. Mówię Chanyeolowi, że wcale nie było dobrze, że mi się nie podobało (oczywiście musiałbym kłamać).

2. Chanyeolowi zapewne robi się przykro, więc korzystam z sytuacji i uciekam mu z kolan, aby nie musieć patrzeć mu w oczy i krępować się.

3. Cieszę się uzyskaną wolnością.

4. Wyrzuty sumienia. WIELKIE.

5. Mówię, że jednak mi się podobało.

6. Ten plan jest do dupy.

Więc jednak miałem jeden plan. Ten pierwszy. Chociaż drugi miał sens tylko na początku... Ja nie chciałem ranić Chanyeola. Może to głupie, ale chyba naprawdę wpadłem. Mocno i bez żadnej drogi ucieczki. W sumie wydawało mi się, jakbym swoje losy już dawno powierzył młodszemu. No bo co ja mogłem więcej zrobić? Darzyłem go jakimś uczuciem, a to czy będę tego żałował czy nie zależało tylko i wyłącznie od niego. Ja już nie miałem nic do gadania. Więc proszę, Chanyeol, nie zawiedź mnie.

— M-mhm... — Mruknąłem cicho, cały czas patrząc na Parka.

Młodszy uśmiechnął się i przybliżył jeszcze trochę. Następnie odgarnął grzywkę z mojego czoła, a chwilę później powiedział coś co kompletnie wybiło mnie z rytmu. Chciał, aby powtórzył! No przecież słyszał dobrze i wyraźnie. Nie będę powtarzać takich krępujących rzeczy...

Oczywiście zamknąłem się. Nic kompletnie nie powiedziałem!

Przez kilka sekund. Jego okropne, piękne oczy...

— Powiedziałem, że podobało mi się — oznajmiłem cicho i zawstydzony zerknąłem na niego.

Chanyeol wyszczerzył się bardziej i pocałował mnie krótko, a ja dalej się w niego wpatrywałem. To uczucie było dziwne. To znaczy ten pocałunek... Do góry nogami. Jednak nadal było przyjemnie. Dlatego też sam uniosłem nieco głowę w poszukiwaniu jego warg, a kiedy już dotknąłem je swoimi Chanyeol znowu przejął inicjatywę. Splótł nasze palce ze sobą i pocałował dość mocno. Ja natomiast starałem się oddawać pieszczotę, ale mimo moich prób miałem wrażenie, że i tak jemu nie jest równie przyjemnie co mi...

Muszę chyba poćwiczyć — pomyślałem.

W tym samym momencie Park dość niespodziewanie (zupełnie tak, jakbym kiedykolwiek był w stanie przewidzieć, że to zrobi) pogłębił pocałunek wymuszając na mnie ciche jęknięcie. Co z kolei poskutkowało tym, iż nieprzyzwyczajony do takich odgłosów wydobywających się z moich ust, całkowicie się speszyłem i odsunąłem od miękkich warg Koreańczyka. Ten mruknął z dezaprobatą i odsunął się nieco, aby móc na mnie spojrzeć.

— Baekkie... — Zaczął głaskać mnie po włosach. — Wstydzisz się tego?

— Czego?

— Reakcji swojego ciała i tego, że całujesz się z facetem — wyjaśnił, a ja już doskonale wiedziałem, że pod tymi reakcjami kryły się rumieńce. Cholera, zauważył? A już myślałem, że dość dobrze mi szło przynajmniej w ukrywaniu ukrywania. Nieważne. To nie miało sensu. Wybaczcie. — To całkiem normalne, Baekkie.

Tak, to wydawało się na zabój normalne. Szczególnie, że czegoś takiego doświadczałem pierwszy raz w życiu. Tych much w brzuchu czy jak to się tam mówiło. Ale zastanawiało mnie jedno. Dlatego ludzie używali tego stwierdzenia, kiedy chodziło o uczucie dość przyjemne? To znaczy takie przy osobie, którą lubią i w ogóle...

Muchy w brzuchu. Też mi coś.

Nieprzyjemne w każdym calu.

— J-ja wiem, Channie. Tylko...

— Tylko co, skarbie? — Zarumieniłem się i od razu moja dłoń powędrowała w stronę policzków. — Zostaw — zabrał ją i splótł nasze palce razem, tak że już żadnej ręki nie miałem wolnej. Czułem się jak zakładnik, ale zignorowałem to.

— Tylko to nadal dziwnie...

— Przyzwyczaisz się.

— A jeśli nie? Co wtedy? — Zapytałem pełen obaw.

Chanyeol uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Później oznajmił cicho, wprost do mojego ucha: — Nie będziesz miał wyboru, bo już cię nie puszczę.

Zarumieniłem się znowu. Bardzo.

ღ ღ ღ

Jakąś godzinę później siedzieliśmy już w barze, do którego zabrał mnie Chanyeol. Jeśli pomyśleliście sobie, że bar nie bardzo był w stylu Parka to zdecydowanie macie rację. Na początku to restauracja miała być naszym celem, ale stwierdziłem, że nie będę czuł się dobrze, jeżeli młodszy będzie zobowiązany do zapłaty za mnie dużego rachunku, więc wymyśliłem coś tańszego, co nie wywoła poczucia winy, a zarazem uszczerbku w objętości portfela Chanyeola.

Ach, ta moja wspaniałomyślność.

A dlaczego w ogóle tutaj się znaleźliśmy? Otóż po zakończeniu sesji całowania, przypomniałem sobie o rzeczy, przez którą przyszedłem do Parka. A raczej o tym, że niedługo już nie będziemy sąsiadami. Chanyeol, widząc moje załamanie, postanowił coś z tym zrobić. Zaproponował wyjście, ja szybko poszedłem się przebrać i wyprowadziłem pundle, no a resztę już znacie. No może oprócz tego, że alkohol, wino i tym podobne rzeczy powodują, że mój język (bo na pewno nie ja) papla o rzeczach, których nigdy o trzeźwym umyśle bym nie powiedział.

A już szczególnie przy Park Chanyeolu. Ale powiedziałem. Biada mi.

— W-witajcie koledzy. Wy zapewne też nie zdołaliście uciec przed wszechobecnym urokiem Park C-Chanyeola, prawda?

Zapytałem moich nowych kolegów, którzy nadzwyczaj bardzo chcieli mnie słuchać! Nawet ani razu mi nie przerwali i przysiągłbym, że wręcz z niecierpliwością wyczekiwali tego, co miałem im do powiedzenia. A ja oczywiście kontynuowałem z zamiarem podarowania im rzeczy, której pragnęli.

Co innego, że moimi nowymi znajomymi były serwetki, stojące na stole.

Ale halo! Serwetka też człowiek. Potrzebuje czułości i rozmowy...

Baek, no chyba nie.

— Hik!

Tak, a czkawka to kolejna przybłęda. Trochę ich się wtedy zebrało, ale jeśli miałem je uszczęśliwić to co mi tam? Gorzej, że siebie wkopałem pięć metrów pod mułem... Cóż, bywa. Niestety.

— Taki p-piękny.... Hik! Lecz tak bardzo n-niedostępny...

Chanyeol milczał. Może to była wskazówka, żebym ja też się zamknął? Teraz mam wrażenie, że tak, ale wtedy...

— Aigooo... Hiiik! Tak ciężko żyć, kiedy kochasz bez wzajemności...

Ale wtedy chyba jednak nie interesowało mnie to za bardzo.

Ogółem to wcale nie było najgorsze, jakby mogło się wydawać. Dobra, jak już powiedziałem, wkopałem się i nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie wydostać się z tego dołka, ale to i tak nic. Później jeszcze, nie dość, że byłem głęboko to jeszcze przysypałem się piaskiem.

Chanyeol zlitował się nade mną (pomińmy to, że nie powiedział nic od czasu mojej rozmowy z serwetkowymi przyjaciółmi) i niósł mnie na swoich plecach aż do samego mieszkania. Tak, byliśmy niczym bohaterowie koreańskich dram. Uroczo, prawda? Otóż, nie. Byłem na tyle schlany (wybaczcie to określenie, ale ono idealnie oddaje stan w jakim byłem), że w pewnym momencie policzek Chanyeola wydawał się na tyle smaczny, aby go polizać... Nie komentujmy tego, proszę. Z kolei jego ramię okazało się idealnym punktem docelowym dla śliny, która postanowiła udać się na wycieczkę po tym, jak już zasnąłem. Nadal na jego plecach.

Więc jak teraz oceniacie moją sytuację?

Pięć metrów pod mułem, zasypany piaskiem, bez resztek godności. Może być?

Jednak wiecie co? To mi nie wystarczyło. To znaczy, nie wystarczyło schlanemu Byun Baekhyunowi, który wcale nie był tym Byun Baekhyunem, z którym całował się Chanyeol. Tak tylko mu się wydawało. Tsa...

Kiedy już Park położył mnie w sypialni Kaia i Kyungsoo, ja zacząłem stroić słodkie minki aby usiadł obok mnie. Zrobił to. Wtedy się ucieszyłem, a teraz pogratulowałbym mu głupoty.

Minutę później wgramoliłem się na jego kolana, siadając na nich okrakiem (o mój Boże) i przytuliłem się do niego, jednocześnie odnajdując pierwszy guzik od jego koszuli. Męczyłem się z nim przez jakiś czas, a później urwałem go (niechcący!). Chanyeol cały czas patrzył na mnie, a jedynym co wypowiedział było pytanie dotyczące tego co robię.

— Niiiic, Chaaanie~ — Odpowiedziałem wtedy radośnie i (już na szczęście bez ranienia guzików młodszego) poodpinałem je.

Chwilę obserwowałem jego umięśniony tors, a kiedy już stwierdziłem, że wcale mi to nie wystarczało, zacząłem zsuwać z niego koszulę. Chanyeol nieco zdezorientowany, początkowo chciał mnie powstrzymać, ale ja zrobiłem słodką (pijaną) minkę, a on tylko westchnął. Miał mnie dość?

Po pewnym czasie udało mi się pozbawić go górnej części stroju. Wtedy popchnąłem go na łóżko — nieco zdziwiony swoją siłą — i przytuliłem się do jego klatki piersiowej. Park objął mnie i zaczął się śmiać. Ja natomiast zasnąłem, śmierdząc alkoholem.

Obecna pozycja: Pięć metrów pod mułem, zasypany piaskiem, bez resztek godności, nieposiadający się z radości.

Może jednak nie było tak źle?

ღ ღ ღ

Witam bardzo serdecznie ^^ Cóż, rozdziałów szybko ubywa, a do końca opowiadania pozostało jeszcze pięć.  W każdym bądź razie dziękuję wszystkim za wyświetlenia i gwiazdki, chociaż nie ukrywam, że miło by było gdyby ktoś pokusił się o napisanie komentarza. One naprawdę motywują znacznie bardziej niż głosy, a ja chciałabym poznać Waszą opinię. Także może poświęćcie chwilę i napiszcie zwykłe "podoba mi się" lub "nie podoba mi się", co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro