Step thirteen: "Avoiding is not good way to survive"
Okej, więc po tej nocy stan rzeczy miał się następująco.
Rankiem, kiedy o wszystkim sobie przypomniałem, wygoniłem Chanyeola i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem (pomińmy, że później okazało się, iż łóżko Kaia i Kyungsoo wcale ich łóżkiem nie było). Tak, wypędziłem go z jego własnego domu, ale to nie moja wina, okej?! Skąd miałem wiedzieć? Pijany byłem. To mnie usprawiedliwia. A to,że dopiero jakiś czas później zorientowałem się, co zrobiłem i szybko przebiegłem do mojego tymczasowego mieszkania, wcale nie robi ze mnie głupka. Wcaaale.
Następnie zadzwoniłem do Luhana. Powiedziałem mu o wszystkim, a on stwierdził tylko, że to dobrze.
Bo Chanyeol wie o moich uczuciach.
Bo ja nie muszę już dłużej niczego ukrywać.
Bo to, że milczał wcale nie świadczyło o tym, iż kompletnie nie odwzajemniał moich uczuć. Chociaż ja tak uważałem.
Dlatego zakończyłem ten temat i przeszedłem do tego, który interesował mnie najbardziej. Zapytałem o jego przyjazd. Przez chwilę się nie odzywał, a później powiedział zdanie, które doprowadziło mnie do tego, że nawet zbłaźnienie się przed Chanyeolem nie wydawało się niczym poważnym.
— Baekhyun, nie przyjadę jednak... Wybacz, naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło — oznajmił, jednak ja miałem wrażenie, że powstrzymywał się od śmiechu.
Dlaczego? Cieszył się z tego? Bo raczej nie żartował, prawda? Ewentualnie czerpał radość z tego, że ja jak debil wierzyłem w chęć jego przyjazdu, a on od początku wiedział, iż to nigdy się nie odbędzie. I w sumie nie wiedziałem w co lepiej wierzyć. Czy w to, że może jednak byłem dla niego zwykłym przeżytkiem jeśli chodzi o naszą przyjaźń czy w to, że może mu coś wypadło i rzeczywiście jest mu bardzo przykro z tego powodu.
Nie miałem pojęcia. Obie opcje niosły ze sobą pewnego rodzaju ból, a mi chyba cierpienia było wystarczająco wiele. Tak, mówię o Chanyeolu. To znaczy nie zrobił mi nic. To prędzej ja byłem winien, ale chyba brakowało mi odwagi żeby przyznać się do tego.
Od czasu, kiedy wybiegłem z jego mieszkania, które początkowo wziąłem za swoje minęło kilka dni. Powrót Jongina i Kyungsoo zbliżał się wielkimi krokami, a ja poza kolejnymi bitwami z pundlami nie miałem czym się pochwalić. Nie żebym próbował przymilać się Kaiowi czy coś, ale chodzi o sam fakt. Chyba, że którekolwiek z was uważa tęsknotę za aspekt godny wspomnienia to tak, można jeszcze ją do ogółu doliczyć. Niemniej jednak dla mnie nie była ona niczym pożytecznym, bo naprawdę tak, jak spodziewałem się wielu rzeczy, tak nigdy nie pomyślałbym, że po znajomości z Chanyeolem przez około miesiąc lub nieco więcej, stanie się on dla mnie kimś, bez kogo nie będę w stanie przetrwać nawet kilku dni.
Tak, usychałem z tęsknoty.
I jakkolwiek kolokwialnie by to nie brzmiało tak właśnie było. Próbowałem wszystkiego. Spotykałem się z Sehunem, żeby nie myśleć o tym wszystkim, mając jednocześnie nadzieję na to, że jego głupota zaślepi nieco to, co czułem. Wychodziłem na długie spacery z psami i pozwalałem im ciągnąc mnie ile tylko chciały, ale zauważyłem, że nie były już takie chętne ku temu. Albo im się znudziło, albo widziały, że ze mną wcale tak cudownie nie było. Teraz natomiast siedziałem w salonie z Taeyeon, a ta bacznie mnie obserwowała, wyszukując chyba wszelkich mankamentów na mojej twarzy.
— Tae, możesz przestać się tak gapić? To mnie trochę wyprowadza z równowagi — powiedziałem cicho i usiadłem obok niej.
— Baekkie, ja widzę, że nic nie jest dobrze. Zapewniasz mnie i mówisz o tym, jak to cudownie jest, ale ja nie jestem ślepa — oznajmiła pewna swojego, a po krótkiej przerwie kontynuowała. — Nie znam cię może aż tak długo, jednak zauważyłam jaki jesteś na co dzień.
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na nią przez jakiś czas, aż w końcu pozwoliłem, aby wszystkie emocje, które ukrywałem wyszły na zewnątrz. Taeyeon obserwowała, a później przysunęła się i zaczęła głaskać mnie po głowie. Naprawdę? Zachowywała się jakby była moją matką, ale zaskakująco wcale mi to nie przeszkadzało... Było miło. Pomagała mi.
— Nie martw się, Baekkie. Widzę, że ci na nim zależy. Jemu też pe...
Głośne pukanie przerwało jej, nie pozwalając dokończyć tego, co chciała powiedzieć. Spojrzałem na kobietę nieco niepewny, ponieważ nie zapraszałem nikogo, a tym bardziej nie do końca miałem ochotę rozmawiać z kimkolwiek innym niż Taeyeon. Jednak ta powiedziała, że powinienem otworzyć. W końcu to nie moje mieszkanie i ktoś mógł przyjść nie do mnie, a do Kyungsoo lub Jongina. I dlatego ja, jako tymczasowy lokator, powinienem przekazać im o co chodziło.
Dlatego wstałem i podszedłem do drzwi. Po zaczerpnięciu głębszego wdechu (kompletnie nie wiem po co), uchyliłem drzwi i zobaczyłem wysokiego bruneta — Chanyeola. Natychmiastowo próbowałem je zamknąć, a raczej zatrzasnąć, jednak Park był szybszy. Wszedł do środka cały czas na mnie patrząc, a ja nieco przerażony cofnąłem się do tyłu.
— Unikałeś mnie?
Ja w dalszym ciągu przybliżałem się do ściany, a on łapał mnie w pułapkę. Kiedy już dotknąłem jej plecami spojrzałem na Chanyeola. Ten oparł dłonie po obu stronach mojej głowy i przybliżył się jeszcze. Przełknąłem (dość głośno) ślinę, bo w mojej głowie zaczęły tworzyć się wszelkiego rodzaju plany dotyczące tego, co Chanyeol mógłby teraz zrobić. Z drugiej strony Taeyeon siedziała i prawdopodobnie gapiła się tylko na mnie. Cholera! Powinna mi pomóc czy coś!
— Baekkie, zadałem pytanie.
— U-unikałem...
— Dlaczego?
— N-no bo... Wygłupiłem się. B-bardzo — wyszeptałem cicho i od razu zarumieniłem się.
— Bez sensu — odrzekł, patrząc mi prosto w oczy.
Wyglądał tak, jakby był nieźle wkurzony. I co poradzę? To niestety była tylko i wyłącznie moja wina. Nie powinienem teraz narzekać skoro sam to sobie zgotowałem.
— T-ty jesteś bez s-sensu — powiedziałem, całkowicie nie zastanawiając się nad tym, co wypowiadam.
Dopiero później zdałem sobie z tego sprawę i zarumieniłem się dużo bardziej. Mina Parka zmieniła się nieco i z dość zdenerwowanego, zaczął wyglądać na raczej zranionego. To była moja wina.
— Baekhyun... Jesteś niemiły.
— W-wybacz.
— Dlaczego nie bierzesz pod uwagę tego co ja czuję?
— C-co?
— Nawet nie zaczekałeś. Nie dałeś mi szansy na jakiekolwiek odniesienie się do tego, co ja uważam. Co chcę powiedzieć.
Spuściłem wzrok i już się nie odezwałem. Chanyeol natomiast obserwował mnie przez jakiś czas. Nie mówił nic. Kompletnie. Mnie natomiast nawiedzały coraz to większe wyrzuty sumienia. Prawda była taka, że to moja wina. Nie powinienem był uciekać i... I może mogłem od razu przyznać się do tego, co do niego czułem. Ale z drugiej strony to była dla mnie całkowicie nowa sytuacja. W sumie nadal nie wiedziałem nawet czy pod zauroczenie to nie podchodziło. Wolałem zaczekać jeszcze trochę. Przecież po około miesiącu nie powinno się zakochiwać! To nierealne. Nawet jeszcze tak dobrze Chanyeola nie znałem. Nie wiedziałem do końca co lubił robić jeść... Jakie było jego hobby. Ale... Ja naprawdę lubiłem spędzać z nim czas. Lubiłem jak mnie całował i jak przytulał... Dlatego też byłem chyba po części wdzięczny (o ile można tak powiedzieć), że wygadałem się. Przynajmniej nie tłumiłem w sobie już dłużej tego wszystkiego.
Tylko, czy to wszystko nie działo się zbyt szybko?
— Baekhyun... — Objął mnie i zaczął gładzić po policzku. — Też chciałbym mieć szansę, żeby pokazać ci co czuję.
Patrzył mi cały czas w oczy, mimo że ja sam na niego nie patrzyłem. Same jego działania nakazywały mi wierzyć w istnienie szczerości w jego wypowiedziach. Prawdę mówiąc to nie tak, że mu nie ufałem. Zaufałem już chyba dawno temu, ale prędzej nie byłem przekonany do samego siebie. Do swoich uczuć, motywów i tego wszystkiego. Bałem się, że mogę go zranić, całkowicie nie zdając sobie z tego sprawy.
Rzeczywistość wyglądała tak, że może to Chanyeol podejmował wszelkie pierwsze kroki w kierunku postępu naszej relacji, może to on tak naprawdę zachęcał mnie do wszystkiego, ale to ja byłem starszy. To ja powinienem zachowywać się rozsądnie i dbać o to, aby go nie skrzywdzić. Nawet jeśli tylko Chanyeol był na tyle dorosły, żeby dbać o swoją przyszłość i wykształcenie, kiedy to ja rzuciłem to wszystko w cholerę. Jednak mimo to... Chciałem — chociaż raz — pokazać mu, że mi zależy. Na jego dobru, radości i naszym związku. Pomijając wszystko. Nawet to, że dla wielu byłem tylko kimś, kto potrafił ich rozśmieszyć. Nikim więcej, a już na pewno nie osobą odbieraną za taką, która ma głowę na karku.
To dla Chanyeola. Chciałem się wykazać.
— T-to mi pokaż — powiedziałem cicho, a wtedy on mnie pocałował.
Początkowo stałem bez ruchu, nie do końca wiedząc co się dzieje. Przecież był zły, zraniłem go. Ale teraz mnie całował. Dlaczego?
Kiedy naparł na mnie bardziej postanowiłem pomyśleć nad tym wszystkim później. Zamknąłem oczy i zacząłem delikatnie oddawać pocałunek. Park objął mnie w pasie i przysunął do siebie, a ja położyłem dłonie na jego klatce piersiowej. Później ścisnąłem w nich koszulkę młodszego. Dokładniej wtedy, gdy pogłębił pocałunek, sprawiając, że ten stał się nieco bardziej agresywny. Całkowicie poddałem się jego działaniom, decydując się jedynie na oddawanie czułości, ponieważ chciałem, żeby jemu było równie cudownie co mnie. Chociaż w pełni zdawałem sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nigdy nie będę całować tak dobrze, jak Chanyeol. I nie mówię tego poprzez wzgląd na moje uczucia...
— T-to ja może pójdę — oznajmiła nieco zawstydzona Taeyeon. — Baek, zadzwoń do mnie... Kiedy skończycie.
Wyszła, a ja nawet jej nie odpowiedziałem. Wiedziałem to tylko i wyłącznie dlatego, że usłyszałem odgłos zamykanych drzwi. Nic więcej. Byłem bardziej zajęty nadążaniem za tym, co Park robił.
Przed chwilą wsunął mi dłoń pod bluzkę i zaczął gładzić mój brzuch. Pocałunku dalej nie przerwał, a ja powoli zdawałem sobie sprawę z tego, że na pocałunku prawdopodobnie się nie skończy. Jakiś czas później podciągnął ją do góry i oderwał swoje wargi od moich. Zaczął patrzeć na mnie z niemal wymalowanym znakiem zapytania na twarzy. Kiwnąłem ledwo zauważalnie głową, a on zdjął koszulkę i odrzucił ją gdzieś na bok. Następnie przeniósł się pocałunkami na moją szyję. Odchyliłem nieco głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Było przyjemnie. Nawet bardzo; zdecydowanie lepiej niż mógłbym się spodziewać. Chwilę później zaczął ssać skórę w jednym miejscu, a z moich ust uciekł cichy jęk, który od razu wywołał rumieńce na moich policzkach. Zakryłem usta.
— Baekhyun — zapytał, oddychając nieco szybciej. — Chcesz?
Działałem impulsywnie. Na dobrą sprawę, nawet nie przeanalizowałem tego, co Chanyeol miał dokładnie na myśli i prawdopodobnie, gdyby w tamtym momencie zaproponował mi jakąkolwiek najgłupszą rzecz — zgodziłbym się. Byłem kompletnie pochłonięty jego pocałunkami i tym, co ze mną robił, a racjonalne myślenie odeszło na dalszy plan. Pomimo tego, że jeszcze niedawno myślałem o odpowiedzialności względem Park Chanyeola. Jednak wychodziło na to, że to on bez żadnego problemu był w stanie przejąć nade mną kontrolę. Ja tylko i wyłącznie mu podlegałem.
Wydałem z siebie ciche mruknięcie, mające na celu poinformowanie go o tym, że zgadzam się na to, co w tamtym momencie chciał zrobić najbardziej. (A tak naprawdę, zarazem i na każdą inną rzecz.)
Miałem wrażenie, że wszystko działo się w zwolnionym tempie, lecz od podniesienia mnie, do położenia na łóżku minęło zaledwie kilka króciutkich sekund. W tym czasie zdążyłem zaobserwować jak wyraz twarzy Chanyeola zmienia się wraz z kolejnymi krokami. Na początku wydawał się nieco zdenerwowany i niepewny tego, co robi. Później — gdy spojrzał na mnie i pocałował czule — wyglądał na nieco bardziej zrelaksowanego. Jednak dopiero, kiedy znaleźliśmy się na łóżku; kiedy ukląkł, opierając nogi po obu stronach moich bioder, a ręce tuż przy głowie i złączył ponownie nasze wargi, a ja uśmiechnąłem się, wydawał się być całkowicie pewien swoich czynów i postanowień.
Próbowałem dodawać mu otuchy najzwyklejszymi gestami, bo tak naprawdę nie do końca wiedziałem, co mogłem jeszcze zrobić, a chciałem, aby wiedział, że to co robił nie było mi w żaden sposób obojętne. Po jakimś czasie uniosłem dłoń, w celu objęcia Chanyeola za szyję i być może wsunięcia jej w gęste włosy młodszego, jednak ten złapał mnie za nadgarstek, równocześnie zabraniając mi jakiekolwiek ruchu nią. Dopiero chwilę później zauważyłem jak ta niekontrolowanie drżała i pokazywała prawdopodobnie to, jak bardzo denerwowałem się w tamtej chwili. Jednak obawy i strach nie były spowodowane przez moją niechęć. Ja naprawdę tego pragnąłem, ale nie do końca wiedziałem, czy to nie działo się zbyt szybko. Nigdy nie byłem w poważnym związku, a już tym bardziej nie kochałem się z nikim. Dlatego też nie byłem w stanie określić czy to właśnie był odpowiedni moment czy może jednak nie. Jeszcze większy konflikt powodowały odmienne poglądy, które słyszałem co najmniej od gimnazjum.
Wszyscy dookoła trąbili o tym, jak to dzieci mają dzieci. Że młode dziewczynki zbyt szybko podejmują się takich działań. Że powinno się czekać do ślubu. Żyć w czystości i bla bla bla. Ale kurde, dziecka nigdy nie będę miał (no chyba że adoptuję), dziewczynką nie byłem. Do jakoś szczególnie młodych też nie należałem, więc może jednak nie do końca o to chodziło? Może moje obawy leżały gdzieś pomiędzy strachem przed utratą Chanyeola, a byciem zranionym i porzuconym. I nie mógłbym zaprzeczyć, jeśli ktoś powiedziałby, że moje roztargnienie było spowodowane też w jakimś stopniu przez Luhana. Bo rzeczywiście to również się liczyło. Bardzo. Miałem wrażenie, że powoli traciłem Xiao Lu. Gdybym jeszcze stracił Chanyeola chyba po prostu nie dałbym rady.
— Baekkie, jeśli nie chcesz my naprawdę nie musimy — uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
— N-nie... Chcę! Po prostu trochę się denerwuję, bo nigdy tego nie robiłem i chcę, żeby tobie też było dobrze, i boję się, że nie dam rady, i...
— Cii — przerwał mi, głaszcząc po włosach i patrząc czule. — Będę delikatny, skarbie. Obiecuję.
Spojrzałem na niego.
W tym jednym momencie chciałem powiedzieć mu wszystko. O tym, co do niego czuję. Że bałem się bardziej niż kiedykolwiek, ale też, że ufałem mu dlatego zgodziłem się na to, chociaż na początku nie miałem pewności. Że z każdym kolejnym pocałunkiem stawałem się coraz pewien tego, że to z Chanyeolem chciałem przeżyć ten pierwszy raz. Bo to jego kochałem.
Dlatego, kiedy już zyskałem trochę odwagi (ale tak bardzo minimalnie), złapałem za jego bluzkę i pociągnąłem ją nieco do góry. Młodszy ułatwił mi rozebranie się, poprzez podniesienie rąk, a już po chwili patrzyłem na jego idealnie zarysowany tors. Przysunąłem się do niego i przytuliłem mocno. Chanyeol natomiast objął mnie i zaczął głaskać po plecach. Szeptał mi cicho do ucha, że zaczeka; prosił, abym dał mu jakiś znak, kiedy już tylko będę gotowy. Później zaczął całować mnie po szyi, a kiedy zrobił malinkę wydałem z siebie niekontrolowane jęknięcie. Znowu się zarumieniłem. W końcu jednak moje coraz bardziej rosnące podniecenie, którego wcześniej nie zauważyłem, dało się we znaki. Odsunąłem się od Parka i kiwnąłem lekko głową.
Młodszy pocałował mnie delikatnie, sunąc dłońmi po moim ciele wprost do rozporka. Po chwili odpiął go i zaczął zdejmować ze mnie ostatnie resztki garderoby. Kilka minut później leżałem pod nim tak, jak zostałem stworzony, bez żadnego zakrycia, a Chanyeol (kompletnie tego nie ukrywając) podziwiał, oglądał lub obserwował moje ciało. Nie do końca byłem pewien jak to nazwać, ponieważ mimika jego twarzy w tamtym momencie pozostała dla mnie całkowicie nieodgadniona. Leżałem tam, wpatrując się w niego i błagając, aby już zaczął coś robić, bo byłem bliski spalenia się ze wstydu.
— Piękny jesteś — oznajmił, głaszcząc mnie po policzku, a ja jeszcze bardziej się zawstydziłem.
Park uśmiechnął się i poprosił, aby go rozebrał na co zareagowałem dość dużym zaskoczeniem. No bo ja jego? W sensie że spodnie i bieliznę... Tak do końca?
— M-muszę?
— Nie musisz, ale chciałbym, skarbie.
— Noo... D-dobrze — powiedziałem cicho, spoglądając na jego dolne części ciała.
Zabrałem się do roboty. To znaczy rozebrałem go tylko, okej? Nic więcej sobie nie myślcie. Nieładnie tak! Po wszystkim wziąłem głęboki wdech. (Tak naprawdę to przez prawie cały proces rozbierania Park Chanyeola wstrzymywałem go.) Chanyeol uśmiechnął się i pocałował mnie krótko, a później podziękował. Ja natomiast wtuliłem się w niego mocno i siedziałem tak, dopóki młodszy nie odsunął mnie od siebie delikatnie.
— Zaraz wrócę, Baekkie — pocałował mnie w czoło.
— Gdzie idziesz?
— Do salonu. Zaczekaj chwilkę.
I wyszedł. Ja natomiast siedziałem na łóżku kompletnie nagi, wyczekując go, a jednocześnie głowiąc się nad tym, co było mu aż tak niezbędne, żeby wychodzić akurat w takim momencie. Niby tylko do pokoju obok, ale jednak. Już kilka sekund później moje pytania uzyskały odpowiedzi. Bowiem zobaczyłem w jego dłoniach jakiś żel (tak, Baek. "Jakiś żel...") i ekhem... Prezerwatywę.
Usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na mnie znowu tym cholernym, pytającym wzrokiem, a ja ponownie kiwnąłem tylko głową. Wtedy przysunął się i podłożył mi pod biodra poduszkę.
— Rozsuń nogi, Baekkie — powiedział spokojnie.
Był całkowitym przeciwieństwem mnie.
Moje serce biło niewyobrażalnie szybko i zapewne, gdybym tylko chciał powiedzieć jakieś słowo, wyszłaby z tego niezrozumiała plątanina sylab. Dlatego wykonałem jego polecenie, cały czas patrząc mu w oczy.
W oczy Park Chanyeola. Mężczyzny, z którym przeżyłem swój pierwszy raz.
ღ ღ ღ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro