Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Step ten: "About curiosity, kisses and running away"

Baek, wdech i wydech. To tylko Sehun, nie zabije cię swoją głupotą. A co jeśli jednak?

Tak czy inaczej, siedziałem na kanapie w domu kaisoo (tak, podczas nudnego tygodnia wymyśliłem tą nazwę, żeby nie musieć mówić "w domu Kaia i Kyungsoo"). To zajmowało zdecydowanie zbyt wiele mojego cennego czasu, który mógłbym spędzać z Chanyeolem na wielu ciekawych rzeczach. I nie chodzi tu o czynności wymagające braku naszych ubrań, wy zboczuchy jedne.

No, już od kilkunastu minut czekałem na Sehuna, który miał przyjść ponad pół godziny temu, a dalej go nie było. Naprawdę, w mojej głowie chodziły już myśli, kształtujące plan, w którym Koreańczyk po wejściu do tego mieszkania już nigdy z niego nie wyjdzie. Nie zabiłbym go. To znaczy... Po poznaniu Chanyeola bym go nie zabił. Jeśli bym to zrobił to wtedy wsadziliby mnie do więzienia i koniec z randkami z Parkiem! Do tego nie mogłem dopuścić. Z kolei jeszcze jakiś czas temu, mógłbym to zrobić. Chociaż w sumie zaprzestania operacji pod tytułem: "Zrobić z Sehuna człowieka z mózgiem, który potrafi go używać" zdecydowanie by wystarczyło. Ludzie sami by go zjedli prędzej czy później.

W końcu, dobra, nie w końcu! Po kolejnych, cholernych trzydziestu minutach przyszedł. Kto? Sehun oczywiście. Ten... Ten, eh... Już nawet nie mam słów do opisania tego człowieka.

Zirytowany podszedłem do drzwi i otworzyłem mu je. Ten uśmiechnął się i wszedł do środka.

— Baekkie hyung! Co u ciebie?

— Co... Co u mnie? — Pawie zaśmiałem mu się w twarz. Będzie pytał o to co u mnie, kiedy czekałem na niego ponad godzinę? Nie no, świetnie, cudownie wręcz.

— No tak, co u ciebie... Na co jesteś zły, hyung?

— No nie wiem... Na takiego jednego blondyna, przyjaciela Kaia podobno — oznajmiłem i usiadłem na kanapie, dopijając herbatę. Zimną już herbatę.

— Jongin ma nowego przyjaciela? Blondyna? Zza granicy jest?

Mój Boże. Chyba jednak zabiję sam siebie. Innych (i Sehuna) oszczędzę. Żeby cierpieli. Inni przez zidiociałego Koreańczyka, a on przez samego siebie... Zemsta idealna, a ja będę patrzył na nich z góry. Oczywiście o ile jakaś góra istnieje.

— Nie, Sehun. Chodzi mi o ciebie!

— O mnie? Dlaczego? Jestem jego starym przyjacielem, chociaż jestem młody, ciekawe, co?

— Nie, Hunnie. To w żaden sposób nie było ciekawe.

— Wybacz. — Powiedział nieco ponuro, a później usiadł obok mnie. — Nie chciałem cię zirytować.

— Chyba jednak działa — uśmiechnąłem się pod nosem.

— Co działa?

— Nic, Sehun. Nic.

— Ach, no dobrze — mruknął od nosem i zrobił obrażoną minkę, a ja uśmiechnąłem się.

— No Sehunnie~! Nie obrażaj się na hyunga — zmierzwiłem mu włosy. — Chodź, zaczniemy naszą lekcję.

— Dobrze, Baekhyun hyung.

I tak właśnie zaczęła się kolejna lekcja z projektu mającego na celu zrobienie z Sehuna człowieka. Nie powiem, postępy były, ale minimalne i nie zadowalały w żaden sposób. Cóż, wierzyłem chyba w Koreańczyka, a przede wszystkim miałem nadzieję, że może postarać się jeszcze bardziej. Chociaż i tak miałem wrażenie, że niedługo jego mózg zacznie dymić i wybuchnie z nadmiaru wiadomości. W sumie nie żeby to było możliwe, czy coś, ale cuda podobno się zdarzają. Jednak tamtego dnia dałem sobie spokój i stwierdziłem, że na to poczekamy innym razem. Dlatego też zaproponowałem Sehunowi wspólny spacer z pundlami, a młodszy oczywiście się zgodził.

Kilka minut później byliśmy już na dworze i szliśmy w stronę parku, w którym pundle mogłyby wybiegać się w możliwie jak największym stopniu, żebym miał później święty spokój. Jednak jak zwykle coś musiało pójść nie po mojej myśli. No bo po co psy miałyby sobie biegać dookoła, po co Sehun miałby być inteligentny, a ja posiadać spokój? Wtedy byłoby zbyt idealnie. Dlatego też psy pundle turlały się dookoła nas, wchodząc pod nogi. Sehun natomiast zadawał durne pytania, na które nie do końca miałem ochotę odpowiadać.

— Hyuuung — przeciągnął i spojrzał się na mnie z góry.

Ja dalej tego nie rozumiem. Między nami są cztery lata różnicy, a ten dupek jest o co najmniej piętnaście centymetrów ode mnie wyższy. No dobra, może nie aż tyle. Albo więcej? Nie wiem w sumie, bo z linijką nie chodzę i jeszcze nie sprawdzałem. W każdym bądź razie chodzi o sam fakt tego, że jest dużo wyższy niż powinien. Czytaj: każdy, kto ma więcej centymetrów ode mnie jest niewłaściwego wzrostu. Oprócz Chanyeola. On jest idealny. Okej, nie wnikajmy w to zbytnio, bo znowu mogę przeprowadzić długi wywód na ten temat.

— Słucham?

— Widzisz tego faceta co idzie w naszą stronę?

— Którego? — Spytałem i spojrzałem przed siebie.

Następnie stanąłem jak wryty, bo nie do końca wierzyłem w to co widziałem. To znaczy to nie tak, że Chanyeol był kimś w rodzaju bóstwa, które się czci i w ogóle, ale zdziwiło mnie to, iż Koreańczyk był w tym samym miejscu co ja. I do tego jeszcze widział z kim jestem... Chyba nie pomyśli, że go zdradzam czy coś, prawda? W sumie nie jesteśmy nawet razem, dlaczego miałby to zrobić?

Tak czy inaczej — pod nagłym przypływem wiary w niemożliwe — próbowałem udawać niewidzialnego, jednak jak już powiedziałem. Niewykonalnym było niezauważenie mnie przez Chanyeola, dlatego też, gdy ten był już stosunkowo blisko, złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Później zbliżył się do mnie (konkretniej do mojego ucha. Nieważne. Jak to w ogóle brzmi?) i bardzo cicho powiedział:

— Przyjdź do mnie, jak już będziesz w domu.

I zanim mogłem cokolwiek zrobić czy odpowiedzieć, pocałował mnie w policzek i odszedł, a ja z rumieńcami stałem w miejscu. Sehun natomiast patrzył na mnie z chyba najgłupszą możliwą miną, która oczywiście oznaczała, że w jego głowie narodziła się ciekawość. Cudnie...

— Proszę, Sehunnie, nie pytaj.

ღ ღ ღ

A więc oto byłem w miejscu docelowym (nie skomentuje tego, jak to zabrzmiało). Mam na myśli to, że stałem pod drzwiami wejściowymi do mieszkania Chanyeola. Okej, stałem tak od dziesięciu minut. Co poradzę na to, że nie potrafiłem wyciągnąć do przodu tej durnej ręki i zapukać?! Jakby nie było, to zadanie należy do ciężkich! Nie wmówicie mi, że tak nie jest.

Bo jest.

Ale cóż, wydaje mi się, że coś stało po mojej stronie, to znaczy nie żeby wyszło dobrze, bo Chanyeol sam otworzył przede mną drzwi i zapewne widział, jak się czaję, ale plusem jest to, że jednak nie musiałem pukać.

— Jesteś wreszcie — oznajmił pogodnym głosem i odsunął się nieco, robiąc dla mnie przejście. — Wchodź, Baekkie.

Uh.. Baekyun, dasz radę. Przecież to nic takiego. Idziesz tylko do swojego cholernie przystojnego faceta i kompletnie wiesz, co będziesz z nim robił. To tylko drobnostka.

Wziąłem głęboki wdech, oczywiście możliwie najciszej i wszedłem do środka. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to fakt, jak bogato urządzone było wnętrze. Racja, wcześniej już byłem u Chanyeola, jednak to tylko i wyłącznie podczas pogoni za psami więc nawet nie miałem czasu na rozglądanie się, dlatego teraz korzystałem ile mogłem. Ogólnie wszystko było zaprojektowane dość minimalistycznie, jednak widać było, że meble są z tej górnej półki. Cóż, przeciwieństwo mieszkania kaisoo. Chociaż nie wygląda ono źle to zdecydowanie jest umeblowane za mniejsze pieniądze. Dobra, koniec, bo wyjdę na materialistę, a żeby nie było, nie jestem taki! No może troszeczkę, ale Chanyeol jest dużo ważniejszy od tego, co ma w kieszeni.

— Co tak patrzysz, hm? — Zapytał Park podchodząc do mnie od tyłu.

Oczywiście podskoczyłem lekko, bo skradający się przystojny mężczyzna każdego przecież potrafi przestraszyć. A już tym bardziej samym faktem, że w tych czasach w ogóle taki istnieje, ale mniejsza o to.

— Ja... em... N-nic — zarumieniłem się i spuściłem głowę w dół. — Ładne masz mieszkanie.

— Dziękuję, Baekkie. Chcesz coś do picia albo jedzenia?

— A co proponujesz~? — Uśmiechnąłem się i znowu na niego spojrzałem.

— Cóż... Siebie? — Podszedł do mnie i objął, a ja kompletnie nie wiedziałem, co w tamtej chwili miałem zrobić.

—Ch-Chanyeol...

— Tak? — Przysunął mnie do siebie bliżej.

Przysięgam, właśnie zaczynało brakować mi powietrza. Park był taki ciepły, aż miałem ochotę wtulić się w niego i już nigdy więcej nie puścić. Co — rozsądnie myśląc — nie jest do końca możliwe, ale z drugiej strony, od kiedy ja byłem rozsądny? Właśnie, tacy ludzie nie rzucają studiów, nie zgadzają się na opiekę potworami w psiej skórze i nie latają z wywalonym językiem za sąsiadem. A ja robiłem to wszystko. Okej, może bez języka.

— O-obejrzyjmy film — zaproponowałem, próbując ukryć moje zażenowanie tym głupim pomysłem, ale Chanyeolowi chyba się spodobało.

Dlatego też już pół godziny później siedzieliśmy przed telewizorem z jedzeniem na kolanach i stole. Park włączył film i przysunął się do mnie bliżej, trochę za blisko. Zdecydowanie za blisko. W każdym bądź razie ja próbowałem skupić się na tym, co leciało w telewizji, a Chanyeol chyba nawet nie próbował, bo cały czas gapił się na mnie. Skąd to wiedziałem? Otóż wcześniej powiedziałem, że tylko próbowałem, prawda? Właśnie, w praktyce wyglądało to tak, że co chwilę zerkałem na niego. Wtedy nasze spojrzenia krzyżowały się ze sobą, a ja odwracałem wzrok szybciej niż kiedykolwiek.

— Baekhyun... — Przysunął się do mnie i położył dłoń na moim udzie.

— T-tak? — Spojrzałem na niego z niemałym przerażeniem.

Czy... Czy on chce coś zrobić? Ze mną?

— Dlaczego się odsunąłeś ode mnie?

— Ja? Nie...

— Tak — objął mnie i przyciągnął do siebie, jednocześnie przesuwając po moim biodrze przez co zaśmiałem się. — Masz łaskotki, Baekkie~?

— Ee.. Nie?

Okej. Proszę, nie wnikajcie w to, jak można mieć łaskotki na biodrach, dobra? Serio. Mam i tyle. Koniec tematu.

Chanyeol też to zauważył. Dlatego odwrócił się do mnie przodem i uśmiechnął nieco przebiegle. Następnie przysunął mnie do siebie i zaczął łaskotać, a ja między salwami śmiechu prosiłem go, aby przestał. Oczywiście tego nie zrobił i dalej mnie męczył. Po jakimś czasie przestał i patrzył się na mnie. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi szybko wstałem z kanapy i uciekłem na drugi koniec pokoju. Park wstał i obserwując każdy mój ruch zaczął zbliżać się do mnie wyciągając ręce do przodu i poruszając palcami tak, jakby już mnie łaskotał. Chyba miało to być czymś na kształt gestu, przez który miałem zacząć się bać, ale ja uśmiechnąłem się szeroko i szybko przebiegłem obok niego. Byłem już prawie u progu kuchni, kiedy ktoś (ta jasne, oczywiście, że to był Chanyeol) złapał mnie w pasie, zabraniając dalszej ucieczki.

— Channie... P-puść — powiedziałem niemal błagalnym głosem.

Nie chciałem, żeby znowu zaczął mnie łaskotać. Ja już nie miałem siły. Łaskotki są okropne, bardzo okropne, a Chanyeol jeszcze się cieszył... Wredny, dobra nie mogę go obrażać. Przystojny sąsiad wykorzystujący moją słabość do niego. Co ja miałem z tym zrobić?

— Nie, piękny.

Połaskotał mnie lekko, przez co wydałem z siebie niemal niekontrolowane jęknięcie, które jednak chyba bardziej przypominało śmiech, jednak nie człowieka, a czegoś co się dławiło i było bliskie zgonu. Takie tylko skojarzenie.

— Chaaanyeol! Przestaaań!

Zacząłem się szarpać i już wydawało mi się, że moje szanse na ucieczkę wzrosły na tyle, abym mógł ruszyć do przodu, kiedy Park również zrobił krok. I właśnie wtedy jego jedna długa, szczupła noga przeszkodziła mi w wykonaniu ruchu przez co przewróciłem się na podłogę, oczywiście młodszego ciągnąc za sobą. No i jak zwykle wyszło tak, że to ja byłem na straconej pozycji. Chanyeol siedział sobie dumnie na moich biodrach, a ja leżałem pod nim i patrzyłem się na Koreańczyka z rumieńcami na policzkach. Nasza pozycja była co najmniej dwuznaczna...

— I co teraz~? Już cię nie wypuszczę, Baekhyunnie — powiedział uśmiechając się i łapiąc mnie za rękę.

— D-domyśliłem się — wyszeptałem cicho i nerwowo przygryzłem wargę.

Chanyeol oczywiście to zauważył, co spowodowało fakt, iż cała jego uwaga została zwrócona właśnie na moje usta. Niestety, była to dość niekomfortowa sytuacja. Przynajmniej dla mnie, bo jemu chyba się podobało. Po jakimś czasie spojrzał na mnie i pogłaskał po włosach. Następnie bardzo powoli pochylił się do przodu, prawie kładąc się na mojej klatce piersiowej, a ja w międzyczasie niemal machinalnie przełykałem ślinę, czekając na to, co wydarzy się za kilka sekund.

Wreszcie złączył nasze wargi ze sobą i zaczął mnie delikatnie całować. Jego ruchy były powolne, niemal leniwe. Moje natomiast w ogóle nie istniały. Mój Boże! Ja kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Naśladować go? Zamknąć oczy? Objąć, odsunąć się czy co innego?! A jak mu się nie spodoba? Miałem ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy nie wrócić na powierzchnię.

Po chwili jednak postanowiłem coś zrobić. Mianowicie: poruszyłem lekko ustami, starając się naśladować ruchy warg Chanyeola. Chłopak uśmiechnął się i dalej mnie całował, a ja cały czas niezdarnie oddawałem pocałunek, ale chyba spełniałem jego oczekiwania. W końcu zamknąłem oczy i w tamtej chwili miałem wrażenie, że nie istniało nic oprócz nas.

Oprócz mnie i Chanyeola.

A nasz pocałunek na podłodze wydawał się nie mieć końca.

ღ ღ ღ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro