Step fourteen: "Something unexpected"
Patrzyłem na niego, a on tuląc do siebie, szeptał ciche słówka, po których całował mnie delikatnie. Komplementował moje ciało, każdą niedoskonałość i odruchy, jakie przez ten czas u mnie zaobserwował. Wspominał ciche jęki i zupełną zmianę zachowania, której ja do końca nie zaobserwowałem. Cieszył się z tego, że podczas naszego zbliżenia przytulałem go tysiąc razy więcej niż wcześniej. Że byłem na tyle blisko, aby mógł doświadczyć wszystkiego, o czym marzył. Że istniałem wtedy tylko dla niego i nikogo więcej.
— Byłeś cudowny, Baekkie — oznajmił, składając na moich ustach kolejny z niezliczenie wielu pocałunków, a ja uśmiechnąłem się i lekko zarumieniłem.
— Nie mów t-tak.
— Jaaak~?
— Ż-że byłem c-cudowny... To zawstydza, Channie.
— Jesteś moim chłopakiem. Mogę chyba cię komplementować, prawda?
Odgarnął mi włosy z czoła, a później zaczął głaskać po policzku. Spojrzałem na niego z lekkim niedowierzaniem. W sumie nie do końca wiedziałem, dlaczego to, co Chanyeol powiedział aż tak mnie zdziwiło. Przespałem się z nim, kochałem albo po prostu uprawiałem seks, więc teoretycznie mogłem mieć nadzieje, że nie robiliśmy tego tylko i wyłącznie dla samego faktu. Bynajmniej z mojej strony definitywnie chodziło o coś więcej, co do Parka nie byłem pewien, jednak po tym, co zrobił, a tym bardziej jak to nazwał, mogłem liczyć na taki obrót spraw. Mimo to, na razie nic nie powiedziałem.
— Słuchaj, Baekkie... Może w tym wszystkim chodzi o złą kolejność, nie uważasz? — Zapytał poważniejąc.
O nie. Żałuje?
W dalszym ciągu na niego patrzyłem, jednakże teraz zapewne wyglądałem na nieco bardziej przerażonego. Nie wiedziałem, co Chanyeol miał na myśli. Opcji było cholernie dużo, a ja nie chciałem nawet pomyśleć o żadnej z nich. Niestety to zrobiłem, dlatego przez te kilka sekund leżałem przy Parku z chęcią jak najszybszej ucieczki z tamtego miejsca. Oczywiście w celu uniknięcia jakiegokolwiek zawodu.
— Nie patrz tak, piękny. — Zarumieniłem się. — Zrobiliśmy to i wcale nie żałuję. Po prostu może powinienem był najpierw powiedzieć ci co do ciebie czuję, Baekkie. Dopiero później pokazać.
Przerwał na chwilę, a ja dalej wpatrując się w niego, miałem wrażenie, że w oczach zbierały mi się łzy. Cholera! Przecież to nic aż tak wzruszającego. Chyba...
— Baekhyun — spojrzał mi prosto w oczy. — Kocham cię i chciałbym, abyś był moim chłopakiem. Pomimo tej trochę nieodpowiedniej kolejności.
Pocałowałem go. Nieco nieudolnie, ale pocałowałem. W końcu zainicjowałem coś, co mogło dać mu do zrozumienia, że ja również tego chciałem. Bardziej niż czegokolwiek innego. Dlatego kiedy Chanyeol usiadł na moich biodrach, oderwałem swoje wargi od jego i uśmiechając się, w końcu wyznałem mu swoje uczucia i to co uważałem, bez niczyjej pomocy. (Tsa... O alkoholu tu mowa.)
— Chanyeol...
— Tak, Baekkie?
— J-ja... Ja też cię k-kocham. Naprawdę i też chcę z tobą być.
Powiedziałem, a Chanyeol pocałował mnie mocno. Od razu zacząłem oddawać pocałunek, a młodszy przysunął mnie do siebie nie przerywając pieszczoty. Całowaliśmy się jeszcze przez jakiś czas, zaczerpując oddechu dopiero wtedy, kiedy już zaczynało nam go brakować. Następnie znowu złączaliśmy nasze wargi, które były siebie spragnione bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Na tamtą chwilę zapomniałem o rumieńcach (chociaż prawdopodobnie towarzyszyły mi one przez cały czas), mojej nieśmiałości, a jedyną rzeczą, jaka całkowicie pochłonęła moje myśli, było pragnienie posiadania Chanyeola przy sobie tak blisko już zawsze. Podobało mi się to.
Bardzo.
Właściwie następnych kilka dni spędziliśmy praktycznie tylko ze sobą. Chanyeol na jakiś czas przeniósł się do mnie. A raczej do mieszkania Kaia i Kyungsoo, które tymczasowo zajmowałem. Oczywiście oni nie mieli pojęcia o niczym. Jongin znowu zrobił sobie przerwę od komunikacji ze mną, co wcale nie oznacza, że za tym zatęskniłem. Wręcz przeciwnie. Jedyną jego oznaką życia była wiadomość nadesłana z numeru Kyungsoo, w której informowali mnie, że przedłużają nieco swoje wakacje. Cudownie. W chwili otrzymania wiadomości zostało mi pięć dni do ich powrotu, jednak po 'dołożeniu' tygodnia miałem dwanaście. Nie mogło mnie spotkać nic lepszego.
Prawdę mówiąc przez nieco ponad tydzień po naszym zbliżeniu dalej nie mogliśmy się od siebie oderwać. I nie chodzi tutaj o to, że cały czas TO robiliśmy. Bo nie. Oczywiście, ani trochę nie było to spowodowane faktem, iż tyłek dalej niemiłosiernie mnie bolał. Nieee... Nawet w najmniejszym stopniu to nie było powodem. Jednak mam nadzieję, że wiecie też czym jest sarkazm, nie żeby coś.
Kiedy ja spacerowałem (tu należy dodać cudzysłów, bo spacer to to nadal nie był) z psami, Park robił nam śniadanie. Później wspólnie je jedliśmy, a resztę dnia spędzaliśmy albo na siedzeniu w domu (plus dwóch wyjściach z pundlami) i oglądaniu różnych filmów co i tak zawsze kończyło się tym, że lądowałem na kolanach młodszego, całując się z nim, bądź na różnych spacerach, podczas których Chanyeol pokazywał mi co się zmieniło. Aż wstyd się przyznać, ale — biorąc pod uwagę moją znajomość Seulu — nikt nie uwierzyłby mi, gdybym powiedział, że kiedyś tutaj mieszkałem. Nie wiedziałem praktycznie nic i bardzo ciężko było mi uwierzyć, iż miasto mogło się w takim wielkim stopniu zmienić przez zaledwie kilka lat.
Oczywiście spotykałem się też z Sehunem (od czasu do czasu), dalej pracując nad rehabilitacją jego mózgu czy jak chcecie to nazywać. Postępy były, ale zupełnie tak jak wcześniej, bardzo małe. Dlatego też powoli traciłem nadzieję na to, że Hunnie kiedykolwiek stanie się osobą, z którą prowadzenie rozmowy będzie dla kogoś przyjemnością. Ale co poradzić? Istnieją i takie osoby. Czasami mogą być uprzykrzeniem, ale zdarza się, że wnoszą coś nowego do czyjegoś życia. Właśnie takie myślenie skłoniło mnie do spróbowania czegoś, na co wcześniej nie wpadłem. Może związek z kimś mógłby naprawić Sehuna? Tylko, że najpierw powinienem spotkać taką (wybaczcie to określenie) osobę, dość niespełna rozumu, która jednocześnie byłaby choć trochę mądrzejsza od Koreńczyka, ale na tyle naiwna, czy coś, aby zgodzić się z nim być. I o tyle, o ile problemu z tym pierwszym zbytnio nie miałem, tak z drugim już trochę bardziej. Więc dałem sobie spokój.
A jeśli o Luhanie mowa... Cóż, z nim też zbyt wiele nie rozmawiałem. Na początku chciałem, naprawdę bardzo, przekonać go do przyjazdu, ale kiedy notorycznie się wymigiwał doszedłem do wniosku, że nic z tego. Mimo to, podczas naszych rozmów, dalej myślałem o tym, jak za nim tęskniłem i nie mogłem się pogodzić z myślą dotyczącą tego, że jak na razie nie byłem w stanie się z nim zobaczyć. Przestałem dzwonić pierwszy. Luhan na początku sam starał się kontaktować ze mną dość często, jednak kilka dni przed powrotem Kaia i Kyungsoo dał sobie spokój. Może po prostu nie miał już siły?
Jednak mimo to, tego dnia leżałem na łóżku, z uśmiechem wpatrując się w kartkę, którą Jongin przyczepił do sufitu przed swoim wyjazdem.
Wyjdź z moimi kochaniami :)
Pamiętaj, że dowiem się jeśli będziesz je zaniedbywał.
Twój najlepszy, najpiękniejszy i najprzystojniejszy przyjaciel Kim Jongin ♥
Pundle natomiast leżały obok na łóżku, a ja jednego z nich leniwie gładziłem po głowie. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że wszystko tak się ułożyło.
Psy przynajmniej w domu nie sprawiały mi takiego problemu jak wcześniej, jadły dość dobrze, na spacerze robiły wszystko, co powinny, żeby później nie musiały w domu brudzić. No... Tak naprawdę robiły dużo więcej, bo ciągnięcie mnie i bieg w kierunku zdezorientowanych ludzi w zupełności nie leżały w zakresie ich obowiązków, ale ogółem było znacznie lepiej niż na początku. Samo przystosowanie się do życia w innym kraju też nie poszło mi jakoś tragicznie. Zaskakująco łatwo się przyzwyczaiłem i powiedziałbym, że już prawdopodobnie nie wrócę do Chin, a bynajmniej nie na stałe. Znalazłem też dwóch znajomych, których z dużym powodzeniem mógłbym nazywać przyjaciółmi. Co prawda czasami musiałem bardzo się powstrzymywać, żeby jakoś poważnie Sehuna nie skrzywdzić, bo działał mi na nerwy jak nikt inny, jednak nie był też podobny do ludzi, których kiedykolwiek znałem. Coś mnie do niego ciągnęło i nie w kontekście tego, że podobał mi się tylko, w takim, iż dość dobrze spędzało mi się z nim czas.
Taeyeon z kolei była bardzo spokojną osobą i przez cholernie długi czas — zawsze, kiedy o niej pomyślałem — kojarzyła mi się z pastelowymi kolorami. Jasnym różem, delikatnymi brązami albo ciepłą, jednak nasyconą w dość małym stopniu, czerwienią. Była kimś, kto na każdym kroku próbował rozweselić cię, nawet jeśli wydawałoby się, że nie ma już nadziei. Sama nią była i dzieliła się sobą na każdym kroku, niosąc szczęście.
Oprócz nich miałem też jeszcze Jongina. Co prawda, jemu prawdopodobnie zależało na Kyungsoo dużo bardziej niż na mnie, jednak byłem (prawie) pewien, że gdybym poprosił go o coś, to ten pomógłby mi. Oczywiście zaraz po zapamiętaniu tego, że mam u niego dług, do którego spłacenia wykorzystałby jakąś bardzo dziwną sytuację. Oczywiście, w żadnym przypadku, nie mam w tej chwili na myśli łopatki. A sam Kyungsoo? Cóż, znałem go krótko, ale wydawało mi się, że naprawdę kochał Kaia. Jednak był bliski nienawiści pundli, co źle wróżyło. O tyle, o ile moment ich pogodzenia jest usłany kłótniami. W innym przypadku prawdopodobnie wydawali tylko więcej kasy na prezerwatywy. Jeżeli w ogóle ich używali. Nie moja sprawa, okej?
Jednak wydaje mi się, że większość zawdzięczałem Luhanowi. Pomagał mi we wszystkim, w czym tylko mógł. I chyba stał się dla mnie kimś dużo bliższym niżbym podejrzewał. Był prawdziwym przyjacielem. Takim, na którym zawsze mogłem polegać. Może pomijając jedynie kwestię przyjazdu do Korei, ale to jego sprawa, a ja już dłużej nie chciałem chyba tego rozwlekać.
No i Chanyeol... Wydaje mi się, że zdecydowanie był on kimś, kogo czynów nie byłem w stanie przewidzieć. To znaczy, chciałem, marzyłem i wizualizowałem sobie wiele rzeczy z nim związanych, ale sama jego postawa i zachowanie dość często mnie kołowało. Na początku był kłócącym się mężczyzną, później napastnikiem, a teraz? Moim chłopakiem. Jak to wszystko potoczyło się w ten sposób? Nie wiem do tej pory, ale ten dzień miał przynieść mi kolejne zaskoczenie.
Kolejną rzeczą, której nie mogłem przewidzieć była wiadomość od Park Chanyeola, mojego chłopaka. Tylko mojego.
OD: Mój jedyny piękny, przystojny, seksowny Chanyeollie~
DO: JA.
Hej, skarbie. Spotkajmy się dzisiaj na kolacji u mnie.
Kocham, Twój Channie.
Kiedy tylko zobaczyłem ostatnie trzy słowa, na mojej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, a dłoń, którą wcześniej głaskałem pundla zacisnąłem lekko na jego sierści, powstrzymując się od okrzyku radości. Usiadłem i jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w literki, tworzące wyznanie miłości i przypieczętowanie naszego związku.
NASZEGO! ZWIĄZKU! Rozumiecie to? Chanyeol był moim chłopakiem, a jakiś czas temu uprawialiśmy nawet seks! I dzisiaj prawdopodobnie to powtórzymy. A—ale u niego? Co jak co, nasz pierwszy raz odbył się tutaj i chyba nie do końca byłem gotowy robić to u niego. To znaczy, nie żebym uważał, że ma brzydkie mieszkanie czy coś, ale tak chyba byłoby mi trochę prościej powstrzymać swoją nieśmiałość... O ile to w ogóle było możliwe. I to był chyba jedyny taki moment, kiedy jakoś zbytnio nie odtrącało mnie to, co na pewno robili w tym łóżku Kai i Kyungsoo. Em... Jakby nie patrzeć, co ja i Chanyeol w nim zrobiliśmy. Mniejsza o to.
W końcu postanowiłem odpisać, jednocześnie lekko się z nim drocząc.
OD: JA.
DO: Mój jedyny piękny, przystojny, seksowny Chanyeollie~
No nie wiem, nie wiem~ Już jestem z kimś umówiony :D
Odpowiedz przyszła zaskakująco szybko, co tylko kazało mi oczekiwać dość dużej dawki zazdrości. Ewentualnie bezapelacyjnego sprzeciwu.
OD: Mój jedyny piękny, przystojny, seksowny Chanyeollie~
DO: JA.
Z kim?
OD: JA.
DO: Mój jedyny piękny, przystojny, seksowny Chanyeollie~
Hm... Z takim pewnym przystojnym studentem psychologii... Z którym ostatnio spędziłem noc~
OD: Mój jedyny piękny, przystojny, seksowny Chanyeollie~
DO: JA.
ŻE JA? :D
OD: JA.
DO: Mój jedyny piękny, przystojny, seksowny Chanyeollie~
Tak, Ty głupku ♥ Zadzwonisz do mnie?
Chanyeol w odpowiedzi napisał mi, że nie może, ponieważ właśnie jest na wykładach. Dlatego też wysłałem mu smutną minkę, a późnej dopisałem, że ma być u mnie o osiemnastej oraz, iż to ja zrobię kolację i ma nawet się nie kłócić. Odpowiedź przyszła dopiero po kilku minutach, a ja jak oparzony zeskoczyłem szybko z łóżka i podbiegłem do szafy, chwilę później przeczesując ją w poszukiwaniu jakiś ubrań stosownych na takie spotkanie. W końcu postawiłem na czarne, dość obcisłe rurki z dziurami na kolanach i czerwono—czarną koszulę w kratkę. Dwóch pierwszych guzików specjalnie nie zapinałem. Oczywiście, to wcale nie dlatego, że chciałem kusić Chanyeola w jakikolwiek sposób. Było po prostu gorąco...
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na czarny kapelusz, niemal idealnie pasujący do całego stroju, ale stwierdziłem, że założę go tylko do sklepu, bo przecież w domu nie będę w nim chodził. To byłoby dość dziwne.
Już ubrany, jak burza wyleciałem z psami na dwór i w tamtym momencie to one po raz pierwszy nie mogły za mną nadążyć. Cóż, moc adrenaliny. Chyba. Po zabójczo (dla pundli) krótkim wyjściu na dwór, zabrałem portfel i pieniądze, a później po raz kolejny wyszedłem, tym razem w celu kupienia potrzebnych rzeczy. Po drodze myślałem o możliwym przebiegu naszego spotkania. O kolacji, pocałunkach i rzeczy, niecierpiącej zwłoki. Musiałem poinformować Chanyeola, że znalazłem w końcu jakieś mieszkanie. Niby małe i na wynajęcie, ale za dość dobrą cenę. Jednak nie mogłem wyskoczyć z tym tak od razu. Postanowiłem, że zaczekam na odpowiedni moment.
To była moja randka z Park Chanyeolem. Moim chłopakiem. Moim. Dlatego musiało być idealnie. Innej opcji nawet nie brałem pod uwagę.
ღ ღ ღ
Dlaczego te zakupy tyle ważą?!
Przecież wcale nie kupiłem tak wiele... Tylko kilka rodzajów makaronów, różne sosy do spaghetti, przyprawy, mięso, wino. Dobra, nie jedno wino.
Em.. Dwa też nie.
Kupiłem pięć win. Pięć! Każde inne. Co ja poradzę, że chcę, aby nasza kolacja z Chanyeolem była idealna?
Musi być.
To będzie randka. Z Park Chanyeolem. Moim chłopakiem od kilku tygodni. Nadal, choć minęło już kilkanaście dni, nie mogę uwierzyć, jak dziwnie to brzmi. Mój chłopak.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziwnie, ale przyjemnie.
Chwilę później dotarłem już do klatki wejściowej, odszukałem klucze i otworzyłem drzwi. Wprost cudownie! Winda stała na dziesiątym piętrze, a ja już ledwo co utrzymywałem zakupy. Zachwiałem się lekko i oparłem o ścianę, wcześniej wciskając przycisk przywołujący dźwig. Ta, po niemiłosiernie dłużącej się minucie, przyjechała. Parę momentów później znalazłem się już na piętrze, na którym znajdowało się mieszkanie Jongina, w którym obecnie mieszkałem i Chanyeola; sąsiada z naprzeciwka będącego moim chłopakiem.
Wysiadłem z niej i to, co zobaczyłem sprawiło, że stanąłem jak wryty.
Chanyeol całował się z jakąś dziewczyną. Ona obejmowała go i zdawała się mieć kontrolę nad pocałunkiem, z kolei jej długie palce wplecione były w gęste włosy Parka, a on stał nieruchomo.
Nie sprzeciwiał się.
Spuściłem wzrok, kierując go w podłogę, jednak dalej kątem oka widziałem, co działo się między tą dwójką. Dziewczyna przerwała pieszczotę i patrzyła na niego uśmiechając się nieco. Yeol natomiast, stał z szeroko otwartymi oczami i patrzył na nią.
— Yeollie — powiedziała słodkim głosem. — Jestem w ciąży.
Nie wytrzymałem i upuściłem zakupy na podłogę. Butelki z winem pękły tworząc czerwoną kałużę. Rozsypały się zupełnie jak moje serce, na małe kawałeczki. W oczach wlepionych w Chanyeola pojawiły się łzy dokładnie w momencie, w którym nasze spojrzenia się spotkały.
Wtedy zrozumiałem.
Bawił się mną. Wiedział, że gdy tylko Jongin i Kyungsoo wrócą z wakacji, ja wrócę do swojego mieszkania, o którym miałem mu dzisiaj powiedzieć. Bo po co miałbym z nimi zostawać. Opiekowałem się tylko psami Kaia. To było moje zadanie.
Opieka nad psami. Nie zakochiwanie się w sąsiedzie.
Zacząłem uciekać. Nie reagowałem na nawoływania Parka. Nie chciałem go słuchać i widzieć. Nie chciałem niczego.
Może jedynie oprócz świętego spokoju i braku tego nieszczęsnego bólu gdzieś w okolicach serca.
To była miłość? Raczej samo cierpienie, które nijak miało się do uczucia euforii, które zdawałem się odczuwać jakiś czas temu. Już nic z niego nie pozostało.
Biegłem przed siebie, nawet nie orientując się, kiedy zacząłem zwalniać, bo własne nogi odmawiały już posłuszeństwa. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w parku, ale nie wiedziałem jak długo mogło to wszystko trwać. Pięć minut? A może jednak godzinę? Zupełnie zatrzymałem się w momencie, w którym ktoś dość mocno złapał mnie za rękę. Odwróciłem się z zamiarem obrony własnej osoby, w przypadku, gdyby był to jakiś napastnik, jednak wtedy zobaczyłem przed sobą Chanyeola.
— Baekkie... Daj mi wyjaśnić, proszę. To nie tak jak myślisz — zaczął się tłumaczyć, a ja stałem jak wryty nie mając kompletnie pojęcia, co miałbym mu niby odpowiedzieć.
Nie chciałem go widzieć. Nie teraz. Nie po tym, co zobaczyłem.
Chanyeol zauważając, że nie zamierzam nic odpowiedzieć po prostu mocno mnie do siebie przytulił. Co on sobie myślał? Że tak po prostu go obejmę i zapomnę?
— Z-zostaw mnie — powiedziałem, mimo to zaciskając mocno dłonie na jego koszulce.
Nie panowałem nad tym. Cholernie mocno go potrzebowałem. Chciałem, żeby mnie nie zostawiał, żeby okazało się, że ta dziewczyna to tylko jakiś kiepski żart. Ale tak nie było. Już wcześniej widziałem ich razem i z pewnością to nie był mój żaden wymysł. To była prawda, zupełnie tak, jak prawdziwe były łzy spływające po moich policzkach, które Chanyeol próbował ocierać.
— Dlaczego mi t-to zrobiłeś? — Spojrzałem mu w oczy, nie próbując nawet ukryć panującego w nich smutku. — D-dlaczego? Co ja ci takiego zrobiłem, c-co? Zakochałem się w tobie?! To o to ch-chodzi?! — Pociągnąłem nosem, kompletnie się rozklejając i bijąc go zaskakująco lekko po piersi. — Jeśli nie pasowało ci to, t-trzeba było p-powiedzieć! J-ja naprawdę nie...
— Cii... Baekkie, to naprawdę nie tak jak uważasz, to... To pomyłka. Pozwól mi, a wszystko ci wyjaśnię, proszę.
— Nie — oznajmiłem bardzo cicho, zupełnie nie mając siły na cokolwiek. — Zostaw mnie, rozumiesz? N-nie chcę cię w-widzieć.
Nic już nie miało sensu.
Chanyeol spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a później po prostu odszedł. Nawet nie próbował dalej. Nie zrobił już nic, nie chciał ratować tego związku, dlatego ja nie zamierzałem patrzeć wstecz. Odwróciłem się i usiadłem na najbliższej ławce.
Nawet czas przestał istnieć, a ja sam w żaden sposób nie chciałem rejestrować jego upływu. Po prostu byłem w parku, bez osoby, z którą teraz powinienem spędzać czas na kolacji. Torturowałem się każdą kolejną myślą i wyobrażeniem, w którym jednak jestem w ramionach Chanyeola, a wydarzenia tego dnia nie miały miejsca. Nie liczyły się, bo ich nigdy nie było.
Dlatego nie zauważyłem nawet, kiedy czyjeś szczupłe ramiona oplotły mnie w pasie, jednocześnie zmuszając do przylgnięcia do tej osoby. Uniosłem lekko zaszklony wzrok, chwilę później dostrzegając kruczoczarne włosy i tak dobrze mi znaną twarz. Pojawił się na niej delikatny uśmiech, a jedna z dłoni powędrowała w kierunku mojej głowy, później głaszcząc mnie po niej. Ja natomiast dalej wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem i początkową radością, która tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko musiała zniknąć, na samą myśl o Chanyeolu.
— C-co ty tu r-robisz?
— Wspieram cię w ciężkich chwilach, czy nie tak powinien zachować się prawdziwy przyjaciel, Xian? — Przytulił mnie do siebie bardziej, nadal uspokajająco głaszcząc po głowie. — Już dobrze, Baekkie — powiedział po koreańsku, czego w tamtej chwili nawet nie zauważyłem.
W mojej głowie przewijały się tylko obrazy związane z Park Chanyeolem. Chłopakiem, którego pokochałem. Któremu w pełni się oddałem. Jednak który zranił mnie bardziej niż ktokolwiek inny.
I być może jedyną myślą, jaka towarzyszyła temu wszystkiemu i wydawała się mieć dla mnie jakikolwiek sens była myśl potwierdzająca to, że tamtego dnia straciłem najważniejszy powód, przez który moje życie miało sens.
Teraz Chanyeola już nie było.
Woli życia, również nie.
ღ ღ ღ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro