Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Step five: "Boredom - blind date's best friend"

Już powoli nie mogłem wytrzymać. Kolejne kilka dni były dosłownie identyczne. Pobudka, karteczka, spacer z psami, powrót, śniadanie, telefon od Luhana i czasami rozmowa z Sehunem. Następnie lenienie się przed telewizorem, w którym nigdy nie było niczego ciekawego i kolejny spacer z diabłami, a później obiad (który często był mi zabierany przez pundle...), kilka godzin nic nie robienia i znowu spacer.

Jednak to właśnie podczas wieczornego wyjścia na dwór działo się coś dziwnego. Mianowicie, zawsze, ale to zawsze psy przed wejściem do mieszkania Jongina, podchodziły do drzwi naprzeciwko i merdając ogonami obwąchiwały je, by później jak gdyby nigdy nic wrócić do domu. Nie wnikałem, dlaczego tak robią, jednak muszę przyznać, że troszeczkę mnie to przerażało. No bo, co jeśli wywąchały trupa, który właśnie zaczął się rozkładać, jednak jeszcze nikt o tym nie wie? Nie chce mieszkać naprzeciwko jakiegoś umarlaka. Jeszcze mógłby zacząć mnie nawiedzać, bo nie posłuchałem pundli przekazujących mi wiadomość.

Na samą myśl o takiej możliwości, poczułem, jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Baek, nie myśl o tym. Nie myśl o tym. Wziąłem głęboki wdech i od razu poczułem się trochę lepiej, jednak to nie zmienia tego, jak bardzo mi się nudziło. Właściwie to zadzwoniłem już do wszystkich. Z Luhanem rozmawiałem o tym, co zawsze. Opowiadał, co robił poprzedniego dnia, a później wysłuchiwał mnie. Chociaż i tak nic ciekawego nie mówiłem, bo każdy dzień wyglądał tak samo, więc nigdy go nie zaskakiwałem. W każdym bądź razie, Lu słuchał, ja mówiłem, a kiedy zakończyliśmy rozmowę nuda znowu wróciła. Wtedy postanowiłem zadzwonić do mojego iście wspaniałego przyjaciela, Kim Jongina, jednak rozłączyłem się szybciej niż podjąłem decyzję o skontaktowaniu się z nim, ponieważ (dzięki mojemu wspaniałemu wyczuciu czasu), przerwałem im w pewnej czynności, a Kai poprzysiągł mi kolejną zemstę. Cudownie. Cóż, została mi ostatnia osoba. Wybrałem numer i czekałem, aż po drugiej stronie ktoś się odezwie.

— Słucham?

— Sehun, to ja — powiedziałem nieco zrezygnowany.

— Ach! Baekhyun hyung! Dlaczego dzwonisz? Tobie też Jongin uciekł?

— Ty naprawdę go szukałeś? — Zapytałem z lekkim niedowierzaniem. Boże, on naprawdę był aż taki głupi?

— Mhm! Przecież mi kazałeś...

— Tobie naprawdę trzeba pomóc.

— Szukać Jongina?

— Nie, Sehun. Szukać twojej normalności, tleniona główko.

— Aaach... Nie znam jej.

— To poznasz. Obiecuję — przerwałem na chwilę i wziąłem głęboki wdech. Naprawdę się na to piszę? — Zadzwonię jutro i umówimy się. Nie, nie na randkę. Na spotkanie, Sehun. — Tak, niestety.

— Dobrze, hyung! — Rozłączyłem się.

Uroczo, nie dość, że cholernie mi się nudziło, to jeszcze wrobiłem sam siebie w ratowanie ostatnich śladów godności Koreańczyka. Jak to się stało? Chyba brak czegokolwiek do robienia tak na mnie działa. Właściwie, coś w tym może być...

Jakąś godzinę, może dwie później, kiedy już przeprowadziłem rozmowę z jedzeniem, psami, które swoją drogą nawet nie zaproponowały mi niczego ciekawego, i tarzaniu się po łóżku stwierdziłem, że pójdę do centrum handlowego, a z psami nie wyjdę! Należało im się. Jak tak mogły postąpić i nawet nie wyrazić chęci na zabawę ze mną, ani zaproponowanie jakiegoś pomysłu? Bezczelne pundle!

I byłem już praktycznie w połowie drogi, kiedy pomyślałem, jak bardzo moje życie stanie się bolesne, kiedy okazałoby się, że Jongin naprawdę zamontował kamery w mieszkaniu, aby mnie podglądać. Naprawdę, kary, jaką by wymyślił na pewno nie mógłbym przetrwać. Dlatego też, osiągając prawie prędkość światła, pobiegłem z powrotem do mieszkania i wyszedłem z pundlami, które oczywiście chciały iść w inną stronę i żaden ze sobą się nie zgadzał, przez co spacer wydłużył się o całe dziesięć minut, a ja zirytowany znowu zaciągnąłem diabły siłą do domu. I wtedy nareszcie mogłem wyjść do galerii, aby pooglądać różne rzeczy.

Na początku przeglądałem ubrania, jednak żadne jakoś specjalnie nie przykuły mojej uwagi, później różne akcesoria i kolczyki, jednak te też nie spełniały moich wygórowanych wymagań. Tak więc skończyłem w jednej z restauracji znajdujących się w centrum handlowym jedząc powoli i rozglądając się dookoła. Kiedy już prawie kończyłem moje danie i analizowałem wszystko prawdopodobnie po raz setny, w oczy rzuciło mi się pewne ogłoszenie:

Jesteś samotny i chcesz poznać kogoś nowego?

Zapraszamy do nas!

Dziesięciominutowe randki w ciemno na pewno spełnią Twoje oczekiwania i być może będą początkiem owocnego związku, a Ty już nigdy nie będziesz sam!

Na samym dole podany był jeszcze numer telefonu i dokładny adres. Zastanowiłem się przez chwilę. Nikt nie powiedział, że homoseksualiści nie mają tam wstępu, nie było też mowy o żadnej opłacie, chociaż i tak przeczuwałem, że opróżnią mój portfel do samego dna, jednak mimo to postanowiłem odwiedzić to miejsce.

Chwilę później szedłem już we wskazanym, przez moją nawigację, kierunku (czego chcecie? Dopiero, co wróciłem do Korei, a wiele rzeczy się pozmieniało, więc miałem prawo nie widzieć, jak dojść do każdego miejsca). Rozejrzałem się dookoła i musiałem przyznać, że mały budynek, w którym miały odbywać się randki w ciemno był nieco uroczy, lecz to nie na nim miałem się skupić, ale na osobie, jaką mogę tam poznać, więc odwróciłem wzrok od budynku i wszedłem do środka.

Oczywiście musiałem wypełnić jakieś druczki dotyczące tego, z kim chcę się spotkać i, dokładnie tak, jak przeczuwałem, zapłacić niebotyczną sumę, chociaż i tak nie wiedziałem, jak długo tu będę. Następnie usiadłem przy jednym spośród małych stoliczków i czekałem, aż ktoś przyjdzie.

Pierwsza przybyła niska dziewczyna wyglądająca praktycznie, jak te lalki z anime z wielkimi oczami, które śledziły cię na każdym kroku zabraniając myślenia o chwili prywatności. Przedstawiła się, wymieniła zainteresowania, a ja dopasowałem się, jednak po upływie dziesięciu minut przewlekłej rozmowy, żadne z nas nie chciało wymienić się numerami. Kolejny był jakiś gruby facet, patrzący na mnie zupełnie tak, jakbym był jakąś szynką, którą pożarłby na miejscu. W sumie, wydaje mi się, że koleś pomylił miejsca. No chyba, że przyjechał tu dopiero niedawno i nie zna jeszcze koreańskiego (pomińmy fakt, iż posługiwał się nim bardzo płynnie), ani nie zna w ogóle miasta.

— To jak, Baekkie? Poznamy się lepiej? — Zapytał, a ja przełknąłem nerwowo ślinę.

— Nie mam nic przeciwko — uśmiechnąłem się uroczo, a on chyba dostał palpitacji serca. Jeśli nie, to w każdym bądź razie był bardzo blisko i w sumie nie dziwiłem się dlaczego. — Co chcesz wiedzieć?

— Ile masz lat?

— Dwadzieścia dwa, a ty? — Szczerze? Zapytałem z grzeczności. Nie chciałem wiedzieć, ani trochę.

— Trzydzieści dwa. — Otworzyłem szerzej oczy. — Nie wyglądam, prawda?

— Wyglądasz.

— Och...

— Właściwie to myślałem, że masz więcej — zaśmiałem się — ale to dobrze. Dziesięć lat to nie tak znowu wiele, prawda? — Tak, jasne Baek. Niewiele.

Kogo ja oszukiwałem?

Kiedy ja miałem dwa lata — on dwanaście. To przecież żadna różnica! Malutka... Pewnie w swoim życiu miał już miliony chłopaków wskakujących mu do łóżka, a ja nawet prawdziwie się nie całowałem, bo pocałunki od mamy się nie liczą! Wprost cudownie! Czy mogę stąd wyjść? Ewentualnie jest taka możliwość, abym zamilkł na następne osiem, (o mój Boże! OSIEM!) minut i przesiedział ten czas w ciszy? Bez pytań ze strony tego starucha? Proszę? Słucha mnie ktoś?

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na niego.

— Czyli uważasz, że jestem stary, Baekhyun? — Zabije mnie. Cholera jasna! Zabije mnie...

— C-co? Ja... Nie! Jesteś starszy, ale nie stary! — Czy ja zaczynałem mówić, jak Sehun?

— Mam nadzieję, że naprawdę tak myślisz, bo nie lubię, jak ludzie nazywają mnie starym?

— D-dlaczego? Denerwujesz się wtedy?

— Mhm. I już nie jest tak miło.

— A j-jak jest?

— Inaczej, mój drogi, ale tego dowiedziałbyś się, jeśli po dziesięciu minutach zgodziłbyś się podarować mi swój numer — uśmiechnął się i mrugnął do mnie. Właśnie w tym momencie całe jedzenie, jakie wcześniej spożyłem wykonało dorodnego fikołka. Czy jak to tam opisać...

Rozmowa toczyła się przez następne (cholernie długie) sześć minut, aż w końcu zadzwonił dzwoneczek oznajmiający koniec randki. Mój Boże! Jak ja się wtedy cieszyłem. Tym bardziej, biorąc pod uwagę propozycje i tematy o jakich zaczął mówić, ale tego nie powtórzę, bo nie chcę was deprawować. Dziękujcie, za moją dobroć. Tyle się wycierpiałem...

Kolejną osobą, z którą rozmawiałem była urocza dziewczyna o imieniu Taeyeon. I chyba to właśnie jej, spośród wszystkich, których tu poznałem dam swój numer.

— Często tu jesteś?

— Nie, to mój pierwszy raz — uśmiechnąłem się. — I prawdę mówiąc, nie wiem, czy tu wrócę.

— Dlaczego? — Patrzyła na mnie cały czas i naprawdę miałem wrażenie, że uważnie mnie słucha. Od razu polubiłem ją trochę bardziej.

— Nie wydaje mi się, że to coś dla mnie, rozumiesz? Jakoś się w tym wszystkim nie odnajduję.

— Oczywiście, że rozumiem, Baekkie. Sama chyba nie do końca tu pasuję, ale będziemy mogli jeszcze kiedyś porozmawiać? Wiesz, jako ci, którzy nie pasowali do randek w ciemno — zaśmiała się cicho.

— Nie mam nic przeciwko, Taeyeon.

Dzwoneczek. Oboje zaczekaliśmy aż kobieta krążąca dookoła stołów podejdzie do nas i poda nam karteczki, na których mieliśmy napisać, że albo nie chcemy podać swojego numeru, bądź po prostu numer ten napisać. Po chwili wymieniliśmy się nimi i po odkręceniu swojej ujrzałem numer oraz trzy słowa napisane bardzo starannie:

Zadzwoń do mnie~ =^.^=

Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Taeyeon, która właśnie siadała do innego stolika. Po kilku chwilach przy moim usiadł jakiś bardzo wysoki i szczupły chłopak, z włosami o kolorze podobnym do mojego z tym, że on miał swoje postawione i nieco roztrzepane. Jego ubrania z daleka odznaczały się klasą i zapewne wieloma pieniędzmi wydanymi na ich zakup, jednak to nie sprawiało wrażenia, jakby ich właściciel chciał pochwalić się swoim stanem majątkowym. Raczej pokazywało, że lubi o siebie dbać tak samo, jak o swoją garderobę. Po kilku sekundowym zamyśleniu przeniosłem wzrok na jego twarz i wtedy zamarłem.

To był ten sam chłopak, a właściwie mężczyzna, który jakiś czas temu kłócił się ze swoją byłą. To znaczy, tak wywnioskowałem.

Patrzył na mnie, a ja zacząłem denerwować się dużo bardziej niż wcześniej. Nerwowo splotłem dłonie na kolanach i spuściłem lekko wzrok, dopóki nie zebrałem się na odwagę i znowu na niego nie spojrzałem, a dreszcze odnalazły drogę do mojego kręgosłupa. Uśmiechał się i nawet na chwilę nie odwracał ode mnie wzroku, uważnie badając każdą moją reakcję. Czułem się dosłownie tak, jakbym był na prześwietleniu. Niczego nie mogłem ukryć.

— Nie spotkaliśmy się już wcześniej? — Zapytał, a jego głos odbił się echem w mojej głowie. Niski, kuszący i zmuszający do słuchania go.

— M-może... Widziałem cię, jak kłóciłeś się z jakąś dziewczyną. Nie wiem, czy mnie nawet zauważyłeś.

— Zauważyłem. — Odpowiedział zdecydowanie, uśmiechając się szerzej. — Jak ci na imię?

— B-Bian Bai Xian — uniósł lekko jedną brew do góry, a ja dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, co powiedziałem. — Ach! Przepraszam. To moje chińskie nazwisko... Mieszkałem tam jakiś czas dlatego powiedziałem to odruchowo. Przepraszam — zakłopotany zacząłem się tłumaczyć, całkowicie zapominając o jego pytaniu.

— Em... Nie chcę przerywać, ale twoje imię...

— Co z nim?

— Chcę je poznać.

Moje policzki lekko się zaróżowiły. Nie! To wcale nie był rumieniec! — B-Baekhyun. Byun Baekhyun.

— Ślicznie, Baekkie.

— Dzi-dziękuję, mogę się dowiedzieć, jak Ty masz na imię?

— Ależ oczywiście. — Spojrzał mi w oczy. — Jestem Chanyeol.

ღ ღ ღ

ღ  Witam ponownie ^^ Tak jak zawsze, mam nadzieję, że rozdział spodobał Wam się i co? Już oficjalnie możemy powitać pana Park Chanyeola, prawda?  Miejmy nadzieję, że znajdzie sposób, aby zbliżyć się do wstydliwego Baeka ღ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro