Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Step fifteen: "What's going on?"

Nie wychodziłem z mieszkania, nie jadłem, nie piłem i z ledwością znosiłem gadanie Luhana, który chyba zbyt mocno uwierzył w to, że jakoś się ogarnę. Tak naprawdę, to wydawało mi się, iż Chińczyk uważał związek mój i Chanyeola za nic poważnego. Traktował nas jako przelotnych kochanków, ale cholera! Przespałem się z Parkiem, to był mój pierwszy raz, jak on mógł nawet pomyśleć, że to nic poważnego? Jeśli uważał, że znudziło mi się bycie dziewicą, prawiczkiem, czy jak tam chcecie to określać... To tak nie było. A potwierdzeniem tego były łzy spływające po moich policzkach tak szybko, jak w mojej głowie zagnieździła się jakaś mała, nawet nieznaczna myśl o Chanyeolu.

A mogę was zapewnić, że w dosłownie każdej sekundzie młodszy panoszył mi się gdzieś w myślach. Dlatego łatwo możecie się domyśleć jak wyglądałem. A właściwie czym się stałem.

Jedną wielką, napuchniętą kluchą, otoczoną przez chusteczki z podkrążonymi, czerwonymi oczami. Na dodatek co chwilę pociągałem nosem, jak małe dziecko, które nie dostało zabawki. Jednak Chanyeol nią nie był, to ja się okazałem być przedmiotem. Nic nie wartym. Takim, który już dawno powinno się wyrzucić do śmieci, bo to co najlepsze już zostało wykorzystane. A zużyte zabawki przecież nikomu nie są potrzebne, prawda?

Dlatego ja też nie byłem.

I nie powinienem nikogo o to obwiniać. To ja zapomniałem, jakie było moje zadanie. Ba, nawet nie potrafiłem być dobrym opiekunem pundli. Olewałem je, a one (a przynajmniej Jjanggu) siedziały przy mnie, liżąc delikatnie po dłoni. Mimo to, ja nie byłem w stanie nic zrobić. Bałem się zobaczyć samego siebie, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że wyglądałem dużo gorzej niż okropnie, poza tym, pewnie przestraszyłbym każdego człowieka przechodzącego obok, więc po co? Przynajmniej ludzie nie będą musieli cierpieć, patrząc na mnie.

— Xiaaan, zjedz coś w końcu.

Luhan usiadł na łóżku tuż obok mnie. Podążyłem wzrokiem za jego dłonią, którą oparł na nim, a miękka pościel sprawiła, że chude palce niemal się w nią wtopiły. Moje spojrzenie rozmyło się lekko, a myśli uleciały w stronę pewnego pięknego dnia, przypominając mi o wręcz zabójczej bliskości Chanyeola, której teraz nie dało się nawet porównać z pustką panującą dookoła. Więc nawet się nie zdziwiłem, kiedy w oczach stanęły mi łzy, chcąc jak najszybciej ukazać innym stratę, jaką poniosłem.

— Baekkie... — Znowu zaczął mówić po koreańsku, a ja kompletnie to olałem. Oczywiście, wiedziałem, że to dziwne, ale i tak nie należało do rzeczy najważniejszych. — Nie płacz już. Jeśli chciał odejść to pozwól mu na to. W końcu i tak to zrobił, prawda?

— A-ale... Luhan — spojrzałem mu prosto w oczy — ja go kocham. Nie mogę tak łatwo odpuścić. Nie potrafię nawet jeśli wiem, że już dawno powinienem to zrobić.

Rozkleiłem się chyba na dobre. Łzy kapały na białą pościel, a ja wpatrywałem się w swoje drżące dłonie, których już od dłuższego czasu nie byłem w stanie opanować. Rozlatywałem się. Z każdą kolejną sekundą, minutą czy godziną byłem coraz bardziej pewien, że potrzebuję Chanyeola, a czas spędzony bez niego nie ma żadnego sensu. Musiałem to wyjaśnić. Musiałem wiedzieć czy ta dziewczyna rzeczywiście była w ciąży, a jeśli tak, to wszystko będzie jasno zakończone. Wtedy będę mógł wrócić do Chin i już na dobre zapomnieć o Korei i chwilach tu spędzonych. A bynajmniej taki był plan.

Gwałtownym ruchem poderwałem się z łóżka, po czym ruszyłem w stronę drzwi, jednak coś mnie zatrzymało. A konkretniej, czyjś dość mocny uścisk na mojej dłoni.

— Luhan? Co ty robisz?

— Nie pójdziesz do niego.

— Co? — Spojrzałem na niego nieco zdezorientowany. — Nie m-możesz mi zabronić.

— Mogę, Xian. Zostań, rozumiesz?

— Nie, Luhannie. Muszę pójść, jeśli chcę ratować ten związek.

— Już niczego nie uratujesz, rozumiesz? — Powiedział z zaskakującą siłą w głosie, która niemal nakazała mi cofnąć się nieco. — Wszystko jest skończone.

— N-nie jest. Ja... Ja mogę jeszcze wszystko wyjaśnić — powiedziałem cicho, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. — Proszę, puść.

— Nigdzie nie pójdziesz.

Luhan złapał mnie mocno za ramiona i pchnął na ścianę, a później przyparł do niej tak, abym nie mógł uciec. Przerażony patrzyłem na niego, a on na mnie. Nie odwracał wzroku, nie uśmiechał się i chyba był cholernie przekonany do tego, co robił. Ja natomiast nie poznawałem go nawet w najmniejszym stopniu. To nie był Luhan. Mój Luhan. Zachowywał się inaczej, wzbudzając we mnie jednocześnie przerażenie. Mimo to, nie byłem w stanie wykonać najmniejszego uchu. Nawet wtedy, gdy przywarł do moich warg swoimi i wpił się w nie. Stałem sparaliżowany, czując, jak w oczach na nowo zbierają się łzy. W końcu uległem i powoli zacząłem oddawać pocałunek.

ღ ღ ღ

— Baekhyunnie?

Wydałem z siebie niezadowolone mruknięcie po czym uchyliłem powieki, krzywiąc się nieco przez jasne światło rażące mnie w oczy. Kiedy już przyzwyczaiłem się do niego nieco, rozejrzałem się po pokoju, w którym byłem. Dopiero później zorientowałem się, że była to sypialnia Kaia i Kyungoo, ale jak ja się w niej znalazłem?

W końcu przekręciłem się na plecy, a wtedy ujrzałem obok siebie Chanyeola. Zsunął dłoń z mojej głowy i uśmiechnął się ciepło, po czym pocałował w czoło. Odsunąłem się od niego z grymasem na twarzy, następnie lustrując go wzrokiem. O co w tym wszystkim chodziło? Powiedziałem, że ma mnie zostawić w spokoju, co na początku zrobił, a teraz nagle będzie udawał, że nic się nie stało? Nie mogłem tego zrozumieć...

— Baekhyun — zaczął powoli i dość niepewnie — co się stało?

Żartował sobie teraz, prawda?

Nie dość, że potraktował mnie jak zabawkę to teraz jeszcze będzie okłamywał? Co ja mu takiego zrobiłem, że chciał aż tak się nade mną znęcać? Być może uznał, iż ciekawie będzie pobawić się z takim debilem jak ja. Zawsze jakieś odstępstwo od codzienności, a to, że ten debil się w nim zakochał, nie zrobi mu żadnego problemu przecież. Wystarczy porzucić i zapomnieć. Szkoda tylko, że ja naprawdę go potrzebowałem. Bardzo.

Dlatego wtuliłem się w niego mocno, pozwalając płynąć moim łzom, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że to może być ostatni raz. Że w końcu odejdzie i już nigdy się nie zobaczymy. Mimo to, ja nadal będę o nim pamiętał, bo nie da się zapomnieć kogoś, kto znaczy dla ciebie więcej niż ktokolwiek inny. A w moim przypadku to nigdy się nie zmieni. I prawdopodobnie w tamtym momencie już kompletnie nad sobą nie panowałem. Potwierdzały to tylko słowa, które niemal machinalnie powtarzałem.

— Nie zostawiaj mnie, Channie, proszę.

— Baekhyun?

— N-nie... — Wyszeptałem cicho, obawiając się tego, co chciał powiedzieć — Nie odchodź, Chanyeol. Ja... Zmienię się, tylko mnie nie zostawiaj.

— Baekkie, nie mam zamiaru nigdzie się ruszać — powiedział dobitnie, patrząc mi prosto w oczy.

— C-co? Ale jak to? P-przecież tamta dziewczyna jest z t-tobą w ciąży i...

— Zdradziłeś go?

Do moich uszu dobiegł dziwnie znajomy głos. Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał i ujrzałem Luhana stojącego w drzwiach sypialni. Nie wyglądał na zadowolonego. Ja w sumie też nie, tym bardziej kiedy przypomniałem sobie co zrobił... Bez mojej zgody.

— Nie, Luhan. Nie wiem o czym on mówi.

— Jak to nie wiesz?! Nie pamiętasz już jak umówiliśmy się na kolację, a kiedy wracałem ze sklepu ta Suji czy jakkolwiek miała na imię, całowała cię?! Nawet jej nie odepchnąłeś! A później powiedziała, że jest w ciąży!

— Wystarczy tego.

Luhan złapał mnie za rękę i odciągnął od Chanyeola, a ja niemal momentalnie wyrwałem się. Oboje spojrzeli na mnie dość zdezorientowani, chyba nie do końca wiedząc o co mi chodzi, ale... Przecież sami byli temu winni. O co tutaj chodziło?

— Baekhyun? — Spojrzałem na Parka, jednak nic nie odpowiedziałem. Czekałem, aż sam powie mi o co chodzi. — Dlaczego tak się zachowujesz?

Nie wytrzymałem.

— To ja powinienem was o to zapytać! Idę do sklepu, kiedy wracam, ty — wskazałem na młodszego — całujesz się ze swoją byłą, a ty — tym razem na Luhana — nagle pojawiasz się przy mnie w parku, a kilka dni później całujesz mnie!

— Co? Nie pocałowałem cię!

— A koreański? Skąd go znasz? — Zapytałem wyrzucając z siebie naraz wszelkie wątpliwości.

— Uczyłem się zanim tu przyjechałem. Dla ciebie!

— Dla mnie? Żeby później odebrać mnie Chanyeolowi?

Luhan westchnął głośno i przewrócił oczami. — Ile razy mam ci powtarzać, że cię nie pocałowałem? Nawet nie wiem skąd to wziąłeś.

— Przecież wiem, co mi zrobiłeś!

— Baekhyun... — Zaczął Chanyeol, ale od razu mu przerwałem, dalej kierując swoje słowa do Luhana.

— Jak możesz sugerować, że sobie to wymyśliłem?!

— Baekkie.

— Nie sugerowałem tego!

— Hej! Możecie na chwilę się zamknąć? — Park uniósł nieco głos, a my od razu ucichliśmy, posyłając mu pytające spojrzenia. — Dziękuję. Baekhyun — wstał i podszedł do mnie — to był tylko sen.

— C-co?

— Sen. Przyśniło ci się to. Pamiętam, jak się umówiliśmy, ale ty nie przychodziłeś ani nie pisałeś przez długi czas, więc przyszedłem do ciebie. — Objął mnie i odgarnął włosy z czoła, uśmiechając się lekko. — Spałeś na kanapie, a zakupy leżały obok. Przeniosłem cię do sypialni i obudziłeś się dopiero teraz. Suji tutaj nie było.

Okej, teraz to już kompletnie nie miałem pojęcia, co się właśnie działo. To znaczy, że tak naprawdę wszystko sobie wymyśliłem? Że całej tej sytuacji z byłą Chanyeola nie było, a ja po prostu mam przypisać to swojej wyobraźni? Wszystko po kolei było snem. Park Chanyeol mnie nie zdradzał, co więcej, nadal był moim chłopakiem i nie okłamał mnie, a teraz tulił do siebie mocno. Nie chciałem pozostać mu dłużny. Przytuliłem się do niego mocno tak, jakby miał to być nasz ostatni raz. Nawet nie zorientowałem się, kiedy łzy na nowo popłynęły po moich policzkach. Zarejestrowałem to dopiero kiedy Chanyeol otarł je i pocałował mnie w czoło.

— Już mi wierzysz, skarbie?

— Mhm. Lu...

— Słucham, Xian?

— Przepraszam. Nie... Nie wiedziałem, że to ja wszystko sobie wymyśliłem. Nie chciałem cię urazić, Luhannie.

— Nic się nie stało, Baekkie. Po prostu następnym razem nie naskakuj na mnie tak od razu, dobrze?

— Mhm~! — Przytaknąłem i uśmiechnąłem się do niego.

Luhan zrobił to samo, a później odwrócił się w stronę korytarza, podążając za odgłosem dzwonka do drzwi. Odkleiłem się (z dość dużym ociąganiem) od Chanyeola i poszedłem otworzyć. W drzwiach stał Sehun, a gdy mnie zobaczył od razu rzucił się mi na szyję.

— Hyuuuuung! Tak długo się nie widzieliśmy. Zapomniałeś o mnie?

— Nie, Sehun... Rozmawialiśmy dwa dni temu — powiedziałem spokojne, jednocześnie odsuwając się, aby mógł wejść do środka.

— To długo.

— Widocznie niewystarczająco długo, skoro jeszcze możesz narzekać — wyburczałem pod nosem.

— Baekhyun hyung. Ja chcę się z t-tobą...

Odkręciłem się, żeby zobaczyć, dlaczego Sehun zamilkł. Szczególnie, że było to dość rzadko, a właściwie całkowicie niespotykane zjawisko. Jednak szybko odnalazłem powód, przez który jadaczka młodszego zamknęła się. Bowiem jego wzrok wlepiony był w Luhana, wychylającego się zza drzwi prowadzących do sypialni. Wyglądał na zachwyconego. Co ja właściwie mówię? Był cholernie zachwycony Chińczykiem! Sam obdarzony zainteresowaniem również oglądał (tak, dosłownie — oglądał) Sehuna, a po jakimś czasie na jego twarzy pojawił się uśmiech. Koreańczyk zdawał się być zadowolonym z obrotu spraw, mimo że nie wiedział, iż gest ten nie zwiastował akceptacji, a po prostu chęć koleżeńskiego zachowania ze strony Luhana. Poza tym, wydaje mi się, że przez moje narzekanie na Sehuna, Chińczyk może nie być zbytnio do niego przekonanym. Cała irracjonalność sytuacji została jeszcze bardziej podkreślona w momencie, w którym Jjangu podbiegł do Luhana i ustał na tylnych łapkach prosząc, aby ten wziął go na ręce. Kiedy starszy to zrobił miałem wrażenie, że Sehun za chwilę zacznie rzygać tęczą. Dosłownie.

Ale chwila...

Spojrzałem na Luhana, potem na Sehuna. Później znowu na Luhana, na Sehuna, Luhana i jeszcze tak kilka razy. Coś mi świtało, ale nie do końca jeszcze wiedziałem o co chodziło, dlatego robiłem tak przez kolejnych kilka sekund i w końcu już wiedziałem. Jak mogłem na to wcześniej nie wpaść?

Luhan zauważył moje zachowanie i chyba zorientował się, co zaczynałem knuć, ponieważ wcześniejsza minimalna doza radości zniknęła z jego twarzy. W zamian otrzymywałem piorunujące spojrzenie wlepione wprost we mnie.

— Bian.Bai.Xian. Nawet o tym nie myśl. Nie próbuj, rozumiesz? — Uśmiechnąłem się przebiegle i uniosłem brew do góry. — Och, świetnie... Już pomyślałeś, prawda?

Oczywiście, że już pomyślałem. I tym razem miałem pewność, że zmienię Sehuna w człowieka, z którym jedna konkretna osoba będzie chciała stworzyć związek.

Bo byli niemal idealni dla siebie.

ღ ღ ღ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro