Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Step eight: "I wanna touch. So much!"

Chanyeol. Chanyeollie. Channie!

Mój piękny, przystojny, wysoki i męski... Sąsiad. Domyśla się ktoś, jak w tym momencie się czułem? Nie? To powiem wam. Właściwie można było porównać mnie do psa, przed którym leży szynka. Nie tak źle, co? Niestety, pies jest zamknięty. W jakiejś klatce, z której nie ma możliwości wyjścia, no chyba, że jego właściciel go wypuści. Ale opiekun go nie uwolni, bo ma różne powody.

I to właściwie przedstawia dwie sytuacje. Moje odczucia i pozycję, w jakiej znajdują się pundle. Tak, zamknąłem je. Były niegrzeczne, zabrały Channiemu prawo jazdy to i kara im się należy! Oczywiście Jongin o niczym nie wie i tak ma zostać. Bez względu na wszystko. Nawet karteczki nie zmuszą mnie do zmiany zdania, złość i zemsta Kaia też nie. Chanyeollie jest ważniejszy.

Tak, najważniejszy. I to wcale nie jest żadna paranoja, jak mogłoby się komuś wydawać. Przecież każdy kiedyś zakochał się po raz pierwszy i zachowywał się podobnie do mnie. To znaczy... Ja wcale się nie zakochałem, a jeśli już to nie po raz pierwszy. Może jedynie zafascynowałem albo zauroczyłem, ale nie zakochałem! Jeszcze.

Uśmiechnąłem się pod nosem i wyciągnąłem z szafy (którą pozwoliłem sobie przywłaszczyć na czas nieobecności Kaia i Soo) czarne obcisłe rurki — i to wcale nie po to, żeby podkreślić mój tyłek — oraz białą, nieco za luźną bluzkę z jakimś nadrukiem. Następnie poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a gdy zaczynałem się ubierać i założyłem zaledwie jedną nogawkę spodni, oczywiście mój telefon rozdzwonił się. Nieco wkurzony westchnąłem głośno i skacząc na jednej nodze dotarłem do urządzenia.

— Słucham — oznajmiłem zirytowany, wcześniej nawet nie zwracając uwagi na to, kto dzwoni.

— Xian? Przerwałem ci w czymś?

— Och! Lu, przepraszam. Po prostu spieszę się na spotkanie z Chanyeolem~ — Powiedziałem dużo bardziej podekscytowany.

W końcu Xiao Lu do mnie zadzwonił, pundle nie pałętały mi się pod nogami, a dosłownie za kilkanaście minut miałem spotkanie z Park Chanyeolem. Ach, nie mogło być lepiej!

Luhan zaśmiał się cicho. — No przecież, mój Baekkie idzie na pierwszą poważną randkę, co?

— Wcale nie pierwszą! — Zaprotestowałem od razu i tupnąłem nogą. Nieznośny nawyk.— Byłem przecież już kiedyś na randce...

— Yhyyym~ — przeciągnął lekko. — Mówisz o tych w liceum czy na studiach? Według mnie żadne się nie liczyły, Xian.

— Dlaczego niby? — Prychnąłem lekko i przytrzymałem telefon ramieniem, w końcu zakładając spodnie.

— Bo te w liceum były z dziewczynami, a jak sam powiedziałeś — jesteś gejem i dziewczyny nie liczą się, a kolejne były w wyniku zakładu ze MNĄ — podkreślił to słowo — tylko dlatego, że uważałem, że studia to idealny czas na poznanie kogoś nowego.

— Pf...

— Studiów nie skończyłeś, a nowe osoby poznałeś, ale nie utrzymywałeś z nimi kontaktu. Takie wyjaśnienie wystarczy?

— Niech ci będzie — odburknąłem i nadąłem policzki.

— Dobrze. Widzę, że nic ci nie grozi, psy cię nie zjadły, a pan Park oczekuje więc ja nie będę ci przeszkadzał. Do usłyszenia, Xian.

—Czekaj! Lu!

— Hm?

— Kiedy przyjedziesz? — Zapytałem z nadzieją i oczekiwałem odpowiedzi.

— Nie wiem, Baek. Ale już niedługo.

— Naprawdę?!

— Tak, Xian. Idź już się ogarniać, bo nie zdążysz.

— Dobrze, dobrze, Lu! Życz mi szczęścia~!

— Powodzenia, Baekkie — powiedział radośnie i rozłączył się.

Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.

Kompletnie zapominając o fakcie, że nadal nie założyłem koszulki, poszedłem otworzyć. Gdy już zobaczyłem, kto przyszedł przeraziłem się. TO BYŁ CHANYEOL! Ale przecież miałem jeszcze tyle czasu... Jak?

— Ch-Chanyeol? C-co tu robisz o tej godzinie?

— Baekkie, mieliśmy się spotkać, pamiętasz? — Patrzył na mnie, a ja stałem przed nim w samych spodniach...

— J-ja... Wiem, ale to już?

Uśmiechnął się cudownie, a ja zarumieniłem się przy nim po raz setny. — Tak, Baekkie, już.

— Eee... Wejdź. — oznajmiłem szybko, a później pobiegłem do łazienki. Tam założyłem nieszczęsną bluzkę i poprawiłem włosy. Później wróciłem do Chanyeola.

Podszedłem do kanapy, na której siedział i spojrzałem na niego. Nasze oczy spotkały się po jakimś czasie, po plecach przeszedł mi ten dreszcz, co kiedyś, a policzki znowu zmieniły kolor. Kameleonami chciały być, czy co? Szkoda tylko, że kameleony zmieniają kolor, żeby wtopić się w otoczenie, a różowy czy tam czerwony na pewno moim policzkom w tym nie pomoże. Cudownie.

Z drugiej strony, te Chanyeola wyglądały na takie gładkie i miękkie...

— Co tak patrzysz, Baekkie?

— Chanyeol...

— Tak?

— Mogę dotknąć? — Zapytałem, stając się już możliwie najbardziej upodobnionym do buraka.

— Czego?

— P-policzków — powiedziałem to. Tak! Połowa sukcesu za mną. Teraz tylko Yeollie musi mi pozwolić.

— Moich? — Spojrzał na mnie i uśmiechnął się cudownie. Och! Jaki on miał uśmiech! — Możesz.

— C-co? — Przesłyszałem się, prawda?

— Możesz dotknąć.

— J-ja... Naprawdę? — O mój Boże. Mogłem dotknąć! Mam nadzieję, że teraz każdy cieszy się razem ze mną, bo jak nie to gniew Byun Baekhyuna nadejdzie.

— Yhm.

Uśmiechnąłem się szeroko po czym delikatnie dotknąłem jego policzka. Był taki gładki i delikatny. Zupełnie tak, jak myślałem. Chanyeol cały czas na mnie patrzył, nawet na chwilę nie odwracając wzroku. Później lekko przesunąłem dłonią po jego skórze, a on położył swoją na mojej i docisnął lekko do twarzy, uśmiechając się. Ja natomiast spuściłem wzrok i próbowałem nie zarumienić się jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe. Później Park złapał mnie za drugą dłoń i położył ją na swoim drugim policzku. W końcu spojrzałem na niego. Miałem wrażenie, jakby znajdował się bliżej mnie niż wcześniej, a co najgorsze albo najlepsze (już sam w sumie nie wiem) patrzył na moje usta i chyba... Nie, nie, nie! To już? Ja nie byłem gotowy. Nawet jeszcze nie praktykowałem z dłonią!

— Ch-chanyeol... Co ty chcesz zrobić? — Zapytałem niepewnie, a on przybliżył się jeszcze bardziej.

Momentalnie od niego odskoczyłem i zaśmiałem się nerwowo.

— Z-zdjęcia! Spóźnimy się. Chodź już, Channie.

Koreańczyk uśmiechnął się i wstał z kanapy, kierując się w stronę korytarza jednak widząc, że nie idę za nim, a gapię się jak debil, spytał unosząc brew:

— Baekkie? Nie idziesz?

— Ach tak! To już? Nieważne. Idę, idę!

Wstałem szybko, a po chwili praktycznie wybiegłem z mieszkania, Oczywiście później i tak musiałem się wrócić, aby z widoczną na kilometr niechęcią, wypuścić pundle, które zamiast cieszyć się z podarowanej wolności i możliwości biegania po DOMU (z dużym naciskiem na to słowo) wybiegły gdzie? No przecież — na korytarz.

Koniec końców biegałem za nimi jak debil, a Chanyeol obserwował wszystko i śmiał się ze mnie.

Bardziej upokorzyć już się nie mogłem, prawda?

Wreszcie po około piętnastu minutach złapałem je wszystkie. Je wszystkie to znaczy psy. Jjanggu, Monggu i Jjangah, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. I zrobiłem to oczywiście bez żadnej pomocy Yeolliego, (już wyczuliście ten sarkazm?). W końcu, w przeciągu paru następnych minut, wyszliśmy z bloku. Ach, ten postęp!

— Gdzie idziemy? — Spytałem, kiedy zorientowałem się, że studio fotograficzne jest w zupełnie przeciwnym kierunku.

— Do samochodu — odpowiedział, patrząc na mnie.

— Samochodu?

— No tak, Baekkie. Wiesz, to takie coś, co jeździ na czterech kołach i w ogóle...

— Chanyeol — powiedziałem lekko zirytowany.

— Hm?

— Wiem, co to samochód. — Jeszcze brakowało, żebym tupnął nogą. No naprawdę.

— To dobrze, k-Baekkie.

— Co to było?

Wy też to zauważyliście, prawda? To dziwne "k". Moja wrodzona dociekliwość uruchomiła się właśnie w tym momencie. Nie odpuszczę.
Co prawda mogło to być coś zupełnie nieważnego, ale z drugiej strony.... Jeśli to tajemnicze "k" miało oznaczać bluźnierstwo? To po co w ogóle ono mogło tu się pojawić? W sumie Chanyeol nawet nie miał powodu, aby go używać. A może miał? Chociaż szczerze wątpiłem, żeby fakt, iż wiedziałem, co to samochód aż tak go zirytował. No ale co innego mogło to być? Kochanie w zupełności nie było nawet brane pod uwagę. A może jednak~?

Nie, wcale nie zacząłem uśmiechać się sam do siebie. Ani trochę.

No chyba, że chodziło mu o kotka. Wtedy ma moją miłość zagwarantowaną po wieki.

W sumie, jakby już nie miał...

— Co, co było?

— No to z "k".

— Jakim "k"?

Udawał, prawda? Powiedzcie, że tak! Kotki już mi się spodobały...

— No tym, co przed Baekkie powiedziałeś. Może chodziło ci o kochanie? Albo o kotka~?

— Co? Nie, nie. Nie chodziło mi o to... — Przerwał na chwilę jakby nieco speszony. A później otworzył mi drzwi do samochodu. — Wsiadaj, Baek.

— Łaaa... — Powiedziałem wchodząc do pojazdu i rozglądając się dookoła.

Siedzenia były czarne, skórzane i takie mięciutkie! Ogólnie cały samochód jeszcze pachniał nowością i co mogłem więcej powiedzieć? Był cudowny!

— Nowy?

— Mhm — odpowiedział jakby z dumną, co od razu spowodowało uśmiech na moich ustach. — Audi a5, biały, dodatkowo ze skórzanym wnętrzem. Wiesz, jak ciężko było taki znaleźć? Jeszcze za w miarę przystępną cenę?

— Pff... Dla mnie ta przystępna nawet przystępną nie jest... — Mruknąłem pod nosem.

— Bo jesteś jeszcze młody. Znajdziesz pracę i będziesz zarabiać to w końcu coś oszczędzisz.

— Tak jasne...

— Ile masz lat, Baekkie? — Zapytał i wsiadł do samochodu od strony kierowcy. Mój Boże, wyglądał tak cudownie za kółkiem.

— Dwadzieścia dwa.

— Przepraszam, ile?

— Dwadzieścia dwa — powtórzyłem, a Chanyeol zmierzył mnie wzrokiem. — A co? Myślałeś, że młodszy jestem?

Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a później ruszył w stronę studia. Dopiero po kilku minutach powiedział:

— Ja mam dwadzieścia jeden.

— Co?! — Krzyknąłem może trochę za głośno. — Jak to możliwe, że jesteś młodszy ode mnie?

— Normalnie, Baekkie.

— No chyba właśnie nie, Chanyeollie.

ღ ღ ღ

Po około trzydziestu minutach podróży wreszcie dotarliśmy na miejsce. W sumie wydawało mi się, że stresowałem się bardziej od samego Chanyeola, a to przecież on miał być fotografowany. Nie ja.

Oczywiście, po jakimś czasie spędzonym na oczekiwaniach, zostaliśmy (oboje!) poproszeni do miejsca, w którym robi się zdjęcia. Park od razu usiadł na krzesełku i czekał, aż fotografia zostanie wykonana, ale przecież tak nie można!

— Chwileczkę — powiedziałem i podszedłem do młodszego.

Z początku poprawiłem mu tylko włosy, ale później to samo zrobiłem z marynarką, którą miał na sobie. Następnie znowu z włosami i marynarką... I to wcale nie tak, że uważałem, iż nie wygląda cudownie! Wyglądał, ale ja chciałem jeszcze bardziej to pokazać.

Sam Chanyeol natomiast rozsunął trochę nogi, abym — jak myślałem na początku — miał łatwiejszy dostęp do jego głowy i włosów, bo mimo to, że siedział to i tak był tylko troszeczkę niższy ode mnie, ale jak się później dowiedziałem (a właściwie doświadczyłem na własnej skórze) zrobił to tylko dla własnej korzyści. A mianowicie położył dłonie na moich biodrach i przysunął do siebie bliżej, a ręce zostawił tam! No jak tak śmiał? Przecież kobieta, która miała robić mu zdjęcia, cały czas tam była!

— Ch-Chanyeol... C-co ty r-robisz? — Zapytałem, rumieniąc się lekko.

— Trzymam cię, żebyś mi nie uciekł — oznajmił z tryumfem słyszalnym w głosie.

— N-nie ucieknę.

— Wiem.

— T-to mnie puść — powiedziałem cicho i spuściłem wzrok w dół. Taaa, to wcale nie wyglądało tak, jakbym patrzył się na jego krocze. Jak w ogóle mogłem tak pomyśleć!?

— Baekhyun.

— Tak?

— Spójrz na mnie — oznajmił dość stanowczym głosem, jednak nadal na tyle cicho, aby kobieta nie mogła usłyszeć naszej rozmowy.

Zerknąłem na niego i od razu zarumieniłem się bardziej. Pomyślał, że patrzę tam, gdzie nie patrzyłem? Ale przecież ja nic takiego nie zrobiłem... A co jeśli będzie zły i już nie zechce się ze mną spotykać? Co ja wtedy zrobię?

— J-ja wcale tam nie patrzyłem! — Sprostowałem szybko i mógłbym przysiąc, że właśnie staliśmy się obiektem zainteresowania pewnej osoby trzymającej aparat. Zupełnie tak, jakby nie mogła wyjść... — To nie tak, jak myślisz...

— A jak myślę? — Zapytał nieco rozbawiony, czego z początku nie zauważyłem.

— Nooo... Że patrzę tam.

— Tam czyli gdzie?

— Wiesz gdzie. A teraz p-puść mnie już, Channie.

— Dobrze, ale mam warunek. — Tylko nie to.

— J-Jaki? — Spojrzałem mu w oczy, a po plecach przeszedł mi (znowu!) ten dreszcz. Dureń jeden. Nudzi mu się czy co?

— Pocałuj mnie.

ღ ღ ღ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro