Step eight: "I wanna touch. So much!"
Chanyeol. Chanyeollie. Channie!
Mój piękny, przystojny, wysoki i męski... Sąsiad. Domyśla się ktoś, jak w tym momencie się czułem? Nie? To powiem wam. Właściwie można było porównać mnie do psa, przed którym leży szynka. Nie tak źle, co? Niestety, pies jest zamknięty. W jakiejś klatce, z której nie ma możliwości wyjścia, no chyba, że jego właściciel go wypuści. Ale opiekun go nie uwolni, bo ma różne powody.
I to właściwie przedstawia dwie sytuacje. Moje odczucia i pozycję, w jakiej znajdują się pundle. Tak, zamknąłem je. Były niegrzeczne, zabrały Channiemu prawo jazdy to i kara im się należy! Oczywiście Jongin o niczym nie wie i tak ma zostać. Bez względu na wszystko. Nawet karteczki nie zmuszą mnie do zmiany zdania, złość i zemsta Kaia też nie. Chanyeollie jest ważniejszy.
Tak, najważniejszy. I to wcale nie jest żadna paranoja, jak mogłoby się komuś wydawać. Przecież każdy kiedyś zakochał się po raz pierwszy i zachowywał się podobnie do mnie. To znaczy... Ja wcale się nie zakochałem, a jeśli już to nie po raz pierwszy. Może jedynie zafascynowałem albo zauroczyłem, ale nie zakochałem! Jeszcze.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wyciągnąłem z szafy (którą pozwoliłem sobie przywłaszczyć na czas nieobecności Kaia i Soo) czarne obcisłe rurki — i to wcale nie po to, żeby podkreślić mój tyłek — oraz białą, nieco za luźną bluzkę z jakimś nadrukiem. Następnie poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a gdy zaczynałem się ubierać i założyłem zaledwie jedną nogawkę spodni, oczywiście mój telefon rozdzwonił się. Nieco wkurzony westchnąłem głośno i skacząc na jednej nodze dotarłem do urządzenia.
— Słucham — oznajmiłem zirytowany, wcześniej nawet nie zwracając uwagi na to, kto dzwoni.
— Xian? Przerwałem ci w czymś?
— Och! Lu, przepraszam. Po prostu spieszę się na spotkanie z Chanyeolem~ — Powiedziałem dużo bardziej podekscytowany.
W końcu Xiao Lu do mnie zadzwonił, pundle nie pałętały mi się pod nogami, a dosłownie za kilkanaście minut miałem spotkanie z Park Chanyeolem. Ach, nie mogło być lepiej!
Luhan zaśmiał się cicho. — No przecież, mój Baekkie idzie na pierwszą poważną randkę, co?
— Wcale nie pierwszą! — Zaprotestowałem od razu i tupnąłem nogą. Nieznośny nawyk.— Byłem przecież już kiedyś na randce...
— Yhyyym~ — przeciągnął lekko. — Mówisz o tych w liceum czy na studiach? Według mnie żadne się nie liczyły, Xian.
— Dlaczego niby? — Prychnąłem lekko i przytrzymałem telefon ramieniem, w końcu zakładając spodnie.
— Bo te w liceum były z dziewczynami, a jak sam powiedziałeś — jesteś gejem i dziewczyny nie liczą się, a kolejne były w wyniku zakładu ze MNĄ — podkreślił to słowo — tylko dlatego, że uważałem, że studia to idealny czas na poznanie kogoś nowego.
— Pf...
— Studiów nie skończyłeś, a nowe osoby poznałeś, ale nie utrzymywałeś z nimi kontaktu. Takie wyjaśnienie wystarczy?
— Niech ci będzie — odburknąłem i nadąłem policzki.
— Dobrze. Widzę, że nic ci nie grozi, psy cię nie zjadły, a pan Park oczekuje więc ja nie będę ci przeszkadzał. Do usłyszenia, Xian.
—Czekaj! Lu!
— Hm?
— Kiedy przyjedziesz? — Zapytałem z nadzieją i oczekiwałem odpowiedzi.
— Nie wiem, Baek. Ale już niedługo.
— Naprawdę?!
— Tak, Xian. Idź już się ogarniać, bo nie zdążysz.
— Dobrze, dobrze, Lu! Życz mi szczęścia~!
— Powodzenia, Baekkie — powiedział radośnie i rozłączył się.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.
Kompletnie zapominając o fakcie, że nadal nie założyłem koszulki, poszedłem otworzyć. Gdy już zobaczyłem, kto przyszedł przeraziłem się. TO BYŁ CHANYEOL! Ale przecież miałem jeszcze tyle czasu... Jak?
— Ch-Chanyeol? C-co tu robisz o tej godzinie?
— Baekkie, mieliśmy się spotkać, pamiętasz? — Patrzył na mnie, a ja stałem przed nim w samych spodniach...
— J-ja... Wiem, ale to już?
Uśmiechnął się cudownie, a ja zarumieniłem się przy nim po raz setny. — Tak, Baekkie, już.
— Eee... Wejdź. — oznajmiłem szybko, a później pobiegłem do łazienki. Tam założyłem nieszczęsną bluzkę i poprawiłem włosy. Później wróciłem do Chanyeola.
Podszedłem do kanapy, na której siedział i spojrzałem na niego. Nasze oczy spotkały się po jakimś czasie, po plecach przeszedł mi ten dreszcz, co kiedyś, a policzki znowu zmieniły kolor. Kameleonami chciały być, czy co? Szkoda tylko, że kameleony zmieniają kolor, żeby wtopić się w otoczenie, a różowy czy tam czerwony na pewno moim policzkom w tym nie pomoże. Cudownie.
Z drugiej strony, te Chanyeola wyglądały na takie gładkie i miękkie...
— Co tak patrzysz, Baekkie?
— Chanyeol...
— Tak?
— Mogę dotknąć? — Zapytałem, stając się już możliwie najbardziej upodobnionym do buraka.
— Czego?
— P-policzków — powiedziałem to. Tak! Połowa sukcesu za mną. Teraz tylko Yeollie musi mi pozwolić.
— Moich? — Spojrzał na mnie i uśmiechnął się cudownie. Och! Jaki on miał uśmiech! — Możesz.
— C-co? — Przesłyszałem się, prawda?
— Możesz dotknąć.
— J-ja... Naprawdę? — O mój Boże. Mogłem dotknąć! Mam nadzieję, że teraz każdy cieszy się razem ze mną, bo jak nie to gniew Byun Baekhyuna nadejdzie.
— Yhm.
Uśmiechnąłem się szeroko po czym delikatnie dotknąłem jego policzka. Był taki gładki i delikatny. Zupełnie tak, jak myślałem. Chanyeol cały czas na mnie patrzył, nawet na chwilę nie odwracając wzroku. Później lekko przesunąłem dłonią po jego skórze, a on położył swoją na mojej i docisnął lekko do twarzy, uśmiechając się. Ja natomiast spuściłem wzrok i próbowałem nie zarumienić się jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe. Później Park złapał mnie za drugą dłoń i położył ją na swoim drugim policzku. W końcu spojrzałem na niego. Miałem wrażenie, jakby znajdował się bliżej mnie niż wcześniej, a co najgorsze albo najlepsze (już sam w sumie nie wiem) patrzył na moje usta i chyba... Nie, nie, nie! To już? Ja nie byłem gotowy. Nawet jeszcze nie praktykowałem z dłonią!
— Ch-chanyeol... Co ty chcesz zrobić? — Zapytałem niepewnie, a on przybliżył się jeszcze bardziej.
Momentalnie od niego odskoczyłem i zaśmiałem się nerwowo.
— Z-zdjęcia! Spóźnimy się. Chodź już, Channie.
Koreańczyk uśmiechnął się i wstał z kanapy, kierując się w stronę korytarza jednak widząc, że nie idę za nim, a gapię się jak debil, spytał unosząc brew:
— Baekkie? Nie idziesz?
— Ach tak! To już? Nieważne. Idę, idę!
Wstałem szybko, a po chwili praktycznie wybiegłem z mieszkania, Oczywiście później i tak musiałem się wrócić, aby z widoczną na kilometr niechęcią, wypuścić pundle, które zamiast cieszyć się z podarowanej wolności i możliwości biegania po DOMU (z dużym naciskiem na to słowo) wybiegły gdzie? No przecież — na korytarz.
Koniec końców biegałem za nimi jak debil, a Chanyeol obserwował wszystko i śmiał się ze mnie.
Bardziej upokorzyć już się nie mogłem, prawda?
Wreszcie po około piętnastu minutach złapałem je wszystkie. Je wszystkie to znaczy psy. Jjanggu, Monggu i Jjangah, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. I zrobiłem to oczywiście bez żadnej pomocy Yeolliego, (już wyczuliście ten sarkazm?). W końcu, w przeciągu paru następnych minut, wyszliśmy z bloku. Ach, ten postęp!
— Gdzie idziemy? — Spytałem, kiedy zorientowałem się, że studio fotograficzne jest w zupełnie przeciwnym kierunku.
— Do samochodu — odpowiedział, patrząc na mnie.
— Samochodu?
— No tak, Baekkie. Wiesz, to takie coś, co jeździ na czterech kołach i w ogóle...
— Chanyeol — powiedziałem lekko zirytowany.
— Hm?
— Wiem, co to samochód. — Jeszcze brakowało, żebym tupnął nogą. No naprawdę.
— To dobrze, k-Baekkie.
— Co to było?
Wy też to zauważyliście, prawda? To dziwne "k". Moja wrodzona dociekliwość uruchomiła się właśnie w tym momencie. Nie odpuszczę.
Co prawda mogło to być coś zupełnie nieważnego, ale z drugiej strony.... Jeśli to tajemnicze "k" miało oznaczać bluźnierstwo? To po co w ogóle ono mogło tu się pojawić? W sumie Chanyeol nawet nie miał powodu, aby go używać. A może miał? Chociaż szczerze wątpiłem, żeby fakt, iż wiedziałem, co to samochód aż tak go zirytował. No ale co innego mogło to być? Kochanie w zupełności nie było nawet brane pod uwagę. A może jednak~?
Nie, wcale nie zacząłem uśmiechać się sam do siebie. Ani trochę.
No chyba, że chodziło mu o kotka. Wtedy ma moją miłość zagwarantowaną po wieki.
W sumie, jakby już nie miał...
— Co, co było?
— No to z "k".
— Jakim "k"?
Udawał, prawda? Powiedzcie, że tak! Kotki już mi się spodobały...
— No tym, co przed Baekkie powiedziałeś. Może chodziło ci o kochanie? Albo o kotka~?
— Co? Nie, nie. Nie chodziło mi o to... — Przerwał na chwilę jakby nieco speszony. A później otworzył mi drzwi do samochodu. — Wsiadaj, Baek.
— Łaaa... — Powiedziałem wchodząc do pojazdu i rozglądając się dookoła.
Siedzenia były czarne, skórzane i takie mięciutkie! Ogólnie cały samochód jeszcze pachniał nowością i co mogłem więcej powiedzieć? Był cudowny!
— Nowy?
— Mhm — odpowiedział jakby z dumną, co od razu spowodowało uśmiech na moich ustach. — Audi a5, biały, dodatkowo ze skórzanym wnętrzem. Wiesz, jak ciężko było taki znaleźć? Jeszcze za w miarę przystępną cenę?
— Pff... Dla mnie ta przystępna nawet przystępną nie jest... — Mruknąłem pod nosem.
— Bo jesteś jeszcze młody. Znajdziesz pracę i będziesz zarabiać to w końcu coś oszczędzisz.
— Tak jasne...
— Ile masz lat, Baekkie? — Zapytał i wsiadł do samochodu od strony kierowcy. Mój Boże, wyglądał tak cudownie za kółkiem.
— Dwadzieścia dwa.
— Przepraszam, ile?
— Dwadzieścia dwa — powtórzyłem, a Chanyeol zmierzył mnie wzrokiem. — A co? Myślałeś, że młodszy jestem?
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a później ruszył w stronę studia. Dopiero po kilku minutach powiedział:
— Ja mam dwadzieścia jeden.
— Co?! — Krzyknąłem może trochę za głośno. — Jak to możliwe, że jesteś młodszy ode mnie?
— Normalnie, Baekkie.
— No chyba właśnie nie, Chanyeollie.
ღ ღ ღ
Po około trzydziestu minutach podróży wreszcie dotarliśmy na miejsce. W sumie wydawało mi się, że stresowałem się bardziej od samego Chanyeola, a to przecież on miał być fotografowany. Nie ja.
Oczywiście, po jakimś czasie spędzonym na oczekiwaniach, zostaliśmy (oboje!) poproszeni do miejsca, w którym robi się zdjęcia. Park od razu usiadł na krzesełku i czekał, aż fotografia zostanie wykonana, ale przecież tak nie można!
— Chwileczkę — powiedziałem i podszedłem do młodszego.
Z początku poprawiłem mu tylko włosy, ale później to samo zrobiłem z marynarką, którą miał na sobie. Następnie znowu z włosami i marynarką... I to wcale nie tak, że uważałem, iż nie wygląda cudownie! Wyglądał, ale ja chciałem jeszcze bardziej to pokazać.
Sam Chanyeol natomiast rozsunął trochę nogi, abym — jak myślałem na początku — miał łatwiejszy dostęp do jego głowy i włosów, bo mimo to, że siedział to i tak był tylko troszeczkę niższy ode mnie, ale jak się później dowiedziałem (a właściwie doświadczyłem na własnej skórze) zrobił to tylko dla własnej korzyści. A mianowicie położył dłonie na moich biodrach i przysunął do siebie bliżej, a ręce zostawił tam! No jak tak śmiał? Przecież kobieta, która miała robić mu zdjęcia, cały czas tam była!
— Ch-Chanyeol... C-co ty r-robisz? — Zapytałem, rumieniąc się lekko.
— Trzymam cię, żebyś mi nie uciekł — oznajmił z tryumfem słyszalnym w głosie.
— N-nie ucieknę.
— Wiem.
— T-to mnie puść — powiedziałem cicho i spuściłem wzrok w dół. Taaa, to wcale nie wyglądało tak, jakbym patrzył się na jego krocze. Jak w ogóle mogłem tak pomyśleć!?
— Baekhyun.
— Tak?
— Spójrz na mnie — oznajmił dość stanowczym głosem, jednak nadal na tyle cicho, aby kobieta nie mogła usłyszeć naszej rozmowy.
Zerknąłem na niego i od razu zarumieniłem się bardziej. Pomyślał, że patrzę tam, gdzie nie patrzyłem? Ale przecież ja nic takiego nie zrobiłem... A co jeśli będzie zły i już nie zechce się ze mną spotykać? Co ja wtedy zrobię?
— J-ja wcale tam nie patrzyłem! — Sprostowałem szybko i mógłbym przysiąc, że właśnie staliśmy się obiektem zainteresowania pewnej osoby trzymającej aparat. Zupełnie tak, jakby nie mogła wyjść... — To nie tak, jak myślisz...
— A jak myślę? — Zapytał nieco rozbawiony, czego z początku nie zauważyłem.
— Nooo... Że patrzę tam.
— Tam czyli gdzie?
— Wiesz gdzie. A teraz p-puść mnie już, Channie.
— Dobrze, ale mam warunek. — Tylko nie to.
— J-Jaki? — Spojrzałem mu w oczy, a po plecach przeszedł mi (znowu!) ten dreszcz. Dureń jeden. Nudzi mu się czy co?
— Pocałuj mnie.
ღ ღ ღ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro