Holidays #2: "Me or your poodles"
Kyungsoo pov
ღ ღ ღ
— Kyungsoo!
— Słucham, Jongin? — Odpowiedziałem i spojrzałem na mojego chłopaka, który chodził dookoła pokoju hotelowego.
— Jak myślisz, z kochaniami wszystko w porządku, prawda? — Zapytał przejęty. Chciałbym żeby czasami o mnie tak się martwił jak o te psy... — Baekhyun nic im nie zrobi?
— Nie, nie zrobi — odpowiedziałem i odwróciłem się do niego plecami.
Jongin przez jakiś czas nic nie robił, ale w końcu usiadł za mną i przytulił mnie od tyłu. Od razu oparłem się o niego i uśmiechnąłem lekko, chociaż nadal byłem zły.
— Soo — wyszeptał mi do ucha i jednocześnie zaczął gładzić mój brzuch przez materiał koszulki. — Co jest?
— Kim Jongin, ja już dłużej tak nie mogę.
— Jak?
Nie odpowiedziałem.
— Kyungsoo, spójrz na mnie.
— Nie chcę — powiedziałem, próbując brzmieć jak najbardziej przekonywająco, ale chyba coś mi nie wyszło, bo Jongin zaśmiał się.
Chwilę później wstał i usiadł naprzeciw mnie, a następnie wziął moją twarz w obie dłonie i pocałował delikatnie. Od razu starałem się oddawać pieszczotę, oczywiście zapominając, że domyślnie miałem być na niego zły. Ale chwila słabości chyba nie zaszkodzi, co?
Tak więc przysunąłem się do niego bliżej, a po chwili i tak Kai wciągnął mnie na swoje kolana i objął w pasie. Zarzuciłem dłonie na jego szyję i praktycznie przywarłem do jego torsu, a palce wplotłem w miękkie włosy. Całowaliśmy się jeszcze trochę, niestety Jongin po chwili odsunął się i spojrzał mi w oczy.
— O co chodziło? — Zapytał, głaszcząc mnie po głowie.
Znowu te jego pudle... Je też tak głaszcze. A ja żadnym psem nie jestem.
— Byłem zły.
— Już nie jesteś? — Uśmiechnął się lekko.
— Jestem.
— Ale...
— Jongin posłuchaj. Nie możesz mnie traktować jakbym był twoim psem, albo co gorsza, kimś jeszcze mniej ważnym — spojrzałem mu w oczy. — Jestem twoim chłopakiem i potrzebuję mieć poczucie, że ci na mnie zależy. Że troszczysz się o mnie i że jestem kimś ważnym, wiesz?
Jongin przez jakiś czas nic nie odpowiedział. Patrzył na mnie i byłem przekonany, że z chwili na chwilę robi się coraz smutniejszy, mimo to nie zrobiłem nic. To był czas, w którym on powinien coś zrobić. Pokazać, że mu zależy. Ja mogłem trochę na to poczekać.
W końcu jednak pocałował mnie w czoło, a następnie mocno przytulił.
— Przepraszam, Soo. Nie chciałem, żebyś tak się czuł. Po prostu kochania... One są jakby moją rodziną. Co nie znaczy, że ty nią nie jesteś! Chodzi o to, że ciężko mi bez nic, a bez ciebie byłoby chyba jeszcze gorzej.
— Jongin.
— Tak, skarbie?
— Ja czy one?
— C-co? Mam wybierać między wami? — Zapytał zdziwiony, unosząc lekko lewą brew.
— Na czas wakacji. Jeśli tak za nimi tęsknisz to możemy już wracać, ale wydaje mi się, że Baekhyun jest na tyle odpowiedzialny, że nic im się nie stanie. Jak coś to jest jeszcze Sehun.
— O mój Boże! Sehun?! S-Sehun... Co jeśli Byun zostawi moje kochania pod jego opieką? Umrą! I to jeszcze w męczarniach przy tym idiocie.
— Kim Jongin! Sehun to mój kuzyn. Możesz przestać go wyzywać? Jestem pewien, że nie poznałeś w takim razie jego potencjału.
— Potencjału? To on jakikolwiek ma?
— Tak. Nawet duży — oznajmiłem pewien siebie.
Nie zrozumcie mnie źle, Sehun może wydawać się idiotą, ale w pewnych sytuacjach naprawdę potrafi zachować się lepiej niż przyzwoicie. Naprawdę. I nie mówię tego tylko dlatego, że jest moją rodziną.
— Ciekawe jaki...
— Tego ci nie powiem, przekonasz się w swoim czasie — przerwałem na chwilę. — Więc co wybierasz, Jongin?
— Ja... Nie wiem — spuścił głowę i przestał na mnie patrzeć. Według mnie odpowiedź mogła być tylko jedna.
Zszedłem z jego kolan i poszedłem w stronę wyjścia z apartamentu. Zacząłem zakładać buty, a oczy stawały się coraz bardziej mokre. Nawet nie wiedziałem dlaczego. Przecież chodziło tylko o to, że mój chłopak wybrał swoje psy zamiast mnie. To nic takiego. I nie bolało to ani trochę, a przynajmniej nie powinno, jednak jak zwykle rzeczywistość musiała wyglądać inaczej.
Gdy już miałem wychodzić zostałem popchnięty na ścianę, a droga ucieczki została zablokowana. Oczywiście przez Jogina.
— Nigdzie nie idziesz. — Oznajmił poważnie i patrzył mi prosto w oczy.
— Idę — powiedziałem, jednocześnie próbując się jakoś wydostać z jego pułapki, ale za każdym razem kiedy już zdołałem w choć minimalnym stopniu odsunąć się od ściany, ten znowu mnie do niej przypierał. — Jongin! Daj mi wyjść. Nie chcę tu być.
— Czego spośród "nigdzie nie idziesz" nie zrozumiałeś? Nie wypuszczę cię Soo.
— Jongin... — Spojrzałem mu w oczy i od razu wiedziałem, że nie mam żadnych szans.
— Kyungsoo — powiedział i zaczął głaskać mnie po policzku. — Nie każ mi między wami wybierać.
— Ale Jongin...
— Nie przerywaj, proszę — wziął głębszy oddech. — Nie zmuszaj mnie do wyboru między wami, bo tak się po prostu nie da. — A więc to tak? Nie miałem nawet znaczenia... — Dlatego, że kocham i ciebie i psy, ale to ty jesteś najważniejszy, rozumiesz? Ty się dla mnie liczysz najbardziej i to nocy spędzonej bez ciebie obok nie potrafię sobie wyobrazić. Z psami jestem związany, bo są ze mną dłużej, ale to z tobą chcę stworzyć naszą wspólną przyszłość. Nie z nimi.
Pocałował mnie w czoło i przytulił, a ja od razu zapomniałem o tym, że chociaż na chwilę chciałem go zostawić.
— Kocham cię, Kyungoo — oznajmił i znowu wziął moją twarz w dwie dłonie całując mocno.
Złapałem go za koszulę i zacisnąłem lekko w swoich rękach, oddając pocałunek. Było intensywnie. Bardzo. Nie chciał, aby jakikolwiek skrawek moich ust pozostał zapomniany. Całował je z upragnieniem i wyczuwalnym uczuciem, a ja odpływałem coraz bardziej i poddawałem się mu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy już nam obu brakowało powietrza odsunął się ode mnie i zdjął mi bluzkę, odrzucając ją gdzieś na bok. Następnie przeniósł się z pocałunkami na szyję, a ja odchyliłem nieco głowę do tyłu. Spomiędzy moich ust wydostało się stłumione jęknięcie, co tylko zmotywowało Jongina do działania. Zrobił kilka malinek, a chwilę później złapał mnie pod uda i podniósł, oczywiście kierując się w stronę sypialni.
Tam położył mnie na łóżku i pozbył się reszty naszych ubrań.
Później już tylko pokazał mi jak bardzo mu na mnie zależało. Z każdym kolejnym słowem wyszeptanym wprost do mojego ucha, z każdym pocałunkiem i pchnięciem, uświadamiał mi kim dla niego jestem. A ja pragnąłem, by wiedział, że dla mnie znaczy dokładnie to samo, a może nawet i więcej.
Dlatego dawałem mu siebie całego. Przez bardzo długi czas, aż w końcu nasze ciała splecione w miłosnym uścisku i ciężkie oddechy sygnalizowały, że więcej miłości już nie możemy sobie przekazać. Że pozostały nam powolne pocałunki, które na zawsze będą przypominać nam o uczuciach, jakimi siebie darzymy.
I o tym, że nawet pudle nie zagrażają naszemu związkowi, a przynajmniej do kolejnej sprzeczki.
Oraz kolejnego udowadniania naszej bezkresnej miłości poprzez każdy możliwy sposób.
Abyśmy kochali i byli kochanymi.
ღ ღ ღ
Przyznam, że kompletnie zapomniałam o tym, że jeszcze dwóch dodatków nie dodałam. Dlatego przedostatni publikuję teraz, a za jakiś czas dodam ostatni z HunHanami.
Oprócz tego planuję nową rozdziałówkę z KaiSoo. Byłby to fluff/obyczaj i troszkę angst. Jesteście zainteresowani?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro