Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odcinek 6 : Zapach Kart Tarota

- Wigilia? - upewniła się Boscha, co Luz potwierdziła kiwnięciem głowy. - Chyba żartujesz. Niby po co nam to tutaj?

Wszyscy siedzieli przy stole w stołówce. Minęło już dwadzieścia minut od ich pobudki i spotkania się tutaj.

- Jak to po co? - Luz spojrzała na nią ze zdziwieniem. - Tradycja! Przyjaźń! Świąteczna Magia!

- Luz wierzy, że w Wigilię da się wywołać ducha Czarnego Mikołaja i poprosić go o przywrócenie do życia jednej osoby, jeśli wywołuje go osiem osób. - wyjaśniła Willow. - Poza tym, kocha święta.

- Jokes on you, wchodzę w to! - zawołała Emira.

- Ja również! - uśmiechnął się Edric. - Zresztą, chcę mieć Wigilię w szkole! No błagam, wiecie, co będziemy mogli naopowiadać wnukom?

- Ew, nie chcę dzieci ani wnuków. - Boscha wywróciła oczami.

- Mówisz tak, jakby ktoś cię chciał. - Gus podniósł wzrok z resztek swojej kanapki. Boscha wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk oburzenia.

- Tylko z czego zrobimy jedzenie na Wigilię? - zapytała Amity, uniemożliwiając Boschy zjechanie krasnala siedzącego naprzeciw niej.

- Mamy sok burakowy. Możemy zastąpić nim barszcz, a za uszka będą robić krakersy. - podsunął Golden Guard.

- Za grzybową możemy uznać wafle ryżowe. - zaproponowała Willow. - Pokroimy je w kształt grzybów i voilà.

- Są mrożone, rybne filety! To będą karpie i śledzie! - zawołała Luz. - W lodówce jest też bigos, pewnie jakaś kucharka zostawiła sobie na później i zapomniała.

- Pierniczki możemy spokojnie upiec. - Emira uśmiechnęła się. - A oranżada "Helena" będzie naszym kompotem.

- Tyle wystarczy! - Luz uśmiechnęła się szeroko. - Dobra, kto zajmie się dekorowaniem? W klasach artystycznych jest dużo bombek, łańcuchów i innych pierdołek tego typu!

- Ja mogę. - stwierdziła Willow. - Gus, Edric i Boscha mogą pomóc, wątpię, by potrafili gotować.

- Ej! - zawołała Boscha.

- Cichaj i zdychaj w piekle. - Willow wstała. - Idę po te ozdoby.

- Ale nie każ jej zdychać w piekle! - krzyknął za nią Edric, również wstając. - Chyba nie chcesz, by Szatan miał konkurencję!

 ༊*·˚

O Amity można było powiedzieć wiele rzeczy. Była ładna, utalentowana i mądra.

O Luz, również dało się coś nazbierać. Także była ładna, jednakże bardziej energiczna, radosna i pełna marzeń.

O ich oby dwójce, dało się powiedzieć tylko dwie rzeczy - "nietypowa para" i "najlepsze ciastka, jakie kiedykolwiek jadłem (bądź jadłam)".

Dziewczyny te bowiem, choćby niezmiernie się różniły, gotowały najlepsze słodycze, o jakich słyszała ta szkoła. Nic więc dziwnego, że to one zabrały się za pierniczki, podczas gdy Golden Guard szykował filety, a Emira zajmowała się bigosem.

Cukier, mąka, jajka - choć Luz była chaotyczna, nie upuściła ani jednego z tych, bądź innych produktów. Poruszała się z pewnością siebie, parę razy jednak potykając się o coś. Dodawała mieszane ilości produktów, a wokół czaiła się groźba, że nie będzie w stanie posprzątać. Mimo to, ten chaotyzm dawał jej sto procent pewności, iż pierniczki będą lekko pikantne, tak, jak w jej kraju.

Cynamon, miód, ciepłe mleko - znając się na słodyczach, doskonale wiedziała, ile tych kluczowych składników należało dodać, by pierniczki wyszły odpowiednio słodkie, tak, jak kiedyś te, które próbowała w Toruniu. Amity, perfekcyjnie wszystko wymieszała, lekko brudząc sobie nos masłem, który podawała jej Luz. Zazdrościła hiszpance odwagi w jej ruchach, ale sama pokazywała pełnię gracji, jaką człowiek może osiągnąć.

Słodki zapach lekko rozpraszał GG i Emirę, jednak oni sami też sobie radzili.

Golden Guard wydawał się znać na patelniach, jak sama Roszpunka. Wiedział, ile oleju należy dodać, jak ustawić patelnię i jaki ogień należy dodać, by nie spalić jedzenia. Znalazł kilka przypraw i zaczął przygotowywać ryby w typowy, włoski sposób, w jaki uczyła go pewna miła pani z Mediolanu.

Emira, pochodząca z rodziny Blight, rodziny, która najdłużej żyła w Polsce, była nauczona przez swą mamę, babcię i ciocię wszystkiego o potrawach z państwa cebuli żółtej. Niby zwykły bigos, aczkolwiek Emira podkradła GG trochę przypraw i właśnie zmieniała go w dzieło sztuki, pachnące świeżą kapustą i soczystym mięsem.

Kuchnia wybuchała zapachami potraw, tak różnych, a jednak zbilansowanych. Wydawało się, że jest to idealny opis ich grupy - tyle różnych osób, twarzy, zainteresowań...

A jednak, dogadywali się jak nikt inny bez użycia słów. I to była magia - magia świąt.

  ༊*·˚

Edric usłyszał trzask i szybko odwrócił się od choinki, którą dekorował. Jak się spodziewał - Gus upuścił jedną z bombek i teraz klękał przed nią, nazywając ją "swoją ukochaną" i "najbiedniejszą z niewiast". Willow, która wieszała nieco dalej łańcuchy, zachichotała. 

- Spokojnie Gus, tam leżą jeszcze cztery pudełka. - wskazała palcem na pudła obok Boschy, która stojąc na drabinie próbowała zawiesić jemiołę nad jednym z miejsc w stołówce.

- Ale to była ta jedynaaaaaaaaa! - jęknął Gus, załamując się nad losem jego skarbu.

- Oh, daj spokój! - zawołała do niego Boscha. - Znajdź sobie w końcu dziewczynę, przyda ci się.

- A ty zawieś prawdziwą jemiołę, dobra? - powiedziała do niej Willow, wyciągając z kieszeni roślinkę z białymi kropkami.

- Przecież TO jest prawdziwa jemioła! - wkurzyła się różowowłosa. Okularnica pokręciła przecząco głową.

- To jest ostrokrzew. Jest dekoracją świąteczną, ale nie jemiołą. Największą różnicą są czerwone owoce, które u jemioły są białe, następnie rozpoznasz je po liściach. - wyjaśniła, rzucając jej ozdobną wiązankę. - Mało osób się na tym zna, ale wystarczy, że wyszukasz te dwa rodzaje w internecie, a zobaczysz różnicę.

Boscha zarumieniła się ze wstydu i szybko wymieniła jedną roślinę na drugą. Edric posprzątał bombę, którą upuścił Gus i wrócił do dekorowania choinki.

- A w ogóle, to kiedy ludzie zaczynają się zbierać na tę kolację? - zapytała Boscha, teraz wieszając łańcuchy w kolorze złota.

- Kiedy pojawi się pierwsza gwiazdka na niebie. - odparł Gus. - A co, nigdy nie byłaś na Wigilii?

- Nie. - odpowiedziała szybko. - Rodzice uważają, że wszelkie święta by mnie rozpraszały i nie pozwalałyby mojemu trzeciemu oku się otworzyć, więc jako tako świętujemy tylko urodziny któregoś z nas.

- Serio? - Edric odwrócił się od choinki. - Myślałem, że jesteś dobra w wróżeniu. - Boscha jeszcze bardziej się zawstydziła.

- Tak w sumie, to dobrze idzie mi tylko tarot... - wyjawiła cicho. - Wszystko inne idzie mi z grubsza słabo...

- Ej, powróż nam coś! - zawołał Gus, nagle znajdując się przy jej drabinie.

- Huh?

I tak, już po chwili, wszyscy siedzieli przy stole, robiąc sobie przerwę od dekorowania stołówki. Boscha wyciągnęła karty tarota i zwróciła się do Edric'a.

- Wieża, Księżyc i Koło Fortuny. - zaczęła spokojnym tonem. - Najpewniej wydarzy się coś niespodziewanego, coś, co sprawi, że rozpadnie się to, co przeszkadza ci w życiu, a będzie to pewnie bolesny etap. Karta Księżyca mówi ci zapewne, byś zdał się wtedy na swoją intuicję.

Teraz zwróciła się do Gus'a.

- Diabeł, Siła i Sąd Ostateczny. Będziesz musiał zmierzyć się ze swymi lękami, wewnętrznymi demonami, lecz wyjdziesz z tego zwycięsko. Zamknie to pewien cykl w twoim życiu i pomoże ci wyciągnąć z niego wnioski.

Z lekkim wahaniem zwróciła się do Willow, która poprawiła okulary, czekając na swoją wróżbę.

- Kochankowie, Głupiec i Rydwan. - Boscha zamknęła oczy, skupiając się na szczegółach kart. - W twoich relacjach, niekoniecznie romantycznych, pojawi się ogromny zwrot akcji, aczkolwiek Głupiec mówi, że ta zmiana będzie dobra. Rydwan natomiast pokazuje, że zmiana ta nastąpi bardzo szybko.

Wszystko, co zrobili następnie, wydawało im się, jakby robili to w transie. Wstali i wrócili do dekorowania stołówki, po chwili zaczynając rozmawiać i śmiejąc się. Zapach starych kart mieszał się z wonią pierniczków i potraw obiadowych, które już za chwilę miały wylądować na stole.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro