Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

008. - Abomination, Rise!

- Więc, co robimy teraz? - zapytała Luz, przypominając złotookiej, że mają jeszcze całe popołudnie. Popołudnie, które trzeba wykorzystać.

- Teraz będziemy trenować. - uśmiechnęła się do niej. - Jeśli chcemy wygrać, musisz opanować parę rzecz-

- A to nie będzie oszustwo? - brązowe oczy niższej spojrzały na Amity. - Wiesz, możemy zrobić nową Abominację.

- I nauczyć ją wszystkiego w niecałe dwa tygodnie? - przejechała ręką po swoich miętowych włosach. - Ponieważ tyle czasu zostało.

- Mogę ci pomóc! - zaoferowała hiszpańskojęzyczna. - To w sumie trochę moja wina, więc z chęcią to zrobię.

- Czyżby? - popatrzyła na niższą. - A znasz się na czymś, co może się przydać?

- Walczę podobnie jak Azura! - przy mówieniu tego, zatrzymała się by pięściami uderzać w powietrze. Następnie wykonała kopnięcie, podczas którego z piskiem wywróciła się na ziemię. 

- Off... - miała zamiar zacząć narzekać, ale powstrzymał ją dźwięk, który wydała z siebie Blight. Był to bowiem najładniejszy i najsłodszy chichot jaki słyszała w całym swoim życiu.

Nastolatka lekko się zarumieniła, by po sekundzie wciągnąć głośno powietrze.

- Ale ty masz słodki śmiech! - krzyknęła, na co Amity zrobiła się czerwona na policzkach.

- E-eh?! - jej wzrok mówił coś w stylu "czy ona postradała rozum?". - W-wcale nie!

- A właśnie, że taaaaaaaaaaaaaak~ - uśmiechnęła się Luz, wstając z ziemi. Miętowowłosa jeszcze bardziej się zarumieniła.

- Hmpf. - założyła ręce na klatce piersiowej. - Dobra, to ty d-dopracuj jeszcze te ruchy Azury, a ja nauczę Abominacji baletu.

- Umiesz tańczyć balet? - zapytała zachwycona brązowowłosa.

- Tak, a co? 

- To, że moja mamá nauczyła mnie kiedyś, jak połączyć balet z tańcem w parach! - zawołała, mając gwiazdki w oczach. - Może kiedyś zatańczymy?

- C- - bladoskóra podrapała się po karku. - Ehm, możemy kiedyś spróbować...

- YES! - Luz ucieszyła się jeszcze bardziej. 

- Czyli, jesteś hiszpanką? - zaraz po tym pytaniu ugryzła się w język. - Sorki, nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.

- Nie ma problemu. - nastolatka westchnęła z ulgą. - Niby tak, ale konkretnie to jestem dominikanko-amerykanką. Trochę trudny termin, więc możesz nazywać mnie hiszpanką, jeśli chcesz.

Mieszkanka Wrzących Wysp uspokoiła się niemal natychmiast. Całe szczęście, że nie uraziła człowieka, nie zniosłaby dziś kolejnej kłótni.

- Dobra, to ty może nauczysz tej Abominacji jakichś... nie wiem, potrafisz rysować? - zastanawiała się głośno.

- Yup! - potwierdziła. - Chodziłam kiedyś do szkoły artystycznej. Tylko, czy masz jakieś przybory?

- Mam kredki. - odpowiedziała. - Ale możemy kupić farby i płótno. Poza tym, potrzebujemy składników na Abominację. Razem wyjdzie około... dziesięć aurumów za same twoje przybory...

- Aha. - mruknęła niższa, nie mając pojęcia czym, do jasnego pioruna, są te aurumy. - A, gdzie to kupimy?

- No w sklepie. - po czym poszła dalej, a latynoska podążyła jej krokiem.

*☕˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☁ 🍭 ☁˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☕*

- Czyli jeszcze raz, tak dla pewności. - zaczęła niższa po raz trzeci, przyprawiając złotooką o ból głowy. - Są aurumy, najcenniejszy rodzaj płatności tutaj. Są też argentimy i brunnesy, będące słabszym, acz popularniejszym środkiem płatności. Dziesięć brunnesów to jeden argentim, a pięć argentimów to jeden aurum, tak?

- Tak. - odpowiedziała zdawkowo Blight.

- I wydałaś łącznie trzydzieści aurumów, dwa argentimy i pięć brunnesów?

- Tak. 

- I dlatego, że to były twoje pieniądze, ja mam to teraz ja mam nosić cztery siatki i zaraz wywalić się na moją, już i tak krzywą, twarz?

- Nie. - mówiąc to zabrała jej dwie siatki z dorysowanymi potworami-cukierkami po bokach.

- Dzięki. - odetchnęła Noceda, wyraźnie zadowolona brakiem aż takiego ciężaru.

- Nie ma problemu. - miętowowłosa odwróciła wzrok. Normalnie lubiła, gdy ktoś jej dziękował - czuła się wtedy przydatna i doceniana, szczególnie, gdy mówił to ktoś o wysokim statucie. Ale kiedy mówiła to ona - niska, urocza dziewczyna o krótkich włosach i brązowej skórze - Amity dostawała lekkiej padaczki. Jej głos mówiąc to jedno słowo - poczuła się bardziej niż doceniona. Poczuła się, jakby została wybrana przez nie-wiadomo-jakiego-Boga, aby wypełnić misję, która ma ocalić życie wszystkich osób we wszechświecie.
W skrócie, duma, radość, ale też strach przed zepsuciem tej fajnej relacji i rozmowy z dziewczyną obok.

- Ej, nic ci nie jest? - zapytała Luz, denerwując się nieco przez czerwony odcień skóry wyższej, która spięła się na jej słowa. No tak, przecież ona stoi obok.

- N-nie, to nic takiego. - natychmiast odpowiedziała. - Tylko, gorąco tu trochę, haha! 

- Oh, okej. - uspokoiła się hiszpańskojęzyczna.

Reszta drogi przeszła im spokojnie i cicho.

*☕˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☁ 🍭 ☁˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☕*

- Myślisz, że to dobre posunięcie? - zapytała Odalia, parę minut po informacji od swojej córki, że ta idzie na zakupy z jej koleżanką.

- Jak najbardziej. - odpowiedział jej mąż. - Amity uwielbiała Willow, a zatem jeśli teraz może mieć szansę, by znów się z nią przyjaźnić, może trochę się do nas przekona. Łatwiej będzie jej wszystko wyjaśnić, jeśli zrozumie, że staramy się poprawić - chociaż odrobinę.

- Chyba masz rację. - kiwnęła głową pani Blight. Po sekundzie jednak, znowu się zmieszała. - Ale jak mamy jej wyjaśnić to wszystko? Sam sposób działania klątwy jest dość skomplikowany i... osobliwy. O powodzie, dlaczego została rzucona, nawet nie wspomnę.

- To prawda, będzie to trudne. - przyznał Alador, kładąc dłonie na ramionach swojej żony. - Ale damy radę. Jesteśmy to winni naszym dzieciom. To, jak i odpuszczenie im tych wszystkich wymagań, by nacieszyły się chociaż resztką dzieciństwa, jakiego nie zdołaliśmy zapewnić.

Po chwili lampka na stole zapaliła się na niebiesko, dając tym samym znać, że ktoś z ich rodziny przybył do rezydencji. Gdy wyjrzeli przez półokrągłe okna wielkości niemal tej samej, co drzwi wejściowe, zauważyli ich najmłodszą córkę i dziewczynę w czapce. Obie niosły po dwie białe torby pełne zakupów.

- Więc, kiedy jej powiemy? - kobieta odwróciła wzrok z powrotem na męża.

- Jak tylko będzie odpowiedni moment. - mężczyzna podszedł do jednego z regałów i ściągnął z niego książkę w butelkowozielonej, twardej okładce. - Póki co, odświeżmy informacje na temat klątwy i przygotujmy, co mamy jej powiedzieć.

*☕˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☁ 🍭 ☁˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☕*

- Teraz dodaj piątkę liści szałwii. - podyktowała wyższa, siedząc na podłodze i mieszając w kotle ciemnoniebieską maź. 

- Robi się! - dziewczyna obok odliczyła odpowiednią ilość liści, po czym wrzuciła je do kotła. Maź w nim przybrała odcień ciemnego fioletu połączonego z brudnym różem.

- Dobra, teraz mogę stworzyć bazę Abominacji. - uśmiechnęła się Amity. Jej towarzyszka popatrzyła na nią pytająco.

- Bazę? A nie całą Abominację? - spytała, lekko przekrzywiając głowę. Złotooka kiwnęła głową.

- Najpierw tworzy się bazę Abominacji - czyli to, co na razie oceniali w szkole. Tworzy się to z emocji, jakie dana osoba odczuwa w danym momencie - tak samo dodaje się "resztę", czyli wygląd Abominacji. Bo chodzi o to, że normalne Abominacje mają przypominać jakąś osobę. W moim wieku, stworzenie silnej bazy jest wyjątkowo trudne - dlatego byłam najlepsza ze wszystkich. Moja baza przypominała ludzi najbardziej ze wszystkich. Dlatego też Willow natychmiast mnie przebiła. Wyglądasz jak... osoba. 

- Ehm... dzięki? - przerwała jej Luz. Druga się zmieszała i zaczęła panikować.

- Z-znaczy, nie tylko jak osoba! Znaczy, t-to też, ale- W-w sensie, jak ładna osoba!- To jest- Urocza! Ekhm- Słodka- Z-znaczy ładna- To znaczy!-

Krótkowłosa zaśmiała się, powstrzymując Amity od dłuższych wywodów. Zamiast tego, jej twarz zaczęła przypominać wiśnię.

- Dzięki. - powiedziała w końcu Noceda, uspokajając się. - Też uważam, że jesteś ładna. To robisz tę bazę?

- Co? - zapytała głucho miętowowłosa, by po sekundzie wrócić do stanu chociaż trochę przypominającego normę. - A, tak, już!

Za pomocą palców wytworzyła jaskraworóżowy okrąg, który wycelowała w kocioł. Wystrzelił z niego promień pełen strzałek, wykrzykników i... serduszek? Luz jednak to zignorowała. Zresztą, nie miała szansy zrobić niczego innego - promień zniknął po około czterech sekundach.

- Abominacjo, - przemówiła wyższa. - powstań!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro