008. - Abomination, Rise!
- Więc, co robimy teraz? - zapytała Luz, przypominając złotookiej, że mają jeszcze całe popołudnie. Popołudnie, które trzeba wykorzystać.
- Teraz będziemy trenować. - uśmiechnęła się do niej. - Jeśli chcemy wygrać, musisz opanować parę rzecz-
- A to nie będzie oszustwo? - brązowe oczy niższej spojrzały na Amity. - Wiesz, możemy zrobić nową Abominację.
- I nauczyć ją wszystkiego w niecałe dwa tygodnie? - przejechała ręką po swoich miętowych włosach. - Ponieważ tyle czasu zostało.
- Mogę ci pomóc! - zaoferowała hiszpańskojęzyczna. - To w sumie trochę moja wina, więc z chęcią to zrobię.
- Czyżby? - popatrzyła na niższą. - A znasz się na czymś, co może się przydać?
- Walczę podobnie jak Azura! - przy mówieniu tego, zatrzymała się by pięściami uderzać w powietrze. Następnie wykonała kopnięcie, podczas którego z piskiem wywróciła się na ziemię.
- Off... - miała zamiar zacząć narzekać, ale powstrzymał ją dźwięk, który wydała z siebie Blight. Był to bowiem najładniejszy i najsłodszy chichot jaki słyszała w całym swoim życiu.
Nastolatka lekko się zarumieniła, by po sekundzie wciągnąć głośno powietrze.
- Ale ty masz słodki śmiech! - krzyknęła, na co Amity zrobiła się czerwona na policzkach.
- E-eh?! - jej wzrok mówił coś w stylu "czy ona postradała rozum?". - W-wcale nie!
- A właśnie, że taaaaaaaaaaaaaak~ - uśmiechnęła się Luz, wstając z ziemi. Miętowowłosa jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Hmpf. - założyła ręce na klatce piersiowej. - Dobra, to ty d-dopracuj jeszcze te ruchy Azury, a ja nauczę Abominacji baletu.
- Umiesz tańczyć balet? - zapytała zachwycona brązowowłosa.
- Tak, a co?
- To, że moja mamá nauczyła mnie kiedyś, jak połączyć balet z tańcem w parach! - zawołała, mając gwiazdki w oczach. - Może kiedyś zatańczymy?
- C- - bladoskóra podrapała się po karku. - Ehm, możemy kiedyś spróbować...
- YES! - Luz ucieszyła się jeszcze bardziej.
- Czyli, jesteś hiszpanką? - zaraz po tym pytaniu ugryzła się w język. - Sorki, nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
- Nie ma problemu. - nastolatka westchnęła z ulgą. - Niby tak, ale konkretnie to jestem dominikanko-amerykanką. Trochę trudny termin, więc możesz nazywać mnie hiszpanką, jeśli chcesz.
Mieszkanka Wrzących Wysp uspokoiła się niemal natychmiast. Całe szczęście, że nie uraziła człowieka, nie zniosłaby dziś kolejnej kłótni.
- Dobra, to ty może nauczysz tej Abominacji jakichś... nie wiem, potrafisz rysować? - zastanawiała się głośno.
- Yup! - potwierdziła. - Chodziłam kiedyś do szkoły artystycznej. Tylko, czy masz jakieś przybory?
- Mam kredki. - odpowiedziała. - Ale możemy kupić farby i płótno. Poza tym, potrzebujemy składników na Abominację. Razem wyjdzie około... dziesięć aurumów za same twoje przybory...
- Aha. - mruknęła niższa, nie mając pojęcia czym, do jasnego pioruna, są te aurumy. - A, gdzie to kupimy?
- No w sklepie. - po czym poszła dalej, a latynoska podążyła jej krokiem.
*☕˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☁ 🍭 ☁˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☕*
- Czyli jeszcze raz, tak dla pewności. - zaczęła niższa po raz trzeci, przyprawiając złotooką o ból głowy. - Są aurumy, najcenniejszy rodzaj płatności tutaj. Są też argentimy i brunnesy, będące słabszym, acz popularniejszym środkiem płatności. Dziesięć brunnesów to jeden argentim, a pięć argentimów to jeden aurum, tak?
- Tak. - odpowiedziała zdawkowo Blight.
- I wydałaś łącznie trzydzieści aurumów, dwa argentimy i pięć brunnesów?
- Tak.
- I dlatego, że to były twoje pieniądze, ja mam to teraz ja mam nosić cztery siatki i zaraz wywalić się na moją, już i tak krzywą, twarz?
- Nie. - mówiąc to zabrała jej dwie siatki z dorysowanymi potworami-cukierkami po bokach.
- Dzięki. - odetchnęła Noceda, wyraźnie zadowolona brakiem aż takiego ciężaru.
- Nie ma problemu. - miętowowłosa odwróciła wzrok. Normalnie lubiła, gdy ktoś jej dziękował - czuła się wtedy przydatna i doceniana, szczególnie, gdy mówił to ktoś o wysokim statucie. Ale kiedy mówiła to ona - niska, urocza dziewczyna o krótkich włosach i brązowej skórze - Amity dostawała lekkiej padaczki. Jej głos mówiąc to jedno słowo - poczuła się bardziej niż doceniona. Poczuła się, jakby została wybrana przez nie-wiadomo-jakiego-Boga, aby wypełnić misję, która ma ocalić życie wszystkich osób we wszechświecie.
W skrócie, duma, radość, ale też strach przed zepsuciem tej fajnej relacji i rozmowy z dziewczyną obok.
- Ej, nic ci nie jest? - zapytała Luz, denerwując się nieco przez czerwony odcień skóry wyższej, która spięła się na jej słowa. No tak, przecież ona stoi obok.
- N-nie, to nic takiego. - natychmiast odpowiedziała. - Tylko, gorąco tu trochę, haha!
- Oh, okej. - uspokoiła się hiszpańskojęzyczna.
Reszta drogi przeszła im spokojnie i cicho.
*☕˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☁ 🍭 ☁˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☕*
- Myślisz, że to dobre posunięcie? - zapytała Odalia, parę minut po informacji od swojej córki, że ta idzie na zakupy z jej koleżanką.
- Jak najbardziej. - odpowiedział jej mąż. - Amity uwielbiała Willow, a zatem jeśli teraz może mieć szansę, by znów się z nią przyjaźnić, może trochę się do nas przekona. Łatwiej będzie jej wszystko wyjaśnić, jeśli zrozumie, że staramy się poprawić - chociaż odrobinę.
- Chyba masz rację. - kiwnęła głową pani Blight. Po sekundzie jednak, znowu się zmieszała. - Ale jak mamy jej wyjaśnić to wszystko? Sam sposób działania klątwy jest dość skomplikowany i... osobliwy. O powodzie, dlaczego została rzucona, nawet nie wspomnę.
- To prawda, będzie to trudne. - przyznał Alador, kładąc dłonie na ramionach swojej żony. - Ale damy radę. Jesteśmy to winni naszym dzieciom. To, jak i odpuszczenie im tych wszystkich wymagań, by nacieszyły się chociaż resztką dzieciństwa, jakiego nie zdołaliśmy zapewnić.
Po chwili lampka na stole zapaliła się na niebiesko, dając tym samym znać, że ktoś z ich rodziny przybył do rezydencji. Gdy wyjrzeli przez półokrągłe okna wielkości niemal tej samej, co drzwi wejściowe, zauważyli ich najmłodszą córkę i dziewczynę w czapce. Obie niosły po dwie białe torby pełne zakupów.
- Więc, kiedy jej powiemy? - kobieta odwróciła wzrok z powrotem na męża.
- Jak tylko będzie odpowiedni moment. - mężczyzna podszedł do jednego z regałów i ściągnął z niego książkę w butelkowozielonej, twardej okładce. - Póki co, odświeżmy informacje na temat klątwy i przygotujmy, co mamy jej powiedzieć.
*☕˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☁ 🍭 ☁˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚☕*
- Teraz dodaj piątkę liści szałwii. - podyktowała wyższa, siedząc na podłodze i mieszając w kotle ciemnoniebieską maź.
- Robi się! - dziewczyna obok odliczyła odpowiednią ilość liści, po czym wrzuciła je do kotła. Maź w nim przybrała odcień ciemnego fioletu połączonego z brudnym różem.
- Dobra, teraz mogę stworzyć bazę Abominacji. - uśmiechnęła się Amity. Jej towarzyszka popatrzyła na nią pytająco.
- Bazę? A nie całą Abominację? - spytała, lekko przekrzywiając głowę. Złotooka kiwnęła głową.
- Najpierw tworzy się bazę Abominacji - czyli to, co na razie oceniali w szkole. Tworzy się to z emocji, jakie dana osoba odczuwa w danym momencie - tak samo dodaje się "resztę", czyli wygląd Abominacji. Bo chodzi o to, że normalne Abominacje mają przypominać jakąś osobę. W moim wieku, stworzenie silnej bazy jest wyjątkowo trudne - dlatego byłam najlepsza ze wszystkich. Moja baza przypominała ludzi najbardziej ze wszystkich. Dlatego też Willow natychmiast mnie przebiła. Wyglądasz jak... osoba.
- Ehm... dzięki? - przerwała jej Luz. Druga się zmieszała i zaczęła panikować.
- Z-znaczy, nie tylko jak osoba! Znaczy, t-to też, ale- W-w sensie, jak ładna osoba!- To jest- Urocza! Ekhm- Słodka- Z-znaczy ładna- To znaczy!-
Krótkowłosa zaśmiała się, powstrzymując Amity od dłuższych wywodów. Zamiast tego, jej twarz zaczęła przypominać wiśnię.
- Dzięki. - powiedziała w końcu Noceda, uspokajając się. - Też uważam, że jesteś ładna. To robisz tę bazę?
- Co? - zapytała głucho miętowowłosa, by po sekundzie wrócić do stanu chociaż trochę przypominającego normę. - A, tak, już!
Za pomocą palców wytworzyła jaskraworóżowy okrąg, który wycelowała w kocioł. Wystrzelił z niego promień pełen strzałek, wykrzykników i... serduszek? Luz jednak to zignorowała. Zresztą, nie miała szansy zrobić niczego innego - promień zniknął po około czterech sekundach.
- Abominacjo, - przemówiła wyższa. - powstań!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro