☆꧁✬◦°˚°◦. օ ֆӄʏʟօʀ ɨ ӄǟɨ'ʊ .◦°˚°◦✬꧂☆
Osiem lat temu. Wiek Kai'a 15 lat
-Kurwa! - krzyknął Kai otwierając drzwi na oścież i zaraz je zamykając z hukiem. Wszedł do nie swojego mieszkania jak do siebie, bo czemu nie miałby tego robić skoro właśnie czuje się jak u siebie w domu. Wprawdzie Skylor zawsze mu mówi, by pukał nim wejdzie, a dopiero potem używał dodatkowe klucza jaki od niej dostał, ale teraz był zbyt wzburzony, by przejmować się takimi rzeczami. Później mu za to da reprymendę czy coś - Ta gówniara kiedyś mnie doprowadzi do zawału
-Kai mówiłam ci pukaj! - odkrzyknęła mu dziewczyna, wyłaniając się zza ściany z poirytowanym wyrazem twarzy. Miała spięte rude włosy w niskiego koka i gruby sweter na sobie. Była niewiele starsza od Kai'a. Byli z tego samego roczniku, ale jej urodziny wypadały szybciej niż jego, dzięki czemu mogła złożyć wcześniej papiery o przyspieszenie kursu na zostanie najemnikiem, co Kai niesamowicie jej zazdrościł. On niestety musiał czekać do sierpnia.
Podparła się pod boki i patrzyła karcącym wzrokiem na swojego chłopaka. Mówiła mu tyle razy, by pamiętał o tym, bo jednak za każdym razem, gdy słyszy kroki po swoim mieszkaniu to pierwsza myśl jaka ją nachodzi, że jest to ktoś od jej ojca lub jakiś włamywacz. Jej obawy są całkowicie uzasadnione. Nie zdziwiłaby się gdyby jej ojciec wysłał kogoś, by ją śledziono odkąd udało jej się uciec z domu. Ojciec Skylor był prawdziwym psychopatą - Już chciałam chwycić po broń - burknęła.
-No przepraszam, ale jak usłyszysz co ci powiem to też się wkurwisz! - odparł zdenerwowany, a żeby jakkolwiek wyładować swą złość zaczął chodzić ten i z powrotem po małej przestrzeni mieszkalnej, co wyglądało dosyć komicznie przez co irytacja dziewczyny opadła.
Skylor mieszkała sama, więc nie potrzebowała dużo miejsca. Jej lokum to były trzy niezbyt duże pokoje w starej kamienicy, którą ciężko było ogrzać w zimowe dni takie jak te. Był początek stycznia. Mimo to nie zamierzała się przeprowadzać nigdzie indziej. Przynajmniej tutaj mogła zachować prywatność i dyskrecje własnego życia, bo ściany nie były cienkie jak w tych nowszych budynkach. Coś za coś, jak to mówili. A trzeba było przyznać, że zawsze, gdy się pojawiał Kai w jej czterech ścianach to robiło się niesamowicie głośno. On ożywiał mieszkanie, dzięki czemu nie czuła się tak samotna, a do jej życia wprowadzał masę kolorów.
-Po pierwsze - sformowała pierwsze słowa swojej wypowiedzi, która szybko została przerwana przez szatyna.
-A zapomniałbym przez tą małą flądrę! - fuknął, zatrzymując się w miejscu.
Następnie podszedł do wyjścia, ale tylko po to by ściągnąć swoje buty i położyć je na odpowiednie miejsce oraz odwieść kurtkę na wieszak. Potem niemal biegiem podszedł do Skylor, położył jedną dłoń na jej ciepłym policzku, zbliżył się i podarował jej krótki, ale i jednocześnie pełen miłości pocałunek. Dziewczynę przeszły dreszcze, gdy poczuła zimną dłoń na sobie, ale mogła zaliczyć te dreszcze do tych przyjemnych, bo przypominały jej sytuacje, kiedy sunął po jej rozgrzanym ciele, zaraz po tym, gdy przychodził z dworu. Czasami nawet o późnych godzinach, by móc ją tylko zobaczyć, a nawet nie mieszkają blisko siebie. Dzieli ich pół olbrzymiego miasta.
-Doceniam to, że ściągnąłeś buty, ale jest to całkowicie po fakcie - głową wskazała na śnieg pozostawiony po butach, który powoli zaczął się roztapiać.
-No, kurwa nooo - wyjęczał przeciągle szatyn.
- Pomopujesz później - pocałowała go na szybko w policzek i złapała go za rękę, kierując go do najcieplejszego miejsca w jej mieszkaniu.
Salon był połączony z kuchnią, gdzie w piecu żywo palił się ogień i trzeszczało w nim drewno. Dodawało to przytulnego klimatu. Posadziła ich na jasnej, dosyć starej kanapie, która służyła jej dodatkowo za łóżko. Obok tego znajdowało się wąskie okno przez, które wpadały niezbyt mocne promiennie słoneczne. Świat zza szybą był pokryty bielą i chłodem. Okryła ich brązowym puszystym kocem. Chciała się mocno wtulić w swojego chłopaka, ale wiedziała, że ten będąc wzburzony zacznie albo mocno gestykulować, albo zaraz ponownie chodzić te i z powrotem.
-Jesteś cały zimny - oznajmiła, gdy puściła jego dłoń, wsadzając obie swoje ręce pod uda, by ogrzać je.
-Sky... - wypowiedział jej imię spokojny, by zaraz dodać z całą werwą - Ja nie jestem zimny, a wkurwiony! - potem znowu przeszedł do już bardziej opanowanego tonu. Na ile można być opanowanym jeśli się jest Kaiden'em Smith'em - To znacząca różnica
-Dobra, a może powiedziałbyś mi o co w końcu chodzi?
-Nya zrobiła sobie tatuaż
Nie spodziewała się, że ponownie to tak bez emocji i tak szybko.
A tym bardziej nie spodziewała się tego.
Zmurowało ją na chwilę, a w tym czasie szatyn włączył się znowu. Wstał i zaczął rzucać rękoma na różne strony, komentując brak logiki, rozumu i inteligencji swojej młodszej siostry.
Pomimo tego, że Nya była młodsza od niej o jakieś dwa lata to bardzo się ze sobą przyjaźniły. Złapały od razu ze sobą kontakt i uwielbiały spotykać się ze sobą. Nya był dla niej jedną z bliższych osób, drugą zaraz po Kai'u. I tutaj lista się zamykała. Więcej osób nie było z bardzo prostego powodu, że miała ogromne problemy z zaufaniem. Problem nabyty dzięki jej staremu.
I co na pewno mogła powiedzieć o dziewczynie to to, że była odpowiedzialna i rozważna. Bardzo dojrzała jak na swoje czternaście lat. Miała również identyczne problemy z agresją co jej starszy brat i szybko wpadała w złość, ale bardzo starał się nad tym zapanować, skoro chciała zostać najemnikiem, gdzie opanowanie było już pierwszym krokiem do sukcesu.
Dlatego zaszokowała jej decyzji, bo tatuaż czy charakterystyczne znamię dla najemnika było niekiedy gwoździem do trumny. Łatwo było ich rozpoznać. Gdyby dziewczyna szła do bezpieczniejszej jednostki jak np graniczni lub patrolowscy to nie byłoby już tak źle. Tam jest niższa śmiertelność oraz stopień niebezpieczeństwa. Najgorzej było w jednostce egzekutorskiej, gdzie wszyscy trzej się przynależeli. Tam o brutalną śmierć nie trzeba było długo się prosić.
-Ale jak to zrobiła? - spytała, zdezorientowana bardziej do siebie niż jeżeli do chłopaka, który o dziwo usłyszał jej niezbyt głośne słowa.
-Zobaczyłem to tak totalnie przypadkiem, kiedy wszedłem jej do pokoju na szczęście zapominając o pukaniu. Co chociaż raz w życiu na coś mi się przydało moje zapominalstwo na ten nawyk, bo inaczej oberwałbym kapciem od Nyi. Z N O W U - fuknął - I nim faktycznie rzuciła we mnie czymkolwiek to zobaczyłem całkiem świeży tatuaż na jej klatce piersiowej nad sercem. Od razu mówię, nie, nie widziałem jej nago! Potem się pokłóciliśmy, a jeszcze potem uznałem, że pójdę od razu o wszystkim powiadomić ciebie, bo z nią to teraz nie ma sensu rozmawiać skoro zamknęła się w swoim pokoju
Kai i Nya mieszkali w dzielnicy, pełnej młodych osób w podobnym wieku co oni sami. Głównie byli to sieroty lub rozbite rodziny, tak samo jak oni. Mieszkania tam były w dobrym stanie i tanie. Połowę ceny wynajmu finansowało państwo, dopóki nie stawało się samemu na nogi. W ich kraju niecodziennym widokiem było zobaczenie pełnej szczęśliwej rodziny, a zwłaszcza jeśli rodzice byli najemnikami czy łowcami. Nie często dożywali spokojnej starości. Nie pomagał też fakt szerzących się demonów w okolicy, które tylko czekały na nowe koski. Później te ,,koski" przemieniały się w następne upiry, atakujące ludzi i tak krąg się trwał dalej.
Mieszkali razem, tak jak kiedyś, gdy jeszcze rodzice żyli, a oni nie zostali rozdzieleni na okres nauki do zostanie najemnikiem. Nikt nie wiedział, że są rodzeństwem. Każdemu mówili, że poznali się przypadkiem i postanowili wynajmować razem, by czynsz był jeszcze mniejszy. Wszyscy uwierzyli i nie dopytywali więcej. Nikt nie miał zwyczaju tego robić, ponieważ każdy miał tajemnicy, które nie chciał, by wyszły na świtało dzienne.
- Cholera - wydusiła z siebie - A dlaczego to zrobiła? Na złość ci?
Nya lubiła denerwować brata i wcale Skylor nie dziwiła się temu. Kai jeśli chodziło o siostrę, był nadopiekuńczy i zaborczy. Strasznie bał się, że ją straci i każdego dnia ten strach go nie opuszczał. Najbardziej boi się samotności, tej samej, której doświadczył, gdy jego rodzice zginęli, a strzyga odleciała. Powiedział jej to. Nyi też. Zrozumiała go, ale nie potrafiła przestać się irytować na jego zachowanie, które nie było niezmienne. Nie raz o kłócili się i nie mogli siebie znieść. Obecna kłótnia była porównywalna do tej, gdy dziewczyna oznajmiła, że również zostaje najemnikiem, tak jak jej starszy brat. Wtedy to była prawdziwa wojna Swarożyca.
-Chyba nie...? - odparł po chwili zastanowienia - Nie wiem - westchnął przeciągle z dużą dozą irytacji, lądując na kanapie obok dziewczyny.
-Jestem pewna, że ci powiedziała nawet w czasie kłótni, ale ty nie słyszałeś jej
-Ona też nie chciała mnie słuchać - prychnął, podpierając głowę rękoma.
-Kai - wypowiedziała jego imię stanowczym głosem, by ten przestał uspokoił się i spróbował przedstawić wszystkie informacje w logicznym ciągu, ponieważ aktualnie wyrzucał siebie jedna za drugą bez żadnych powiązań i składu.
Poskutkowało to tym, że chłopak nabrał głęboko powietrza do ust, odchylając głowę w tył. Powoli wyrzucał z siebie wszystkie negatywne emocje, by pozostał tylko spokój. Musiał wszystko przedstawić rozsądnie i rozważnie. W końcu przyszedł tutaj nie tylko, by ponarzekać na Nyę, a również, by zaczerpnąć rady co zrobić z jego własną siostra. Obie się przyjaźniły i Sky znała Nyę w inny sposób niż on sam. Zapewne dziewczyny wymieniają się jakimiś babskimi sprawami i jest stuprocentowo pewien, że narzekają też na niego.
Oparł się głową o ramię dziewczyny, a ta objęła go dodatkowo przykrywając go kocem. Teraz, gdy wszystkie emocje opadły czuł już tylko niepokój o Nyę i smutek. Powiedziała, a raczej krzyknęła mu dlaczego to zrobiła, ale on przez swój wybuchowy charakter nie potrafił uspokoić się na tyle, by porozmawiać z nią. Obydwoje zawinili w ten sam sposób. Aż ciężko było uwierzyć jak może rodzeństwo być podobne, choć każdy gdyby ich zobaczył razem to nikt nie pomyślałby, że są ze sobą spokrewnieni. Każdy poszedł po innym rodzicu, a błękitne tęczówki Nyad były identyczną kopią oczu co ich matki. Czasami trudno było patrzeć na nie, nie myśląc o tym.
-Nya ona nie pamięta w cale naszych rodziców - zaczął melancholijnym głosem - Ma urywki, ale one nie są wystarczające i bardzo ją to boli. Zawsze z zazdrością patrzyła na te pełne rodziny i nawet mi zazdrości, że mam bardzo jasny obraz ich twarzy - nie dodał, że bardzo dobrze pamięta twarze rodziców, ponieważ ich ostatnie chwile bardzo mocno wyryły mu się w pamięci. Żadnego wydarzenia, jak ten nie potrafiłyby tak dobrze odwzorować w najmniejszych szczegółach. Pamięta wszystko. Potrafi przywołać każdy detal na zawołanie i gdyby miał jakiekolwiek zdolności rysownicze to mógłby to narysować i wszystko zgadzałoby się z stanem faktycznym - Pamiętasz jak wygląda nasz rodzinny symbol, nie?
-Tak. To był sztylet z mieczem?
-Miecz i sztylet są skrzyżowane, a na górze płomień, a na dole woda. Miało to symbolizować, że są kowalami i jednocześnie ich samych. Moja mama była wodą, a ojciec ogniem.
-I to właśnie Nya sobie zrobiła...? - zapytała niepewnie.
To już było bardzo nierozsądne i mogłoby również sprowadzić kłopoty na Kai'a. Jednak to i tak było mało prawdopodobne i ktoś musiałby się mocno postarać, by powiązać herb z nim samym skoro odciął się od tego grubą kreską, zmienił personalia i zamieszkał setki kilometrów stąd. Mimo wszystko to nie były szanse zerowe.
Jak zwykle każdy miał paranoje na tym punkcie, a Skylor i Kai nie byli wyjątkami. Mieli obsesję powodowaną strachem.
-Tak - wyjęczał zdruzgotany, bardziej wtulając się w jej ciało.
-Koło serca? - dopytała.
-Tak - wymamrotał.
Na chwilę zapanowała milczenie pomiędzy nimi, gdzie doskonale mogli usłyszeć jak drewno w piecyku przeistacza się w popiół, a za oknem rozgrywa się miejskie życie.
-A Nya nie chciała zwyczajnie zrobić tak jak ty sam zrobiłeś? - szatyn podniósł głowę, by spojrzeć na nią, bo nie miał pojęcia o czym ona mówi. Nawet zrobił taką minę - No wiesz - ciągnęła - Ty masz bardzo solidną pamiątkę po nich. Chodzi mi o ten mały sztylecik, który zawsze masz przymocowany na sercu i nie rozstajesz się z nim dopóki nie kochamy się wspólnie - wskazała palcem we wspomniane miejsce, a Kai powędrował tam wzrokiem od razu łapiąc co chce mu przekazać.
Faktycznie tak było, że Nya nie miała pamiątek związanych z nią i mamą lub tatą. Jak coś było to przypominało jej dzieciństwo lub nic. Mieli też rzeczy pozostawione po rodzicach, które wzięli ze sobą do Vienawy, ale jednak to były rzeczy mamy lub ojca, a nie wspólne z Nyą. Brakowało jej tego. On zaś miał sztylecik zrobiony wraz z nimi, z którym się nie rozstaje odkąd go razem zrobili we trójkę. Faktycznie była to mocna pamiątka o rodzicach i wspólnym spędzonym czasie razem. Nya wtedy była za mała. Musiała dorosnąć do jego wieku, a do tego zabrakło dwa lata. Miała sześć lat, gdy zginęli.
A herb? To było coś wspólnego dla każdego z nich. Przewijał się u nich na każdym etapie życia. Widzieli go w różnych miejscach, ponieważ rodzice byli dumni ze swojego pochodzenia, jak i profesji. Symbol był zawsze rzeźbiony w każdej broni, jaką tworzyli jako podpis. Na wejściu do domu również widniał. To było coś czego nie dało im się odebrać i zostanie z nimi.
Pewnie dlatego to zrobiła w tym samym miejscu co Kai. Jego sztylet oraz symbol mieli dla nich taką samą wartość, więc chcieli mieć zawsze ją blisko siebie.
Wziął głęboki oddech nim powiedział pierwsze słowa.
-Już rozumiem... Serio - ponownie nabiera powietrza do ust i wyrzuca wraz z słowami, przepełnionymi irytacją - Ale dlaczego do kurwy musiała sobie go tatuować?! - ponownie się załamuje.
-Też tego nie popieram - próbuje go pocieszyć - Ale jej działania nie są bez zasadne
-Masz rację, bo są głupie, jak ona - mamrocze.
- Wasza tęsknota jest zupełnie inna. Ona tęskni za czymś czego nie ma, a ty tęsknisz za tym co utraciłeś - odparła, zaczynając przeczesywać jego jasne włosy między swoimi palcami - Wzięła na sobie to ryzyko i będzie musiała z nim żyć. Nie jesteś w stanie kontrolować jej każdego ruchu, a jak tylko zaczynasz ona rewanżuje ci się swoją złośliwością. Musisz dać jej spokój, bo tylko pogorszysz sytuację między wami. Zrobiła go i jest po sprawie nic nie zrobimy już
-Oczywiście, że nie dam jej spokoju! - protestuje coraz bardziej zaczynając się denerwować. Zeszli na temat, który zawsze wyprowadzał go z równowagi i przywoływał niechciane wspomnienia, a z nimi przychodziły emocję, które zawsze zżerały go od środka. Do teraz nie pogodził się z tym co wydarzyło się w dniu śmierci ich rodziców i czego był świadkiem - Bo mówiłem jej tyle razy, że nie nadaje się na najemnika, że powinna spełniać się w roli technika, bo o wiele lepiej jej w tym idzie - mówił coraz szybciej, a jego ręce drżały z nerwów - A ja znajdę Brookstone'ów i ich zamorduję, bo to jest moje brzemiennie i moja powinność, bo ja tam byłem. Ja to widziałem, czułem i - urywa, bo Skylor przyciska go do piersi i przytula z całych sił.
Kai obejmuje ją mocno, jakby miała zaraz uciec. Wtula się najbardziej jak może, wchodząc jej na kolana. Dziewczyna szczelniej okrywa ich wspólnie kocem. Kai chłonie jej ciepło i zapach, który koi jego rozszalałe nerwy. Kiedy jest z nią, jest lepiej niż w porządku, bo ona potrafi go zrozumieć najbardziej na świecie. Ufają sobie i wiedzą o sobie wszystko. Począwszy od prawdziwych imion, rodzin czy to gdzie i jakie znajdują się blizny na ich ciele.
Pewnie dlatego, że przeżyli coś podobnego. Tą samą gehennę w tym samym wieku. Jednak Kai przed samym sobą przyznawał, że to co przeżyła Skylor było jeszcze gorze, lecz nie powie jej tego w twarz, ponieważ wtedy zdenerwuje się faktem, że porównuje ich traumy do siebie, traktując jedną z nich za gorszą lub lepszą. A prawda była taka, że obydwie nie powinny nigdy się wydarzyć.
Ojciec Skylor, Hektor Chen to lider zorganizowanej grupy przestępczej w regionie Trikutnik. Prawdziwy popapraniec i szaleniec, którego nie da się złapać czy choćby zlokalizować. Ma oddaną grupę ludzi, gotową pójść za nim w ogień. Od lat najemnicy z nim walczą i jedynie co są w stanie zrobić to przeciwdziałać rosnącej sile Zaskrońców, tak by nie mogła stanowić zagrożenia dla struktur państwowych. Mimo wszystko i tak do tego jest blisko.
Matka Skylor uciekła z nią, kiedy ta miała z sześć lat i kiedy już było naprawdę źle. Chen bardzo chciał ją wytrenować i uodpornić psychicznie na trudy życia, planując rozmaite testy czy ,,zabawy", które miały być głównie dla jego uciechy. Nim plany weszły w życie zdążyły uciec i ukryć się. Niestety po ponad roku odnalazł ich. Był wściekły, że ośmieliły go ośmieszyć, zostawiając go. Wtedy kazał mamie Sky wybierać
Albo ona.
Albo jej dziecko.
Tylko jedno z nich mogło zachować się przy życiu, a drugie musiało patrzeć na śmierć ukochanej osoby. Mama Skylor poderżnęła sobie gardło na jej oczach, błagając swojego niedoszłego męża o litość dla wspólnej córki i o to, by jednak nie musiała patrzeć na to wszystko.
Chen śmiał się na to, przytrzymując jej głowę, by mieć pewność, że żaden detal nie ominie jej. Był głuchy na jej wrzaski i płacz.
Później spełnił swoje założenia dla niej, chcąc zrobić z własnej córki oddanego i zahartowanego żołnierza, nieczułego na nic. Już od najmłodszych lat musiała widzieć egzekucje zdrajców drużyny czy dokonywać mordu. Trwało to trzy lata, nim w wieku jedenastu lat udało jej się zbiec i to dzięki najemnikom, będącym w okolicy. Od razu co zrobiła to przybiegła do nich i opowiedziała wszystko, a oni otoczyli ją protekcją. Zyskała na czasie, ponieważ wtedy Chen musiał przenieść się w inne miejsce, by nie zostać złapanym, więc nie mógł zapolować na nią. Mimo to i tak zdołali się zobaczyć ten ostatni raz w przelocie, a on rzucił w jej stronę słowa, które powracają do niej jak echo: I tak wiem, że jeszcze do mnie wrócisz, bo zatęsknisz za tym wszystkim.
Miał rację w pierwszym członie zdania, bo wróci do niego tylko bo to, by skrócić go o głowę i zniszczyć to co budował latami. Myśli, że udało się w jej zaszczepić ziarnko szaleństwa takie same jak u niego, które z czasem urośnie. Było to niedoczekanie. Woli już zdechnąć najgorszą śmiercią niż upodobnić się do tego zwyrodnialca. Jednak ta pewność w tej kwestii u Chena mogłoby się jej kiedyś przydać. Zdoła wykorzystać to na swoją korzyść.
Dlatego rozumiała co miał na myśli Kai, mówiąc, że to jego powinność. Ona czuła dokładnie to samo. Cieszyła się każdego dnia z podjętej wtedy decyzji, gdy pewnego dnia postanowiła zaufać mu i dać się zaprosić na wyjście. Nie miała serca mu odmawiać po raz kolejny, widząc jego próby. To był kolejny dowód na to, że nie przypominała Chena, który zdeptałby uczucia szatyna i wyrzuciłyby je do kosza, śmiejąc się na sam koniec.
Siedzieli w ciszy, ciesząc się swoją obecnością. Kai tonął w swoich myślach, które na szczęście przestały nawiązywać do śmierci rodziców. Zastanawiał się co zrobić dalej.
-Masz tropy dotyczące miejsca Brookstone'ów? - zapytała spokojnie.
-A nie powiesz Nyi? - zapytał podejrzliwie.
Za każdym razem pytał o to i za każdym razem ona odpowiadała mu to samo.
-Oczywiście, że nie - parsknęła - Nie jestem konfidentem
To była zwykła formalność.
Nya również dzieliła się z nią swoimi informacjami na ten sam temat i również prosiła, by nie mówiła jej bratu. Oczywiście, że nie dzieliła się z żadnymi poufnymi wiadomościami między nimi. Zachowywała wszystko dla siebie, wiedząc, że to sprawa rodzinna.
Oczywiście, że chciała też zemścić się na łowcach, którzy nie wywiązali się z swoich obowiązków, skazując rodziców Kai'a na okropną śmierć. Przeprowadzili już tą rozmowę przez, którą mieli małą sprzeczkę, ponieważ szatyn również chciał dopomóc w morderstwie ojca Sky, a ona nie zgodziła się uważając, że to niebezpiecznie i nie chce mieć go na sumieniu, bo w przeciwieństwie do Brookstone'ów, Chen jest cholernie niebezpieczny. Kai odbił tą pałeczkę, że nie postawi ją przed trybunałem, gdyby coś poszło nie tak. W końcu nie miał jak zgłosić, że to oni są winni. Nie miał żadnych dowodów, ani świadków. To byłyby jego słowa przeciwko im. A pieprzeni zwyrodnialce sami muszą czuć się winni, skoro tak skutecznie ukrywają się przez tyle lat. Dlatego jego działania bez odpowiedniego zezwolenia gildii są wbrew prawu i gdyby się wydało, i gdyby jednak Sky mu dopomogła... Byliby skończeni.
Ostatecznie uzgodnili, że mogą tylko trochę pomóc sobie i w razie kłopotów mają powiedzieć, że się nie znają.
Z Nyą był podobny problem. Ona również uważała, że ma prawo do zemsty, a Kai nie zgadzał się na to. Tylko w przeciwieństwie do jego i Skylor to wybuchła ogromna kłótnia pomiędzy rodzeństwem. Zakończyła się, po kilku dniach nie odzywania się i drobnych sprzeczek, ustaleniami, że kto pierwszy wpadnie na trop pobytu Brookstone'ów ten pierwszy będzie mógł ich zabić. Wydawało się to bardzo sprawiedliwe. Mimo to i tak szatyn był na nią zły, ale wynikało to z zwykłej obawy o nią. Była dla niego bardzo ważna.
-Myślę, że jestem bardzo blisko - ścisza głos, jakby bojąc się, że zostaną usłyszani - Z informacji jakie zebrałem, wiem, że są na południu w górach.
-A co zrobisz, gdy się okażę, że mają dzieci?
Nie spodziewał się takiego pytania, które z niewiadomych powodów powodują u niego nieprzyjemne ciarki. Odsuwa się od Skylor, ale nadal znajdując się blisko niej. Po prostu siada z jej kolan i zajmuje miejsce obok, by móc podczas rozmowy patrzeć na jej piękną twarz.
Zdaje sobie sprawę, że minęło tyle lat, a on nigdy nie zastanawiał się nad kwestią co zrobi, gdy okaże się, że jego poszukiwane osoby mają dzieci. Osieroci dzieci, stawiając ich w tej samej sytuacji, w której on został postawiony?
-Nie będę zabijać dzieci - odpowiada pewnie - Nie ich wina, że zostali urodzeni przez skrzywionych łowców - krzywi się - Ale na pewno nie chcę, by byli świadkiem tego... Zdałem sobie sprawę, że nie zmienia to nic w moich motywacjach. Mają dzieci czy nie, mogą być najlepsi czy choćby być pomocnymi dla społeczności to dla mnie - jego głos twardnieje - Nic nie znaczy. Mi - szybko się poprawia - Mojej rodzinie zrobili okropną krzywdę, gdzie poprzysięgli pomagać i chronić nas przed upirami. Złamali fundamentalną i ważną zasadę własnej gildii. A to nas nazywają zwykłymi mordercami bez moralności - syknął, zaciskając mocno pięści.
-Tu się z tobą zgodzę - całuje go na szybko w policzek, by ten roztopił jego złość. Obdarza go jeszcze słodkim uśmiechem, przez co Kai wpada od razu w jej zasadzkę i zaczyna uśmiechać się z miłością w jej stronę, nie czując żadnej już nienawiści.
Jednak ta nienawiść nie znikła. Ona uwiła sobie gwiazdko w jego duszy i dobrze się tam czuje. Kai dokłada starań, by ją pielęgnować przez tyle lat. Nienawiść jest ogromnym napędem do działania. Potrzebuje jej siły.
- A co zrobimy z Nyą? - dopytuje - Nadal uważam, że to głupi ruch z jej strony.
-Głupi ruch od głupiej osoby - prycha, przewracając oczami - Chyba zwyczajnie zachowam się jak typowe rodzeństwo
Skylor marszczy brwi w niezrozumieniu. Nie ma pojęcia o czym on mówi i nawet nie może jego mieć skoro przez całe życie jest jedynaczką. Smak tej relacji może poczuć, obserwując swojego chłopaka, jak i jego młodszą siostrę. Wtedy zawsze żałuję, że nie ma kogoś jeszcze kto dzieli z nią tak silne więzi krwi. Jedyna osoba, jaka została nie pożyje długo, gdy dziewczyna uda się na misję z celem zabicia przywódcy Zaskrońców. W przeciwieństwie do Kai'a jej zadanie będzie w pełni legalne.
-Powkurwiam ją - odpowiada jakby to było oczywiste - Ale jeszcze nie wiem jak
-Tylko nie zrób nic równie głupiego co ona - wzdycha.
-Nie obiecuję - szczerzy się w uśmiechu - W końcu jesteśmy rodzeństwem
A dla siebie zrobimy wszystko.
Kącik ciekawostkowy:
Twórcy lego Ninjago nigdy nie dali imienia/nazwiska dla Chena, a że ja potrzebowałam tego do fabuły to wzięłam tłumacz czeski i wpisałam tam ,,wąż" i wyszło mi ,,had". Uznałam, że nie pasuje mi, więc przekształciłam go na Hektora. Dlatego mamy Hektor Chen XD
Może obok siebie nie pasuje, ale dobra tam.
W ogóle, gdy już miałam napisane 1400 słów zdałam sobie sprawę, że to miało być napisane w pierwszej osobie, bo jest to wspomnienie. Byłam tak wkurzona na siebie, bo musiałabym zacząć od nowa, chcąc zmienić narrację, a mi się nie chciało aż tyle usuwać gotowego tekstu. Jednak wrażenie, że w 1 osobie narracja byłaby lepsza pozostaje lol
No mimo wszystko dowiadujemy się kto jest mordercą rodziców Cole'a i trochę historii Skylor, która miała być mocniejsza, bo chciałam dodać wzmiankę o jej molestowaniu w dzieciństwie, ale uznałam, że jednak nie chce o tym pisać xd
Spokojnej niedzieli <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro