☆꧁✬◦°˚°◦. օ ֆʐǟʟɛńֆȶաɨɛ .◦°˚°◦✬꧂☆
Wszyscy ruszyli we wskazane miejsce przez mistrzów. Do jedynego ocalałego, będącego pod opieką szeptuch w jednym z szpitali.
Budynek zbudowany był z krużgankami i wymalowanymi dziewannami, kwiatem symbolizującym boginię Dziewannę, która uchodziła za symbol życia i odrodzenia, a w takim miejscu jak szpital była potrzebna, by dawać nadzieje ludziom, że jednak wyjdą z tego cało. Cała budowla była zbudowana symetrycznie i zadbana.
Weszli całą piątką do środka i znaleźli się w holu z gładkim podłogą zbudowaną z kamienia. Wewnątrz było przestronnie bardziej niż to wydawało się z zewnątrz. Z kwadratowych okien wpadały strużki światła, a oni skierowali się do jednej z kobiet, stojących za ladą z boku pomieszczenia. Znajdowali się już tutaj paru ludzi, siedzących na drewnianych ławkach. Niektórzy zanosili się płaczem. Uroki szpitala jak to mówią, choć ściany nie były białe, a beżowe z wymalowanymi kwiatami.
-My chcielibyśmy do waćpana Adama Nowaka- zabrał głos jako pierwszy Zane.
Cole jak tylko słyszał to imię to w głowie miał tylko obraz włochatego pająka, swojego przyjaciela i trudno to było zastąpić czymś innym. Za każdym razem się to działo. Czy naprawdę imię Adam musi być tak popularne?
Kobieta o długich blond włosach, zaplątanych w dwa warkocze, zeskanowała nas wzrokiem. Kiedy zobaczyła ich stroje, wiedziała, że musi podać im informację. Kai i Jay mieli zasłonięte twarze, a pierwszy z nich ograniczył mówienie do niezbędnego minimum. Gorzej było z rudzielcem, który kochał gadać jak najęty i Smmitth musiał go co chwila uciszać, mówiąc, że wśród ludźmi musi się zamknąć.
-Tylko kobiety mogę tam wejść w innym wypadku wariuje bardziej- oznajmia rzeczowo.
-Dlaczego?- nie ukrywa zdziwienia Zane.
-Sami tego nie rozumiemy...Został zaatakowane przez żeńskie demony, a mimo to boi się mężczyzn, a nie kobiet. Bardzo to dziwne- wzrusza ramionami.
-Czemu na mnie patrzysz?- pyta podejrzliwie Lloyd, widząc jak Kai wpatruje się w niego z niejasnym celem.
-My tu mamy jedną kobietę- odparł z lekkim rozbawieniem i popchnął blondyna do przodu. Ten na początku nie zorientował się co się dzieje, a kiedy mu się to udało to wyglądał jakby chciał szczelić w mordę przyjacielowi.
-No chyba cię pojebało- rzucił.
-Język, Lloyd- poprawił go najstarszy z całej grupy.
-No właśnie język Lloyd- powtórzył Kai po Zane, kpiąc z młodszego.
-Ty zdrajco!- krzyknął wkurzony Garmadon- Przecież to ty mnie nauczyłeś klnąć!
-Proszę o zachowanie spokoju- rozkazuje twardo kobieta- Przecież widać to na pierwszy rzut oka, że jest to chłopak
-A myśli pani, że szaleniec pozna różnicę? Widzi pani tylko te piękne rysy i blond kosmyki?- chwyta Lloyda za dwa policzki, stojąc za nim. Chłopak strzepuję jego dłoni z grymasem na twarzy.
-A przypadkiem nie mówiłeś, że wy najemnicy macie się zamknąć?- odgryzł mu się młodszy.
-Ej no właśnie!- zauważył Jay- Ja się staram być cicho!
-Na potrzeby misji się gada, a nie po to, by mi narzekać ciągle, że ci gorąco- prychnął.
-Niech wam będzie- wzdycha zrezygnowana blondynka- Wpuszczę tylko tego waćpana- wskazuje na Lloyda- Reszta ma zostać i nie zakłócać spokoju, bo wezwę Jarogniewę
-Nie, nie trzeba!!- odpowiedzieli jednym chórem każdy z nich, gestykulując przy tym jeszcze zawzięcie, aby tego nie robić.
Nikt nie chciał widzieć się z tą starą babą, która dawno powinna odejść w zaświaty, a nie trzymać się kurczowo tego życia i uprzykrzać go innym. Jest ucieleśnieniem każdej wkurzającej starej baby, która czepia się o wszystko, jest zacofana i niezłą fanatyczką. Nienawidzi przyjezdnych za granicy i nawet tego nie ukrywa. Kilka lat temu przyjechali do stolicy kilka niemieckich dyplomatów, kiedy usłyszała ich język to zaczęła się do jednego z nich prób i kłócić. Odciągnęli ją strażniczy, ale na pożegnanie rzuciła klapkiem w jednego Niemca. Ma dobrego cela i niezłą siłę, dlatego jegomość dobrze oberwał. Potem trzeba było się tłumaczyć, że ten babsztyl jest chory psychicznie i opętany przez siły nieczyste, czy tam szatana jak się u nich mówi. Uwierzyli na szczęście. Dużo osób podejrzewa, że zawarła pakt z jakimś upirem, dzięki czemu tak długo i zdrowo żyję. Nikt jej niestety też nie wywali, ponieważ jest świetna w leczeniu ludzi, jedną z najlepszych w kraju. Jest też główną szeptuchą.
-Alina was zaprowadzi- wskazała palcem na niską dziewczynę, która weszła właśnie do środka budynku, trzymając w ręce mały woreczek, z którego unosił się zapach lawendy.
Zaskoczyła się tą nagłą uwagę kilku chłopaków, którzy odwrócili się do niej w jednym momencie. Samotny kosmyk brązowych włosów, który uciekł z jej ciasnego warkocza, założyła za ucho, nieśmiało spoglądając na zbiegowisko. Miała na sobie długą krótkie ciemnozielone rękawy z drobnymi elementami żółtego i długi, biały fartuszek z dwoma, dużymi kieszeniami po bokach.
-Ali zaprowadź waćpanów do Adama Nowaka
-Tak jest- odpowiedziała bez słowa sprzeciwu.
-Dziękujemy ogromnie- powiedział za wszystkich Zane, uśmiechając się przyjaźnie do blondynki.
Ruszyła wzdłuż korytarzu, mocno ściskając woreczek w obie dłonie i starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z chłopakami, którzy ruszyli za nią. Mijali jasne korytarze z wieloma drzwiami i tabliczkami powieszonymi obok niech. Przeszli przez drewniane schody na pierwsze piętro i wtedy Lloyd postanowił zwróci się do Kai'a.
-Jeśli myślisz, że to się uda to jesteś debilem, debilu- fuknął do niego, siląc się na szept, który i tak mu średnio wyszedł.
-Nie przeżywaj tak- poklepał go po ramieniu- Czy mój pomysł kiedykolwiek się nie udał?
Drugi chłopak uniósł brew wysoko ku górze, sugerując silnie, że tak. Masa jego pomysł była głupia i nie wypałem.
-Gdy tylko ściągasz maskę to mam wrażenie, że ci inteligencja odlatuje od razu- prychnął.
-Załamujesz mnie gówniarzu...- rzucił z udawanym przejęciem, łapiąc się za serce.
-To tutaj- pokazała dłonią dziewczyna proste, drewniane drzwi.
-A nie mogłaby ona pójść i popytać co wie?- spytał Cole.
-Mogłaby- zaczął z wolna Zane- Ale lepiej też, abyśmy usłyszeli wszystko od niego i mogli zadać pytania
-Więc idziesz Lloyd?- spytał, nie umiejąc powstrzymać uśmiechu rozbawienia Jay.
Chłopak wyglądał jakby bił się myślami czy zamknąć się czy może wydrzeć się na szatyna za ten durnowaty pomysł, co było nie podobne do niego. To znaczy Kai prywatnie lubił zaszaleć i robił głupoty, ale na misjach zawsze cechowała go rozwaga i odpowiedzialność, a tu nagle jakby zamienił się rolami z niewiadomych powodów.
-Dobra- warknął.
-Popytaj wszystko, jak to możliwe- polecił mu białowłosy- Uznaj to jako pierwsze swoje poważne zadanie
-Dobra- powiedział już nieco przyjaźniej.
Stanął obok drzwi, ale nie wszedł do nich tylko zwrócił się do dziewczyny, która znajdowała się obok i milczała zbyt onieśmielona.
-Czy waćpana poszłaby ze mną?- zadał grzecznie pytanie, uśmiechając się przy tym sympatycznie. Jedną ręką schował za plecy, a drugą wysunął w jej kierunku, jakby prosząc ją do tańca.
Alina całkowicie już się zawstydziła i oblała rumieńcem. Ależ cóż jej się dziwić skoro Lloyd jest bardzo urodziwym chłopakiem, a gdy patrzy na ciebie tymi szmaragdowymi oczami i dobrotliwym spojrzeniem to aż trudno się oprzeć jemu. Pomimo, że ma jeszcze delikatne i młode rysy twarzy to nie niewielu to przeszkadza, tak samo jak jego młodociany wiek.
-Poszłabym- zgodziła się, nadal mając problem z patrzeniem na niego.
Ujęła jego dłoń i ruszyli do pokoju, a reszta patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się co właśnie zrobił chłopak.
Pomieszczenie było małą klitkę, specjalnie przygotowaną dla trudnych przypadków podobnych do Adama, gdzie pacjent nie jest zdolny do przebywania z innymi na kilku metrach kwadratowych. Stało tutaj zwykłe posłanie pod wysokim oknem, stolik nocny, umywalka i prosta szafa. Nic niezwykłego. W rogu pomieszczenia stał mężczyzna z utkwionym wzrokiem ku górze w stronę okna. Miał dziwnie zamyśloną twarz i szeroko otwarte szare oczy. Jego włosy były tłustawe i nieułożone, a karnacja niezdrowo biała z popękanymi ustami. Ubrany był w lnianą, prostą koszulę z beżowymi szerokimi spodniami, zrobionymi z tego samego materiału.
-Adamie jak się czujesz?- zapytała Alina, puszczając dłoń Lloyda i wyciągając z woreczka kilka lawend. Podeszła do stolika nocnego i zostawiła je tam.
Mężczyzna powoli popatrzył na nią, przechylając głowę na lewy bok. Coś w jego postawie było niepojącego i tajemniczego, a gdy się uśmiechnął to wrażenie się tylko pogłębiło. Nie przypominał zdrowego człowieka, ale kogoś kto widział za dużo. Był starszy, może w wieku Zane, ale z pewnością miał kogoś kto na niego czekał aż wróci z warty, a teraz czekanie zamieniło się w wieczność.
-Wieje dziś?
-Dziś nie
-Dobrze...To dobrze
I wtedy zauważył Lloyda. To był ten znaczący moment, gdzie nikt nie wiedział jak się zachowa. Czy dopadnie go panika? Zignoruje obecność blondyna, a może rozpocznie rozmowę i głupi plan Kai'a się powiedzie? Miał nadzieje, że pomysł szatyna nie wypali, a wtedy jego ego nie poszybuje wyżej niż jest aktualnie. I tak utrzymuje się na wysokim poziomie.
Bo kurde, przecież on wygląda jak chłopak i może ma długie włosy oraz delikatniejsze rysy, długie rzęsy, ale wygląda jak facet. Kai jest po prostu idiotą i, gdy tylko okaże się, że również Adam to zauważy to wyjdzie z uśmiechem z sali i powie...
-A co to za nowa koleżanka?- zapytał zdziwiony Nowak.
,,Zabiję cię Kai"
Postanowił później odłożyć egzekucje przyjaciela i zagrać swoją rolę. Musiał powstrzymać kwaśny wyraz twarzy jaki mu się wkradał na twarz i uśmiechnąć się tak jak Alina do pacjenta. Miała łagodne obliczy, które teraz trzeba było skopiować.
-Przyszła do ciebie pomówić z tobą
-Ooooo!- uradował się i podszedł bliżej do Lloyda. Zaczął go oglądać z każdej strony z przymrużeniem oczy.
Za jego ramienia zobaczył Alinę, która dawała mu sygnały, aby nie interweniował i pozwolić się poobserwować przez Adama. Jakby podejrzewała, że on zaraz się odsunie, co było w sumie prawdą. Tacy ludzie emanowali niepokojącą aurę przez to, że zaczynali widzieć znacznie więcej niż przeciętni ludzi. Tracili rozumy na rzecz daru widzenia. A widzieli różne rzeczy.
-Ładne oczy- skomentował po długiej chwili ciszy i się odsunął.
Lloyd odetchnął z ulgą, że facet się oddalił od niego.
-Czy byłaby możliwość pomówienia na osobności?- zwrócił się do dziewczyny.
Skoro Adam go zaakceptował to trzeba było pomówić z nim w cztery oczy i, aby wyjawił wszystko co wiedział. Chciał się też dowiedzieć czy czegoś nie wypaplał w szale.
Alina popatrzyła niepewnie na Nowaka, a później na Lloyda. Zacisnęła swe delikatne dłonie na woreczku.
-No, nie wiem...
-Proszę, uprzejmie- posłał jej błagalny wyraz twarzy i złożył ręce jak do modlitwy.
-Można, a można!- wtrącił się do rozmowy pacjent i wyszczerzył się do uśmiechu.
-Dobrze- westchnęła- Ale gdyby coś się stało to proszę mnie zawołać
-Oczywiście- jego urokliwy uśmiech sprawił rumieńce dziewczynie, która wyszła z pomieszczenia i zostawiła ich samych.
-Adamie czy wiesz kim jestem?
Podszedł bliżej mężczyzny, który na nowo zaczął wpatrywać się w okno.
-Masz aurę
-Jaką aurę?
-Bardzo przyjemną...Taką jasną i bezpieczną...
-Muszę z tobą pomówić o ataku na kryjówkę zwoi. Proszę powiedzieć wszystko, co wiesz. Musiałeś coś słyszeć i widzieć. Jesteś jedynym ocalałym
-Lloyd- powoli przeniósł wzrok z okna na niego z poważną twarzą, gdzie oczy wyrażały pustkę- Syn Garmadona
-Zaatakowali nas w nocy- kontynuował, myślami wracając do tamtego strasznego czasu- Było nas mniej niż zazwyczaj. Musieli odejść i pomóc reszcie. Ci co odeszli też wymordowano i tych, co zostali też...Byłem pilnować korytarz. Ostatnia warta. To był pierwszy atak. Ukryłem się pod zwłokami przyjaciół, którzy zakryli mój oddech- podszedł do stoliczka i wziął jedną gałązkę lawendy, zaczął obracać nią palcami- Kilka wił i jeden człowiek. Obydwoje zbyt potężni, aby byli zwykłymi. To nie było normalne...Echo roznosiło krzyki i przelaną krew. Ma twarz była zwrócona do mojego przyjaciela Karola. Jego puste, przerażone oczodoły śnią mi się do teraz i oskarżają, że schowałem się pod ich stosami ciał. Potem...potem- ścisnął lawendę w pięść- Wrócili. Słyszałem rozmowy doskonale. Wiły mówiły o rusałkach. Głośno skrzeczały, że tam się udają, bo rusałki mają dług u nich za przyprowadzenie chłopaczków na potrawę. Rusałki te najbliższe miastu, te obok lasu. Leśne stworzenia. Powiedzieli, że tam się udają. Głos człowieka nie słyszałem...Słyszałem jego kroki- wypuścił kwiat. Jego cząstki powoli opadały na ziemie, a zapach rozniósł się po pokoju. Adam utkwił wzrok w Lloyda. Przestraszył się tych pustych oczodołów, wyrażających to co nie powinno. Zostało zabrane człowieczeństwo- Tup, tup...Wydawał ciężko swoimi buciorami w czarnej szacie. Widziałem białe włosy i jasną karnację...
-To wszystko?- zapytał, gdy Nowak ucichł, a nieprzyjemna cisza uniosła się.
-Wszystko, co wiem- uśmiechnął się blado.
-Dlaczego nie powiedziałeś tego wszystkiego mojemu tacie czy wujkowi. Powiedziano nam, że boisz się mężczyzn-
-Aura- wyszeptał do jego ucha.
Podskoczył wystraszony tą nagłą bliskością i tym, że pojawił się obok niego w kilka sekund. Jeszcze chwilę temu był obok łóżka, a teraz jest przed nim z tym swoim niepokojącym uśmieszkiem i pustymi tęczówkami.
-Aura- powtórzył głośniej wprost do jego twarzy- Gdy zobaczyłem aurę twego ojca i twego wujka, przestraszyłem się. Jest inna, jaśniejsza i taka nieludzka...Twoja jest podobna, ale bledsza
-Co chcesz przez to powiedzieć?
Nie odpowiedział tylko patrzył na niego tak jak wcześniej. Niepokój rósł, a napięcie sięgało zenitu.
Chciał się ulotnić, a jednocześnie dowiedzieć się czegoś więcej.
-Adamie, powiedz mi
-Widzę aury
-Bawisz się mną?- zapytał zdenerwowany.
-Widzę aury
-WIDZĘ AURY- ryknął na cały głos i zaniósł się nieprzyjemnym dla ucha śmiechem. Był skrzeczący i szaleńcy- Oni też mnie widzą- zniżył głos- Co noc się wpatruj~
Cisza.
-Skoro to już wszystko to już pójdę- zakomunikował i obrócił się na pięcie w stronę drzwi. Łapał już za klamkę, kiedy nagle coś sobie przypomniał- Nie powiedziałeś nic o zwojach, prawda?
-Zwoje są bezpieczne i ukryte. Mamy nowe straże zastępcze i specjalnie przygotowane, by je chronić, choć nie wiedzą, że je chronią. Myślimy, że chronimy coś innego- ponowny uśmiech.
-Więc jakim cudem ty-
-Popatrzyłem na koniec- przechylił głowę na bok- A mimo to przeżyłem, wiedząc najwięcej. Teraz widzę najwięcej. To taka kara, wiesz?
O zwojach wie najbliższa straż. Tylni nie wie co chroni, a skoro on powiedział, że znajdował się na końcu to znaczy, że nie mógł wiedzieć. Sam kiedyś musiał podpatrzeć w jakimś momencie. Przed jakimś wydarzeniem są one wyciągane i wtedy Wu oraz Garmadon je chronią na jakiś czas. Pokazuje się je na ceremonii, znowu je chronią, a później transportują do kryjówki, która jak się okazuje znajdowała się blisko nich.
-Milcz dalej- oznajmił i już miał wychodzić, kiedy to tym razem Adam zabrał głos.
-Nie boję się panicznie mężczyzn, ale boje się ich oczu. Za to lubię kobietki, zwłaszcza te ładne. Dlatego przy facetach panikuję, by tylko ładne kobitki się mną opiekowały. Hehehe
Lloyd wyszedł trzaskając drzwiami.
Adam śmiał się nadal.
-Oby nie wiało- rzucił podczas śmiania się.
☆꧁✬◦°˚°◦. .◦°˚°◦✬꧂☆
Zachód słońca
Kroki Aliny roznosiły się po szpitalnym korytarzu. Minęła inne szeptuchy, skinąwszy im głową z szacunku, popędziła do swojego pacjenta Adama zanieść mu uspokajające zioła, które rozpuściła w ceramicznym kubku. Para unosiła się znad niego.
Zapukała do drzwi, odczekała chwilę i weszła do środka, oznajmiając swoje wejście.
Upuściła kubek, który rozbił się z hukiem. Ceramika pokruszyła się na kilka większych kawałków, rozsypując się po podłodze wraz z napojem.
Ciało Adama leżało w kącie pokoju na łóżku tuż pod oknem. Miał wyłupiaste oczy, które przestały reagować na jakikolwiek ruch. Zastrzygły tak samo jak jego jeszcze ciało, co świadczyło, że żył jeszcze nie tak dawno. Na szyi miał czerwone, fioletowe siniaki, a twarz była trupio blada. Został uduszony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro