☆꧁✬◦°˚°◦. օ ֆɨɛɖʐɨɮɨɛ ȶɛʟɛɢʀǟʄʊ .◦°˚°◦✬꧂☆
-Tak, Kai to z pewnością tutaj - przekonuje już poirytowany Lloyd chłopaka, gdy ten usilnie spogląda raz na mapkę, a raz na budynku, gdzie na dachu znajdują się dwójką młodych ludzi - Nie zaznaczyli tego na mapce. Pamiętasz co mówił sprzedawca?
-Kurde, ale nie chce się pomylić z miejscem jak ostatni kretyn - fuka, składając mapę w agresywny sposób - Pamiętam jak raz pomyliłem i potem były problemy
-Po pierwsze - zaczyna blondyn, wzdychając przy tym - Ty jesteś skończonym kretynem - Kai robi urażoną minę i zakłada ręce na piersi na tą jawną obelgę - A po drugie, gdy pomyliłeś mieszkania to byłeś nawalony w trzy dupy i jedynym twoim wtedy problemem było to, że cię kopnąłem z łóżka, bo po pewnym czasie mnie dusiłeś
-Co ja poradzę, że jesteś miłą przytulanką - prycha.
Policzki Lloyda zaczynają robić się czerwone. Chłopak szybko odwraca głowę i zaczyna poklepywać swoje policzki, by te się uspokoiły.
-A ty jesteś głupim dupkiem - burknął - Następnym razem wyrzucę cię za drzwi, jak będziesz pijany
Kai wzrusza na to ramionami i zaczyna się szczerzyć jak głupi.
-Kurwa, robisz to głupia babo?
Odwracają się w stronę źródła dźwięku i widzą jak młody chłopak, trzyma wysoki słup z dwoma poprzecznymi rurami, który niebezpiecznie przechyla się na boki. Na poprzecznych rurach znajdują się metalowe elementy, przypominające puszki małych rozmiarów. Dziewczyna zaś z spiętymi włosami w kok, stoi obok chłopaka o krótko, przystrzyżonych włosach i walczy z przytwierdzeniem dwóch kabelek do jednego z okrągłych fragmentów przy słupie. W jednej ręce trzyma zapalniczkę, dzięki której próbuje zespolić metale do siebie. Nie udaje jej się to przez chybotanie słupa.
-Kurwa, mówiłeś, że przytwierdziłeś słup! - wrzeszczy na niego i łapie przedmiot, gdy ten ma zaraz upaść - Jesteś bezużyteczny
-Tak to zdecydowanie tutaj - kiwa z uznaniem głową Kai i chowa mapę do torby na ramieniu, nie przejmując się kłótnią tamtej dwójki.
-No co ty nie powiesz - przewraca oczami - Po czym to stwierdziłeś?
-Pff, mają strój techników - prycha, wskazując na strój.
Obydwoje mieli na siebie jasnoniebieskie ogrodniczki z białą koszulą. Na ramieniu znajdowały się dystrakcje, oznaczające stopień. U nich był to początkujący. Wokół spodni mieli przewieszone pasy z wypełnionymi kieszeniami. Do całości stroju brakowało im jeszcze luźnego fraku z patkami po bokach w tym samym kolorze co ogrodniczki.
-No po prostu geniusz - rzuca z ironią.
-Wiadomo - odpowiada dumnie - A teraz chodźmy się zapytać co tam się wydarzyło
I rusza pewnym siebie krokiem w stronę stożkowatego budynku zbudowanego z białego kamienia. Wbudowana w niego została jeszcze okrągła wieża, mająca dwa piętra i na której właśnie znajdowali się technicy. Była o wiele bardziej stonowana od reszty budynków w środku miasta. Nie posiadała wiele ozdób, ale za to w świetle słońca lśniła aż swoją czystością. Było wdać, że gmach telegrafu został postawiony niedawno.
-Witajcie! - woła przyjaźnie szatyn w kierunku dziewczyny oraz chłopaka. Stoi u podnóża wieży i macha im na przywitanie.
-CZEGO?! - krzyczą w tym samym momencie, ale to nie powoduje zniknięcie uśmiechu na twarzy najemnika.
-Jesteśmy zajęci! - warczy zaraz chłopak.
-Ale my tylko chcemy wiedzieć co tu się stało! - wyjaśnia spokojnie.
-Kurwa typie nie widzisz, że jesteśmy zajęci! - odpowiada drugi technik, trzymając z całych sił słup, który ponownie się przechyla w dół - Debilu trzymaj to rzesz, bo nie mam zamiaru upaść tak samo nisko jak ty!
-Zamknij ryj kobieto i rób swoje - syczy na nią, jednocześnie biorąc w dłoń śrubokręt- A ty idź do naszego profesora, jak chcesz pogadać, ale daj nam spokój!
-A gdzie jest?
-W środku!! - odpowiadają jednocześnie poirytowani.
-Dzięki!
-Ale mili ludzie - zwraca się zaraz do Lloyda, który znalazł się obok niego.
-Bardzo - prycha.
Wchodzą przez drewniane drzwi nad, którymi wisi tabliczka informująca, że jest to Gmach siedziby telegrafu w Himmler. Na drzwiach znajduje się zaś zwykła karta z napisem ,,Brak usług z powodu awarii aż do odwołania".
Kiedy znajdują się w środku, nie znajdują żywej duszy, ale za to z pewnością słyszą kolejne wrzaski dwójki techników. Raz nawet zobaczyli z dużego przestronnego okna, jak coś spadło na ziemię. Na szczęście to nie było żadne z ciał. Rozglądają się wokół i zauważają, że pomieszczenie wygląda jak coś w rodzaju poczekalni. Znajdują się tutaj regały z książkami, a także kanapy ustawione przy ścianach. Na parapetach w doniczkach zasadzone są pachnące kwiaty. ich zapach roznosi się po całym pokoju.
-Halo! - zaczyna nawoływać Kai bez żadnego skrępowania - Jest tu ktoś!
-Jeszcze głośniej może - komentuje z sarkazmem Lloyd.
-Dobra uwaga - przyznaje - Może śpi o tej porze
-Albo może go nie ma - rzuca leniwie - Wtedy będziemy musieli pomęczyć tamtych narwańców
-Uważam, że raczej jest tu ktoś - rusza parę kroków w przód w stronę niskiego kredensu, w którym zza szklanymi drzwiczkami znajduje się rząd różnych nowoczesnych wynalazków. Kredens rozdziela pomieszczenie na pół. A za nim znajdują się drzwi, a gdy się wychyli bardziej i popatrzy w lewo to można było zauważyć spiralne schody. I właśnie tak zrobił Kai - I będzie musiał nam wybaczyć za najście, kiedy jest zamknięte
Obce kroki zaczynają się roznosić się po całym budynku. Wtedy to Kai i Lloyd stają obok siebie, czekając przy kredensie. Szatyn szybko poprawia się swoje włosy i robi to samo z włosami Garmadona, próbując ułożyć jego grzywkę w tylko dla siebie znany sposób. Chłopak szybko strzepuje jego dłoń i poprawia swoje kosmyki na poprzednie miejsce. Nieznajomy niespiesznie stawia kroki po stopniach, ale w końcu wychyla się za ściany i pojawia się przed nimi.
- O cholera...- wyrzuca z siebie niekontrolowanie Kai, widząc kto pojawił się przed nim. Lloyd jest tak samo oszołomiony, co jego przyjaciel. Obydwoje spodziewali się starego dziada, a nie pięknej, młodej kobiety.
Miała opaloną karnację o nieskazitelnej cerze z podkreślonymi, czerwonymi ustami. Jej włosy w kolorze ciemnego blondu, były przycięte do ramion i falowały wokół jej głowy. Nie była ani trochę kruchą kobietą. Miała szerokie biodra, z dużymi udami i w wcięciem w talii. Jej piersi też przykuwały uwagę, ale żaden z nich perfidnie się tam nie patrzył. Ona cała była wprost hipnotyzująca.
Z gracją oparła się o kredens, a jej brązowe oczy bezwstydnie skanowały przybyszów. Jej granatowa, krótka marynarka wraz z długą, prostą spódnicą podkreślały to co było najlepsze w jej figurze.
-Słucham - odezwała się pewnym, głębokim głosem. Jej akcent nie przypominał w żaden sposób ten tutejszy czy nawet choćby krajowy. Brzmiała, jakby była obcokrajowcem, co było niezbyt spotykane.
Lloyd popatrzył na Kai'a, myśląc, że ten odpowie jak to było w zwyczaju, ale ten postanowił wgapiać się w kobietę jak w święty posążek i zamilkł całkowicie. Jego mózg wyłączył się.
Czy co tam miał w głowie. Tak to właśnie jest jak się ma słabość do ładnych ludzi.
-Ty jesteś profesorem? - westchnął.
Prychnęła na to śmiechem. Jej niebieskie kolczyki w kształcie puchowych piór poruszyły się wraz z nią.
-Ja tylko pilnuje jego uczniów na czas jego nieobecności - wyjaśniła łagodnie - A wy do niego w jakiej sprawie?
-My tylko chcieliśmy się dowiedzieć co tu tutaj zaszło, że zerwało łączność - wytłumaczył - Prawda Kai? - odparł twardym głosem, akcentując bardzo jego imię.
-Tak, tak - rzucił - Nie mogliśmy się z wami połączyć czy coś...
-Tak, nie mogliśmy - wycedził, patrząc na przyjaciela. A następnie nadepnął na jego stopę, aby ten się uspokoił.
Naprawdę bez maski czuł się jakby nie był na misji i zachowuje jakby miał czas na wszystko, a zwłaszcza na podrywanie wszystkiego, co ładne. Gorzej jak zabierał się za chłopaków, bo czasami mogło się zdarzyć, że źle oceniał sytuację, a później były z tego problemy, bo taki facet później bulwersował się, że jakiś inny mężczyzna z nim flirtuje. Ale to trzeba przyznać Kai'owi, że łatwo ocenia kto jest podobny do niego i rzadko zdarza się, że źle trafia.
-Auć - syknął, zabierając stopę z dala od przyjaciela. Przy okazji rzucił mu spojrzenie pełne urazy, które ten zignorował.
-Jeśli chodzi o zerwanie łączności - zabrała głos, stukając przy tym czerwonymi paznokciami w blat - To było spowodowane ostatnimi wichurami, jakie przeszły przez nasze miasto. Nie potrafiliśmy przez ten czas postawić semafora, ponieważ ciągle on spadał na ziemię aż całkowicie się uszkodził. Nie możemy połączyć się nawet z najbliższym miastem, bo nasza łączność w tym wypadku nie istnieje
Wiatr.
Spojrzeli na siebie znacząco. Myśleli o tym samym i dobrze wiedzieli, że nie był to żaden przypadek. Ponownie ten morderczy duch wytycza im drogi, a oni ślepo podążają tam gdzie on chce. A oni nie wiedzieli dokąd to ich wszystko zaprowadzi, ale niech tak robi dalej. W końcu go wytropią i przeprowadzą na nim takie egzorcyzmy, że będzie ich przeklinał w ostatnich swoich martwych wydechach.
-A teraz jak wam idzie? - zapytał Kai, który spoważniał po zmiance o Obcującym. Stracił ten swój lekki humor - Z ustawieniem łączności?
-Średnio - przyznała rzeczowo - Potrzebujemy kilku części i najczęściej braliśmy je od Hrubieszowa, ponieważ jest to kolebka techników i zajmują się produkowaniem czy tworzeniem takich elementów. Problem w tym, że stosunki między Himmler i Hrubieszów uległy ochłodzeniu
-Co masz na myśli? - zapytał ponownie, podejrzliwym tonem.
-A z kim mam przyjemność rozmawiać? - teraz to i ona stała się nieufna - Nie znam was tutaj i nie wyglądacie na tutejszych. Sądząc po waszych strojach - macha palcem w stronę ich prostych ubrań - Oznaczacie się bardzo - prycha.
-Jestem Kai, a to Lloyd - wspominany chłopak skinął krótko głową - Razem z grupą próbowaliśmy się połączyć z tutejszym semaforem, by przekazać sygnał dalej, ale nie udało się kompletnie. Dlatego tutaj przybyliśmy, by to sprawdzić i zaopatrzyć się w - urwał, zapominawszy co Jay chciał kupić za sprzęt
-Wzmacniacz - dokańcza za niego.
-Właśnie po to!
-Jaki jest was cel podróży? - dopytuje dalej, nadal stukając palcami. Jej postawa, jak i spojrzenie sugeruje, że nie ufa im za grosz.
-Zwyczajne podróże - wzrusza ramionami - Specjalnie wzięliśmy wolne w pracy, aby móc pojechać w góry i zwiedzić tutejsze jaskinie. A dlaczego tak bardzo pytasz?
Mówi przekonująco i pewnie. Nie waha się nad odpowiedzią, które same mu przychodzą do głowy. Nie raz trzeba umieć kłamać przekonująco, a on to potrafi znakomicie. Tą umiejętność się albo ma, albo uczy z czasem. Nawet mieli specjalną lekcję, jak dobrze kłamać, ponieważ jest to ważna umiejętność do zwiadu.
Lloyd naprawdę był pod wrażeniem, jak bardzo świetnie mu to idzie. Aż sam, by uwierzył chłopakowi, gdyby nie znał prawdy. Akurat z przekonującym mijaniem prawdy miał problem. Ledwo zdał testy z tego i nie raz był rugany przez ojca za to, który uważał to za prostą czynność. Przynajmniej jego wuj go pocieszał, że to znak, że jest dobrym człowiekiem. Ale i nawet on uważał, że powinien się nauczyć tego, ponieważ twierdził, że może kiedyś uratować mu życie. Mimo wszystko i tak wolał, kiedy to Kai przejmował inicjatywę w rozmowach z obcymi.
-Możecie być najemnikami - powiedziała prosto z mostu, zatrzymując postukiwanie. Założyła ręce na piersi i czekała na ich kolejny ruch.
-A ty możesz być nielegalnym imigrantem - odbił pałeczkę - Ten akcent nie jest nasz, prawda?
Wybucha śmiechem.
-Wszyscy ninja są tacy sami - rzuca przez śmiech, ocierając jeszcze kącki oczu palcami - Zawsze tacy sceptyczni i wrogo nastawieni!
-Ninja? - dziwi się Lloyd.
-A tak, tak pewnie nie wiecie - mówi nadal rozbawiona - Jesteście tak, zamknięci w bańce własnego zachwytu nad własną kulturą, że niezbyt wiecie co się dzieje na zachodzie - uspokaja się powoli - Na zachodzie tak określamy wasz kraj, jak i obywateli
-Ale to nie zmienia kim ty jesteś - burknął Kai - Nadal się nam nie przedstawiłaś. To trochę brak kultury, nie sądzisz?
-Mam dwa imiona, a to dlatego, że mam dwa obywatelstwa - tłumaczy spokojnie z błąkającym się jeszcze uśmiechem radości - Moja matka pochodziła z Francji, zaś ojciec urodził się tutaj w Himmler. Według prawa mogę legalnie tutaj przebywać i nie potrzebuję żadnych pozwoleń na to. To też mój kraj, a i tak zawsze Ninja są tak nieufni, gdy słyszą mój zachodni akcent, że po jakimś czasie stało się to już śmieszne. Większość życia spędziłam w kraju mojej matki, dlatego nie pozbędę się tego jak mówię. Ojciec zadbał też o to, bym mówiła świetnie w waszym języku. A no tak, mówcie mi Fatima. Używam tego imienia, gdy jestem u Ninja. Coś jeszcze? - parska śmiechem.
-Jakie jest twoje wyznanie i odłam? - zadaje kolejne pytanie szatyn.
-A to też zawsze zabawne! Jak tylko słyszycie, że ktoś jest innego wyznania niż wy to wyglądacie jakbyście chcieli wydłubać tej osobie oczy!
-Skończyłaś? - przewraca oczami - Konkrety, prosimy
-Jestem chrześcijanką - wyciąga zza marynarki sznurek z prostym, brązowym krzyżykiem - Po prostu chrześcijanką. Jestem i tak pod wrażeniem twojej wiedzy, że wiesz, że u nas są odłamy religijne - chowa z powrotem krzyżyk.
-A myślisz dlaczego? - prycha śmiechem - Śmiejmy się z tego to wiemy
-Skoro ja już się przedstawiłam i udowodniłam wam moje pochodzenie - zbywa wcześniejsze słowa szatyna, zmieniając płynnie temat - To jestem ciekawa jak wy mi udowodnicie, że nie jesteście najemnikami, a dokładniej z jednostki granicznej
-A nawet jak jesteśmy to co? - zakpił.
-To tam są drzwi - wskazała za ich plecami przedmiot.
-W sumie i tak już wiemy, co tu się stało, więc możemy iść - oznajmia niewzruszony Kai. Łapie dłoń Lloyda i kieruje się z nim w stronę drzwi. Blondyn posłusznie idzie z nim, bo faktycznie dostali to po co tu przyszli - Także dzięki za informację!
-Nie chcecie wiedzieć jak zdobyć wzmacniacz? - udaje zdziwienie - Bo w tym mieście nie znajdziecie nawet taniego zamiennika, ale to róbcie jak chcecie
Zatrzymują się. Szatyn odwraca się powoli z naburmuszoną miną, udając brak zainteresowani, ale to oczywiste, że jest zainteresowany tym co powiedziała. Bo skoro nie ma tutaj żadnego wzmacniacza to Jay i Cole wrócą z pustymi rękoma i będą musieli poszukać gdzieś indziej. Puszcza dłoń Lloyda i mechanicznym krokiem z powrotem wraca do niej. Obiera się rękoma o blat, kiedy to drugi chłopak wzdycha ciężko i wraca na to samo miejsce, co wcześniej.
-Zamieniam się w słuch - rzuca leniwie.
-Rozbieraj się
-Co
-Co
-Nie będę się rozbierał, tak na pierwszym spotkaniu - prycha głośno, a Lloyd na to parsknął śmiechem, bo wiedział, że w rzeczywistości to co powiedział jest wielutnym , śmiesznym kłamstwem.
-Ty mnie już rozbierałeś wzrokiem - zauważa.
-Toooooo nieprawda!
-Prawda, nieprawda rozbieraj się. Ty też blondasku
-A po co ja? - protestuje - Ja nie robię takich rzeczy, jak on!
-Najemnicy nie ważne w jakiej jednostce mają poukrywane kilkanaście noży w różnych miejscach swojego ciała - wyjaśnia ze spokojem - I to jest bardzo charakterystyczny sposób ukrywania w taki sposób, aby broń nie raniła ciała podczas ruchów
-Zaraz skąd ty to wiesz? - zdziwił się Lloyd. Przecież to nie była wiedza powszechna - My nawet nie wiedzieliśmy o to - dodał zaraz, aby nie było, że coś wie.
-Powiedźmy, że ktoś mi to powiedział...- powiedziała wymijająco.
-Ktoś to znaczy? - dopytywał Kai.
-Nie interesuj się tylko wyskakuj z koszuli - mruknęła.
-Dobra - fuknął.
Jak to dobrze, że akurat nie pochował wszystkich sztyletów jakie miał pod ubraniami. Zwyczajnie potrzebował swojego stroju najemnika, który był bardziej przystosowany do tego, aby ukryć wszystkie czterdzieści broni. Nie zdążył też schować więcej niż dwóch sztyletów ulokowanych na przedramionach, ponieważ zwyczajnie spieszyli się do Himmler. Gorzej z Lloydem, który na pewno miał pochowane więcej broni niż on pod koszulką i spostrzeże to ta kobieta. Ale się tym nie przejmował, bo ciekawsze było skąd ona to wszystko wie i ile jeszcze tajemnic nie wyjawiła.
I czy przypadkiem nie współpracuje z ich wrogami.
Garmadon rzuca mu pytające spojrzenie, bo nie wie czy wykonywać jej polecenie, ale gdy widzi, że Kai chwyta za brzeg koszuli z zamiarem ściągnięcia jej to powoduje u niego większą dezorientację. Nie lepiej byłoby ją docisnąć do muru i pogrozić, że jeśli nie powie im wszystkiego to pokiereszują jej śliczną buźkę?
Szybko odgania od siebie tą myśl. Bogowie, zachowuje się jak swój ojciec. Ten to nawet, by nie rozmawiał z nią tylko wykonał przesłuchanie, grożąc jej.
Wzdycha i również za zaczyna ściągać koszulkę, ufając przyjacielowi, że wie co robi.
-Stop - zatrzymuje ich, odwracając głowę - Wierzę wam i nie mam zamiaru oglądać waszych nagich ciał
-Nie jedna pokroiłaby się za to - oznajmia śpiewnie z cwanym uśmieszkiem.
Oczywiście, że wiedział, że nie popatrzy na nich. Przecież zdeklarowała się jako chrześcijanka, a miał co prawda nikłe pojęcie o ich religii, ale wiedział na pewno, że jeśli chodzi o nagość to stroją od niej. Można, by rzecz, że postrzegają ją całkowicie inaczej niż oni, tak samo jak seksualność. Dla nich nie jest to coś co trzeba się wstydzić, zaś oni są prawdziwymi cnotkami. Zwyczajnie ich testowała czy wykonają jej polecenie bez najmniejszych oporów.
Poczuł na sobie spojrzenie Lloyda, który patrzył na niego z uniesionymi brwiami z miną ,,co to było?".
-"Chrześcijanie" - zamigał szybko, przewracając oczami. Fatima tego nie dostrzegła, ponieważ nie patrzyła na nich. A możliwe, że gdyby zobaczyła ten ruch rękoma to szybko, by się domyśliła, że rozmawia z najemnikami, co prawda nie z jednostki granicznej.
On sam należał do jednostki eksterminującej, więc nawet nie mógłby się zająć sprawami innej grupy. Zwyczajnie nie miał kwalifikacji, miał własne zadania oraz nie mieszali się w jednostkach z czysto logistycznego punktu. Chyba, że wymagała tego misja.
-Dobra - odzywa się, patrząc z powrotem na chłopaków. Na nowo wstępuje w niej spokój i opanowanie - Jak już wspominałam Himmler jak i Hrubieszów mają oziębłe stosunki, choć to tylko łagodnie mówiąc. Są przeciwnikami handlowymi jeśli godzi o eksport za granicę. Razem zajmują sobie wzajemnie kolejkę i utrudniają sobie handel pomimo odmiennych dziedzin. Hrubieszów dowiedział się, że Himmleranie stosują nieuczciwe praktyki, by ich towary szły szybciej za granicą przy jednoczesnym omijaniu cła, które i tak musi być zapłacone, więc całe koszty szły na Hrubieszów. Teraz domagają się uregulowania kosztów
-A jak Himmler krótko mówiąc powie ,,A chuj wam w dupę, nie macie dowodów" to co się stanie? - pyta sarkastycznie Kai.
-Wtedy Hrubieszów powiadamia najemników granicznych i Himmleranie robią pa, pa autonomii jaka tutaj panuje - macha ręką na kształt pożegnania - A kara pieniężna będzie większa niż jeżeli cło do uregulowania - prycha krótko.
-A ty wiesz o tym z? - teraz to nastawiony sceptycznie Lloyd zadał pytanie. Dla niego ta kobieta nie wzbudzała zaufania i nic to nie miało związku z jej mieszanym pochodzeniem czy inną religią. Wiedziała dużo, bardzo dużo i dzieliła się ze swoją wiedzą stosunkowo łatwo. Prawdopodobnie miała ukryty motyw, który jeszcze nie znali.
-Może dlatego, że tu mieszkam i zajmuję się handlem zewnętrznym jak i wewnętrznym? - unosi brew z politowaniem - Mam też znajomości w Hrubieszowie, bo nie raz im też pomagałam pozałatwiać formalności. Dlatego wiem, że miasta przestały ze sobą handlować, a wszelkie elektronika znajduje się w Hrubieszowie. Jeśli chcecie dostać to co chcecie musicie tam pojechać, a skoro chcecie to będę wam potrzebna, bo mury miasta są zamknięte dla obcych i potrzeba będzie wam przepustka, którą ja posiadam
-Jesteś niezwykle bezpośrednią kobietą - skomentował po chwili ciszy Kai - A co z tego będziesz mieć? Czy po prostu odhaczasz listę rzeczy do wykonania, by dostąpić zbawienia? - parska śmiechem - Tam za pomóc ludziom w potrzebie pewnie dostajecie dobre noty u swojego boga
Lloyd szturcha go łokciem w ramię, rzucając mu dodatkowo karcące spojrzenie, by ten się uspokoił. Szatyn tylko wzruszył ramionami z miną, która sugerowała, że nie wiedział za co jest rugany, ale oczywiście, że dobrze wiedział. Tylko zwyczajnie miał to gdzieś.
-A ty jesteś niezwykle infantylnym chłopięciem - rzuca chłodno, unosząc swój podbródek z wyższością - Czekam na waszą odpowiedź
-A my czekamy na odpowiedź co z tego będziesz mieć - wyjaśnia rzeczowo Kai, poważniejąc - Nic na tym świecie nie jest bezinteresowne
Zapada nerwowa napięta cisza, w której Fatima ponownie postukuje palcami po blacie w nerwowymi sposób.
-Jeśli przyjdziecie na dzisiejszy bal organizowany u mojego przyjaciela z rady to wszystko wam powiem, bo wtedy będę mieć pewność, że jesteście zainteresowani - zatrzymuje postukiwanie i pobiera się jedną dłonią o swój bok - Po co mam spowiadać się komuś kto nawet nie będzie chciał ze mną jechać?
Blondyn bezceremonialnie wpatruje się w przyjaciela ostrzegawczym wzrokiem z założonymi rękoma na piersi. Zapobiegawczo już go karci, bo zna go na tyle, żeby wiedzieć, że ten walnie coś głupiego, usłyszawszy słowo ,,spowiadać". I oczywiście, że miał rację, bo Kai chciał rzucić jakiś zaczepnym komentarzem, ale tego nie zrobił widząc spojrzenie Lloyda, ale co miał poradzić, że to było silniejsze od niego. Dlatego westchnął przeciągle i postanowił usłuchać się swojego przyjaciela z brakiem poczucia humoru.
-Widać, że jesteś kupcem - mówi zamiast tego co chciał powiedzieć wcześniej - Myślisz tylko o szybkim i sprawnym zysku
-Nie jestem byle jakim kupcem - prycha urażona - Jestem jedną z najlepszych
-A gdzie podziała się ta twoja skromność? - zakpił - Chyba nie chcesz trafić do piekła przez duże ego
Nie mógł się powstrzymać. No po prostu nie mógł, ale to nie była jego wina! Naprawdę! Oskarżał za to wszystko te wszystkie usłyszane dowcipy o chrześcijaństwie, które mu opowiadali ludzie. Przecież nie był ich autorem i nie je opowiadał, więc to nie jego wina. Proste.
-Auć no nie szczyp mnie! - burknął Kai, kiedy to Garmadon uszczypnął go w ramię.
-A podobno to ja jestem młodszy - wymamrotał.
-Bo jesteś - mruknął - Młodszy i głupszy
O bogowie, on go zaraz zabije tym spojrzeniem!
-Tutaj adres - wystawiła rękę miedzy nimi dwoma z małą kartą, tym samym zamykając ich niedoszłą dyskusję nie mającej zbytnio sensu - Jeśli się zgodzicie przyjdzie tam, ja was znajdę. Jeśli nie to nie pokazujcie mi się na oczy
Kai zabrał kartkę z pochyłym czarnym pismem i schował ją do kieszeni torby. I tak decyzja nie należała do nich dwóch. Musieli się naradzić wszyscy, a zwłaszcza z Zane'em. W końcu on tu dowodził i miał ostateczny głos.
-Okej - powiedział krótko szatyn.
-Tylko ubierzcie się ładnie
-Ładne ubrania przyćmiłyby blask mojej wrodzonej urody - przyznał dumnie.
-Ale i tak się ubierzcie - powtarza z kamiennym wyrazem twarzy.
-Pff - przewraca oczami - Dobra i dzięki czy coś - prycha.
-Tak, dziękujemy - uśmiecha się życzliwie w stronę kobiety, która odpowiada na to skinieniem głowy.
Odwrócili się i ruszyli w stronę drzwi. Kai szedł jako pierwszy, a tuż za nim blondyn. Fatima nie odprowadzała ich wzrokiem tylko zniknęła już za ścianą, zajmując się własnymi sprawami, czyli sprawdzeniem jak radzą sobie uczniowie profesora z semaforem.
Kiedy Kai otworzył drzwi gwałtownym, szybkim ruchem ręki i zobaczył przed sobą Cole, który znieruchomiał z wyciągniętą dłonią w stronę klamki, a przynajmniej miejsca, gdzie ona jeszcze była przed sekundą. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, a ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie, a oczy wpatrywały się w swoje odbicie w odmiennych kolorach.
-Kai?
-Cole?
Powiedzieli w tym samym czasie. Ich ciepłe powietrze z ust owiały ich twarze. Brunet cofnął się o krok zbyt onieśmielony tą nagłą bliskością szatyna, zwyczajnie potrzebował przestrzeni i czegoś na co mógł by zawiesić swój wzrok i co by nie było ciepłymi oczami szatyna.
-Jakby co to tu też jestem! - oznajmił z szerokim uśmiechem Jay, stojący obok Cole.
-No ja też, ale to chyba widać... - zauważa Lloyd.
Dobra od razu więc już mówię, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem rozdziałowym to już w następnym dostaniecie taniec Cole i Kai.
Miłej niedzieli.
Kącik ciekawostkowy:
W latach 1882 r. polski inżynier Stanisław Olszewski i Rosjanin Nikołaj Benardos wynaleźli i opatentowali metodę spawania elektrycznego. Zjawisko łuku elektrycznego jarzącego się między elektrodą węglową a przedmiotem metalowym Olszewski i Benardos wykorzystali do topienia metalu.
Miała się pojawić spawarka, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu, ale informacja ciekawa, bo nie wiedziałam, że to Polak miał udział w tworzeniu spawarki. My to naprawdę jesteśmy wszędzie xd
A i postać Fatimy to dosłownie La Zarra, ta z eurowizji z zeszłego roku, która reprezentowała Francję i naprawdę ma na imię Fatima. Taka ciekawostka, bo lubiłam tą wokalistkę i jej sposób bycia (i ma oszałamiającą figurę. Serio wygooglujcie sobie xd)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro