Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ ֆȶʏʟǟƈɦ աǟʟӄɨ .◦°˚°◦✬꧂☆

Trzeba zlikwidować Zane'a Julien'a.

To było pierwsze, co pomyślał Morro po usłyszeniu jaka grupa została utworzona do ścigania ich. Nie miał przyjemności stanąć z nim w szranki, ale był bardzo bliski temu. Ciekawe byłoby zmierzyć się z nim osobiście i przekonać się na własnej martwej skórze jakim dobrym wojownikiem jest. Teraz miał taką możliwość, ale nie zamierzał ryzykować dla własnej zachcianki swojego jestestwa, kiedy znają jego słabość. Teraz i tak jest ogrom zamieszania tam w dole. Tylko czeka aż stwory zaczną się bić o pierwszeństwo do rozszarpania ich. 

To było jakiś dwa lata, może więcej, gdy ich plan powoli wchodził w życie i zaczął nabierać kolorów. Wówczas Morro nie podróżował z wiłami tyle co zawsze i same szwendały się po świecie w poszukiwaniu zabaw. Były nieuchwytne i trudne do zlokalizowania, dzięki naukom ducha, która za swojego życia był ich przełożonym w wojsku. Dlatego Morro nie martwił się, że jakiś łowca je wybije. Dla niego było to nie do wyobrażenia. 

Szybko zmienił zdanie i zdążył zareagować w porę za pośrednictwem Harumi, która dostarczyła mu wywiadu na temat działalności łowców. To od niej dowiedział się, że szykują zasadzkę na jego towarzyszki, a głównodowodzącym jest Zane Julien, który zdobył wszelkie szczegółowe informacje na ich temat. Potrafił nawet określić ich żywot liczący parę wieków i to, że nie były to pierwsze lepsze wiły, a szczególnie świadome swojego istnienia bestie. Dlatego postanowił zainterweniować i rozbił w pył ową akcję. Po niej starali się nie wychylać. 

A rozbił ją tylko dlatego, że brakowała na niej Zane, który został w stolicy z powodu porodu swojej żony. Ciekawe jak, by wszystko potoczyłoby się gdyby był. 

Amare powiedziała, że to również była interwencja Laisaicji.

Czasami odnosi wrażenie, że naprawdę niczym nie kieruje w swoim życiu. Dobijający fakt. 

Obserwuje Zane, nie spuszczając go z oka choćby na sekundę. Nie ma zamiaru przeoczyć żadnego  momentu tej epickiej walki, gdzie mężczyzna pomimo przeważającej przewagi liczebną, w zadziwiający sposób, radzi sobie doskonale. 

Wykorzystuje każda lukę u demona i atakuje znienacka, by zadać druzgocący cios. Działa mając elastyczny umysł, który przestawił się natychmiastowo na trudy walki i analizuje każda sposobność na wygraną. Od razu w jego głowie pojawiły się dane, co zrobić by wygrać. 

Niestety w znaczenie ,,wygrana" nie oznaczała ,,ujścia z życiem".

A mimo to walczył tak, jakby miało się to stać, bo nie chciał zamiaru odpuścić, poddać się. To nie chodziło w rachubę. Nawet, gdy w swoich obliczeniach każdy wynik był taki sam, że

ktoś umrze.

Ale w tym wszystkim nie chodziło o tylko głupie założenia i rachunki. Miał wiarę, dosyć silną, by utrzymywała go na duchu w tym wszystkim i dawała mu nadzieje, że zobaczy się z rodziną. Chciał ją uchronić od wszelakiego zagrożenia, dlatego też służył nadal jako łowca, choć dawno mógł odejść na zasłużoną przedwczesną emeryturę. Bezpieczny kraj to i bezpieczna rodzina. Z tego względu jego motywacja, by zlikwidować wrogów była ogromna, bo nie chodziło tylko o niego, a również o jego bliskich. 

Dlatego dawał każda cząstkę siebie. Walczył jak wściekłe zwierzę, choć na jego twarzy widniała maska spokoju i powagi. W jego ruchach dopiero można było zobaczyć, jak bardzo jest zdeterminowany i desperacki. Mimo wszystko działał logicznie i z rozwagą. Jego umysł działał na zwiększonych obrotach. 

Te dwie rzeczy zawsze były jego kluczem do sukcesu, które z zainteresowaniem śledził Morro i które pozwoliły na pozbycie się pierwszego upira. 

Alkonosty to stworzenia wytrzymałe i silne. Potrafią przeżyć kilkanaście głębokich ran. Nie mają w sobie krzty magii i nie kontrolują wiatru. Jedynym sposobem na pozbycie się ich jest atak od tyłu, gdzie mają martwe pole. Koniecznie trzeba przebić głowę. Samo jej stracenie niewiele pomoże, bo ciało dalej będzie sprawnie funkcjonować.

I właśnie to uczynił Zane. Zaszedł bestię od tyłu, wspiął się na jej grzbiet, gdy rzucała się na wszystkie strony, próbując go strącić. Nieudolne były jej działania, bo szybko mężczyzna  pozbawił ją głowy, która upadła przeklinając go w niebogłosy skrzeczącym głosem. Uciszył ją natychmiast wbijając miecz między oczy. Nie była to łatwa rzecz, by tego dokonać przez dobrze chroniona głowę upirów grubą warstwą kości. A kiedy zostało to dokonane, alkonost upadł bez życia, a z ciała zaczęła wydobywać się brudna, śmierdząca krew. Zane został szybko zaatakowany przez dwa inne demony. Jeden z nich dotkliwe drasnął go w plecy, pozostawiając po sobie cztery szramy, z których zaczęły szybko spływać krew. Mężczyzna syknął tylko na to, zagryzł wargę i walczył tak samo jak wcześniej. Rany nie zaburzyły jego rytmu. 

Za to zaburzyły rytm Lloyda, który dostrzegając to, przez drobny ułamek sekundy, spuścił z oczu upiry i przekierował na swojego starszego kolegę zmartwiony wzrok. Chciał pobiec od razu do niego, ale zaniechał ten pomysł, gdy alkonost rzucił się na niego z ostrymi zębami, przewracając go tym samym na ziemie. Odpychał ją, gdy ta próbowała ugryźć go w szyję, by poczuć smakowitą, młoda krew na swoim długim, niczym u jaszczurki, języku. 

-Nareszcie... - westchnęła z błogością, gdy jej twarz znalazła się niesamowicie blisko twarzy blondyna. Odległość były tak mała, że był w stanie bardzo dobrze wyczuć odrażający zapach, wydobywający się z jej ust i zobaczyć jak jej zęby są zaostrzone. W jej oczach widziało się tylko głód krwi i szaleństwo. Nie pozostało tam nic z człowieka, a przecież nim była w połowie z wyglądu - I to jeszcze najlepszy kąsek...

Nagle potwór zaskrzeczał głośno i odwrócił się w prawo, ciągle dociskając chłopaka do ziemi. Lloyd nie za wiele widział z tej perspektywy, ale za to doskonale usłyszał, jak Zane do niego krzyczy:

-Skup się, Lloyd!

Szybko oswobodził się z objęć stwora, a w następnej sekundzie, gdzie demon spojrzał na niego, zaatakował ją mieczem, przecinając skórę długą wstęgą. Głowa od siły ataku aż się odchyliła i został widoczny ślad, ale nic po za tym się nie wydarzyło. To było za słabe, by przebić łepetynę dziewczyny, ale wystarczające, by zdobyć czas na wstanie na równe nogi i zdobycie się na następny cios.

Morro od razu zauważył, że w działaniach młodego Garmadona brakuje doświadczenia i elastyczności. Działał bardzo metodyczne i według schematów, jakie wykuł z ksiąg. Nie wyzbył się jeszcze strachu przed przerażającymi demonami, a stanięcie przed nimi wywoływało w nim odrazę i chęć odsunięcia się. Miał na to czas, by nauczyć się wszystkiego. A kto wie, może pod czujnym okiem Zane'a wyrósłby kolejny świetny wojownik pokroju Cole'a. 

Morro pozostawi to do gdybania innym, ponieważ w ich planie jest odebranie im takiej możliwości. 

Lloyd wiedział, że brakuje mu doświadczenia, ale to nie było tak, że nigdy nie miał przyjemności do zawalczenia z upirami. Wujek Wu bardzo kładł nacisk, aby podczas jego zaawansowanego szkolenia miał sposobność do walki z każdym demonem, każdego rodzaju. Było to złudne, by ich wszystkich odhaczyć, a koniec tego zadania wcale nie dawał mu końca mordęg. Przecież był jeszcze ojciec, który wymyślał mu inne równie trudne zadania, co jego brat. Chcieli zbudować sobie wojownika podobnego do siebie. Chwalebnego i doskonałego w każdym aspekcie, nie znającym strachu przed niczym. 

A prawda była, że był wysoce wrażliwy na widok cierpienia ludzi. Od razu wyrywał się, chcąc im pomóc i martwiąc się o ich stan. Zane był kimś w rodzaju starszego brata, a może i prawie rodzica. Znacznie lepszego od jego prawdziwych. Dlatego na jego cichy ból, zareagował natychmiast. 

Po prostu... Najbardziej w takich chwilach nienawidzi swojej przynależności do arystokracji i tego, że wymaga się od niego nie wiadomo co od najmłodszych lat, a jedyne co on chce najbardziej na świecie to mieć możliwości pomagania innym poprzez leczenie ich. 

Zamiast tego wraz z Jay'em pokonuje następnego upira, wchodząc na niego i odcinając mu szyję. Zeskakuje w następnej sekundzie i doskakuje do kolejnego, by odciągnąć go od Lloyda, który w tym czasie przebija raz po raz głowę alkonosta, wiercącą się w każdą stronę. Nie było to łatwe zadanie i odebrało mu większość sił. Szybko odparowuje ciosy następnych dwóch, które rzuciły się na niego z pazurami. Zostało ich cztery, cztery wiły i Obcujący. 

Jay to dopiero miał dziwny styl walki. Bardzo wymieszany i często zadawał ciosy, które ni jak miały prawa przynieść odpowiedni skutek. Musiał od nowa wszystko przypomnieć z szkoleń na łowcę, które miał z paręnaście lat temu. Od tego czasu jego wiedza zatarła się lub została zepchnięta w kąt na rzecz tej o najemnictwie. Za czasów bycia łowcem nie był tak wybitny jak Cole, a do Zane nawet nie byłoby co się porównywać. Może powyżej przeciętnej był. Nie miał okazji też powalczyć z alkonostami. Czasami zapominał, że ma dotyczenia z nimi i z automatu celował tak do nich, jakby byli ludźmi. Zadał jednej z nich parę pchnięć sztyletem w tors, będącymi owszem śmiertelnymi dla człowieka, ale dla tego stwora jak ten były to śmiechu warte. Nawet zaśmiała się po tym, gdy krew powoli wypływała jej z cielska i uderzyła go tak skrzydłem, że pociemniało mu przed oczami na krótki moment. Odsunął się natychmiast w tył, gdzie czekał na niego inny upir. Oba przejęli je jego towarzysze, dając mu chwilę na otrząśnięcie się.

Kiedy z powrotem otworzył swe oczy przed sobą miał Morro.

Uśmiechał się. 

Tak po prostu. Życzliwie. Miło. Niezbyt szeroko.

Z rękoma za plecami.

Patrzyli sobie wprost w tęczówki.

Wokół nich trwało prawdziwe zamieszanie i chaos. Wniosły się krzyki Zane'a i Lloyda. Alkonosty świergotały krzykliwie z oburzeniem.

Znajdowali się daleko od wody, co prawda były to może dwa metry dalej. Nieduża odległość, ale jednocześnie tak duża, że nic nie dało się z tym faktem zrobić.

A potem nagle uśmiech poszerzył się w mgnieniu oka, psychoza pojawiła się w martwych pustych oczach, przerażający tym tak bardzo Jay'a, że znieruchomiał pół kroku ku wodzie. To wszystko nie trwało długo, oprócz rozciągniętych od ucha do ucha warg. Wtedy według Walkera świat zwolnił, a on zatrzymał się całkowicie wpatrzony w ten wyraz twarzy.

A to nie świat zwolnił. 

To atak paniki go zatrzymał. 

Nieuchronne widmo śmierci spowodowało paradoksalne, że Jay nie był w stanie zawalczyć o siebie. 

To było tak szybkie, że nikt nie miał jak zareagować zbyt pochłonięty walką o swoje życie. Każdy miał na głowie inne kłopoty, choć doskonale wiedzieli, że na planszy pojawił się nowy przeciwnik. Najgorszy z nich wszystkich. 

I wygłodniały zemstą.

-Jak ty to wtedy powiedziałeś?

Jay ocknął się, choć nadal szumiało mu w uszach.

Każdy z nich chwycił za broń. 

Najemnik za wcześniej przygotowany bukłak z wodą, przymocowany do pasa. 

Morro uniósł dłoń. Wiatr był mu posłuszny. Musiał go tylko przywołać.

Obaj w tym samym czasie rzucili się do ataku, ale duch był o wiele szybszy i o wiele lepszy od Jay'a. Miał na to wieki, by udoskonalić swoje techniki. Miał jednego z lepszych nauczycieli. Sam Wu był jego nauczycielem.

-Żryj to, poczwaro - zaśmiał się krótko.

To te same słowa, które wypowiedział Jay do Morro przed tym jak go zaatakował. Wtedy wycelował w jego oko. Wepchnął sztylet aż prawie po samą rękojeść. 

Mokosz mniej mnie w opiece. 

Bo już wie co nastąpi zaraz.

Dokona się zemsta.

I rozlegnie się krzyk.

Tak jak teraz.




Kącik ciekawostkowy:

Pamiętajcie zawsze robić notatki do swoich opowiadań, bo ja zapomniałam ile towarzyszy wił Morro i musiałam szukać po rozdziałach XD


Zapomniałam wspomnieć, że rozdział temu wybiło nam 60 rozdział. Ach, pamiętam jak planowałam skończyć tą książkę na 60 rozdziałach, a tu proszę zbliżam się powoli, powoli do końca za to. Dłuży mi się niemiłosierni, naprawdę. Chcę to skończyć i lecieć do innych pomysłów, a fakt, że druga część ma być bardziej rozbudowana i skomplikowana to odechciewa mi się, bo czuję, że zabrałam się za piasek. Rozsypuje mi się w rękach, gdy próbuje go skleić. Zbyt rozbudowany świat. 

Musiałam zakończyć tak ten rozdział, bo tak mi bardzo pasowało to co napisałam, że aż prosiło się samo bym tu zakończyła, choć nie osiągnęłam mim słów, ale w niedzielę nie skończę tego, bo mnie nie ma w domu, a w pon mam egzamin zawodowy. Ale jestem dobrej myśli, bo podoba mi się zakończenie.

Największą ciekawostką dla was będzie to, że idę z moim kumplem na mszę trydencką 1h drogi ode mnie z własnej woli XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro