Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ ռɨɛֆքօɖʐɨɛաǟռʏʍ քօƈǟłʊռӄʊ .◦°˚°◦✬꧂☆

-Lloyd gdzie mnie tak ciągniesz? - pyta Kai, kiedy to młodszy chwycił go za rękę i zaczął kierować w jakieś korytarze, gdzie tylko służba się przewijała. Blondyn nic nie odpowiedział toteż Kai ponownie ponowił pytanie już bardziej zniecierpliwiony - Halo, Lloyd słyszysz?

-Czekaj - odpowiada tylko krótko nawet na niego nie patrząc. 

Szatyn widzi, że jest zdenerwowany, a przez to on sam zaczyna czuć się tak samo. Niewiedza nie pomaga mu w niczym, bo nie wie co się dzieje i dlaczego jego przyjaciel wyciągnął go z parkietu, kiedy ledwo skończył się utwór. 

W końcu przystają w jasnym korytarzu wyłożonym długim beżowym dywanem obok uchylonych drzwi, do których nie wchodzą. Na ścianach są powieszone portrety najprawdopodobniej mieszkańców dworku, w którym się znajdują. Z oddali słychać muzykę, ale nie widać nikogo oprócz nich samych. 

-Nie spoufalaj się tak z Colem - oznajmia na wstępnie bez żadnego owijania bawełnę.

Opiera się o ścianę, między drzwiami a stolikiem, na którym stoi wazon z kwiatami i zakłada ręce na piersi, bezpośrednio patrząc na Kai'a poważnym wyrazem twarzy. 

-Lloyd nie podejrzewałbym ciebie o zazdrość - rzuca rozbawiony, choć jest to tylko zasłona, którą od razu zauważa blondyn. 

-Kai - wymawia jego imię niczym ostrzeżeni nim zacznie mówić dalej - Bądź poważny w tym momencie 

-Przepraszam - wzdycha - Po prostu, gdy jestem zdenerwowany to często żartuję 

-Przecież wiem - mówi już spokojniej, a jego twarz łagodnieje - Nawet, gdy nie jesteś zdenerwowany to i tak rzucasz tymi swoimi żałosnymi żartami 

-Takie żałosne, a śmiejesz się z nich - prycha urażony. 

-Wracając...Nie spoufalaj się tak z Cole'em. Miej go na dystans 

-Ciężko jest go czasami ignorować, zwłaszcza gdy mówi te obraźliwe rzeczy w naszym kierunku - przyznaję z niechęcią - Nie chcę, abyśmy się pozabijali na tej misji, więc staram się to poniekąd naprawić. Od samego początku nie pokazałem się od tej lepszej strony 

-Dobra rozumiem cię, ale jeśli się zaprzyjaźnicie, a on dostanie się do archiwów -

-Wiem co się stanie - przerywa mu chłodnym głosem - Dobrze wiem, ale nic tam nie znajdzie, a ja tylko chcę mieć z nim relacje neutralne. Nie chcę mu się przecież wpakować do łóżka - przewraca oczami. Widzi jak Lloyd po tych słowach zrobił niedowierzającą minę - Co tak na mnie patrzysz? 

-Lubisz takich 

-Jakich? - parska.

-Niedostępnych - prycha - Są dla ciebie wyzwaniem i miłą odmianą

-Jesteś okropny - prycha krótkim śmiechem, kręcąc głową z niedowierzania. Na jego ustach błąka się nikły uśmiech. 

Nagle słyszą trzaśnięcie drzwiami i kroki dwójki osób. Drzwi obok nich nadal pozostają uchylone tak samo jak wcześniej. Ktoś jest w środku pomieszczenia i musiał tam wejść innym przejściem. 

-Myślisz, że organizowanie przyjęcia, kiedy mamy tak napiętą sytuację to dobry pomysł? - słyszą męski głos, bardziej delikatniejszy.

-A co ja mam się chować po kątach i bać się ich! - fuknął drugi, głęboki głos - Niech wiedzą, że u nas jest świetnie!

Kai pokazuje mu machnięciem ręki, aby się wycofali. Zaczynają powoli cofać się krok po kroku.

-A słyszałeś o tym, że ktoś ukradł im kartkę z welesowej księgi? - pyta pierwszy.

-Co za głupia plotka - prycha wyniośle, przy dźwiękach szurania i stukania. Najprawdopodobniej czegoś szuka - Przecież mają tam takie same zabezpieczenia jak przy zwojach. Byłoby to niemożliwe, gdyby tak się stało. Nikt nie jest aż tak potężny i lekkomyślny, by rwać się na takie coś - szuranie ustępuje na rzecz ciszy.

Kai i Lloyd zamierają na tą wiadomość w pół ruchu z tą samą myślą: to musi być ta sama osoba, którą szukają. Powolnym krokiem zbliżają się bardziej do drzwi, by nie uronić choćby słówka. Garmadon opiera się o ścianę, a jego przyjaciel zwisa tuż nad nim. Obydwoje mają skierowane głowy w stronę szpary i widzą tam dwójkę mężczyzn. Jeden z nich jest właścicielem dworku, a drugi to mężczyzna w podobnym wieku co pierwszy o kruchej posturze. Ten pierwszy stoi przed lustrem i przymierza srebrną broszkę, która wędruje po całej jego prawej piersi, ponieważ jej właściciel nie może się zdecydować gdzie ją zawiesić.

-A w ogóle skąd o tym wiesz? - dodaje zaraz. 

-Moja siostra...- zaczyna z wolna - Moja siostra pracuje tam jako szeptucha i opiekuje się strażnikami, którzy byli tego dnia na warcie. Każdy z nich stracił wzrok - urywa, zbyt wstrząśnięty własnymi słowami.

-Co to znaczy, że stracili wzrok? - dopytuje, robiąc kilka kroków po posadzce - W jaki sposób?

-No... - mówi niepewnie - To wygląda jakby ktoś, a raczej coś rzuciło się na nich z pazurami i rozszarpało im oczy. Jeden z nich tak zwariował, że krzyczał, aby mu ponownie nie kazali tam pracować. Dlatego moja siostra dowiedziała się o kradzieży, bo gadał o tym w amoku...

-Ciekawe co zrobi złodziej, gdy dowie się, że ta kartka to zwykły falsyfikat! - kpi - Zawsze mówiłem, że tak ważna rzecz powinna być chroniona gdzieś indziej. Na przykład w stolicy, a nie w takiej dziurze jak Hrubieszów 

-Może dlatego to było dobre miejsce na schowanie? - informuje - Bo nikt nie spodziewa się czegoś takiego 

-Lucjan, módl się do bogów, abym to miał rację i ta kartka była zwykłą podróbą, a plotka była plotką - oznajmia chłodno - Jeśli to będzie prawdą to niczego nam to nie wróży. Każda dedukowana osoba ma świadomość, co jest zapisane w tej kartce

-Wiem

-Dlatego zachowaj dla siebie to co ci powiedziała siostra - poleca stanowczo. 

-Ta broszka w ogóle mi nie pasuje! - rzuca zaraz poirytowany - Gdzieś miałem lepszą...

Kai oraz Lloyd, widząc, że mężczyzna zbliża się do nich, chcą się ewakuować. Niestety obaj zapomnieli o stojącym wazonie na stoliku, który pod wpływem ich ruchów przechylił się w stronę przepaści natychmiastowo rozsypując się na drobny szklany mak. W następnej sekundę, w której zdążają popatrzeć na siebie spanikowani, słyszą jak szybkimi krokami któryś z mężczyzn podchodzi do nich, a oni nie mają czasu, gdzie się ukryć. Już wiedzą, że zostaną zdemaskowani za podsłuchiwanie, a raczej to nie skończy się za dobrze. Szczerze to nie wiedzą jak w ogóle to się skończy.

Kai postanawia wykonać pierwszy lepszy pomysł jaki pojawił się w jego głowie i który ma faktycznie szansę na powodzenie. Okoliczności do tego były doskonałą wymówką, ale nie były dobre, by pomyśleć o samym Lloydzie. 

Kładzie swoje dłonie na policzkach młodszego i zbliża się do niego jak najbardziej się da, przyciskając go do ściany. Ten nie zdąża zareagować kiedy to Kai łączy ich usta, bo w tym samym momencie drzwi otwierają się szeroko i pojawia się w nich właściciel dworku.

Żaden z nich nie wie jaką ma minę. Nie odrywają się od siebie, Lloyd bardziej z zaskoczenia, ale próbuje odwzajemnić pocałunek, by wyszło jak najbardziej prawdziwe z perspektywy tego mężczyzny. Zrozumiał, co chciał osiągnąć Kai, ale mimo wszystko jest zwyczajnie w szoku i nie wie co zrobić z dłońmi. To jego de facto drugi pocałunek w życiu. 

O ironio, ten pierwszy też był z Kai'em.

-O bogowie, chłopaki! - wzdycha męczeńsko - Przestraszyliście mnie!

-Hm? - odrywa się szatyn jako pierwszy i spod zmarszczonych brwi spogląda na rozmówcę. Idealnie odgrywa swoją rolę - A sorry czy coś - odrywa się z niechęcią do blondyna, który odwrócił głowę w lewo, byleby mężczyzna nie widział jego twarzy, która z pewnością jest cała czerwona. 

-Macie kurwa pokój do takich rzeczy tuż za rogiem! - z irytacją wymachał ręką w tamtym kierunku - Specjalnie o to zadbałem, aby mi się ludzie nie ruchali po kątach! 

-A przepraszamy - odzywa się bez skruchy szatyn - Ale wiesz jak to jest jak cię poniesie - uśmiecha się lubieżnie. 

-Ugh... - łapie się za nasadę czoła - Idźcie mi już sprzed nosa - zamyka z hukiem drzwi i zostawia ich samych. Za drzwi słychać jeszcze przytłumione głosy, ale nie są one wyraźne, a zaraz i tak znikają.

-Cholera Lloyd ja - zaczyna spanikowany Kai.

-Nieważne - mówi przymykając oczy - Naprawdę nieważne - otwiera je ponowie, a jego głos brzmi spokojnie i jednocześnie tak smutno. Jego policzki nadal płoną żywym ogniem, a on nie patrzy na Kai'a zbyt zawstydzony. Jednak pocałunki znaczą więcej dla niego niż dla drugiego, który robił to niezliczone ilości razy z wieloma osobami. 

-Lloyd, przepraszam cię - mówi załamanym głosem - Zwyczajnie spanikowałem i -

-Kai czemu ty się tak przejmujesz? - przechyla głowę w jego kierunku, ale jego wzrok omija te brązowe oczy - Przecież już się kiedyś całowaliśmy

-Ale to było za twoją zgodą i aby zobaczyć czy też lubisz facetów, a teraz mam wrażenie, że przekroczyłem twoją granicę

-Jak mówię, że nieważne to nieważne! - rzuca nieco ostrzej niż, by chciał. 

Nie zraża to Kai'a. Teraz ma pewność, że jednak jest to ważne dla przyjaciela i będzie tak długo drążył aż mu w końcu powie. Nie chce, by ten dusił w sobie coś. Od tego właśnie jest, by mu pomóc i wysłuchać. 

-Nie ruszać się - do ich rozmowy dołącza kolejny głos, ale nie jest to żaden z wcześniejszej dwójki. Ma inną barwę i jest bardziej stanowczy - Obrócić się do mnie powoli 


☆꧁✬◦°˚°◦. .◦°˚°◦✬꧂☆


Chwilę wcześniej

Zane stał koło bufetu z kieliszkiem białego wina, który pił skwapliwie. Rozglądał się po tłumie osób, schodzących z parkietu po grupowym tańcu, jakim była Belgijka. Wśród tańczących widział Cole, Kai'a i Jay'a. 

Powiedzieć, że się zdziwił, gdy zobaczył Cole'a i Kai'a razem tańczących i nie chcących się pomordować to powiedzieć nic. Nie spodziewał się tego, a zazwyczaj przewidywał wszystko.

Lloyda zaś widział po drugiej stronie sali, starającego się unikać wszelkie interakcje społeczne. Poniekąd sama Belgijka go uratowała, bo większość wtedy wyszła zatańczyć. On nie miał za bardzo ochoty i wolał rozglądać się za Fatimą.

-A ty czemu nie tańczyłeś? - zagadnął go kobiecy głos. 

Kobieta idealnie pasowała to opisu podanego przez Kai'a i Lloyda. Jej srebrząca suknia błyszczała, kiedy chwyciła z stołu kieliszek z czerwonym winem, a następnie podeszła jeszcze bliżej do mężczyzny, uśmiechając się tajemniczo. Zane nie miał wątpliwości, że jest to ta kobieta, którą szukali. 

-Tańczę jedynie z kobietą, którą kocham - oznajmił bez zbędnych emocji. 

-Uu romantyk się znalazł - skwitowała - Myślę, że nie miałaby nic przeciwko jeśli byś zatańczył. Przecież to nie zdrada 

-Jest jedną z lepszych tancerek jakie znam. Po co mi inne?

-Każdy tak mówi o osobie, którą kocha, że jest najlepszą osobą pod słońcem 

-Nieprawda - zaprzecza, prychając - Moja żona fatalnie gotuje i to ja muszę siedzieć w kuchni, abyśmy nie pomarli z głodu 

-To ciekawe jak sobie radzi teraz bez ciebie - śmieje się krótko. 

-Oczywiście, że jak zawsze doskonale - odpowiada dumnie - Tylko niech nie zbliża się do kuchni to wszystko będzie w porządku 

Fatima przykłada kieliszek do ust i pije całą zawartość na raz. Następnie odkłada go na bufet.

-Zabierzesz nas w końcu do Hrubieszowa? - spytał, nie spuszczając z niej oka. 

-Można byłoby - mówi wymijająco - Ale wiesz mam tam dwójkę przyjaciół - spogląda w jego błękitne oczy. Jest niewzruszona, ale Zane widząc jej wzrok pełen niepokoju, pozwala jej mówić dalej. Przeczucie mu mówi, że nie jest to tylko zwykle zapychająca gadka - Jedna to dziewczyna o fiołkowych oczach. Bardzo ładna. Drugi to ponurak o zimnych dłoniach i nieprzyjemnym sposobie życia 

-Ciekawe...Opowiesz coś więcej o nich. Wydają się interesujący 

Fatima uśmiecha się delikatnie, wyglądając na zadowoloną z faktu, że zrozumiał treść jej wiadomości. 

-Mój przyjaciel został w Hrubieszowie coś po załatwić, zaś przyjaciółka jest wśród nas - niedbałym ruchem wskazuje w niewiadomym kierunku. Zane podąża za tym, ale pośród tłumu nie widzi nikogo niepokojącego. Lloyd i Kai zniknęli mu z pola widzenia, a Cole i Jay przechadzając się między stolikami, rozglądając się wokół - Może ją spotkałeś już?

-Na pewno nie. Wspominałaby o tobie 

-Jest raczej dosyć skryta, ale musisz wiedzieć też o przyjacielu moich przyjaciół - ponownie patrzy na jej piękną twarz, która teraz staje się bardziej poważniejsza i zaniepokojona - Nie poznałam go, ale widziałam ją ukradkiem. Całkowicie przypadkowo

Urywa. Następuje napięta ciszy pomiędzy nimi. Orkiestra gra w tle powolną, spokojną melodię. 

-Co powiesz mi o tym przyjacielu? - dopytuje, gdy cisza się przeciąga. 

-Uważaj na nią najbardziej 

Mija chwila nim ktokolwiek z nich się odzywa. Zane wertuje uzyskane informacje jakie uzyskał od kobiety i jest pewny, że jest to swego rodzaju ostrzeżenie przed wrogami, jacy czyhają na nich. Wychodzi na to, że współpracuje z tą trójką, ale nie jest z nimi. Próbuje im pomóc, a skoro nie powiedziała całości tylko użyła gadki o przyjaciołach to, by znaczyło, że ktoś od nich jest tutaj. Czy ma to związek z tym, że wcześniej był obserwowany? Najprawdopodobniej. 

-Ciekawi się wydają twoi przyjaciele - odpowiada bez nerwów - Dziękuje, że mi o tym powiedziałaś - uśmiecha się delikatnie w jej stronę. 

-Ot co - rzuca niewzruszona i ponownie nakłada kamienną maskę - Zwykła gadka szmatka 

Na sali rozgrywają się przerażone krzyki. Muzyka zatrzymuje się, a tańczący zamierają na parkiecie. Niektórzy próbują uciec to wyjścia, ale jest to bez szans. Zostały wszystkie poblokowane. Nastaje panika, kiedy zjawiają się najemnicy i obsadzają każde wyjścia i zaganiają ludzi na środek sali. Ich czarne stroje wyróżniają się na tle kolorowych. Krzyczą polecenia do swoich oraz rozkazują zachowanie spokoju i nie ruszanie się z miejsca.

-Cholera - skrzywiła się Fatima - Nie sądziłam, że będą tak szybko. Myślałam, że mam jeszcze trochę czasu 

-Jak rozumiem to twoja sprawka? - unosi brew ku górze Zane. 

-To skomplikowane, ale choć jak będziesz ze mną to dadzą ci spokój - chwyta go za rękę i ciągnie w stronę jednych z wyjść.

Wyjście to arkadia z czyhającym już tam najemnikiem, który podchodzi do nich agresywnie z uniesioną dłonią. Jest niski i ma ciemne oczy. To jedyne cechy charakterystyczne.

-Macie zawrócić. Nie ma wyjścia do póki nie znajdziemy rodzinę Mikołajczyków - informuje ich bardziej damski głos.

-Mnie macie przepuścić zgodnie z umową - oznajmia stanowczo Fatima - Jestem tą, która dała wam cynka o tym. Jestem Fatima La Zarra Hafdi i macie przepuścić mnie i mojego towarzysza 

-A to ty - gaśnie jego postawa - Mówili nam o tobie. Nie wolisz poczekać tam, aby nie było, że jakiś cudem uciekłaś? Wiesz, żeby nie wiedzieli, że z nami współpracowałaś

-Nie obchodzi mnie to - fuka - Muszę znaleźć jeszcze czterech innych chłopaków w tym rozgardiaszu. Nie mielibyście być później przypadkiem? 

-Nie ja tu dowodzę - wzrusza ramionami.

-Dobra poradzimy sobie - cmoka - Dzięki 

Mijają najemnika i przechodzą przez drzwi, gdzie nie widzą już nikogo innego. Tylko pusty korytarz z dekoracjami. Światło jest tutaj nie wielkie. Fatima znajduje się z przodu i prowadzi Zane wzdłuż korytarzu. 

-Byli po drugiej stronie sali blisko głównego wyjścia, nie? - spytała. 

-Tam widziałem i ja ich ostatnim razem 

-Lepiej ich znajdźmy, bo wtedy będziemy mogli pomarzyć o dostaniu się do Hrubieszowa w trybie natychmiastowym 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro