Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ ӄօƈɦǟռɨʊ ֆɨę աʐǟʝɛʍռɨɛ +18 .◦°˚°◦✬꧂☆

Ich droga była ciągle taka sama. Mijali podobne do siebie, równinne krajobrazy, gdzie na horyzoncie widniały góry, udekorowane u podnóża wysokimi sosnami. Pogoda była niczym pod psem: szara i mokra. Dało się odczuć, że lato odeszła już na wiele miesięcy, a jesień zagościła pomiędzy nimi. Wrzesień minął, a po nim nastąpił zgodnie z chronologią październik, przynoszący nową paletę barw na liściach. Te zaś powoli spadały na ziemię, powodując, że ten świat stawał się mniej ponury.

Żeby urozmaicić sobie drogę zajmowali się sobą i to dosłownie ujmując. Badali własne granice i wpadali w fascynację drugą osobą. Czekali tylko na jakiś ustronne miejsce. Nie musieli o tym rozmawiać. Zwyczajnie obaj nie zamierzali migadalić się na środku niczego. Kai wbrew pozorom ma na tyle przyzwoitości, a Cole nie jest na tyle odważny. Ciągle na samą myśl o seksie z szatynem czuje zdenerwowanie, jak i ekscytację. Te dwa uczucia towarzyszą mu za każdym razem, gdy jego towarzysz zbliża się do niego i sunie coraz odważniej dłońmi po jego rozgrzanej skórze. Nigdy przecież czegoś takiego nie robił z drugim mężczyzną, więc starał siebie uspokoić, że to normalne, że odczuwa stres. Coraz silniej odczuwał również potrzebę porozmawiania z Kai'em. Bardzo chciał poruszyć ten temat, ale ciężko było mu  ustanowić myśli na właściwy tor zwłaszcza, gdy Kai niczym kocur z błyskiem w oku zbliżał się do niego, dobrze wiedząc, że ten nigdzie nie ucieknie.

Zanim Kai wyjaśnił swoje podejrzenia o Harumi, najpierw wyszli z schowka, nie chcąc ponownie zostać przyłapanymi. Kolejna taka wymówka mogła nie zostać tak łatwo przyjęta. Wtedy mieli dużo szczęścia, jak to bywało u nich. Kai zawsze wtedy mówił, że rozumie dlaczego Cole ma tyle szczęścia, skoro mają go tylko głupcy, ale nie rozumie dlaczego on ma aż tyle go. Nie trzeba mówić, że zawsze po takich tekstach obrywało mu się. 

Wyjechali kawałek dalej od miasta, wychodząc z restauracji nie zauważyli owej dziewczyny, z którą rozmawiał Kai. Rozpłynęła się w powietrzu. 

-Pamiętasz jak wyglądała ta dziewczyna, która nas ostrzegła, aby nie kierować się na rynek?  - zapytał szatyn, głaszcząc ich konia po grzebie, gdy ten jadł sobie spokojnie trawę Ta w Szczygle?

Brunet sięga pamięcią do tamtych wydarzeń. Wszystko zapamiętał z najmniejszych szczegółem, co było bardziej przekleństwem niż pomocnym darem, bo dobrze wie, że ta sytuacja będzie go nawiedzać przez wiele, wiele lat, dopóki się z nią nie upora. Chciałby powiedzieć, że czas goi rany, ale miał wrażenie, że to byłe czcze gadanie, by dać nadzieję drugiej osobie. On nadal nie uporał się z śmiercią rodziców, która minęła już osiem lat temu. Nadal czuje równie mocno co wtedy tą samą niesprawiedliwość i gniew. Czas jedynie pomógł mu zapanować nad emocjami. 

-Blondynka, nie?

-Tak, jak i ta dziewczyna - odparł, przestając głaskać konia, który odszedł kawałek dalej dla lepszej trawy. Trudno było stwierdzić czy zaakceptował ich jako nowych właścicieli. On po prostu był posłuszny dopóki miał jedzenie w nadmiarze. Musieli mu od czasu do czasu dawać różne przysmaki, by ten ruszył się z miejsca. To nie była głupia kobyła, a złośliwe draństwo o pojemnym żołądku - Kiedy byliśmy w Szczygle i wtedy powiedziała nam o tym rynku... - robi głęboki wdech. Dla niego również jest to ciężkie. W tej kwestii obaj są tacy sami. Może tego nie widać po Kai'u, bo nie chce tego pokazywać, ani sytuacji na to nie pozwala, ale cierpi bardzo - Miałem wrażenie, że skądś ją znam. Nasiliło się to wtedy, gdy zobaczyłem ją tutaj i to jak zachowywała się dziwnie

-Nie wpasowała się w standardy tego miejsca? - dopytał.

-O nie sądziłem, że zauważysz - zdziwił się.

-Wiesz, jak już szwendamy się po tym regionie trochę czasu to można zauważyć pewne normy. Jak to na przykład, że ludzie nigdy nie poruszają się tutaj samotnie i ubierają się skromnie

-Tak to wynika z ich wiara, że w ten sposób zapewniają sobie większe bezpieczeństwo. Nie chcą też umierać samotnie, gdy coś ich zaatakuje - wyjaśnił -  Dziwię się, że nie wysłali cię w te regiony skoro jesteś taki dobry. Na pewno byś wykosił połowę zmor - parsknął śmiechem.

-Rzadko mówisz mi pochlebstwa - śmieje się krótko - Miło z twojej strony

-Jak to rzadko? - nierozumienie pojawia się na jego twarzy. Marszczy uroczo czoło i w ten sam sposób uśmiecha się, zbliżając się do niego - Przecież ciągle ci mówię jaki ładny jesteś, jaki piękny masz śmiech i jak rozkosznie się denerwujesz - przejeżdża palcami po jego ramieniu, zamyślając się na chwilę. 

Błądzi myślami w znanym kierunku dla Cole'a, bo dobrze już poznał ten wzrok, wyrażający obietnicę na coś więcej niż tylko pocałunki i czułe słówka. Jego wyobraźnia również zaczyna podsuwać mu ciekawe obrazy, a niewygasłe pożądanie po sytuacji w schowku daje ponownie o sobie znać. Robi się nieznośnie ciasno. 

-Ale no dobrze - Kai powraca na swoje miejsce, oddalając się tym samym. Nadal uśmiecha się, ale ten uśmiech nie ma w sobie dwuznaczności. Sam on poważnieje, wiedząc, że nie ma czasu na takie zabawy. Owszem znajdzie się na to chwila, a nawet i dłuższa, ale teraz powinni się skupić na zadaniu. Cole też to wie, ale mimo to wzdycha stęskniony - Mogę mówić ci częściej komplementy

-Więc dlaczego nie wysłali cię w te regiony, co? - kontynuuje zaczęty temat. 

-Stolica oraz ważne punkty handlowe zawsze muszą mieć najlepszą ochronę - odpowiada spokojnie - Choć Prudnik do nich należy, ja sam się nie rozdwoję. Sam też wolałem trzymać się Vienawy i okolic niż zapuszczać się w tą dzicz. Teraz jeszcze bardziej odpycha mnie od tego 

-Ja również chciałbym, aby moja noga nigdy tutaj nie powstała, ale najemników najbardziej rozrzuca się po całym kraju. Mamy zadania wszędzie, a mimo to i tak często dostaje misję tutaj. Nawet nauczyłem już się gwary, by było mi łatwiej - prycha. Cisnie mu się jeszcze na język, że mimo to, że nierzadko tutaj jest to nie zauważył rosnącej potęgi Zaskrońców, ale postanawia zachować to dla siebie. Obwinianie samego siebie woli robić bez świadków - Dlatego łatwiej mi rozpoznać kto nie jest stąd. Bardzo się wyróżnia, a ta dziewczyna z restauracji nie dość, że przyszła sama to jeszcze miała mocny makijaż, zdobne okulary na nosie, a we włosach spinki z srebra. Łatwo też się z nią nawiązało kontakt. Jedyne co świadczyło, że mogła być stąd było mocny akcent, ale mową posługiwała się oficjalną 

-A jakie miała oczy? 

Niezbyt jej się przyglądał. Szczerze to bardzo starał się nie patrzeć na nią, by nie rzucić się jej do gardła, a następnie do gardła szatyna za flirtowanie z laskami obok niego. 

-Trudno mi stwierdzić, bo jej szkiełka okularów były pomarańczowe przez co kolor jej oczu wpadał w brąz. Nie udało mi się zobaczyć jej prawdziwej barwy

-Ta dziewczyna z Szczygła miała fioletowe oczy, czyli bardzo prawdopodobne, że mogła pochodzić z Letuvi. Tam to zawsze mają tak intensywne i nietypowe barwy

-Pewnie tak... - urywa, pogrążając się w myślach. 

Znał pewną dziewczynę, będącą najemnikiem i która wpadła konflikt z prawem, a Lloyd zdemaskował ją. Nosiła pseudonim Cisza, ale nie mógł przypomnieć sobie jej imienia. Przyjaźniła się z Lloydem parę lat temu zanim on stał się jego przyjacielem. Sama była starsza od niego. Wie, że jej incydent z zamieszkami na zachodniej granicy odbił się szerokim echem u najemników i łowców dla, których był to powód, by ograniczyć im prawa. Ciężko było później opanować sytuację. Sam Garmadon interweniował ratując ją przed zdemaskowaniem, co z kolei nie spodobało się jego bratu. Było wtedy naprawdę gorąco, a sama Cisza uciekła i nie znaleziono ją do dziś. Ojciec Lloyda wydał dekret, by znaleźć ją za wszelką cenę, by wtrącić ją do więzienia. Musiał wydać to oświadczenie, by uspokoić nieco sytuację. 

Lloyd opowiadał o niej niechętnie. Było to dla niego ciężkie, bo skazał własną przyjaciółkę na śmierć oraz hańbę. Nikt nie wie jak wygląda oprócz niego, ale pewnie po tylu latach zmieniła się. Z szczątkowych informacji dowiedział się, że pochodziła z Letuvi 

- W porządku? - pyta zatroskanym głosem Cole.

-Tak. Po prostu zwyczajnie się zamyśliłem

-A to dobre zamyślenie?

-Chyba... Ja zastanawiałem się czy kogoś nie znałem z Letuvi, ale to i tak będzie nic pewnego. Wiesz my najemnicy niewiele mówimy o sobie, a to co już powiemy zazwyczaj jest kłamstwem

-Tia... Wiem - zasępił się.

-Ej, ale słowa, która mówię tobie są szczere - posyła mu pogodny uśmiech na rozluźnienie, co pomaga. Cole uspokaja się, bo przecież Kai niczego nie jest winny. Nie on ustala zasada, a stara się żyć według nich, jak on sam. Pokłada w nim nadzieję, że to co faktycznie mu mówi jest prawdą, a nie jedynie manipulacją czy podstępem. Przecież nikt nie dałby rade tak długo grać. Będzie jeszcze chwila, gdy zapyta go o wiele rzeczy, a jedną z nich będzie dlaczego dołączył do najemników. 

-Więc jaki mamy plan dalej? 

-Zastanawiam się czy nie wystawić jej się i przyłapać ją na gorącym uczynku - rozważa - Nasi nieprzyjaciele pewnie myślą, że mogą nas ustawiać tak jak sobie chcą. Rozstawiają nas po kątach i decydują co się stanie z nami. Fakt, że nas rozdzielili jest druzgoczący. Ona czuje się pewnie tylko wśród ludzi. Wtedy ją zauważyliśmy. Pewnie myśli, że nie domyślamy się niczego. Jest pewna siebie, bo wie, że mimo wszystko to ona jest w lepszym ułożeniu 

-Myślisz, że podstawia nam się dla czystej dla siebie gry? - podsuwa pomysł - Śledzi nas pewnie od początku i pewnie sama. Może dla niej to zabawa, by patrzeć jak jesteśmy tuż obok niej, a nie widzimy tego i za każdym razem okazja do odpowiedzi nam umyka. Sporo rzeczy nie wiemy. Nawet z kim konkretnie walczymy. Możliwe, że to dla niej śmieszne

-Uważasz, że byłaby tak nieostrożna?

-Fakt, że nawiązała z nami kontakt dwa razy bardzo podobna do siebie dziewczyna jest zastanawiający. Im bardziej ta misja będzie trwać, a ona będzie nas śledzić tym bardziej będzie jej się nudzić

-Jak patrzenie na dwóch ładnych mężczyzn, całujących się ze sobą może być nudne? - prycha śmiechem.

-Ja... Udam, że tego nie słyszałem - zbył go.

-Ale musisz usłyszeć to - robi pauzę na krótki śmiech - Czas się zabawić

I wyszczerza zęby.


☆꧁✬◦°˚°◦. .◦°˚°◦✬꧂☆


Kilka godzin później

Wpadają do pokoju, Kai na ślepo zamyka drzwi stopą zbyt zajęty pochłanianiem ust Cole'a. Całują się tak jakby jutra miało nie być, jakby miał być to ich ostatni raz, a przecież to dopiero początek tej wspaniałej przygody. Nastąpił kolejny poziom. 

Poziom, w którym ubrania to zbędny element tego wszystkiego, a ustronność to jedno z ważniejszych miejsc. W końcu je znaleźli i mogli być sami bez otoczenia problemów, które przecież nie znikły, ale w tym małym, ciasnym pomieszczeniu mogli udawać choć na krótki moment, że nie istnieją, że są tylko oni. 

Tak właśnie robili. Liczyli się tylko oni. Chłonęli się wzajemnie, czując, że nie ważne jak blisko siebie się znajdują jest to ciągle nie wystarczające. 

Ubrania przeszkadzały, gdy Kai przyciskał Cole'a do ściany. Drażnił jego krocze kolanem, a całusami uspokajał. Jedynymi dźwiękami jakie słyszeli były długie westchnięcia, pomiędzy szybkimi oddechami a głośnymi pocałunkami. Brunet na każdą pieszczotę mruczał, nie mogąc zachować milczenia. Czuł zażenowanie sobą, ale jeśli było to coś co musiał znieść dla pieszczot... Było warto.

Szatyn nie uważał, by były żenujące. To było słodkie na swój sposób, że ten duży, nieczuły facet rozpada się pod jego dotykiem, prosząc bez słów o więcej. Uśmiechał się na to z satysfakcja na to wszystko, gdy pomyślał o tym, że to właśnie on przełamał jego chłód i posiadł Cole'a nazywając go swoim, bo on był tylko jego. To tak pięknie brzmiało w jego myślach i z pewnością, chce, by powiedzieli sobie to raz jeszcze jak zrobili to przed chwilą. 

Zjeżdzał ustami coraz niżej, zaczynając od podbródka, a kończąc na obojczykach. Cole dawał mu na to dostęp, odchylając głowę na prawo i wzdychając cicho na każdy pozostawiony mokry pocałunek. Syknął krótko dopiero, gdy chłopak niespodziewanie ugryzł go w ramię, a następnie polizał go w to miejsce. Przeniósł się do jego ucha, by szepnąć parę słów, cisnących mu się na język.

-Uwielbiam cię - wymówił niskim głosem, by następnie ponownie go ugryźć w ucho.

-Uwielbiasz mnie czy moje ciało? - wzdycha.

-A czy muszę wybierać? - pyta, lustrując go z góry na dół. Wpatruje się w dzieło sztuki, na którym pozostawił parę czerwonych śladów - Nie mogę uwielbiać dwóch rzeczy na raz...?

Nie doczekuje się odpowiedzi. Natychmiast wbija się w usta swojego kochanka i prosi o dostęp. Ten ochoczo rozchyla je i czuje jak Kai pogłębia ich pocałunek, bo ich języki spotykają się w tańcu. Błądzi rękami w chaotyczny sposób, nie mogąc się zdecydować, gdzie powinien je ulokować na ciele bruneta. Chciałby go dotknąć wszędzie w tym samym czasie. Przejeżdżanie palcami po jego wyrzeźbionym ciele sprawia mu ogrom radości. Nie widział go jeszcze nagim, co było bardzo nie fair. Przecież on stanął pół nagi przed Cole'm, by ten mógł się upewnić, że nie jest żadnym mordercą jego rodziców. Pamięta ten dzień, gdy bezwstydnie i odważnie dotykał go, zafascynowany. Nie da się zapomnieć tego uczucia. Było jak wyładowanie elektryczne, jakby tysiące ładunków przemykało po twoim ciele, nie robiąc ci żadnej większej krzywdy. Jedyna większa szkoda, jaka została mu wyrządzona to to, że musiał później tyle czekać aż do tego momentu. 

Kai bierze w dłonie dół koszuli. Zamierza ją ściągnąć szybkim jednym ruchem. Marzy mu się zobaczenia swojego kochanka takim jakim został stworzony. Czy wyjdzie na przerażającego, zboczonego gościa, gdy przyzna, że nie raz zastanawiał się jak wygląda bez ubrań? Może i tak, ale o bogowie kogo to obchodziło, gdy miał go w swoim dłoniach. 

-Czekaj - powiedział spanikowanym głosem brunet. 

Szatyn natychmiast znieruchomiał w swoim ruchach. Może i jest tym gościem, co myśli o klacie swojego kochanka i o tym jak zatapia się w nim, ale z pewnością nie jest tym gościem co nie umie się kontrolować. U niego wystarczy jedno słowo, by odsunął sie natychmiast od osoby i nie dotykał jej już więcej. Wbrew pozorom nie myśli fiutem, a działa rozważnie mimo wszystko. Nie chce przecież zrobić krzywdy drugiej osobie w tak delikatnej sprawie. Nie tyka nawet palcem osób pijanych, choć są bardzo napaleni. Zwyczajnie ma zasady. 

Tak jak teraz. Stoi i czeka. 

Nadal trzyma ręce na dole jego koszulki, bo ma ogromną nadzieję, że ten jednak się rozmyśli i powie ,,Rób ze mną co chcesz". Nie ukrywa, że ma dużą ochotę na niego i ciężko nie zwariować mając go przy sobie i przy tylu razach, gdy wręcz rzucali się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta, ale nigdy nie zabierali się za danie główne. 

Mimo tego pożądania i dyskomfortu, czeka. 

Cole jest zawstydzony, ma wzrok opuszczony, a policzka rozgrzane. Oddycha ciężko i zbiera się na powiedzenie tego co chce. Im dłużej to przeciąga, tym gorzej jest dla nich dwóch. Obydwoje są zniecierpliwieni, ale uczciwie czekają. Kai nie ukrywa swojego rozstrojenia. Pokazuje je na swojej twarzy, jak i spojrzeniu. Czy mógł zrobić coś nie tak lub zbyt szybko? W końcu to on nadaje tempo ich poczynań, a po rozmowie z chłopakiem wie, że wiele rzeczy nie powie mu wprost. 

-Ja... - przełyka głośno ślinę - Mam tam bliznę. Po prostu ignoruj ją, proszę

Kamień opada z serca szatyna. Oddycha z ulgą i pojawia się na nim rozczulony uśmiech. 

-Każdy ma z nas bliznę 

Cole nie ma ochoty opowiadać o tym, że to nie jest tam jakaś zwykła blizna po bitwie. To hańba i pamiątka, przypominająca mu o tamtym dniu, o jego porażce i śmierci dwójki najbliższych mu osób. Nie mówi o tym, bo nie chce, bo nie jest to ten moment. Zamiast tego woli kontynuować to co przerwał. Również na to czekał. Ileż można było zbierać się na odwagę? Oczywiście czuje stres, ale towarzyszy mu ekscytacja i podniecenie, rozrywające go od środka. Też pragnie go dotknąć tam, gdzie sobie zamarzy.

Ponownie rzucają się na siebie. Całują się niemal na ślepo. Cole w pewnym momencie traci koszulkę i nie ma czasu nawet pomyśleć o tym, bo z głośnym skrzypnięciem starego łóżka ląduje na materacu, a zaraz za nim przychodzi Kai ze swoimi ustami, drażniącymi jego sutki.

Cole'owi kręci się w głowie od nadmiaru doznań. Nie potrafi skupić się na jednej rzeczy, bo zaraz dochodzi kolejna i kolejna. Jest tego tak dużo, że jego ciało wręcz płonie, a mimo to domaga się więcej, bo ciągle jest to za mało, ciągle chce więcej. Dotyk Kai'a jest inny niż zupełnie dotąd. Nie wie jak on to zrobił i jak to się stało, ale czuje go inaczej. Jest taki delikatniejszy, a jednocześnie pewny siebie i mocny, kiedy chwyta go za biodra, by przesunął się w górę. Jego wargi, jeszcze przed sekunde na jego własnych, są już tak nisko, że mógłby zniżyć się do jego krocza i pewnie taki był ich zamiar, gdyby nie spodnie, przeszkadzający im jak nigdy dotąd. 

-Czas się w końcu tego pozbyć - mruczy do siebie. 

-A co ja mam być sam taki nagi? - rzuca z oburzeniem - Dołączyłbyś do mnie 

-Oh zapomniałbym. Miło, że dbasz o mnie - dodaje niskim głosem. 

Ściąga swoją koszulkę w wolniejszy sposób niż zrobił to z pierwszą. Chciał podrażnić się z Cole'm dłużej, bo wiedział jak ten niecierpliwie czeka aż to zrobi. Odrzuca ją w kąt i szczerzy się do niego chytrze. Z tej pozycji, siedząc okrakiem na jego udach, widzi doskonale jego zamglone spojrzenie i rozgrzane policzka do czerwoności. Oddycha z trudem, a jedną dłoń ma położoną na czole. Jego wzrok jest pewnie uniesiony na wprost niego, ale nie zwiedzie to nikogo, bo w nich widać zawstydzenie i zdenerwowanie. Pomimo tych dwóch czuje się bezpiecznie pośród ramion swojego kochanka. Ufa mu, że ten nie zrobi mu krzywdy w żaden sposób, ani nie wyśmieje. Tak jak prosił przecież, nie patrzy dłużej niż pownien na jego ciągnącą się wzdłuż piersi brzydką szramę. W jego tęczówkach zauważa siebie, ale w sposób jaki sam Kai go widzi. W jego oczach jest piękny i ważny. 

Tak jak za pierwszym razem szatyn ma pod spodem ukryte broni, ale w przeciwieństwie do tamtego razu, teraz jest ich mniej. Wygląda na to, że szatyn przewidział, że będą mu tylko przeszkadzać. Za nim ściągnąłby je wszystkie minęłyby wieki, a tak to teraz musiały zniknąć z jego ciała trzy sztylety. Nawet z taką ilością wydawało się, że trwało to zdecydowanie za długo. Może dlatego, że najemnik z cwaniackim uśmieszkiem specjalnie przedłużał tą chwilę, nim ponownie obdarzy Cole'a pełnią swojej uwagi. 

-Kai no kurwa - jęknął zniecierpliwiony .

-Widzę, że ktoś tutaj nie może się doczekać - rzucił lekko, odkładając ostatni pasek na broń na podłogę. Schylił się do chłopaka, podarował mu niewinnego buziaka na przeprosiny, a ten naburmuszył się - Na przeprosiny - odparł słodkim głosem.

-Kai jak ja cię... - nie dokończył, bo nagle szatyn ugryzł go w szyję trochę za mocno niż powinien, ale łowca nie zdążył ponarzekać na to, bo ponownie Kai znalazł się na dole, tym razem szybciej niż poprzednio. 

Odpiął mu prędko pasek, samemu już nie chcąc się karać czekaniem. Wystarczą stanowczo dwie przerwy. Już poznęcał się nad nim, przestając go dotykać. Jeszcze przyjdą okazję, by zrobić to dłużej, ale teraz potrzebuje do życia orgazmu, który zabierze od niego to podniecenie, rozdzierającego go od środka. 

Kiedy Cole zostaje w samych bokserkach, dopiero teraz może zauważyć doskonale jak działa na niego. Nie żeby wcześniej nie dało się tego dostrzec bez erekcji, ale w sposobie jak ciało działało na drugą osobę było coś bardziej pruderyjnego.

Samemu pozbywa się spodni, butów i ściąga je chłopakowi. O mało co kompletnie, by o nich zapomniał, a jednak kochać się z ogromnymi buciorami nie jest wygodnie. Wszystko to odrzuca w kąt. Nachyla się nad Cole'em i kładzie dłonie nad jego torsie, wzdychając cicho. Łączy ich usta leniwie, całując się powoli, choć czuje, że brunet wolałby szybsze tempo. Gdy palce zjeżdżają na jego krocze i głaszczą je w niewinny sposób, tak bardzo nie pasujący do całej otoczki, Cole jęczy mu wprost do ust. Kai uwielbia ten moment. Nie przestaje go tam dotykać, a chłopak wije się pod nim i wzdycha głośno. 

Chce tak bardzo, aby go tam dotknął i przestał się z nim drażnić. Robi to specjalnie. Przecież Cole wie to, że ten psychopatyczny drań chce, aby zaczął go prosić o ściągnięcie bokserek z jego nóg i chwycenie jego nabrzmiałego członka. Jest tak blisko, chociaż przestał go całować, aby usłyszeć jak wymawia wstydliwe prośby. Pomimo, że nie chce dać mu tej satysfakcji, by nie miał czego wypominać później, godzi się na to upokorzenie, by dostać w zamian coś co mu wynagrodzi ten wstyd. Potrzebuje tego równie mocno, co Kai potrzebuje dotknięcia jego. 

Jednak kłamał mówiąc, że koniec z przerwami i pomęczy Cole'a kiedy indziej. Jak widać nie umie się powstrzymać od tego. To równie silne, co potrzeba kochania się z nim.

-Kai - wymawia jego imię z naciskiem, wręcz twardo i z groźbą w głosie, ale przez to, że szatyn bawi się nim, wychodzi jęk i bardziej litościwie niż miało zabrzmieć - Możesz...?

-A co mógłbym? - spogląda na niego z drapieżnym spojrzeniem, nie przestając przejeżdżać palcami po jego kroczu z góry na dół. Jego ruchy nie sa delikatne, są na tyle mocne, aby Cole nie miał złudzień co do tego, że dzieję się to wszystko naprawdę - Musisz skonkretyzować, kochanie

Niewinne słówka przy tak nieczystych zagraniach. To dopiero była prawdziwa sprzeczność. I jeszcze ten fakt, że to był pierwszy raz jak Kai nazwał go kochaniem. Z pewnością nie było to przypadkowe. Tutaj nie było miejsca na przypadki czy zrządzenia losu. To szatyn kierował wszystkim i posiadł w władanie rzeczami nad, którymi nie powinien mieć kontroli. Dobrze wiedział, co powinien zrobić, by właściwy dźwięk wydobył się z ust bruneta. Wiedział doskonale, gdzie położyć dłonie czy swe usta, by jego kochanek zyskał taką rozkosz o jakiej nawet nie śnił. Czynił to wszystko, czując prawdziwą władzę nad swoją ofiarą. Cole nie powinien i nie będzie mieć mu tego za złe. Przecież to wszystko bardzo mu się podoba i chętnie oddaje kontrolę swojemu bardziej doświadczanemu towarzyszowi. 

-Jesteś okropny - jęczy i czuje się z tym źle, ale jednocześnie dobrze. Chyba sam już nie wie. Powoli traci zmysły. Czy to jest właśnie to o czym wszyscy zawsze mówią? Czy to ta ekstaza, którą każdy pragnie zdobyć i po której zapominasz jak masz na imię? Zaraz sam się przekona, bo ma wrażenie, że jest bardzo niej bliski - I sadystyczny... i kurwa nie wiem co jeszcze

Kai śmieje się na głos słodkim śmiechem. Nie czuje się urażonymi tymi słowami, wręcz szczyci się nimi. 

-Chyba ci się nie podoba - udaje smutek w swoim głosie, ale uśmiech zdradza go zbyt dobrze.

-Kai - ponawia próbę Cole, wymawiając jego imię twardo i z prośbą w oczach - Nie znęcaj się, psycholu 

-Nie wiem o czym mówisz - szepce mu słowa do ucha, drażniąc jego sutki palcami w niedelikatny sposób, co powoduje przyśpieszenie oddechu u drugiego chłopaka - Przecież wystarczy, że poprosisz, nie? Co w tym takiego trudnego... Przecież muszę mieć pozwolenie - zniża się do prawego sutka i pogryza go. Brunet wplątuje ręce w jego włosy i ciągnie go lekko z nadmiaru przyjemności, ale ta prawdziwa przyjemność jest na wyciągnięcie ręki. Wie to, choć nigdy jej nie doświadczył. Jednak zawsze jest pewny w kwestii tego, że Kai jest mistrzem dostarczania rozrywki.

-Po prostu dotknij mnie tam na dole - wydusza z siebie na jednym oddechu. 

-A gdzie proszę? - spogląda oczami w górę, a potem zasysa skórę obok sutka.

-Proszę - wzdycha.

Najemnik nic więcej nie mówi. Sprawnie przemieszcza się w dół, a jeszcze sprawniej pozbywa się bokserek bruneta, tak, że ten jest całkowicie nagi przed nim. Chciałby napawać się tym widokiem dłużej, ale zaraz Cole zacznie marudzić lub co gorsza zawstydzi się za bardzo. Pomimo, że uwielbia jak rumieni się ze wstydu, to na jego pierwszy raz nie chce go zgorszyć swoim wyuzdanym spojrzeniem. Nic na to nie poradzi przecież, że kocha piękne ciała, a Cole ma takie, więc trudno oderwać od niego wzrok. 

Szybko bierze dalsze sprawy w swoje ręce. Najpierw pozostawia kilka malinek wokół krocza i podgryza delikatnie tak wrażliwe miejsce.  Cole wije się pod nim i próbuje zdusić jęki, jakie próbują wydostać się z jego ust. Chciałby być cicho, ale nie potrafi. A gdy Kai bierze w usta jego stojącego członka... Wzdycha głośno z rozkoszy. 

W tym momencie, gdyby ktokolwiek zapytał się go jak ma na imię to nie wiedziałby co odpowiedzieć. Pewnie nawet nie zrozumiałby pytania, ale z pewnością zrozumiał co to znaczy zapomnieć swojego imienia. Nie sądził, że to w ogóle możliwe, a teraz gdy Kai ssie jego penisa i trzyma go w dłoniach, czuje, że rozpada się pod jego dotykiem. Nigdy nie dane mu było poczuć aż takiej przyjemności. Nawet o niej nie śnił, a jego kochanek pokazał mu, że tracił coś bardzo ciekawego przez tyle lat, gdzie jego życie seksualne było porównywalne do martwego, suchego kwiatka. A teraz nie sposób nie myśleć o jego ruchach i zachłanności, gdy wsuwa i wysuwa jego penisa, mając ciągle oczy z iskierkami zadowolenia. Świat wiruje, a ciało szaleje z rozkoszy. Trudno zachować milczenie. Przestał martwić się o to, przestał martwić się o cokolwiek, bo w jego głowie był tylko Kai, i Kai, i Kai i nic innego. Zamieszał mu w głowie, a on nie ma nic przeciwko. 

Kiedy jest u progu wytrzymałości i czuje, że dojdzie, szatyn przestaje w swoich ruchach. Mamrocze na to z niezadowoleniem, ale nie za długo, bo zaraz Kai naskakuje na jego usta i wbija się do nich. Czuje dziwny posmak, swój dziwny posmak, ale nie przeszkadza mu to, dopóki sam Kai nie przestanie w swoich działaniach. Całuje go natarczywie i głęboko, jego język sunie po jamie ustnej i po drugim języku. 

-W porządku? - pyta uroczym głosem, który nie jest udawany czy na pokaz. Rzeczywiście przepełnia go troska o swojego towarzysza.

-Tak - mówi cicho i posyła mu zadowolony uśmiech. Jego głos jest słaby i niezdolny do wypowiedzenia więcej słów na raz.

Dłonie bruneta wędrują po jego plecach, kończąc w końcu na jego tyłku i wtedy orientuje się, że nie ma na sobie bokserek. Nie ma pojęcia kiedy je ściągnął. 

-Ktoś tu zdobył się na odwagę. Proszę, proszę

Są to ostatnie słowa szatyna. On zamilka, bo przestał mieć siłę na takie zabawy. Już nie potrafi utrzymać żądzy na smyczy. Wypuszcza ją. Przepełnia go w całości. Całuje każdy skrawek bruneta, ocierając się swoim kroczem o jego. On zarzuca mu nogi na plecy i oddaję każda pieszczotę na ile potrafi. Wzdychają sobie w usta, a Kai przeklina, że w tym całym myśleniu o zerznięciu Cole, zapomniał o zakupieniu jakiegoś nawilżenia. Mówi się trudno i cieszy się z tego co mają, a zadowoleni są bardzo i nawet nie przychodzi im do głowy myśl, że może coś brakować. 

Kai przestaje nachylać się nad swoim kochankiem. Ciągnie go w górę, tak by on również usiadł na klęczkach. Cole nie pyta o nic tylko daje się poprowadzić, mając wzrok zamglony z rozkoszy. Szatyn wygląda podobnie do niego. Obaj mają szybko bijące serca i przyśpieszony oddech oraz kąciki ust podniesione do góry, wyrażające aprobatę na popełnione czyny. 

Czas zakończyć zabawę. 

Cole całuje go po szyi, policzkach i gdziekolwiek tylko sięgnie oraz da radę. Przestaje na chwilę tylko dlatego, że jest zaskoczony nagłym dotykiem palców towarzysza na jego członku. Kai łączy oba penisy w swoje dłonie i zaczyna szybko przejeżdżać palcami z góry na dół, zwalając im obu na raz. Cole chwyta kark szatyna i przykłada swoje czoło do niego. Nic nie mówią. W pokoju słychać tylko ich głośne wdechy i wydechy. Przymykają oczy raz za razem, nie czując nic innego oprócz przyjemności, krążącej po całym ciele. 

Najpierw dochodzi Cole, a zaraz za nim Kai, który puszcza ich penisy powoli. Uspokajają się razem, nadal w tej samej pozycji, nadal blisko siebie. Gdy ich spojrzenia spotykają się, uśmiecha się Kai i prycha cichym śmiechem. Po nim sam brunet podnosi kąciki ust do góry. Mają uśmiechy zmęczone, ale zadowolone. Ostatni raz całują się krótko i z wolna. Nie jest to pocałunek na pożegnanie, a raczej potrzeba, by połączyć się ten ostatni raz na dziś. Są wykończeni. 

Do Cole'a dochodzi w końcu informacja, że właśnie pieprzył się z jednym z najemników, których przecież powinien nienawidzić. Nie umie zdobyć się na zbesztanie samego siebie, bo nie czuje krzty wyrzutów sumienia. Wie, że Kai nie zrobi mu krzywdy i czuje się z nim bardzo dobrze. To nie on jest zbrodniarzem. Podoba mu się on i potrafi to przyznać.

A Kai wie tylko tyle, że to co robi względem Cole'a jest nieprawidłowe, a swoimi czynami zrobi mu większą krzywdę, gdy prawda wyjdzie na jaw.

Lloyd go przecież ostrzegał konsekwencjami, które jeszcze go nie dopadły. To tylko kwestia czasu, ale cholera... 

Jemu zwyczajnie podoba się Cole Brookstone i nie potrafi nic z tym zrobić. 



Kącik ciekawostkowy:

Ta scena została już napisana w tym fragmencie, opublikowanym na moim ig z rok temu na wakacje. Mimowolnie została zwarta i w tym obecnym . Możecie sobie porównać, bo jest króciutka

I dawno nie mieliście tak długiego rozdziału co. Jestem tak samo zaskoczona nim jak i wy XDDD

To moja pierwsza scena seksu w życiu, raz pisałam tylko grę wstępną. Dlatego do recenzji przed opublikowałam dałam ją swojej dziewczynie do zrecenzowania (abyście z cringu nie pomarali) i powiedziała, że jak na pierwszy raz jest świetnie. Mam nadzieję, że i wam przypadnie do gustu hdakhakha

Usłyszymy się dopiero w nowym roku :(( 

Chciałabym wam gorąco podziękować za to, że jesteście ze mną tak długo. Niektórzy z ponad rok i od mojej pierwszej książki z lava shipping. Wzrusza mnie to 

@Nagietson jest tu zdecydowanie najdłużej i zawsze wiernie komentuje moje wypociny. Naprawdę dziękuje, że jesteś jak i inni zresztą. 

Wiem, wiem rozklejam się, ale po prostu chce wyrazić swoją wdzięczność XD

Naprawdę mi miło. Mam nadzieję, że będziecie ze mną w przyszłym roku. Życzę wam oczywiście jeszcze lepszego roku 2025 niż był ten obecny, samych sukcesów i dużo, dużo, dużo pieniędzy. No i zdrowia. Wiem co to znaczy, gdy ono siądzie XDD

Do usłyszenia!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro