☆꧁✬◦°˚°◦. օ ɮʀʊȶǟʟռօśƈɨ ա ռǟֆʐʏƈɦ ʀʊƈɦǟƈɦ .◦°˚°◦✬꧂☆
Nie jesteście wrażliwi na brutalność, nie?
Pamiętajcie, nadal kochamy Kai'a :D
Ale jakbyście byli to pisać to wam streszczę ten rozdział w komentarzu. Wolę dmuchać na zimno, choć nie wiem czy jest tak strasznie. Oceńcie sami
Kai nie czekał na pierwszy ruch ze strony przeciwników. Pierwszy wysunął się do działania, wyciągając miecz z pochwy i zadając pierwszą salwę ciosów.
Na pierwszy ogień poszedł ktoś niedoświadczony. Można było to łatwo stwierdzić po jego postawie i zbytniej brawurze. Nie trwała długo wymiana ruchów nim została zadana obszerna rana na jego brzuchu, która uniemożliwiała mu dalsze poruszanie się. Zestrzygł próbując nieudolnie zatamować krwawienie, przyciskając dłonie do rany, z której obficie wypływała krew. Upadł na kolanach, nie mogąc ustać na nogach. Kai dobił go cięciem w krtań. Nie zamierzał nikogo oszczędzić. No może jedną czy dwie osoby do przesłuchań, ale to wszystko. Nie chciał pozostawić nikogo niedobitego, bo takie osoby najbardziej wyłapywały chwilę nieuwagi i zachodziły od tyłu, stając się bardzo niebezpieczne. A on nie miał czasu na takie głupoty, jak zostawienie kogoś wrogiego przy życiu.
Nawet litości nie miał. Liczyły się tylko dla niego dwie rzeczy w tym momencie: bezpieczeństwo Cole i dokonanie zemsty.
Na myśl o brunecie szybko spojrzał za ramienia w jego kierunku. Stał na platformie i zajmował się ściągnięciem ich przyjaciół. Nikt nie zachodził go od tyłu i skupiał się na wykonaniu powierzonego zadania. Mimo tego i tak czujnie co jakiś czas obserwował scenę rozgrywającą się obok niego.
Jak to dobrze, że wszyscy skupili się na szatynie uważając go za największe zagrożenie. Dobrze ocenili sytuację. To trzeba było przyznać. jednak głupotą było stawanie w szranki z tak niebezpiecznym człowiekiem. Gdyby tylko wiedzieli z kim mają do czynienia to z pewnością zastosowaliby inne środki. Może więcej ludzi czy strzelców.
Szybko powrócił do swoich przeciwników, skupiając się całkowicie na nich. Przez tą chwilą uwagę, prawie oberwał, gdyby nie jego szybki refleks. Uchylił się od ciosu, odskakując na bok, a następnie skrzyżował miecze z następnym wrogiem, który ruszył zaraz na niego. Szybko pozbył się go, kopiąc go w brzuch, a potem wymienił kilka ciosów z kolejnym strażnikiem, który się zbliżył do niego.
Odrobili natychmiastowo lekcję i tym razem starali się nie atakować we w pojedynkę, tylko w parach. Reszta otaczała szatyna i wyczekiwała dogodnej sytuacji, by móc zadać mu cios, pozbawiając go tym samym życia, ale Kai poruszał się płynie pomiędzy nimi, jakby w tańcu. Wymijał ostrza bez najmniejszego trudu, krzyżował miecze i odpychał od siebie wrogów, gdy widział, że nie ma szansy na zadanie ostatecznego trafienia.
Naprawdę poruszanie się pomiędzy tyloma przeciwnikami było nie lada wyzwaniem, gdzie każdy najmniejszy błąd mogły przypieczętować twój los. Wystarczyło zwykł potknięcie, by reszta rzuciła się na ciebie i przygwoździła.
A może nie chcieli go zabić tylko, zadać mu poważne obrażenia, by nie był w stanie się poruszyć? Sądząc po ich ruchach, które nie celują w ważne organy czy w tętnice, jak on sam to robi. Wielce prawdopodobnie jest to, że chcą go mieć żywego i przesłuchać.
Niedoczekanie. To będzie gwóźdź to ich trumny. Życzył im nawet żeby jej nie doczekali.
Parował wiele ciosów i wykorzystywał bezlitośnie ich lukę w obronie, by zadawać niejednokrotnie śmiertelne rany. Chciał od razu dobijać ich, ale w ten pojawiali się następni wrogowie, zasłaniając rannego i nacierając na Kai'a. To tylko bardziej go wzburzało i doprowadzało do furii, która przyjęła formę lodowatego opanowania, choć w samym jego środku aż wrzało, bo jak ci ludzie mogli być tak wierni między sobą, a jednocześnie tak nie lojalni wobec tradycji? Stawiali ideologię własnej drużyny ponad wartość ludzkiego żcyia w sposób świadomy i na zdrowym umyśle. Nie potrafił tego pojęć. Ci ludzie jeszcze szerzyli swoje poglądy na ludziach, wykorzystując ich trudną sytuację. Należało się ich szybko pozbyć, ponieważ stanowili niebezpieczną siłę, która mogłaby zagrozić w przyszłości. Lepiej takie coś dusić w zarodku.
Zachowywał się jak maszyna do zabijania. Gniew dodawał mu jeszcze więcej sił, a adrenalina krążyła wewnątrz organizmu. Robił to błyskawicznie, rozlewając kolejne dawki krwi na posadzkę bez chwili zawahania czy obrzydzenia, gdy nawet cudza krew pryskała na niego. Ręce były w najgorszym stanie, będąc najbliżej rozciętych tętnic, a zwłaszcza po sytuacji, gdy zaszedł od tyłu strażnika. Zasłonił jego usta dłonią i wtedy głęboko rozciął skórę. Przeciął ją definitywnie bardziej niż było to potrzebne przez co szkarłatu było jeszcze więcej. A zasłonięcie jego ust było już całkowicie niepotrzebne, ale nic nie mógł poradzić z tym odruchem.
Po jakiś czterech kolejny martwych Zaskrońcach zmienił się charakter walki ze strony strażników. Stał się bardziej brutalniejszy i ostrzejszy. Przestali uważać na ważne punkty na jego ciele i bezprecedensowo chcieli go zabić. Furia jawiła im się w oczach, a zdenerwowanie przejmowało kontrolę przez co popełniali głupie błędy, jakim było skupianie się tylko i wyłącznie na ofensywie. Lawirowanie między nimi stało się trudniejsze.
Choć trzeba było przyznać, że walka z tyloma wrogami potrafiła wymęczyć nawet tak świetnego najemnika jakim był Kai. Ciężej łapał oddech do płuc, a mięsnie paliły żywym ogniem. Walka nie wiadomo ile już trwała, ale z pewnością długo, a wojownicy nie dawali za wygraną każdy pochłonięty przez gniew i nienawiść. Mimo przewagi liczebnej Kai był radził sobie wyśmienicie.
Szóstego przeciwnika uderzył w podbródek z taką siłą, że głowa odchyliła się w przód. Potem przewrócił go na ziemię, dwoma, sprawnymi ruchami. Strażnik nie zdążył za wiele zareagować, gdy sztylet znalazł się w jego szyi. Zakrztusił się krwią.
Z piątym przeciwnikiem nieco dłużej się męczył. Był bardziej wprawiony w pojedynkach na mieczach, toteż skuteczniej unikał ciosów Kai'a, ale nawet on długo nie mógł uchronić się przed nim. Wymieniał kilkanaście ataków i parowań z mieczami, próbując zajść któregoś od tyłu, ale ci również byli błyskawiczni co on. Dlatego porzucił ten pomysł i podczas pojedynku z czwartym wrogiem, kiedy to ich stale iskrzyły, wolną dłonią wyciągnął sztylet schowany wewnątrz płaszczu i rzucił go w jego stronę. Nawet gdyby nie trafił tam gdzie chciał to i ta nie miało to zbytniego znaczenia. Liczyło się tylko to, że odwrócił uwagę i zdołał mieczem pchnąć w jego serce. Ciało natychmiast straciło siły i upadło.
Czwartego przeciwka zamordował pozbywając się jego głowy. Krew buchnęła, gdy tętnice i żyły zostały nagle przerwane. Użył do tego miecza, ponieważ sztylet nie nadawał się do takich ciosów. Służył do zadawania precyzyjnych pchnięć i celowania w konkretne miejsca. Idealny do skrytobójstwa. Może niekoniecznie planował obcięcie głowy wrogowi, a raczej rozprucie mu brzucha, ale wykorzystał akurat okazję, gdy odsłonił się w celu zaatakowania go, gdy zbliżali się do siebie. Jego garda była tak słaba, że aż szkoda było nie wykorzystać tak świętej okazji. Od razu było widać jak niedoświadczony jest w walce.
Cóż... Już nie będzie miał okazję się już doszkolić.
Na szkoleniu uczyli go o tej technice. Mówili, aby nie stosować tego w walce z wieloma wrogami czy wtedy, gdy nasza wytrzymałość będzie wystawiona na próbę. Zwyczajnie obcięcie łepetyny zabiera multum siły i czasami można polecieć wraz z siłą do przodu. Otwiera to możliwości dla wrogów, którzy nie będą z pewnością czekać aż dosłownie pozbierasz się. Może gdyby był bardziej masywniejszy i potężniejszej postury to pozbywałby się głów bez problemowo, ale jednak był nieco skromniejszej budowy.
Oczywiście, że w ferworze walki nie pamiętał o tym zaleceniu.
Może dlatego, że miał to gdzieś i myślał tylko o zabiciu ich wszystkich.
Zaś strażnicy nie zamierzali rezygnować z takiej okazji.
Gdy tylko się zaczął niebezpiecznie przechylać się w przód, akurat w momencie głośnego huku spadniętego ciała na posadzkę, jeden z nieprzyjaciół chwycił go przed możliwym upadkiem.
Zakładając dźwignię wokół jego szyi i odbierając mu możliwość swobodnego oddychania.
Zaraz do niego dołączyła kolejna dwójka, przytrzymując jego ręce. Wyrywał się z całych sił i szarpał na wszystkie strony, ale strażnicy trzymali go równie mocno, co on próbował się wyrwać.
Trzeci Zaskroniec podbiegł do niego, wykorzystując siłę rozbiegu i uderzył go prostu w nos. Na szczęście Kai obrócił głowę i idealnym momencie przez co siłę ataku przyjął na policzek. Mimo to cios był na tyle silny by zrobiło mu się ciemno przed oczami i przez chwilę nie poruszał się, próbując doprowadzić kręcący świat do porządku. Zaraz otrzymał kolejne uderzenie, ale tym razem w brzuch. Przełknął salwę bólu jaki go przeszył, by wykonać to co nagle pojawiło się w jego głowie. Odbił się nogami od ziemi i kopnął mężczyznę przed nim. Ten cofnął się, łapiąc się za bolące miejsce, nie spodziewając się kontrataku. Dwójka trzymających go osób niebezpiecznie przechyliła się pod wpływem przerzucenia całego ciężaru na nich. Kai wykorzystał to, jeszcze bardziej odskakując w tył, szarpiąc się dodatkowo przez co we trójkę upadli na ziemię. Miał szczęście, że mężczyźni byli podobnej postury co sam on. Masywniejszych pozbył się od razu, by właśnie nie mogli stworzyć mu takiego zagrożenia jak teraz.
Nie zdążył pierwszy wstać, gdy strażnik, którego wcześniej kopnął podbiegł do niego, strzelając mu w twarz. Ponownie runął na posadzkę, łapiąc się za rozwaloną wargę, z której zaczęła płynąć strużka krwi. Strażnik nie czekał na dalszy rozwój sytuacji tylko kopnął go po raz jeszcze. Tylko tym razem nie trafił, ponieważ Kai zdążył rozeznać się w sytuacji przeturlać się kawałek dalej, a tam dopiero wstać jednym sprawnym ruchem z przygotowanym sztyletem w dłoni. Jego miecz leżał nieopodal.
Dopiero jak stanął na nogi, zakręciło mu się przez chwilę w głowie. Nawet pomimo tego, stał z wyprostowaną piersią i uniesionym podbródkiem. A oczami spoglądał z góry na swoich przeciwników, których została już tylko trójka z dziesięciu.
Oni również podnieśli się z ziemi i mierzyli Kai'a nienawistnym spojrzeniem. Panowała napięta, przeszywająca mrokiem atmosfera. Każdy z nich wyczekiwał ruchy tego drugiego. Byli tylko oni na rynku. Miasto jakby zamarło, choć nie mieli żadnych obserwatorów. Każdy z mieszkańców trzymał się z dala od rynku, nie licząc dni targów. Wokół nich leżały martwe ciała, z których nieustannie sączyła się krew. Będzie trzeba ją zmyć. Nie było tutaj trawy, która mogłaby ją wchłonąć. Otaczał ich smród śmierci.
-Czorci czad - syknął jeden z nich w swoim dialekcie, splunąwszy na posadzkę.
Kai'a nie poruszyła ta oblega w żadnym stopniu. Nawet drga mu nie drgnęła. Na pewno nie da się sprowokować pierwszym lepszym wyzwiskiem, gdzie na przestrzeni lat usłyszał znacznie gorsze rzeczy na swój temat. Nie zamierzał choćby cokolwiek mówić do nich. Zawsze, gdy jest za maską stara się ograniczać słowa i choć teraz nie ma jej na sobie, czuje się jak w niej, więc tak też się zachowuje. Podczas swoich misji nie raz przelał krew i nie raz ktoś przelał jego.
Otarł rękę strużkę krwi z rozwalonej wargi, która nie chciała przestać płynąć.
Nie zamierzał dłużej czekać na decyzję strażników.
Ruszył pierwszy. Chciał jak najszybciej to zakończyć. Jego przyjaciółka przecież na niego czekała.
Wywiązała się kolejna wyczerpująca walka. Każdy z nich nie miał w sobie tyle siły co na samym początku, lecz nie przeszkodziło im to w wykonywaniu zabójczych ruchów.
Kai pierwsze co zrobił nie było zaatakowanie jednego z nich. Najpierw uniknął jego zamachnięcia mieczem, przeturlając się pod nim. W ten sposób wykorzystał okazję, by przetnąć skórę za kolanem. Przeciwnik zgiął się, upadając na kolana w salwie wyzwisk. Najemnik nie zdążył go dobić, kiedy to ruszyli na niego pozostała dwójka. Jeden z nich zranił bok szatyna, gdy ten nie zdążył się uchylić przez zwykłe zmęczenie. Na szczęście było to nie duże zadrapanie, ale nadal piekące.
Wymienił z nimi ciosy, kiedy musiał, ale głównie starał się ich unikać. Sztylet nie był dobrym bronią do większego miecza, jaki posiadali. A parowanie ich broni swoją było raczej głupotą. Starał się zbliżyć do swojego miecza, który leżał oblepiony krwią i czekał na niego.
Przeciwnicy byli naprawdę irytujący, przeszkadzając mu w tym. Jeszcze ten trzeci podnosił się na nogach i z zawziętą miną próbował się dołączyć do pojedynku, lecz tamta dwójka skutecznie go zasłaniała i nie pozwalała mu na to, każąc mu zostać.
Próbował trafić ich sztyletami jakie pozostały mu, ale ci dranie unikali ich i na domiar złego byli naprawdę blisko niego. Trudniej mu było przez to wyminąć ich wymachnięć bronią, a jeszcze trudniej było się obronić. Kiedy już musiał to szybkim, mocnym ciosem starał się blokować ataki.
Naprawdę go to irytowało.
Jak to dobrze, że mimo wszystko kierował się w stronę jego leżącej broni, a oni nieświadomie za nim. Byli tak zaślepieni zemstą i zabiciem go, ze nie byli w stanie myśleć trzeźwo. Kai oczywiście nie dziwił się temu. Kontrola własnych emocji to nie jest coś łatwego. Sam w konkretnych sytuacjach ma z nią problem, ale taka jak teraz do niej nie należała. Jasne, gotowało się w nim środku. Czuł tyle negatywnych emocji, taką nienawiść i rozgoryczenie, że pewnie dopiero później go to wszystko pochłonie, gdy zakończy tutaj wszystko. Przyjdzie wtedy rozpacz ze łzami, lecz teraz to wszystko było gdzieś tam z tyłu. Ryzykował życiem, miał dwa ważne cele, a nawet i trzy ważne cele wliczając w to ich misję i nie mógł zawieść. I między innymi dlatego był lepszy od Zaskrońców, z którymi walczył. Zwyczajnie chłodno kalkulował.
Za późno zorientowali się co się dzieje, gdy już Kai doskoczył do broni, wykonując przewrót. Jeden z nich wysunął się do przodu, zamachując się w tak niebezpieczny sposób dla Kai'a, że mógłby przypłacić to głową, gdyby nie to, że zdążył jako pierwszy zadać cios. Wykonał pchnięcie, klękając na jednym kolanie. Włożył w to całą swoją siłę, a miecz gładko wszedł poniżej klatki piersiowej. Strażnik znieruchomiał, a jego broń spadła na ziemię. Szatyn widział, że chciał go jeszcze zaatakować. Nawet wtedy, gdy z jego ust zaczęła wypływać krew, którą się krztusił. Dlatego szybko wyciągnął miecz, powodując dodatkowe obrażenia. W brzuchu powstała spore wgłębienie. Ciało zaczęło chybotać się. A Kai chciał zadać ostateczny cios, który pozbawiłby go życia.
Według prawa najemników nie można zostawać umierającego, a zwłaszcza z taką raną. Jego już nie da się uratować, więc będzie boleśnie i powoli wykrwawiał się w agonii. Najemnikom zakazuje się takim praktyków, uważając je za bestialskie. Oni mają zabijać szybko.
Dlatego Kai poderznął mu gardło, kończąc tym samym jego życie. Upadł na ziemię tuż u jego stóp, a on sam ciężko łapał oddech.
Zostało dwóch.
-Bracie? - odezwał ten, z którym walczył sekundę temu. Stał zaszokowany z wielkimi oczami, wpatrującymi się w martwe ciało, jak się okazuje, jego brata.
Tamten ranny trzymał się z tyłu, ledwo stojąc. Z taka rano ciężko mu będzie iść, a co dopiero walczyć. On sam również patrzył w taki sam sposób, co ten pierwszy. Ta trójka musiała być ze sobą naprawdę blisko.
-Ty potworze... - rzucił zdruzgotany pierwszy z nich przez szok nie był w stanie nawet się poruszyć, a jego oddech przyśpieszył, broń wyślizgnęła mu się z dłoni.
Niemal prychnął słysząc jego słowa.
Przecież to nie on znęcał się nad całkowicie obcą kobietą.
Przecież to nie on katował i głodował nią.
Przecież to nie on zrobił na nią publiczną egzekucję.
Przecież to nie on pilnował, by nikt nie ściągnął ją przez trzy dni.
Przecież to nie on powiesił przyjaciół Cole'a, którzy nie mieli nic z tym wspólnego.
I oni mają czelność nazywać go potworem, gdzie trzymał się wyznaczonych przez gildię zasad. Zabijał szybko i starał się bezboleśnie, a przecież mógł poznęcać się nad niektórymi z nich. Zasłużyli na taki los. Dlaczego myślą inaczej? Dlaczego to on jest tutaj zły.
Co za absurd.
Kai nie myśląc długo wykorzystał tą chwilę i zabił nierannego strażnika w taki sam sposób jak większość z nich.
Spojrzał na dwa leżącego niemal obok siebie ciała.
Przynajmniej jesteście razem.
Został ostatni.
Stał przygarbiony, utykając na jedno kolano. Rozglądał się wokół martwych jego kolegów, nie zastając żadnych oznak życia u nich. Jego ręce wraz z wargą drżały z przerażenia. Kai dopilnował, by każdy z nich nie dożył jutra. Sam był poturbowany i miał kilka skaleczeń, ale nie było nic poważnego, co mogłoby zagrozić jego życiu. W końcu ostatni strażnik spojrzał na niego z wolna, gdy to szatyn podchodził do niego z opadniętą, lecz nadal przygotowaną bronią.
Teraz miały zacząć się przesłuchania i Kai zamierzał wydobyć z niego wszelkie informacje jakie posiadał. Jeszcze nie wiedział czy zrobi to tutaj na środku opustoszałego rynku, czy może zawlecze go w inne miejsce. Mimo wszystko nie chciał robić tego tutaj, ale jednak zabieranie go gdzieś indziej byłoby bardziej skomplikowane. Jak załatwi to szybko to będzie po sprawie i nie będzie się martwił nad miejscem wyboru przesłuchania. Strażnik musiał tylko z nim współpracować.
Przeciwnik zagryzł wargę i zacisnął mocno dłonie. Posyłał Kai'owi nienawistne spojrzenie, które mogłoby wyrządzić realną krzywdę, gdyby tylko miało jakąkolwiek moc sprawczą. Był młody. Jak w sumie większość z nich. Najstarszy może był po trzydzieści. Nie dziwił się czemu średnia wieku była tak niska. Młodymi łatwiej było manipulować.
-Jesteś najemnikiem - stwierdził niż jeżeli zapytał. Nie dało się nie zauważyć jadu w jego głosie.
Nie odpowiedział, a on zaczął się cofać z ledwo uniesionym mieczem. Nie mógł się zdecydować czy lepiej byłoby uciekać czy walczyć nie tracąc przy tym dumy. Nie chciał uciec jak zwykły tchórz, ale nic nie mógł poradzić na uczucie przerażenia, które nakazywało mu ucieczkę. Instynkt przetrwania brał górę.
-Proż ich wszystkiż ukatrupił!
Kai spokojnie szedł w jego stronę z pustym wyrazem twarzy. Ubrudzony był krwią w wielu miejscach. Szkarłat był różnego pochodzenia i w głównej mierze nie należał do niego. Tylko rana z boku zakrwawiła co nieco ubiór. Z wargi przestała już płynąc krew i zaczęła schnąć na jego podbródku. Wcześniej skapywała na kołnierzyk już nie takiej białej koszuli. Przez jej biel krew była tak bardzo widoczna.
Kiedy strażnik miał już zawrócić i spróbować uciec, uznając, że jako żywy bardziej się przyda. W końcu ktoś powinien zdać raport, że cała jednostka została zlikwidowana przez jedną osobę.
Prawie cała jednostka.
Wówczas Kai bez większej chęci wyrzucił sztylet w kierunku jego barku. Broń wbiła się w skórę bez najmniejszego oporu, wywołując urwany krzyk młodego chłopaka, który natychmiast wyrwał ostrze i wyrzucił w stronę szatyna. Uniknął to bez problemu rzut nie był jakoś wybitnie mocny.
Zmęczony tym dziwnym pościgiem, szybko podszedł do przeciwnika i kilkoma sprawnymi ruchami przewrócił go na plecy, by ten mógł patrzeć na to jak Kai góruje na niego, spoglądając swymi lodowatymi oczami na świat. Nie kryło się w nich nic dobrego. Przeszyły go dreszcze.
-Pozwól, że teraz ja zadam pytania - odezwał się mrożącym krew w żyłach głosem. Takim głosem nie powstydziły się powiedzieć najstraszniejsze upiry, łaknące krwi i zniszczenia.
Nagle powietrze przeszył szybki świst i nim ktokolwiek zdążył zareagować na owe zdarzenia, Kai poczuł ogromny ból w lewym udzie po jego lewej stronie. Spojrzał tam, nie rozumiejąc co się właściwie stało, ponieważ był pewny, że wszystkich wrogów już zlikwidował.
W udzie zobaczył wbitą strzałę, która rozerwała mu mięśnie i zaczęła sączyć się z niej krew. Dopiero po pierwszym szoku poczuł przeogromną falę bólu, jaka zaczęła przepływać przez jego ciało, paraliżując go nie miał doszczętnie. Zdusił krzyk i przekierował swoje spojrzenie w kierunku skąd mogła polecieć strzała. W oddali ujrzał łucznika na dachu, który szykował się do następnego wystrzelenia, napinając cięciwę łuku.
Tutaj na rynku miał go na wyciągnięcie ręki. Nie było gdzie się schować, a jego stan ograniczał mu szybkie ruchy. Strzelec mógł zabawić się w łowcę, co na pewno już robi.
-Jerych! - wykrzyczał strażnik, spoglądając z nadzieją w oczach na strzelcach.
Nie jest dobrze.
Pomyślał, wyrywając sobie strzałę z uda. Krew buchnęła po tym czynie. Wiedział, że musi ja szybko zatamować, ale strzelec mu na to nie pozwalał, bo już widział jak szykuje się do następnego strzału. Na szczęście sądząc po umiejscowieniu rany i wypływaniu krwi, tętnica nie została uszkodzona. Gdyby tak było, jego szanse na przeżycie diametralnie skurczyłby się.
Jest fatalnie.
Musi szybko coś wymyśleć nim zastrzeli go jak zwierzynę.
Kącik ciekawostkowy:
Niezastąpionym pomocnikiem w tej części rozdziału był chat gpt, gdzie zadawałam mu różne, z punktu widzenia trzeciej osoby, niepokojące pytania dotyczące śmierci i jak wtedy reaguje ciało na nią w różnych rodzajach XD
proż - dlaczego
Ogólnie jak tworze te słowa to inspiruje się językiem czeskim
Dobra według planu jeszcze dwa takie rozdziały w podobnych klimatach i później będę mogła opisywać ich słodziasne momenty. Bo przecież nic tak nie łączy ludzi jak wspólna trauma XD
Celowo pominęłam tutaj kwestię Cole. Rozłożyłam to na dwie osobne perspektywy + chciałam podkreślić pochłonięcie Kai'a przez żądze zabijania, że nie był wstanie dostrzec nic innego niż postawiony przez siebie cel
Do niedzieli <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro