Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ, ɨʟɛ ȶʏ ʍǟֆʐ ʟǟȶ ա ӄօńƈʊ? .◦°˚°◦✬꧂☆

Obydwoje nie wyspali się tej nocy. Cole nie potrafił zmrużyć oka, a Kai co chwila się przebudzał. Mimo to o świcie byli już na nogach, by wyruszyć w dalszą drogę. 

Zastali też ich gospodynie w kuchni. Chcieli się jej zapytać czy posiada jakieś mapy z zaznaczonymi wioskami na zbyciu. Zbyła ich mówiąc, aby się szybko zbierali i wątpi, aby ktokolwiek miał takie coś, bo nikomu to nie jest potrzebne. Cole ledwo zrozumiał jej mowę. Tutejsza gwara była różna od oficjalnej i niepodobna nawet do innych dialektów. Oznaczały się tu wyraźnie wpływy południowo- wschodnie. Była bardziej szeleszcząca i twarda. Co prawda jak rozmawiali z karczmarzem, który ich zaczepił oraz z gospodynią to starali się używać bardziej powszechnych i zrozumiałych słów. Teraz całkowicie nie obchodziło ją to czy zostanie zrozumiana. Chciała tylko, aby się wynieśli. 

Zrobili to w trybie natychmiastowym, nie sprzeczając się z nią. A dalsze poszukiwanie jakiś map spełzły na niczym, bo nikt nie posiadał czegoś takiego. Jakby w ogóle nie potrzebowali map, by poruszać się po terenie. Znaczyło to też tyle, że przemieszczali się tylko wokół sąsiednich miejscowości, a trasę do nich była przekazywana z pokolenia na pokolenie. To było naprawdę dziwnym doświadczeniem dla Cole'a, który nie przywykł do tak izolacyjnych terenów. Misję zawsze dostawał w centrum kraju, gdzie ludność bardzo dużo podróżowała i była bardziej otwarta. Łatwo było można otrzymać wskazówki dotyczące miejsca. A tutaj większość omijała ich lub zbywała. A jeszcze wczoraj tak łatwo otrzymali nocleg, a teraz żaden nie kwapił się do pomocy. Przez noc łatwo się zrazili do nich lub weszli na temat, który nie lubili. 

Dla Kai'a to nie było niczym nowym. Tak często bywał na tych terenach, że znał obyczaje tutejszych mieszkańców. Co prawda w tej wiosce był pierwszy raz, bo nigdy nie przeprawiali się do Trikutnika przez góry tylko od północy regionu, gdzie było dla nich łatwiej, bo omijali wtedy puszcze. 

Po czwartym zapytaniu, gdzie nie otrzymali żadnej odpowiedzi, postanowili zapytać karczmarza ze wczoraj. Łatwo im odpowiedział, gdy ujrzał srebrne momenty położone na stoliku.

-Z siedem kilometrów od nas mieści się Szczygieł - odparł cicho, czyszcząc leniwie kufer i nie patrząc na ich dwójkę. Kai słyszał już tą nazwę i niestety nic dobrego - Mincie naszego kowala i idźcie tamtą ścieżką 

Szli między wykoszonymi polami po żniwach, mając wioskę za swymi plecami. Jeszcze malowała się na horyzoncie. Teren tutaj był falisty i pagórkowaty, a niebo czyste z przyjemną pogodą do wędrówek. Na nimi latały i śpiewały przeróżne ptaki. Starali się iść szybko, by dotrzeć na miejsce przed południem, bo nie chcieli znaleźć się na polu, gdy słońce będzie wysoko. Żaden z nich nie miał ochoty na spotkanie z Południcą. 

-Znam to miejsce - rozpoczął rozmowę Kai z zasępioną miną - To nic dobrego i powinniśmy ominąć je szerokim łukiem, co karczmarz nam nie powiedział 

-Ale? - spytał Cole, czując jak właśnie to słowa zawisło nad nimi i widział jak najemnik bije się z myślami na jakiś temat, który nie potrafił odgadnąć. 

Kai wzdycha ciężko, czyli miał rację, że nad czymś się zastanawiał. 

-Pamiętasz jak mówiłem ci o Amber?

Kiwa głową.

-Zanim wyruszyłem z wami na misję, ona uczyniła to samo tylko, że kilka tygodni wcześniej - tłumaczy powoli i niepewnie, mając tęskny wyraz twarzy - To często się zdarza, bo pracuje pod przykrywką. Raz ponad  rok jej nie było... Może słyszałeś o zabiciu przywódcy Zaskrońców, jakieś dwa lata temu?

Cole zastanawia się, szukając tej wzmianki w swoim umyśle. Dwa lata temu to był już pełnoprawnym członkiem łowców i brał bardzo dużo misji, często odległych od Vienawy nawet o ponad siedemdziesiąt kilometrów, co raczej łowcy nie robią przez logistykę, ale jemu zawsze było mało. Potrafił wracać tylko na chwilę, by odsapnąć we własnym łóżku, a już później znajdował się na kolejnym zadaniu. Czasami się zastanawiał, jakim cudem miał czas dla swoich znajomych i jakim cudem oni chcieli z nim spędzać czas. Miewał naprawdę trudny charakter. Fakt faktem po jakimś czasie zarząd ograniczył mu przydział misji, argumentując to słowami : nie stracimy tak dobrego łowcy tylko przez twoją głupotę i pracoholizm. Ty masz nam służyć przez parę ładnych lat, a miesięcy. Idź na urlop.

Wtedy naprawdę się czuł jak małe dziecko, rugane przez starszych. Ciężko było mu to przyznać, ale poniekąd mieli rację. 

-Możesz mi przypomnieć - rzuca leniwie.

-Zaskrońce to była największa drużyna na terenie całego naszego kraju i dosyć niebezpieczna, by stanowić realne zagrożenie dla naszych struktur - zaczął opowiadać neutralnym tonem - A to, że mieli poglądy czysto nacjonalistyczne nie pomagało w żadnym stopniu. Moja jednostka krzyżowała im plany, ale nie na tyle by osłabić ich całkowicie. Całkowita zagłada drużyny mogłaby się stać, gdyby przywódca zginął. Tak często się działo po ich śmierci, że wybuchały walki o władzę lub następca nie był na tyle silny, by dorównać poprzednikowi. Drużyna wtedy łatwo się rozpadał. Problem u Zaskrońców był taki, że nie mogliśmy się dostać do przywódcy. Mieliśmy skąpe informację o nim. Zasraniec dobrze ukrywał się i miał całkiem oddanych zwolenników. Wiedział dobrze w jakim miejscu założyć własne zgrupowanie. Mieszkańcy tych ziem to zagorzali patrioci żyjący na dodatek blisko dwóch innych krajów do, których nie żywią ciepłych uczuć

-Zajmowałeś się tą sprawą?

-Niekoniecznie. Wszystko wiem od Amber, bo ja zajmowałem się wtedy czymś zupełnie innym  i czekaj teraz najlepsza informacja - wybucha nagle ekscytacją - To za sprawą Amber udało się zlikwidować przywódcę Zaskrońców i dokonała tego w rekordowym czasie! Rozumiesz? 

Cole widząc jego ożywienie nie może powstrzymać uśmiechu.

-Musi być naprawdę dobra 

-A żebyś wiedział - rozmarza się - W łóżko również jest 

-Nie wiem czy ta informacja była mi potrzebna do życia - prycha.

-W sumie... to nie, ale chciałem to powiedzieć - wyszczerza zęby, by zaraz jego uśmiech przygasł - Teraz zaczyna się frustrująca dla mnie informacja. Prawa ręka poprzedniego dowódcy nie zginęła wtedy po czystkach. Udało mu się ukryć przed nami na tyle lat, by mógł powoli zbierać swoich ludzi i odbudowywać Zaskrońców. To nie jest coś co często się zdarza u drużyn. Gdy tylko doszły pierwsze informację o tym do Amber - spochmurniał jeszcze bardziej - Natychmiast wyjechała, by pozbyć się go osobiście nim urośnie do swojej pierwotnej siły

Chociaż prosił ją, by tego nie robiła, że sytuacja jest zupełnie inne, a ona sama już nie ma tej przewagi co za pierwszym razem. Nie może wykorzystać tej samej karty, a Zaskrońce to takie zatwardziałe gnojki, które, gdy tylko cię wykryją, potrafią zrobić z tobą okropne rzeczy. Nie jeden najemnik już zginął przez nich. A, gdy tylko dorwą Amber, która jest odpowiedzialna za pierwszy upadek ich grupy... Boi się co mogliby z nią zrobić, ale ona jest taka uparta, by ponownie stanąć z nimi w szranki. Rozumie ją pod tym kątem. W końcu ma z nimi osobisty porachunki, ale przecież spełniła swoją zemste. Czy mogłaby nie iść do jaskini pełnych biesów i zostań z nim? Nie miał z nią już tyle miesięcy kontaktu, nawet najmniejszego. Jeszcze bardziej żałuję, że bardziej nie postawił na swoim, by pójść z nią. Ona przekonywała, wręcz groziła mu, że ma nigdy nie iść za nią, że to się skończy tragicznie, a ona sobie poradzi tak jak wtedy. Obiecała mu, że zrobi tylko wywiad, nie będzie działać, a potem wróci po wsparcie i razem rozprawią się z Zaskrońcami, by każdego raz a dobrze wyciąć w pień. 

Tak jak za pierwszym razem, gdy udała się na pokonanie przywódcy, oddała mu swoją najcenniejszą rzecz. Był to stary srebrny medalik, należący do jej matki w kształcie węża zbożowego. Powiedziała, że skoro zostawiła coś tak wartego z dala od niej to na pewno będzie musiała po to wrócić. To była kolejna motywacja, by nie dać się zabić. Medalik zostawił w stolicy.

-Dlaczego uważasz, że ona tam będzie? 

-Szczygieł wszedł w teren własności Zaskrońców. Oczywiście nielegalnie. To właśnie przez tą informację dowiedzieliśmy się o powrocie tej drużyny - przerywa, a jego mina robi się niepewna. Biję się z myślami, co nietrudno zauważyć - Wiem, że nie powinniśmy tam iść, a nawet zbliżać choćby na kilometr, ale...

-Masz nadzieje, że zobaczysz ją? - dokańcza za niego.

-Ty to powiedziałeś 

-Bo miałeś to na myśli - prycha.

Kai ciężko wzdycha. 

-Nie przeczę - odparł z wolna - Możliwe, że wiedzą o naszym przyjeździe. Skoro karczmarz nic nie wspomniał to albo ich wiocha współpracuje z nimi albo została wcielona do strefy Zaskrońców 

-A czy to nie praktycznie to samo?

-Jeśli współpracują to nadal mają wybranych przez siebie sołtysa i ławę wiejską, jeśli zostali wcieleni to większość z nich została usunięta na rzecz drużyniaków. Co by było jeszcze gorszą nowiną, bo to by znaczyło, że urośli to takiej wielkości, by móc obsadzać własnych członków w zarządach wsi czy miasta

-Jak bardzo źle jest to, że wiedzą o nas?

-Dosyć na tyle, by móc nas zatrzymać na przesłuchanie i sprawdzić czy nie jesteśmy najemnikami - zasępił się - Łowców tak nie inwigilują. Traktują ich dobrze, bo sami mają problemy z upirami. Jednocześnie stanowią dla nich obronę przed innymi, jak i problem dla nich samych. Dlatego chcieliśmy uzyskać zgodę od waszej gildii, by wcielać się na potrzeby misji w łowcę

-Taaa - burknął - Po waszej prośbie i naszej odmowie wybuchło nie małe zamieszanie 

-Nadal nie rozumiem czemu się nie zgodziliście - prychnął wyniośle.

-Dlatego, że noszenie stroju łowcy zmusza cię do bezwarunkowej pomocy nawet jeśli jesteś już na misji to masz obowiązek przyjąć inne zlecenia. Wyobraź sobie, że ktoś od was nosiłby go nie mając odpowiedniego przeszkolenia. To oczywiste, że odmawiałby udzielania pomocy, a to z kolei niszczyłoby naszą reputację i ściągnęłoby gniew obywateli 

-Oh naprawdę - momentalnie nastrój Kai'a zmienił się. Na jego twarzy pojawił się grymas, a sam on zacisnął pięści. Całą sobą emanował irytacją i gniewem, który był niezrozumiały dla Cole'a, bo to się stało tak nagle po jego słowach, a on powiedział tylko suche fakty - Zawsze udzielacie pomocy? - wycedził.

Wie, że powinien się uspokoić i nie dać po sobie poznać, że go to ruszyło. Przecież Cole przedstawił mu fakty, o których wiedział już za dzieciaka. Dlatego jeszcze bardziej go to zawsze wpieniało. Mówią o bezwarunkowej pomocy z taką dumą, a przecież, gdy on z rodzicami jej potrzebował to jej nie otrzymali. Zostawili ich jak nic nie warte śmieci. Oni zginęli brutalnie, a on otrzymał szramę na psychice, która nie pozwalała mu normalnie funkcjonować. Może teraz było lepiej z jego lękiem przed wodą, ale tuż po tym... naprawdę nie potrafił żyć. Nie mógł nawet wyjść na deszcz, umyć się. Gdy tylko jego skóra stykała się z wodą, wszystkie wspomnienia przypływały, ścigając na niego panikę i krzyk. Dlatego, gdy zawsze słyszał o tym, momentalnie przychodził gniew.

-To nasze obowiązki, które musimy wypełniać - odparł spokojnie, by nie dolewać oliwy do ognia. Wiedział, że za reakcją Kai'a krył się jakiś powód, którego nie znał. Jak tak myśli to on cokolwiek o nim wie? Jedynym niepodważalnym faktem jest to, że jest najemnikiem, ale cała reszta jest pod znakiem zapytania. Nawet jego imienia, nazwiska czy wieku nie zna - Gdy ktoś tego nie zrobi jest surowo karany 

Sam tego osobiście doświadczył. Nie był z tego dumny i było mu za to ogromnie wstyd. Na swoją obronę mógł powiedzieć tylko tyle, że nie potrafił pohamować swoich negatywnych emocji i nienawiści. Eskalowało to po roku, gdy zaczął regularnie brać wspomagacze od Vanii i inne leki od niej, które mogły zatrzymać u niego rozwój melancholii. Udało się, ale jednocześnie nie potrafiły utemperować jego innych uczuć, które dały o sobie znać. Chodził nabuzowany, był jeszcze bardziej zamknięty w sobie i nie nawiązać żadnej relacji. Gdy widział jakiegoś najemnika od razu go zaczepiał. Nikt nie potrafił go znieść. Nie dziwił im się skoro sam nie potrafił znieść samego siebie. 

Incydent miał miejsce kiedy jego opiekunem na stażu został Zane. Jak to niektórzy mawiali, ostatnia dla niego deska ratunku. Podczas jednej z misji na swej drodze natrafili na najemnika, który wpadł w tarapaty. Jego towarzysze zostali wciągnięci do śmiertelnej i pruderyjnej zabawy przez leśne rusałki. Zamęczały mężczyzn przez seks. Dosyć nieprzyjemna śmierć, bo znajdowano ich nagich z jeszcze chętnymi ciałami do dalszej zabawy.

Cole ruszył na przód, gdy obaj usłyszeli krzyki. Zane'a oplotły gałęzie z kolców. Jakiś niższy upir leśny próbował go dorwać w ten sposób, ale to nie było na tyle groźne, by nie poradził sobie z tym sam. Dlatego rozkazał mu, aby sprawdził sytuację. Kiedy był już na miejscu widział dwójkę najemników dorwanych przez rusałki, które rzuciły na nich urok i rozpoczynały swoją zabawę. Trzeci próbował uciec od dwóch innych. 

I on widząc kim są, nie ruszył się z miejsca. To nie tak, że bał się demonów. One w ogóle go nie przerażały, choć przeważały go liczebnie ośmiokrotnie. Wiedział, że poradziłby sobie. Nie chciał im pomóc, szczerze życzył im śmierci, mając nadzieję, że jeden z nich okaże się winnym śmierci jego rodziców. Nawet jeśli nie, to tak bardzo nienawidził ich wszystkich, tej ich zasranej polityki, że śmierć członków gildii nie ruszała go. 

Tak żal i gorycz przepełniła jego serce, że zmienili go na osobę na, którym nie mogliby patrzeć jego właśni rodzice, wpajający mu wartości łowców od małego. Gdyby go zobaczyli, gdyby o tym usłyszeli, poczuliby nieopisany zawód przez, który sam nie potrafiłby patrzeć na siebie w odbiciu. W tamtym momencie, kiedy patrzył niewzruszonym wzrokiem na rusałki, które dopadły trzeciego już najemnika, nie myślał o tym w ten sposób. Czuł tylko satysfakcję, że w jakiś sposób mści się za to czego doświadczył, nawet jeśli byliby to ludzie niewinni. Liczyło się dla niego tylko to, że morderca jak i tamci nosili te same mundury. 

Dopiero Zane , który zjawił się chwilę po i widząc czego nie robił, sprowadził go na ziemię, ale w tak nie typowy dla niego sposób. Cole poznał już trochę Zane, dużo też słyszał o nim od innych i każdy mówił, że jest spokojnym, opanowanym typem, nie dającym się wyprowadzić z równowagi. Nikt nawet nie potrafił sobie przypomnieć czy widzieli go wkurzone, jak już to tylko poirytowanego. Dlatego ta wściekłość od jego opiekuna jeszcze bardziej go zdumiało i sprawiła, że zaczęło do niego docierać co właśnie robi. A olbrzymi siniak jaki otrzymał od niego jako przywitanie był idealną wisienką na torcie. Był tak mocny, że upadł na trawę i zakręciło mu się w głowie. Rzucił mu przelotne spojrzenie, pełne lodu, zawodu i bezwzględności. To było jeszcze bardziej otrzeźwiające niż ten cios. Cole ruszył zaraz, by pomóc swojemu mentorowi,

Wszystko później skończyło się w miarę dobrze dla najemników. Otrzymali tylko rany, które nie zagrażały ich życiu. Nie obyło się od surowej nagany od Zane. On nie krzyczał, nie podniósł nawet głosu. Patrzył tylko na niego z góry swym wzrokiem, gorszym nawet od najcięższych słów, bo on przekazywał wszystko co chciał. Czysty zawód, który czuliby za pewnie i jego rodzice, gdyby żyli. Został zawieszony w prawach łowcy, nie wiedząc nawet czy zarząd pozwoli mu kontynuować nauki. Jeśli odmówiliby, skończyłoby się to dla niego bardzo źle. Byłby bez żadnego zawodu, wykształcenia i musiałby zaczynać jaką naukę od nowa, a te lata nauki, które poświęciłby na to wszystko, poszłyby w piach.

To było głupie. Nie zaprzeczał tego, ale jednocześnie twierdził, że potrzebował czegoś takiego. Czegoś tak mocnego, by nim dosłownie wstrząsnęło. A to co nie było na miejscu, aby wskoczyło tam gdzie powinno. Później uspokoił się, opanował nerwy i zobaczył nikłe światełko w tunelu dla lepszego jutra. Starał się być tylko lepszy i lepszy.

O tym na pewno nie zamierzał się dzielić z Kai'em, ani z nikim innym. Kto wie co pomyślałby o nim, gdyby usłyszał o jego haniebnym czynie. 

- I tak byś się nie podszył teraz pod łowcę - zmienił temat dla rozluźnienia zagęszczającej się atmosfery - Mam tylko jeden strój, w który tak byś się nie wcisnął nawet

-Czy ty mi sugerujesz, że jestem gruby? - uniósł jedną brew do góry.

-Cholera nie! - zaprzeczył głośno i szybko, denerwując się, że został źle zrozumiany - Oczywiście, że nie! Przecież masz wyrzeźbione, ładne ciało. Po prostu - 

-Już, już - poklepał go po ramieniu z rozbawionym uśmiechem - Żartowałem - parsknął - Co ty tak się stresujesz? 

-Kurwa! - krzyknął, a następnie ukrył twarz w swoich dłoniach - Nienawidzę cię!

-Dzięki - zaśmiał się, melodyjnym śmiechem.

-Czy ty mi dziękujesz za nienawiść do ciebie? - odsłania delikatnie głowę, mając ją nadal ukrytą zza rękami - Jesteś nienormalny, psycholu 

-Dziękowałem za komplement z wcześniej - rzucił z rozbawionym uśmiechem - To miłe, że tak twierdzisz 

-Ja już się nie odzywam - wzdycha ciężko. 

I faktycznie zapadła cisza, w której nadal uśmiechnięty Kai obserwował bruneta, który uparcie obrócił głowę w innym kierunku niż on i przyspieszył kroku. Nie minęła jednak dłuższa chwila nim odezwał się ponownie. 

-Myślę, że możemy spróbować - powiedział spokojnie, nie patrząc na niego.

-Całowania?

-Kai, kurwa czy możesz być z łaski swojej poważny na chociaż PIĘĆ sekund? - fuknął, zatrzymując się i posyłając mu wściekłe spojrzenie. 

-Przepraszam - rozłożył ręce w geście poddania się, ale jego mina nie wyrażała żadnej skruchy. Oczywiście, że bawiła go ta sytuacja - Taki mój styl bycia 

-Twój styl bycia to wkurwianie mnie? 

-Tak. Eeee to znaczy nie

Głośnie westchnięcie wydobyło się z ust łowcy.

-Dobra już będę poważny - uspokaja się nieco - Co chciałeś powiedzieć?

-Możemy spróbować pójść do tego miasta - tłumaczy już spokojniejszym głosem - No wiesz... Możemy nadal trzymać się wersji, że ja cię przewożę przez Trikutnik i jesteś moim klientem. Pewnie nie będą się czepiać aż tak. A ty w tym czasie mógłbyś powęszyć za swoją Amber, a ja powęszę za naszymi wrogami. Na pewno tak charakterystyczne osoby nie mogły umkną uwadze

Może na to nie wyglądał, ale gdy to mówił robił to z dziwnym trudem. Jakby coś wewnątrz niego nie chciało poznać całej tej Amber. Chociaż, gdy zawsze Kai o niej opowiadał, lubił na niego patrzeć, bo wtedy wyglądał na takiego pogodnego i zaaferowanego, to jednocześnie chciał, by jego uszy nie usłyszały nigdy tego imienia. Naprawdę, mówiąc o tak drugim człowieku nie jest się zakochanym? 

A w ogóle co go to kurwa obchodzi. Kai to Kai. Kobieciarz, lęgnący też do facetów. Chłopak, z którym współpracuje, z którym jest sam na sam i który pomógł mu uświadomić, a może nawet i zaakceptować coś co już w głębi duszy wiedział od dawna, że można lubić osoby tej samej płci. To Kai, który często go irytuje, który jest przystojny i bardzo utalentowany.

To Kai, o którym nic nie wie. 

-Serio? - pyta zdumiony - Naprawdę zrobiłbyś to?

-Myślę, że na wszystkim wyjdzie to na dobre 

-Dziękuję - uśmiecha się z wdzięcznością, jaką jeszcze nie widział u niego. Oczy iskrzały pełne nadziei, a kąciki ust mimo, że nie było uniesione najwyżej jak się da to wyrażały pełnie szczęścia. Ten widok poruszył serce Cole.

-Ale najpierw odpowiedz mi na chociaż jedno pytanie 

-Słucham - odparł łagodnie.

-Ile ty masz kurwa lat?

Nim odpowiedział wybuchł głośnym i długim śmiechem. Cole widząc to burczał pod nosem wiązankę różnych przekleństw pod adresem szatyna, który nawet nie słyszał tego przez swój własny chichot. Zareagował tak, bo nie raz ludzie śmiertelnie poważnie zadawali mu różne pytanie, ale były one bardziej osobiste, personale i dociekały jego życia prywatnego, a to które zadał brunet było takie niewinne. A zrobił to z taką grozą, że zastanawiał się co ten urokliwy łowca chce od niego wiedzieć. A on mógł zadać cokolwiek i bardzo prawdopodobne, że odpowiedziałby na wiele rzeczy, ale zamiast tego zadał tak dziwne pytanie. Myślał, że dawno już wie o tym. 

-Dwadzieścia trzy - odpowiedział w końcu, nie przestając się śmiać - W lipcu skończyłem

-Niby starszy o kilka miesięcy, ale i też niezwykle głupi - wymamrotał. 




Kącik ciekawostkowy:

We wrześniu mija równo rok nim zaczęłam pisać tą historię i jednocześnie półtora roku od pomysłu na nią. Pierwsze notatki ma z kwietnia 2023 roku, kiedy jadąc do Londynu miałam naprawdę dużo czasu na rozmyślanie. Wtedy właśnie wpadłam na ten pomysł. Na przestrzeni tylu miesięcy historia zmieniła się naprawdę wiele razy i nie przypomina swojego pierwowzoru, który udostępnie wam na koniec tej książki, by uniknąć spojelrów. Nie ma tam dużo notatek na przebieg fabuły, bo aktualnie piszę ją na bieżąco,a  wszystko mam w głowie ( nie polecam robić jak ja. To jest bardzo zły nawyk xd )

Na wakacjach skończyłam całe ,,Cierpienie nas połączyło". Powiem, że myślałam, że nie dam rady. Ta historia jest tak różna od tamtej, że nie potrafiłam się przestawić na narrację trzecio osobową. Dopiero po dłuższym czasie zaczęła mi lepiej wychodzić, ale te pierwsze rozdziały, które wyszły bardzo mi się nie podobają. Wyszły jakoś tak sztywnie i mało zachęcające do czytania 

Nie sądziłam, że rozdział wyjdzie mi tak bardzo pogadankowy przez naszych bohaterów ;-; Myślałam, że chociaż zdążę wcisnąć początek akcji, który idealnie kończyłby ten rozdział, ale wyszedłby o wiele za długi. No cóż, na razie to piękna cisza przed burzą. Mam nadzieję, że nie jesteście bardzo wrażliwy na brutalne sceny

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro