Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆꧁✬◦°˚°◦. օ ɦɨʍʍʟɛʀ .◦°˚°◦✬꧂☆

Jay zamyka z hukiem wieczko od telegrafu z głośnym, zdenerwowanym westchnięciem. Zaczyna pakować resztę narzędzi do kieszeni. Na szczęście nie jest ich dużo, raptem śrubokręt, metalowe linki, baterie i małe wymienne części do urządzenia. 

Powoli schodzi z drzewa, mając sprzęt przewieszony na pasku za swoimi plecami. Bez problemowo zeskakuje na dół obok siedzących chłopaków. 

-Obudźcie Zane'a - poleca na wstępie, odkładając telegraf ostrożnie na ziemi. 

-Nie śpię - informuje, ściągając z siebie koszulkę, która dawno zdążyła już wyschnąć. 

-I przez ten cały czas nie spałeś? - pyta zaszokowany. 

-Nie

-Chwila słyszałeś nasze rozmowy przez ten cały czas? - dołącza się do rozmowy Lloyd, który również poczuł się oszukiwany, jak Walker. 

-No niestety tak - wzdycha. 

-Czyli nas zwyczajnie ignorowałeś? - pyta Cole - Nawet kiedy cię o coś pytałem?

-To były dobre chwile - uśmiecha się do siebie - I tak nie uznałem, że to coś ważnego

-Dobra mniejsza o to - zbywa temat - Musimy dostać się do miasta, jak najszybciej

-Dlaczego? - pyta, marszcząc swoje czoło. 

-Próbowałem się połączyć z najbliższym semaforem, ale coś najpierw mi zablokowało fale elektromagnetyczne, a później jakby próba połączenia całkowicie zniknęła. Jakby nie istniał nadajnik. Próbowałem przekształcić sygnał, aby wyłapał dalszy semaforem, ale mam za słaby sprzęt i potrzebuje mocniejszych baterii albo agregatu, który doda im mocy, ale to nie wiem czy byłby w pierwszym lepszym mieście. Chyba, że bym-

-Dobra, dobra - przerywa Zane wypowiedz chłopaka, zapowiadającą długi niepotrzebny im w tej chwili monolog, który i tak zrozumieją, co drugie słowo - Wystarczy mi informacja, że nie możesz się połączyć i potrzebujesz wzmocnić ten swój

-Sygnał elektromagnetyczny - dokańcza za niego dumnie. 

-A potrzebujemy tego w tej chwili? - zadaje pytanie Lloyd - Nie możemy się później z nimi skontaktować?

-Lepiej nie odkładajmy tego - odpowiada Julian - Powinni być na bieżąco z tym co wiemy, a im dłużej się z nimi nie skontaktujemy to będzie niepokojące, zwłaszcza, że wiedzą, że coś nas ściga 

-Musieli się dowiedzieć jakoś z jakim semaforem się łączę i jakoś zniszczyć go - zauważa Jay. 

-A co to ten semafor? - pyta blondyn. 

-Właśnie - prycha Cole. 

-To taki nadajnik, który odbiera i przekazuje sygnały dalej. Jeszcze nie udoskonaliliśmy telegrafów, by było zdolne dostarczać wiadomości bezpośrednio w dane miejsce. Dlatego wychwytują te najbliższe. Jeśli chce, by złapał zasięg od dalszego semafora to potrzebuję większej mocy i...wysokiego punktu albo znajdziemy inny bliższy semafor. To też rozwiązanie, ale dłużej by nam to zajęło 

-Jakie miasto jest najbliżej nas?

-Ha moje ulubione! - wtrąca się niespodziewane Kai, który podchodząc do grupy, usłyszał zadane pytanie. Szczerzył się i wyglądał, jakby jego dobry humor powrócił.

-Jakie? -pyta Lloyd, ale zaraz dostaje olśnienia i kiwa z uznaniem głową, mając taki sam cwany uśmieszek, co jego przyjaciel -Oj już wiem

-Przecież wy stamtąd już nie wyjdziecie! - skarży się Walker - Ja już was znam 

-To drugie najlepsze miejsce do życia zaraz po Wroclavi! - ekscytuje się szatyn- Tak samo głośne, barwne i imprezowe

-Też tam lubisz chodzić przecież - zauważa. 

-TAK! - woła z radością i nagłym wybuchem. Teraz we trójkę są podekscytowani. 

-O czym wy mówicie? - spytał zdezorientowany Cole. 

-O naszej pięknej perle renesansu! - rzuca oburzony Kai tym, że pozostała dwójka jeszcze nie ogarnęła.

-A wy o Himmler gadacie! - orientuje się w końcu. 

☆꧁✬◦°˚°◦. .◦°˚°◦✬꧂☆

Wyniosłe duże miasto zaplanowane od samych podstaw, gdzie każdy centymetr kamienia nie stoi przypadkowo. Jest czyste, zadbane, a każde miejsce wygląda olśniewająco z ozdobnymi kamienicami bogatych mieszkańców. Tylko dostatni obywatele mogą sobie pozwolić na mieszkanie tutaj. Ceny osiągają zawrotne wartości. Na szczęście dla przyjezdnych ceny są nieco niższe, zwłaszcza kiedy nie ma żadnych świąt. Ale nawet jeśli będziesz płacił wysokie sumy za wynajem czy będziesz posiadał dom na własny użytek to miasta i tak zastrzega sobie możliwość wywalenia cię za granic miasta, jeśli zauważą, że szkodzisz reputacji Himmler albo niszczysz jego cenne zabudowania. Dlatego mieszkańcy tutaj to prawdziwi miłośnicy sztuki i artyści. Zwłaszcza w szkołach przykłada się szczególną wagę do tych tematów przez co wysuwa się na prowadzeniu przed innymi szkołami w kraju w tej dziedzinie.

Kai lubi tutaj przyjeżdżać, aby odpocząć od wszystkiego i pobyć z dala od swoich problemów. Nie jest może tutaj najlepsze miejsce do imprezowania, bo są o wiele lepsze od Himmler, ale żadna miejscowość nie może równać się z pięknem budynków i czystością tutaj. Mieszkańcy też są bardzo uprzejmy, jak i również bardzo awangardowi. Potrafią zaczepić jakiegoś przechodnia jeśli im się spodoba i spytać czy zgodzi się na pozowanie nago. Potrafią zapytać o dosłownie wszystko. Nie mają żadnych hamulców, co do tego i lubią nowe twarze.

Czuje się tutaj inaczej, tak jakby nie musiał ukrywać większości siebie.

Ale i tak według niego Wroclavia jest numer jeden we wszystkim i wcaaale to nie tak, że spędził w niej kawał swojego życia i związał się z tym miejscem. Stosunkowo od niedawna mieszka w stolicy, jakieś półtora roku temu dostał przeniesienie do Vienawy, mówiąc, że tam go bardziej potrzebują. Dramat jakiś. Przecież te dwa miejsca są tak daleko od siebie!

Przechodzą przez wysokie piaskowe mury z otwartą na oścież bramą. Słońce przestało aż tak prażyć, ale nadal było bardzo ciepło. Na czystych ulicach znajdowało się sporo roześmianych ludzi, spacerowali ubrani szykownie i ozdobnie. Ich strój przykuwał uwagę. Tutejsza moda nie przypominała tej ludowej na wsiach, była bardziej eksperymentowana i nowoczesna. Mieszkańcy wyglądali jakby próbowali się prześcignąć kto bardziej ubierze się bardziej wyróżniająco od innych, a konkurencja była sporo. Widać było tutaj inspirację z wielu zakątków kraju, a nawet po za nim, co na pewno nie spotkałoby się z pochlebną opinią w innym miejscu niż tutaj. Jeśli przypatrzyło się uważniej konkretnym strojom to można było dostrzec, że co niektórzy inspirują się strojami ludowymi. Świetnie to było widać po kolorowych chustach jakie kobiety nosiły na głowie. 

-Mam wrażenie, że odkąd byłem tutaj ostatni raz to stało się jeszcze bardziej krzykliwym miejscem niż ostatnio - zauważa Zane, przyglądając się niebieskiej kamienicy przez, którą aktualnie przechodzili. Wyrzeźbiono w niej białe piwonie, które pięły się po ścianach w górę. 

-Pewnie było to z trzydzieści lat, co? - prycha śmiechem Jay. 

-Coś koło tego będzie - namyśla się.

-Ile ty masz do cholery w końcu lat? Ja podałem tą datę żartobliwie! 

-A ja w żartobliwy sposób odpowiem ci ,,Nie powiem ci"

-Wyszło ci masło maślane - burknął. Zane wzrusza na to ramionami, nieprzejęty - To będzie mój życiowy cel, by dowiedzieć się ile ty masz w końcu lat, stary zgredzie! - dodaje już z nową pozytywną energią. 

-To tajemnica bardziej strzeżona niż zwoje - prycha z uśmiechem, a na jego słowa Jay wybucha śmiechem. 

-Nie powinien się śmiać z tego w obecnej sytuacji - próbuje opanować się. 

-Ale czarny humor wleciał - przewraca oczami Cole, idący za dwójką chłopaków. 

-Czy ja słyszałem czarny humor?! - woła na samym końcu ich grupy Kai - Zaraz wam zapodam coś jak chcecie! Mam ciekawy repertuar

-Który nie zmienia się od kilku parę ładnych lat - prycha Lloyd, idący obok Cole'a. 

-I tak cię bawią zawsze - odparł z lekką urażą, zakładając ręce na piersi. 

-Bo ty mnie zawsze bawisz - parska na to śmiechem, a szatyn na to uśmiecha się delikatnie. 

Wymijają paru ludzi na chodniku, a im bardziej zbliżają się do rynku tym więcej osób się pojawia. Robi się coraz bardziej tłoczno i coraz głośnej. Konie z wplecionymi we włosach kwiatami oraz żółtymi wstążkami parskają donośnie, kiedy mijają ich na drodze. Ciągną za sobą białe powozie, które oczywiście nie mogły być prosto zrobione. Ich wyrzeźbiona ornamentyka zabiera nie jedną uwagę przechodnia. Stanowczo powozy, jak i konie należą do jakiegoś bogatego mieszczanina. 

W sumie tu praktycznie każdy ma wypchane kieszenie banknotami.

-Zrobiło się chłodniej to wyszli ze swoich nor - prycha Cole. 

-No tak jak my, nie żeby coś - zauważa ostrożnie Garmadon.

-My to nie oni - rzuca leniwie. 

-Chodźcie tędy - zatrzymuje się przy rozgałęzieniu ulic Kai, pokazując ruchem dłoni, by poszli za nim - Znam to miasto bardzo dobrze. Lepiej teraz nie kierować się długą ulicą 

Reszta bezproblemowo zaczęła iść za nim, skręcając w uliczkę pełnej kawiarni, gdzie przed wejściem do niej znajdowały się stoliki z parasolami, dające cień. Na nich siedzieli mieszkańcy, machającymi wachlarzami dla ochłody. Ich śmiechy roznosiły się wokół. Tutaj nie jeździły powozie z końmi było dla nich za ciasno, ale za to można było zauważyć pojedynczych jeźdźców.

-Dzisiaj na rynku jest wystawa Reichana, więc będzie ludzi od zarąbania, więcej niż zazwyczaj - informuje Kai.

-Tego gównomalarza? - oburza się Lloyd - Jak można wystawiać takie gnioty na widok publiczny

-Wiesz to ich rodak w końcu. Urodził się tutaj, ale fakt obrazy to malował brzydkie - prycha na sam koniec.

-Zanim się rozdzielimy ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz - zatrzymuje się Zane w cieniu budynku, a wraz z nim reszta, która zamienia się w słuch i cierpliwie czeka na dalsze instrukcje. Stoją na uboczu i nie wygląda na to, aby ktokolwiek ich podsłuchiwał. Tylko co niektórzy rzucają in zainteresowanie spojrzenia, widząc ich wyróżniający strój swoją prostotą. Zauważają też gojące się rany na twarzach Kai'a oraz Cole'a i nie omieszkują tego również skomentować w swoim towarzystwie. Nikt z nich nie wygląda jakby ich obserwował w sposób niepokojący. Mimo to i tak Zane stara się mówić tak, by nikt po za nimi go nie usłyszał - Jay, gdzie znajdował się semafor, z którym miałeś się połączyć?

-W tym mieście. Następny jest oddalony o około siedemdziesiąt kilometrów od nas, a mój ma moc by się łączyć co najwyżej do pięćdziesięciu kilometrów. No wolałem nosić o mniejszym zasięgu, bo ten większy potrzebuję więcej energii, a to trudno jest już nieść - wyjaśnia rzeczowo. 

-Znasz lokalizację semaforu w Himmler?

-Znam dokładną lokalizację każdego semaforu - informuje dumnie - Łatwo go zauważyć to taki metalowy krzyż na Zagłobie 

-Że na zagłady? - dziwi się Kai. 

-Co, nie! - zaprotestował ostro - Kurwa na Z a g ł o b y

-A, że na tym wypizdowiu to jest! - szybko się orientuje.

-Nigdzie indziej nie było miejsca na jego budowę - wzdycha. 

-Robimy tak - zabiera głos Zane - Wy - wskazuje na Kai'a i Lloyd'a idziecie zobaczyć, co się stało z tym semaforem czy to jest jakaś awaria, a może coś innego 

-Tak jest! - odpowiadają w tym samym czasie. 

-Zaś ty Cole pójdziesz z Jay'em i razem znajdziecie to co on tam potrzebuje do tego, by telegraf mógł przekazać naszą wiadomość 

Brunet chciał zaprotestować początkowo, ale szybko zaniechał tego pomysłu. Nie będzie w końcu robił scen z powodu tego, że będzie przez jakiś czas skazany na towarzystwo Walkera. Na towarzystwo z starymi, nieprzyjemnymi sprawami i irytującym gadaniem. Nie był pewny kto w obecnej chwili byłby gorszą opcją: on czy Kai?

Jednak po szybkim przemyśleniu zdał sobie sprawą, że stanowczo Jay jest w tej chwili lepszym wyborem od szatyna. Jego to miał dosyć na jakiś czas. 

Oczywiście, że nie miał żadnego wyboru, więc nawet nie było co gdybać, co jest lepszą opcją. Skinął potulnie głową na znak, że rozumie. Kątem oka zobaczył, że najemnik robi to samo obok niego. 

-Za ile się spotkamy i gdzie? - pyta Kai.

-Przy bramie, gdy słońce już zajdzie. Stamtąd ruszymy dalej na południe 

-Chwila, a ty co będziesz robił w tym czasie, kiedy my będziemy zajęci swoimi zadaniami? - orientuje się nagle Jay.

-Jak to co? Będę się relaksował i odpoczywał od was - odparł spokojnie. 

-No wiesz ty co 

-Aha

-No, no i taki przywódca z ciebie 

-Ostatnio każdy z was - akcentuje mocno drugie słowo - Jest niezwykle irytujący 

-A co ja takiego niby robię? - obruszył się Jay. 

-Egzystujesz - odpowiada za Zane'a Cole. 

Ten rzuca mu spojrzenie spod byka, a drugi przyjmuje to z istnie kamienną twarzą i bez żadnego wzruszenia. 

-Najmniej irytujący to z was jest Lloyd i tyle w temacie mam do powiedzenia - oznajmił dobitnie, ucinając tym samym dyskusję 

-Mam uznać to za komplement? - spytał niepewnie wspomniany chłopak, łapiąc się za kark.

-Lepiej uznaj - szepnął mu głośno Kai prosto w ucho. 

- Widzimy się o ustalonej godzinie bez żadnych niespodzianek po na kolejne ratunki już nie mamy czasu - spojrzał znacząco na drugiego łowcę oraz Tong'a, a ci poczuli jak robi im się głupio na wspomnienie poprzednich wydarzeń. 

Obrócił się na pięcie i zaczął się kierować w głąb uliczki. 

-No i dalej nie wiemy co będzie robił, gdy my będziemy zajęci - westchnął Jay, niepocieszony.

-Słyszałeś go - zaczął Kai z lekkim rozbawieniem - Chce odpocząć od nas 

-Pewnie chciał sobie pozwiedzać miasto, które nie widział od trzydziestu lat - parsknął śmiechem - Serio nikt nie wie ile on ma lat? 

-A skąd ja mam to wiedzieć - wzruszył ramionami szatyn - Pewnie cię wkręca, że jest stary. Przecież widzisz jak wygląda 

-Ja tam myślę, że jednak ma jakiś plan - mruknął Lloyd, patrząc jak sylwetka mężczyzny niknie z każdą mijającą chwilą - Tylko wolał go zachować dla siebie...

-Jak chuj ma pewnie z około sześćdziesiąt lat - wymamrotał, ciągle zastanawiającą się nad odpowiedzią

-Nie no co ty! - protestuje - Czterdziestka jak nic! Gdyby miał więcej to by nie ruszał się tak żwawo jak teraz

Lloyd wzdycha męczeńsko, łapiąc się za nasadę nosa. Po chwili łapie mocno za dłoń Kai'a i odciąga go od wykładania argumentów na temat swojej racji dotyczącej wieku Zane'a.

-Ej, ale żeby w takim ciekawym momencie! - woła, gdy blondyn nieustępliwie ciągnie go w stronę rynku, nie zamierzając przestać. Nawet nie zaszczyca swym wzrokiem szatyna, jego mina to dosłownie wyrażenie, że ma ich obu dosyć. 

-Kai wyciągnij swoją godność i rozum człowieka z kieszeni i wsadź je sobie kurwa do głowy na stałe - fuknął. 

-Czy to aluzja, że wolisz mnie w innym wydaniu? - prycha - Ała! 

I są to ostatnie słowa jakie słyszą od swoich towarzyszy, a ostatni widok jaki widzieli to jak Garmadon boleśnie wbił palec między zebra Kai'a. Później zniknęli w tłumie na głównej ulicy. Porwał ich gwar i salwa kolorów.

Zostali sami. 

Spojrzeli na siebie, myśląc o tym samym, a wcale o tym nie wiedząc. Ich kontakt był niepewny i zbyt szybki, by mogli zobaczyć coś więcej w swoich tęczówkach, oprócz ich barwy. Pierwszy przerwał go łowca, wbijając wzrok w bruk.

Zapadła nieprzyjemna cisza wraz z nerwowością, która osiadła na ich barkach. Wokół rozgrywało się życie, a pomiędzy nimi panowała martwota. 

Cole złapał się za ramię, ściskając je, jakby mu to miało pozbyć się tego zdenerwowania. I kiedy Jay zebrał się w sobie, by cokolwiek powiedzieć, brunet uprzedził go.

-Chodźmy znaleźć to miejsce - oznajmił bez jakich większych emocji, cicho i opanowanie. 

-Okej - kiwa na to i sili się na naprawdę niewielki uśmiech. 

To był pierwszy raz od bardzo dawna, gdy zostali sami. Kiedy byli w grupie aż tak bardzo nie odczuwali tego, co ich dzieli. 


Ciekawostkowy kącik!

Czaicie, że pierwsza bateria została stworzona w 1798 przez włoskiego fizyka, hrabia Alessandro Volta? Jakby ja myślałam, że może w XX wieku dopiero powstały baterie, a tu proszę taka niespodzianka XD 

Tak, bardzo chciałam się podzielić z tą informacją 

A i jeszcze jedna ciekawostka:

Na niemieckich planach zamiast Zamość używano nazwy Himmlerstadt.

Ale ja skróciłam nazwę do Himmler bo bardziej mi pasowała. 

Dziękuje za uwagę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro