☆꧁✬◦°˚°◦. օ ɖաóƈɦ śաɨǟȶłǟƈɦ .◦°˚°◦✬꧂☆
Iskry zabłysły, kiedy zapałka zetknęła się z draską, rozświetlając ciemności jaskini. Jej żywotność nie trwała długo. Za chwilę zgasła nim chłopak zdążył zrobić to co chciał.
Kai przeklął cicho i wyciągnął następną. Wykonał taką samą czynność, dodatkowo osłaniając ją dłonią, choć przecież to nie było potrzebne. Żaden wiatr nie wiar. Zapałka złapała ogień, zapalając się ciepłym ogień. Szatyn za jej pomocą zapalił swoją lampę naftową, która na szczęście wraz z nim przeżyła upadek na ziemię.
Nie miał pojęcia gdzie się znajdował i ile czasu upłynęło. Wiedział tylko tyle, że uderzył w drewnianą zaporę, rozwalając ją, a następnie tracąc przytomność. Musiał nieźle w nią uderzyć, a samemu daleko poszybować skoro po ocknięciu nie wyczuł żadnych elementów drewna. Możliwe też, że zwyczajnie ominął je, kiedy dłońmi przesuwał po podłożu w celu wyszukania swoich rzeczy.
Było cicho, niepokojąco cicho. Słyszał tylko cieknącą wodę bez żadnych dźwięków pasujących do ludzi. Jego orientacja w ternie w tym momencie nie istniała, tak samo jak poczucie góry, dół i lewo, prawo. Wszystko miało jednakową ciemną barwę.
Próbował się rozczytać z mapy, ale trudno było mu się w niej odnaleźć, kiedy nie znał żadnych punktów orientacyjnych. Teraz przydałby mu się Cole. On by wiedział jak użyć.
Martwił się też o Lloyda. Czy wszystko było z nim w porządku? A co jeśli cały ten Morro zrobił mu krzywdę, a on nawet nie ruszył mu na pomoc? Naprawdę pragnie, by wszyscy znaleźli się cali.
Samotnie poruszanie się w tej mrocznej toni jest niesamowicie niepokojące, jak i przerażające, kiedy wiesz, że ktoś czyha na twoje życie i w każdej chwili może wyskoczyć ci za twoimi plecami. Przynajmniej dzięki tej wyprawie wiedzą o słabym punkcie ducha. Kto by pomyślała, że woda może okazać się niebezpieczna nie tylko dla niego.
Stawiał pomału kroki, a drugą ręką trzymał na prawej ściance. W taki sposób posuwał się, sam nawet nie wie gdzie. Zwyczajnie przed siebie, byleby nie stać w miejscu. Zastanawiał się czy może nie krzyknąć, aby w taki sposób odnaleźć przyjaciół, ale obawiał się, że w taki sposób sam Obcujący go znajdzie. Choć czy teraz nie wylizuje swoich ran? Na samą myśl o jego obrażeniach, uśmiech sam wchodzi mu na twarz. Teraz na pewno duch nie pokusi się o bezpośrednie ataki skoro znają jego słabość. Najpewniej będzie atakował długodystansowo.
-Kai? - usłyszał głos z ciemności.
Przystanął i zobaczył, jak w mroku pojawia się małe światełko, które było za słabe, by ukazać twarz osoby. Na szczęście głos mu kogoś przypominał. Kogoś kto go baaaardzo nienawidzi.
-Cole? - zdziwił się.
-Tak
Zbliżyli się ku sobie i wtedy szatyn mógł bardziej przyjrzeć się twarzy chłopakowi. Niestety musiał trochę zadrzeć głowę bardziej ku górze, ponieważ był od niego wyższy, co zawsze niesamowicie irytowało Kai'a. Zwyczajnie tego nie lubił, gdy był niższy, a u bruneta nie lubił tego bardzo. Nie dość, że patrzył na niego z góry swym wzrokiem to i tak to robił przez swój wzrost. Nie było jakiejś kolosalnej różnicy pomiędzy nimi, ale była. Przynajmniej od początku misji jego spojrzenie nieco złagodniało w stosunku do najemnika. Nie umknęło to jego uwadze i wiedział, że miało to związek z lękiem jaki zaprezentował po ich bójce. Nie chciał, by inny wiedzieli o jego słabości i nienawidził jej okazać, bo przecież to było takie głupie....Przecież to tylko woda.
Ale dzięki temu Cole stał się w miarę milszy dla niego. O bogowie, pewnie robił to z litości, aaaale miał cichą nadzieję, że zwyczajnie przekonuje się do niego.
Lloyd nie jest zadowolony z tego faktu.
Nie ma mu tego za złe. W końcu to jego przyjaciel martwi się o niego.
Nie dało się nie zauważyć ulgi jaka wymalowała się na twarzy Cole'a, gdy go zobaczył.
-Oj nie wiedziałem, że kiedykolwiek będziesz się cieszył tak na mój widok - rzucił żartobliwie szatyn.
-Ja tylko odetchnąłem z ulgą, że nie będziemy musieli targać twojego nieprzytomnego ciała przez całą drogę - prychnął, zmieniając swój wyraz twarzy na swój typowy kiedy rozmawiał z szatynem. Była to oblicze niechęci i zirytowania.
Zdmuchnął zapałkę, gdy ogień zaczął powoli parzyć jego palce, a następnie schował ją do pudełka.
-No tak wielmożnemu Cole'owi nie można wytknąć jego ciepłych uczuć, bo strzeli focha - zażartował z śmiechem.
-Mówił ci ktoś, że jesteś irytujący?
-Tak ty - parsknął rozbawiony - Tak samo jak mówiłeś mi, jaki to ja jestem okropny, głupi i mam się zamknąć
Brunet naburmuszył się na jego słowa, marszcząc czoło. Kai'owi przez szybką myśl, przeszło, że to całkiem urocze.
-Cole wiesz, że uwielbiam się z tobą droczyć, ale musimy odłożyć na bok naszą wzajemną niechęć do siebie i zając się obecną sytuacją - spoważniał - Nic ci nie jest?
Brookstone zaskoczył się jego słowami. A jego oblicze momentalnie złagodniało.
-Nic poważnego się nie stało - zaczął niepewnie - Tylko kiedy szukałem lampy to pokaleczyłem sobie dłoń, bo nie zauważyłem, że jest stłuczona
-Pokaż to - polecił z delikatnością - Mam lepsze światło to ci zobaczę czy, aby nic ci się nie wbiło tam
-Okej - odparł cicho, zaskoczony zachowaniem chłopaka. Żadnego uszczypliwego komentarza nie potrafił z siebie wydusić, jak to miał w swoim zwyczaju.
Kai ostrożnie wziął jego lewą dłoń i nad nią zaczął świecić lampą. Zauważył czerwone rysy, pokryte zaschniętą krwią, ale żadnego kawałka szkła nie dostrzegł.
-Wygląda w porządku - oznajmił, a Cole powoli zabrał swą dłoń spod ciepłych palców Kai'a.
-Dzięki - mruknął, nie widząc co ma to więcej odpowiedzieć. Chłopak zachowywał się dziwnie, jakoś tak bardziej troskliwie i nie wiedział czego jest to powodem. Najpewniej było to zwykłe troszczenie się o członka drużyny dla dobra całej grupy. W końcu raz uratował go przed porwaniem, a wtedy ich relacje były znacznie gorsze niż teraz. Po prostu pewnie nie chciał, by Cole spowalniał drużynę przez swoje obrażenia.
-Wiesz może gdzie jesteśmy? - zapytał szatyn - Od razu mówię, że ja nie mam pojęcia
-Masz może mapę?
-Tak - przekazał rzecz chłopakowi, który zaczął od razu przyglądać się jej.
-Jesteśmy w jednym z zamkniętych korytarzy - oznajmił - Tak sadzę po tym, że obok mnie była rozwalona barykada
-A to ja ją rozwaliłem - rzucił, uśmiechając się niewinnie.
-I nic ci nie jest po takiej sile?
-Mi nic - wzruszył ramionami - Pewnie złagodziło to upadek, ale poszybować to poszybowałem ładnie, więc pewnie skończyło się co najwyżej na stłuczeniach i paru siniakach
-To dobrze
-Dobrze, że stłuczony jestem? - złapał go za słówko, przybierając prowokacyjny uśmieszek.
-Wiesz o czym mówię - prychnął - Chodzi mi, że dobrze, że cały jesteś
-Bo nie będziesz musiał mnie dźwigać?
-Tak, właśnie tak - przyznał dumnie - A teraz chodźmy!
-A w którą stronę?
-W tą z której przyszedłem - powiedział - Poszedłem w tą stronę, bo zobaczyłem rozwaloną barierkę i pomyślałem sobie, że to może któreś z was się tam znalazło
-I trafiłeś na najlepszą znajdźkę - rzucił figlarnie.
-Rzekłbym, że najgorszą - prychnął, obracając się na pięcie w drugą stronę.
Ruszył przed siebie w niesamowity tempie, nie zwracając uwagi na towarzysza. Przystanął dopiero wtedy, kiedy przestał widzieć cokolwiek. Obrócił się zirytowany na szatyna, ale dostrzegając go jak marszczy brwi z bólu, złagodniał.
-Co jest? - zapytał spokojnie.
-Trochę mnie boli biodro - przyznał ze skruchą, obdarzając go uśmiechem - Podczas upadku musiałem nieźle uderzyć. Plecy też bolą. Ech...
-Ale nic nie masz złamanego? - zaniepokoił się.
-Weź przestań - machnął ręką - Zaraz przejdzie mi. Zwyczajnie się obiłem i tyle. Po prostu nie idź tak szybko, okej?
-Okej - pokiwał głową.
Cierpliwie poczekał aż Kai podejdzie do niego i razem zaczęli iść w rytm jego tempa. Nic nie mówili tylko słuchiwali się w odgłosy jaskini, z której zaczęły wydobywać się znajome dźwięki.
-Kai? Cole? - rozbrzmiało echo.
Stanęli w tym samym czasie i spojrzeli na siebie z tą samą radością.
To był Lloyd. To jego głos obijał się wśród ścian i najwidoczniej nic mu nie było.
-O bogowie, jak dobrze cię słyszeć! - krzyknął w ciemną otchłań. Zerwał się w jego stronę, ale szybko zatrzymał się kiedy ból przeszył jego ciało - Gdzie jesteś?
-A skąd ja mam wiedzieć - prychnął blondyn - Nie mam żadnego światła!
-O siema chłopaki! - dołączył do ich krzyków Jay - Auć głupia ściana!!
-Nie powinniśmy być cicho? - szepnął Cole w stronę Kai'a - No wiesz...
-Ale nie możemy się też wiecznie błąkać - powiedział cicho - Myślę, że i tak za późno już na ukrywanie się. Myślę, że jeśli by chciał to Morro, raczej tak się nam przedstawił - zmarszczył gniewnie czoło na wzmiankę o nim - to by już nas znalazł
Powolnym krokiem ruszył przed siebie w przeciwieństwie do Cole'a, który stanął w miejscu wyraźnie zaniepokojony. Przykucnął przy ziemi i położył na nią swą zdrową dłoń.
-Nie ruszaj się przez chwilę - poprosił.
-Co ty - zdziwił się Kai.
-Bądź po prostu cicho przez chwilę - rzucił ostrzej, co postutkowało milczeniem ze strony szatyna.
Cole przymknął oczy i zaczął nasłuchiwać. W tle rozbrzmiewały echa głosów ich towarzyszy, którzy próbowali się wspólnie odnaleźć. Do Jay'a oraz Lloyd'a dołączył Zane. Łowca próbował skupić się tylko na swoim zadaniu i na czuciu wibracji ziemi, które z każdą chwilą nabierały na sile. W pewnym momencie nawet Kai zaczął czuć, jak ziemia drży pod nimi.
-Cholera - zaklął - Ziemia przesuwa się przed nami
-Co, ale -
-Ruszmy się! - zawołał, łapiąc z automatu dłoń szatyna i zaczynając go ciągnąć w stronę przyjaciół.
Cole nie za bardzo zorientował się, że biegnie za rękę z Kai'em i, że on pierwszy to zrobił. Był zbyt skupiony na ucieczce i pomaganiu najemnikowi, aby ten ruszył się szybciej. Drugi chłopak starał się dotrzymywać kroku towarzyszowi, ale ból był bardzo dokuczliwy przy takich gwałtownych ruchach. Sam nie ukrywał zdziwienia na poczynania Cole'a. Raz patrzył na jego plecy to z powrotem wracał spojrzeniem na ich złączone dłonie. Brunet trzymał go pewnie.
-Jaskinia się wali! - zawołał z przerażeniem Zane.
Nie żeby robiło to wrażenia dla Kai'a, że trzyma kogoś za rękę. Dla niego robiło wrażenie, że właśnie ten opryskliwy łowca to zrobił z własnej, nieprzymuszonej woli, chcąc mu pomóc.
-Gdzie jesteście? - krzyknął Lloyd, zagłuszony dźwiękami osuwania się kamieni.
Szatyn wiedział, że nie dadzą rady wydostać się z korytarza. Zdał sobie sprawę, gdy skały jedna za drugą spadały z sufitu, torując im drogę. Z początku omijali się, ale kiedy ich częstotliwość zwiększyła się, stało się to zwyczajnie niemożliwe. Mimo to brunet uparcie ciągnął ich w stronę wyjścia, nie chcąc pozostać uwięzionym jak i rozdzielonym z pozostałymi. Nie bez powodu przecież ten zakamarek jaskini został zablokowany.
Cole widział światełko, jak na ironie przystało, na końcu tuneli. Dało mu to nadziei i chciał jeszcze bardziej przyśpieszyć, co stało się niemożliwe do wykonania. Odłamy skalne leżały na ich drodze, przeszkadzając im, a drżenie ziemi również nie pomagało.
Kai wiedział, że nie dadzą rady, a kiedy spostrzegł jak duży odłamek skalny porusza się nad nimi, szybko pociągnął Cole do siebie, a następnie odepchnął go z całych sił w drugą stronę, by ten zniknął spod kamienia. Brunet nieświadomie pociągnął go za sobą przez co najemnik sam runął na niego, straciwszy równowagę. Światło upadło i zgasło. Zapadły ciemności, w których dało się tylko słyszeć spadające kamienie, które huczały, obijając się wzajemnie. Było głośno, harmider, a oni modlili się tylko o to, by żaden kamień nie przygniótł ich swych ciężarem.
Kai leżał na drugim chłopaku, nie co bardziej z boku. Obydwoje na razie nic nie robili z ta sytuacją bardziej zajęci poważniejszą. Z każdą chwilą robiło się coraz ciszej, co mogło oznaczać, że wyjście zostało zasypane. Można jeszcze było usłyszeć jak niektóre mniejsze kamyki jeszcze się toczą, czasami opadając na ich ciała.
Nic nie widzieli, musieli polegać na swoich pozostałych zmysłach. Czuli swoje ciepło i to jak w ich klatach piersiowych, serce biło naprędce przez nadmierny stres. Nic się nie odzywali tylko słuchali się we własne oddechy, które łaskotały ich rozgrzane policzki. Mijała chwila za chwilą, a oni w nich trwali niepewni.
-KAI
-COLE
Wrzeszczały przytłumione głosy i to ich ocknęło.
-Zdążyłbym...- szepnął smutno brunet.
-Nie zdążyłbyś - odparł mu w takiej samej intonacji co on.
Miał rację, ale bardzo nie chciał tego przyznawać.
Ich przyjaciele dalej ich nawoływali. Słyszeli w ich głosach zmartwienie i panikę, kiedy nie dawali żadnego znaku życia.
-ŻYJEMY! - wrzasnął szatyn zbyt blisko Cole, który zakrył swoje uszy dłońmi. Od jego krzyku w zaczęło mu piszczeć w uszach. Nie widział tego szatyn.
Odpowiedzieli coś co nie zrozumieli, więc Kai chciał coś krzyknął, kiedy to Cole zasłonił mu usta dłonią.
-Nie krzycz tak blisko - poprosił ze zmęczeniem w głosie.
-Dobrze - zrozumiał sytuację.
-Gdzie lampa? - spytał zaraz - Musimy rozejrzeć się w sytuacji
-Musiała gdzieś upaść. Nie wiem czy się nie rozbiła. Poczekaj - próbował sięgnąć do kieszeni swoich spodni, gdzie trzymał zapałki, ale leżący na nim Kai utrudniał to. Sam on poczuł dłoń bruneta na swoich brzuchu i to jak sunie niżej.
-Yhym - odkaszlnął i wtedy Cole zdał sobie sprawę, co robi. Znieruchomiał. Zaczerwienił się na twarzy, czując niesamowicie się głupio. Cieszył się, że w tym momencie panuje ciemność i szatyn nie zobaczy jego twarzy - Ale żeby takie rzeczy? - rzucił rozbawiony.
-Zejdź ze mnie zwyczajnie - warknął.
- Dobrze, dobrze - parsknął śmiechem.
Próbował się podnieść, znajdując coś o co można się było oprzeć. Musiał sam wyczuć to miejsce, bo wzrok w aktualnym momencie był bezużyteczny.
-Przestań mnie macać, kurwa - syknął, odsuwając jego dłoń z klatki piersiowej.
-Zazwyczaj ludziom się to podoba
-Kai - zaczynał już ze złością.
-Nie moja wina, że nie mam nadnaturalnych oczu - prychnął - Co ja jakiś upir, aby widzieć w mroku?
W nocy było już więcej widać niż jeżeli tutaj. W niej nie miał problemów, by się poruszać, ale tutaj światło księżyca mu nie pomoże. Musiał zdać się na dotyk.
-Upir to za mało powiedziane, że jesteś - prychnął z irytacją - Chociaż daj mi dostęp do mojej kieszeni to wyjmę zapałki
-Której kieszeni?
-Sam wyciągnę - burknął.
-Nie o to mi chodzi - przewrócił oczami - Z jakiej strony mam się odsunąć?
-A może cię rzucę z siebie zwyczajnie?
-Tylko spróbuj - fuknął - Nie wiemy, co jest pośród nas. A co jeśli nadzieję się na coś ostrego?
-To nie będę płakać
-Cole - wymówił jego imię z taką miękkością i spokojem, że przeszły go ciarki - Współpracujmy, dobrze? Wiem, że jesteśmy rozemocjonowani obecną sytuacją i niezbyt się trawimy, ale postarajmy się
Nie odpowiedział od razu, zbyt mieszany jego słowami.
-Dobrze - westchnął ciężko - Zrób mi miejsce w prawo
Toteż Kai uczynił, robiąc mu dostęp na prawą kieszeń. Wyciągnął z niej zapałki, zapalając jedną sprawnym ruchem. Płomień rozpędził odrobinę mroku.
I wtedy Cole dostrzegł, że Kai siedzi okrakiem nad nimi i spogląda na niego z góry spod przymrużonym oczu. Miał nadal zaczerwione policzka, a włosy oklapły mu na czoło. I na ten widok aż coś ścisło go w brzuchu z niewiadomych powodów. Szybko zgasił zapałkę, aby najemnik nie był w stanie zobaczyć jego twarzy.
Po prostu wdech zaparło mu w piersi. Co by nie mówić o Kai'u, to jego urodzie nie można byłoby odmówić. A, że siedział na nim i patrzył na niego w takim stanie-
Odgonił szybko swoje myśli.
-Hej! - burknął - Czemu zgasiłeś?!
Od odpowiedzi wybawił go głos, najprawdopodobniej Jay'a.
-ŻYJECIE?!
-DAJ NAM CHWILĘ - wrzasnął mu w odpowiedzi szatyn. Na szczęście nie był tak blisko niego jak za pierwszym razem i nie zapiszczało mu w uszach.
Szybko zapalił drugą zapałkę. Gdy światło się pojawiło, omijał wzrokiem chłopaka.
Kai rozejrzał się wokoło, a po chwili wstał powoli z towarzysza. Wysunął w jego stronę swą dłonią, chcąc mu pomóc się podnieść. Cole z ociąganiem ją chwycił, a następnie stanął na równe nogi.
Zobaczył, że obok nich znajduje się lampa, a także kilka mniejszych lub większych kamieni porozrzucanych wokół. Najpierw podniósł ją z ziemi i zobaczył, że ma jedno duże pęknięcie. Na szczęście nie rozbiła się, więc była jeszcze zdatna do użytku. Zapalił ją szybko nim całkowicie zapałka się wypali. Lampa powoli rozpalała się do swojego ostatecznego kształtu. Obrócił się z nią w kierunku Kai'a, który znajdował się przed ścianą i przyglądał się jej z zadartą podbródkiem w górę. Podszedł do niego, omijając większe kawałki skał.
Przejścia nie było. Zostało zawalone dużymi odłamkami skalnymi, nie zostawiając za sobą żadnego skrawka wolnej przestrzeni. Patrzyli na to, wiedząc dobrze, że nie wydostaną się. Nie było szans, by odkopać się z tego.
-Morro - rzucił bez emocji Kai. Tak z pozoru można było się wydawać, ale gdy spojrzało się na jego zaciśnięte w pięści dłonie, od razu zmieniało się zdanie. Furia przepełniała jego ciało.
-Na pewno był to on - syknął Cole, czując taki sam gniew co towarzysz.
-JAK SPRAWA U WAS WYGLĄDA? - zapytał szatyn.
-ŹLE - odparł mu Jay - ALE JESTEŚMY RAZEM
Ściana musiała być bardzo gruba skoro musieli aż wrzeszczeć, aby się usłyszeć. Kolejna zła wiadomość dla nich.
-CO MAMY ROBIĆ ZANE? - tym razem pytanie zadał Cole - NIE PRZEBIJEMY SIĘ
Zapadło chwilowa cisza po stronie Cole i Kai'a. Nie słyszeli jak reszta drużyny omawia co powinni zrobić dalej.
-WIECIE GDZIE JESTEŚCIE? - spytał Zane.
-CZEKAJ - odparł mu Cole.
-Podaj mi mapę - zwrócił się do Kai'a - Ja swojej nie mam
Chłopak podał mu przedmiot, wyciągając go z swojej torby. Drugi rozwinął mapę i zaczął ją oglądać, zastanawiając się gdzie mogli się znajdować. Na mapie były zaznaczone kilka zamkniętych korytarzy, zalanych czy oznaczonych jako ślepe punkty. Dwa pasowały do okoliczności, w których się znaleźli. Jeden był opisany jako zalany zaś drugi jako zamknięte podziemia.
Każdy z dróg spowodował u nich uścisk w sercu, mrożący w krew żyłach strach. Cole liczył, że znajdowali się w tym zalanym, mogli wtedy spróbować przepłynąć lub znaleźć wyjście. Zaś jeśli byli w tym drugim, oznaczał to tylko koniec.
Dla Kai'a ten koniec już się stał.
-SPRÓBUJEMY ZNALEŹĆ WYJŚCIE - krzyknął mu Cole - MNIEJ WIĘCEJ WIEM, GDZIE JESTEŚMY
-POCZEKAMY NA WAS - odrzekł Zane - JAK NIE TO ROZKOPIEMY TE SKAŁY
Popatrzyli na ściankę przed sobą, na jej grubość i wielkość kamieni.
Wyglądało to na niewykonalne.
Czy naprawdę jaskinia stanie się ich grobem?
-Cole - zaczął Kai, nie spoglądając na bruneta - Mógłbyś sprawdzić sam ten korytarz?
Chłopak miał już zaprotestować na jego pomysł. To nie było tak, że bał się sam chodzić po ciemnościach. Zwyczajnie nie chciał się rozdzielać. Trzymanie się razem to było najlepsze co mogli zrobić w tej sytuacji. Świadomość, że nie było się w tym samemu dawała jakiekolwiek otuchy.
-Proszę - dodał zaraz, błagalnym głosem.
Na początku nie rozumiał tak nagłej jego zmiany. Owszem, znajdowali się w beznadziejnym położeniu, ale Kai mimo wszystko nie był typem osoby, która rezygnowała od razu. Był bardziej zawzięty i uparty. Tak się przynajmniej wydawało Cole'owi. I tak przecież naprawdę było. Kai był pewny siebie, rzucał docinkami i dwuznacznymi żartami. Coś innego musiało wywołać przerażenie u szatyna niż wizja powolnej śmierci w ciemnościach jaskini.
I wtedy sobie przypomniał.
Kai bał się wody.
Dla niego nie było żadnej nadziei na wyjście.
-Dobrze - odparł spokojnie - Nie powinno mi to długo zająć
Miał już odejść, ale przez myśl mu przeszła straszliwa myśl. A co jeśli, gdy odejdzie Kai sobie coś zrobi? Może dlatego chce zostać sam. Nie ma zamiaru umierać tutaj z braku jedzenia, więc zakończy to szybciej. Naprawdę zmroziło mu to serce.
-Idź, idź - popędził go widząc jego zawahanie i strach w brązowych oczach - Ty szybciej zbadasz ten korytarz niż jeżeli ja z tobą. W tej chwili poruszam się straszliwie wooolno - przedłużył ostatnie słowo, uśmiechając się z rozbawieniem. Wrócił Kai, którego znał Cole. To był prawdziwy on, czy tylko przykrywka?
-No idź już - powiedział z zniecierpliwieniem - Bo jeszcze pomyślę, że nie możesz się ze mną rozstać
Brunet prychnął na to głośno.
-Kretyn - rzucił na odchodne.
Kai obserwował jak dwa światła znikają w mroku. Momentalnie przypomniała mu się sytuacja z Leszym, gdy podobny mrok miał ich pożreć. Myślał, że uratował się od tego, ale jak widać od zemsty nie da się uciec. Karma to naprawdę niezła suka, a on za zamordowanie tego puszczyka zgnije tutaj. Nawet jeśli znajdowali się w tym zalanym korytarzu to dla niego nie robiło to żadnej różnicy.
I tak wie, że nie da rady stąd wyjść.
Kącik ciekawostkowy:
Rzucę wam notatkę na temat tego wątku w jaskinie, jaki napisałam półtora roku temu
"udają się w góry, a tam czary mary Morro bawi się w koszmary. Gasi im pochodnie, rozdziela ich i ciśnie z nich bekę. Zawala tunel i rozdziela Kaia i Cole oraz resztę"
Musiałam to tu wstawić, bo nadal mnie bawi jak ja to napisałam xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro