☆꧁✬◦°˚°◦. օ ȶʏʍ ӄɨɛɖʏ ʟɛքɨɛʝ քǟȶʀʐɛć ա ɖół ʟʊɮ ա ɢóʀę ʐǟʍɨǟֆȶ ա քʀʐóɖ .◦°˚°◦✬꧂☆
Trzymajcie na nowy rok. Niech ten obecny będzie lepszy od poprzedniego
,,Jak ja cię nienawidzę i tej twojej parszywej mordy. Jak to dobrze, że masz ją zasłoniętą to przynajmniej nie muszę jej oglądać. Jesteś chujem, zakłamanym mordercą. Nikt cię w ogóle nie lubi. Weź spierdalaj, nie wracaj i przeproś swoją matkę. Kurwaaaaa, trzymajcie mnie. I co się patrzysz, lampudziaro"
-Cole wszystko w porządku?
-Tak, tak
I ponownie wrócił do wyzwisk adresowanym do Kai'a. Tak bardzo był nimi pochłonięty, że nawet nie zarejestrował kto zadał mu pytanie ani kiedy Jay, Kai i Garmadon zniknęli z pomieszczenia, załatwić całą papierologię. Najemnicy nie mogli od tak sobie udać się na misję. Musieli się podpisać, a ktoś musiał to potwierdzić. Musiały być podany powód i dowody zlikwidowania człowieka. Nie można było sobie pójść na samowolkę. W tym przypadku trwało to naprawdę krótko. Na większość rzeczy skłamano i napisano pierwszą, lepszą wiarygodną rzecz, która tłumaczyła dlaczego udają się na misję z dwojgiem łowców.
Nie skupiał się na słowach mistrzów, toteż nie wiele zapamiętał. Jak to dobrze, że za mówienie był odpowiedzialny Zane, który opowiedział czego się dowiedzieli i jaki mieli następny plan. Irytowało go, że brązowooki stanął obok niego jak nigdy nic. I jak w takiej sytuacji miał się skupić, gdy jego obecność aż zatruwała jego przestrzeń osobistą. Gdyby stanął na jakiś kilometr to i tak naruszałby jego granice. Jego persona była przytłaczająca, choć wcale się nie odzywał. W ogóle nic nie robił tylko stał. A on nie mógł zapytać go o to co odwalił, bo przecież byli obok mistrzów i reszty, pożal się boże, drużyny. A obicie mordy chłopaka nie byłoby korzystne dla jego wizerunku. Jeszcze będą dogodne sytuację.
Kiedy tylko Cole doprowadził się do porządku po incydencie w świątyni, udał się do swojej przyjaciółki Vani, aby zaszyła mu materiał na jego ramieniu, który zniszczył mu pieprzony Kai Tong. Nie chciał jechać z zaschniętą krwią i dziurą w ubraniu, a przy okazji pożegna się z dziewczyną. Opowiedział jej o zaistniałej sytuacji, a Vania nie ukrywała swojego zburzenia. Tak, więc obydwoje pluli na szatyna. Lepszej przyjaciółki Cole nie mógł sobie wymarzyć.
A teraz siedzieli na swych koniach przed ogromną bramą, prowadzącą do przedmieść miasta, gdzie budynki nie są już tak ogromne i zatłoczone, jak w centrum. Po za nim mieszkali głównie bogaci w swych ozdobnych posiadłościach. Brama była otwarta na oścież, a przy niej stali dwoje strażników, pełniących wartę. Z prawej, jak i lewej strony ciągnęły się mury, a nawet przejściem tworzyły zadaszenie po, którym spacerował patrol.
Mieli właśnie przejść przez bramę, będąc gotowymi do wypełniania zadania, gdy to usłyszeli wołanie kilku mężczyzn, krzyczących imię Cole'a, który w tym momencie się załamał, widząc jak jego przyjaciele biegną w jego stronę.
-Debilu jeden tak bez pożegnania chciałeś wyjechać?- krzyknął urażony Fungus.
Brunet uderzył się w czoło. Totalnie zapomniał pożegnać się z nimi przez całe to wszystko co się działo wokół niego. Zwyczajnie wyleciało mu z głowy.
-Sorry chłopaki- posłał im zawstydzony uśmiech.
Zeskoczył z konia i stanął na przeciw całej trójki.
-Tylko się pospiesz, Cole- oznajmił Zane.
Pozostała dwójka pozostawiła na zachowanie milczenia. Niezmiernie podpasowało to brunetowi. Nie wytrzymałby komentarzy ani Jay'a, ani Kai'a. Lloyd trzymał się blisko szatyna i z zaciekawieniem obserwował przyjaciół Cole'a.
-To tylko chwila- rzucił szybko.
-Następnym razem może się uda wyjechać- i rozłożył ręce do przytulenia bruneta. Objęli się krótko.
-Błagam wam, przecież ja nie wyjeżdżam na zawsze- prychnął śmiechem.
-Słyszeliśmy od Vani, że jedziesz no- szepnął, wskazując ruchem głowy na najemników, siedzących na swych koniach nieopodal- Jak ci z tym?
-Chujowo- westchnął.
Chciał dodać, że nie dość, że z najemnikami to i jeszcze z pieprzonym Kai'em Tong'em Na szczęście w porę ugryzł się w język. Nie jest takim dupkiem, by zdradzać jego profesję. Jeszcze. Niech go tylko wkurzy raz jeszcze to nie zdoła siebie opanować.
-Powodzenia!- i klepnął go mocno w plecy Korgran, wyszczerzając zęby. Cole myślał, że zaraz wypluje płuca od tego uderzenia.
-Dzięki- wydusił z siebie- Wrócę szybko
Przybił z każdym jeszcze szybkiego żółwika i wskoczył na konia. Kiedy reszta zobaczyła, że jest gotowy ruszyli w drogę. Machali mu na pożegnanie, a on im odmachiwał. Zane zrównał się z nim tempem i zaczął iść koło niego. Reszta znajdowała się na przedzie.
-Bliscy przyjaciele jak widzę- zauważył.
-Jak nie odpierdalają to można się nawet do nich przyznać- prychnął i odwrócił się za siebie, by ostatni ten raz na nich spojrzeć. Wtedy to Korgran dwoma palcami pokazał na dwoje najemników i pokazał gest, poderżnięcia gardła. Cole wybuchł na to śmiechem- Tak, teraz to się do nich definitywnie przyznaję
Jay odwrócił się także za siebie, ale kiedy jego spojrzenie spotkało się z Cole'em natychmiast uciekł i spiął się. Skupił się na ponownie na jeździe.
Oni wszyscy się kiedyś przyjaźnili. Byli jedną, wielką paczką przyjaciół. Odkąd przeszedł do drugiej gildii to nie spotykają się tak często jak kiedyś, nie licząc Cole'a, który świadomie unikał konfrontacji z rudzielcem. Jego przyjaciele mówili, aby nie traktował Jay'a oschle i spróbował się z nim pogodzić. Jednak ich starania okazały się bezskuteczne przez upartość bruneta.
Prawdopodobnie Jay chciał się z nimi również pożegnać, ale możliwe, że nie miał odwagi tego zrobić przy Cole'u ani przy Kai'u. Jednak zasady nakazywały nie okazywanie zażyłości z drugim człowiekiem, a nie chciał naginać już żadnych zasad. Naprawdę chciał pozostać w tej gildii u boku swojej dziewczyny.
Ciekawe jak by zareagowali Plundar, Korgran i Fungus na wieść, że on jest tuż obok nich.
Jednak wszyscy byli już zbyt daleko, by się o tym przekonać.
☆꧁✬◦°˚°◦. .◦°˚°◦✬꧂☆
Las, spokojny zacieniony las. Słońce przebijało się przez liście i docierało pod korony drzew. Było to miejsce, gdzie człowiek nie miał władzy, lecz zwierzęta i inne stworzenia często nieprzychylne ludziom. Jeśli zostawiało się je w spokoju, one robiły to samo.
Wędrowali po leśnej, wąskiej dróżce pomiędzy krzakami. Było cicho i spokojnie, nic nie zwiastowało niebezpieczeństwa. Można było usłyszeć śpiew ptaków i szum liści.
I może byłoby wszystko dla Cole'a, gdyby nie fakt, że musiał ciągle wpatrywać się w plecy Kai'a.
Westchnął.
Tak się właśnie ułożyli, łowcy na początku i na końcu, aby mogli szybciej zainterweniować w miejscu, gdzie częściej szwendają się upiry. Jay był za Zane, a za nim Lloyd. Jemu przypadało oglądanie widoku Kai'a w swoim pełnym stroju. Naprawdę wolał, aby szedł przed nim Lloyd albo Zane. Z nimi to chociaż, by pogadał. Zaś Jay, gdy tylko poczuł, że może się rozgadać na takim odludziu jak to, wykorzystał okazję. Najpierw zaczął od marudzenia na upał, a później zagadywał młodego Garmadona. Po jakiejś godzinie jego paplanina stała się nieznośna, nie żeby na początku taka nie była.
Lloyd odwrócił się za siebie i posłał błagalne spojrzenie swojemu przyjacielowi, który nie zauważył tego zbyt pochłonięty swoimi myślami. Blondyn spojrzał wtedy na mnie, a ja na to wzruszyłem ramionami. Westchnął teatralnie i wrócił do poprzedniej pozycji. Jay musiał się wygadać po takiej długiej ciszy milczenia, a on zawsze lubił dużo paplać. To i tak cud, że tak długo wytrzymał. Wątpliwie było, aby ktoś zdołał go uciszyć. No może Zane dałby radę, ale jemu nie przeszkadzało gadulstwo chłopaka oraz miał anielską cierpliwość. Był też skupiony na prowadzeniu drużyny właściwą drogą.
-Wiesz co- wtrącił się Lloyd pomiędzy słowami, gdy rudzielec robił przerwę na oddech. Milisekundową przerwę- Chyba już wiem czemu wujek i ojciec nie chcieli mnie puścić- odparł z dużą dawką ironii, której nie zauważył Jay.
-No dawaj swoje przemyślenia. Jestem ich ciekawy!
-Nie chcieli, abym zdechnął przez twoje gadanie- prychnął
-Ja tam uważam, że nie o to chodziło-
-Zamilczcie- uciszył rozgadaną dwójkę Zane i zwolnił swojego konia.
Kai w tym momencie dostał gałęzią w twarz, którą nie zauważył
-Kurwa- przeklną głośno i zaczął strzepywać z siebie liście, które opadły na jego strój.
-Płomyk kazałem się uciszyć- rzucił w jego stronę spokojnie mężczyzna.
-No sorry, ale właśnie dostałem gałęzią w ryj!
-Cisza
I uciszył się, niezadowolony tym faktem, że ktoś mu to kazał.
Cole naprawdę nienawidził tych ksywek. Brzmiało żałośnie. Jak on miał z pełną powagą zwracać się do Kai'a Płomyk, a do Jay'a Blitz. No nie da się.
I jeszcze taka sytuacja. Są na misji, mają wykonać ostatnie cięcie, by zabić powiedźmy takiego mordercę i nagle ktoś mówi ,,Płomyczku czyń honory". Na miejscu tego mordercy roześmiały się, bo tego nie da się brać na poważnie. Naprawdę.
Mogli wybrać jakąkolwiek ksywkę, a wybrali taką. Kai to idiota, tak samo jak Jay. Obydwoje są nimi.
Na misjach nie używają swoim imion, jakie mają w cywilu. Z wiadomego powodu. W pracy zaś używają ksywek, które zwykle są nazwą czegoś.
,,Ciekawe czy morderca moich rodziców nosi równie coś głupiego.
Krawnik na przykład.
Japierdole.
Przestań"
Nieironicznie słyszał plotę, że ktoś serio nosi taką ksywką, która brzmi jak ,,trawnik". I nie tylko on tak słyszał.
-Jesteśmy na miejscu. Zachowajcie spokój i nie atakujemy ich za nim one tego nie zrobią, jasne?
Każde z nich pokiwało głowy na znak zgody.
-I staramy się ich nie zabić. Musimy wyciągnąć z nich informację
I ruszyli już w ciszy, rozgarniając krzewy, które powoli zarastały ścieżkę, od dawna nie używanej przez nikogo żywego. Zastali jezioro porośnięte różną roślinnością, gdzie lilje wodne i trzciny najbardziej się wyróżniały. Woda nie była przejrzysta, a mętna. Na drugim brzegu znajdowało się zniszczone i podgniłe molo, które nie nadawało się już do chodzenia po nim. Przestano je używać, gdy to miejsce wybrały rusałki.
Kiedy tylko się zbliżało się do miejsca, można było poczuć napięcie unoszące się w powietrzu i jak zmysły nakazywały na odwrót, przy jednoczesnym pragnięciu ruszania w przód. Co było sprzeczne z instynktem przetrwania.
Z każdym krokiem końskich kopyt, zaczęli znajdować się coraz bliżej wody. Konie stawały się niespokojnie, tak samo jak ich jeźdźcy, którzy rozglądali się wokoło. Niby na pozór wszystko było w porządku, bo nic ten widok nie różnił się od zwykłego jeziora w lesie, ale jeśli się tam by stanęło to poczułoby się różnicę.
Zane zeszedł z swojego siwego konia, który oddalił się od niego i zaczął skubać niespokojnie trawę, a w tym czasie on stanął już nad brzegiem wody. Spojrzał na nią i nie zobaczył nic niezwykłego.
Pozostali również stanęli na własne nogi, trzymając za uzdę niespokojne zwierzaki, nieprzyzwyczajone do obcowania z siłami nieczystymi. Rumaki Lloyda i Cole'a, potuptały do siwego konia. Nadal zachowywali milczenie i obserwowali otoczenie. Instynktownie każdy położył swoją dłoń na swojej broni, oprócz najstarszego mężczyzny, nadal zapatrzonego w wodę.
-Masz naprawdę ładne oczy- rozbrzmiał miły, kojący głos, przerywający tym samym ciszę.
Wszyscy spojrzeli na Lloyda, a raczej na demona stojącego tuż obok niego.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na groźnego, lecz na zwykłą, młodą kobietą. I to właśnie stanowiło główną broń upira, który później wykorzystywał to, by zatopić swoją ofiarę w odmętach wody. Miała jasną karnację i długie faliste włosy w odcieniach ciemnego zielonego, a na głowie wianek z ziół. Była podobnego wzrostu co Lloyd, a nawet i wieku. Wieku wyglądu, bo tak naprawdę mogła mieć kilka dekad i nic na to nie będzie wskazywać. Jej idealna figura przyciągała uwagę, a fakt, że była całkowicie naga pozwalał się bliżej ocenić jej piękność do pozazdroszczenia. Oprócz nagości, to jeszcze jej trupie oczy przykuwały zainteresowanie. Były ciemne i duże, bez żadnego znaku życia. Pierwszy znak, że miało się do czynienia z istotą martwą.
W pierwszej chwili Lloyd nie zareagował, zbyt zaskoczony nagłym pojawieniem się demona i to jeszcze całkowicie nagiego. Pomimo, że gołe ciała upirów już widział na treningach to było to i tak zupełnie nowe doświadczenie. Nie słyszał jej kroków, ani nie wyczuł obecności wcześniej. Wpatrywał się jej ciemne oczy, flirciarsko oceniające jego sylwetkę. Bezwstydnie skanowała jego ciało, nie omieszkając przy tym dłużej zatrzymywać swojego spojrzenia na jego kroczu.
-Łapy precz od mojego przyjaciela- fuknął Kai i niczym muchę strzepnął kobiece palce, zaczynające się już bawić jasnymi kosmykami chłopaka. Upir syknął głośno i zrobił niezadowolony grymas twarzy. Następnie szatyn uderzył Garmadona z liścia.
-Ała pojebało cię!- krzyknął Lloyd, łapiąc się za piekące miejsce.
-Musiałem cię jakoś wydostać z uroku- odpowiedział niewzruszony.
-Nie byłem pod żadnym urokiem!
-Serio? A na takiego wyglądałeś
-Sorry, ale nie często widzi się gołą babę obok siebie. Miałem już zareagować, dobra?
Ich rozmowo-kłótnię przerwało pojawienie się więcej roześmianych istot. Wychodziły znad wody czy to zarośli. Były w dobrym humorze i zaczęły się kręcić wokół chłopaków, rzucając im ponętne spojrzenia, czekając aż tylko ktoś złapie się na ich urok. Niektóre nawet bliżej podchodziły, głównie skupiając się przy Lloydzie jako najmłodszego z całej drużyny. Rusałki uwielbiały młodych chłopców i to jeszcze takich ładnych jak on.
-Jay- szepnął cicho imię Kai do jego ucha. Ten szybko przeniósł wzrok na niego zdziwiony faktem, że usłyszał swoje imię i to jeszcze z ust swojego przyjaciela podczas misji- Przysięgam ci, że jak jeszcze będziesz wgapiać się w te rusałki w wiadomo jakie miejsca to nogi z dupy powyrywam ci i wsadzę ci do gardła. W tym stanie zawiozę cię do Nyi, by mogła utopić twoje ciało. Wskrzesi cię, poćwiartuje i spali. Rozumiesz mnie?
-No wiesz ty co, ale nie do mnie taki teksty- prychnął wielce urażony i założył ręce na piersi.
-Patrzymy w górę albo w przód- rzucił dobitnie.
-Ale-
Kai zgasił go samym wzrokiem. Naprawdę nieprzyjemnym wzrokiem. Taki już był jeśli chodziło o jego młodszą siostrę.
-Dobra, dobra!- odparł pokonany, wyrzucając ręce wysoko do góry w geście poddania się.
Cole spojrzał na Zane w dokładnie tym samym momencie. Myśleli o tym samym.
Dawno powinni ich zaatakować lub zapytać o jakąś zagadkę, gdzie stawkę byłoby ich życie. Uwielbiały łamigłówki i bawić się swoimi ofiarami. Kobietom uprzykrzały życie, a mężczyzn uwodziły. Były to demony powstałe z kobiet, które tragicznie zmarły, najczęściej przed ślubem.
A te tutaj były dziwne. Zachowywały się niepodobnie do swoich innych sióstr. Nie próbowały zrobić im krzywdy i uwieść każdego z nich. Tylko przy Lloydzie nie umiały się powstrzymać. Kai'a zaczepiały na początku, mówiąc by ściągnął tą maskę. Odgonił je szybko, a one widząc niechęć chłopaka szybko przerzuciły się na pozostałych. Przy Zane poległy od razu, bo ani trochę nie robiło wrażenia na nim. Naoglądał się tyle w życiu podczas swojej pracy, że stało się to dla niego codziennością takie widoki. Jay faktycznie patrzył w górę i gadał byle co, aby tylko zagłuszyć ich gadanie. Kai starał się je odpędzać niczym muchy od rudzielca i Garmadona, który stanął naprawdę blisko chłopaka, by trzymać się z dala od nich.
Mimo wszystko i tak nie były nachalne. To znaczy były, ale nie w sposób typowy dla rusałek, które dawno by rzuciły się na chłopaków i próbowałyby ich rozebrać.
I tak by nie tknęły Cole'a. Nigdy do niego nie podchodziły. Żaden demon żeński, który uwodził mężczyzn, by później je zabić, nie robił tego. Zdenerwowało go, że nawet kurwa demony wiedziały, że jest inny od reszty, że odstaje sam nie wie z jakich powodów się to działo. Patrzyły na niego takim nie swoim wzrokiem, pełnym obrzydzenia i wyższości. Tak, oczywiście chciały go zabić i próbowały to, ale nie flirtowały.
A on nic nie mógł poradzić na to, że nie podniecały go dwa sutki na sterczącym mięsie. Nie robiły na nim żadnego wrażenia, ani teraz, ani wcześniej, ani prawdopodobnie też jutro i następnego dnia. Było to frustrujące i nieswoje. Bo nie rozumiał dlaczego taki jest, a wstyd było się przyznać, że jest taki problem. Faceci powinni lecieć na dziewczyny. Taka kolej rzeczy, w której się nie podpasował. I jak miał to ukrywać, gdy nawet pieprzone rusałki to zauważyły, że lepiej już będzie uwieść mężczyznę bardzo zakochanego w swojej kobiecie niż jeżeli jego.
-Checemy się dowiedzieć czy mieliście styczność z wiłami w ostatnich dniach - zapytał Zane, przerywając tym samym zabawę rusałek, które nagle ucichły, a następnie próbowały zdusić swój śmiech-Mówię poważnie - dodał ostro.
W ten z tafli wody wpłynęła rusałka. Odrzuciła swoje ciemne włosy za plecy, odsłaniając tym samym swoje duże piersi. Wyglądała na bardziej doświadczoną od reszty swoich sióstr, choć również miała takie same młode ciało co reszta. Dumnym krokiem wyszła z wody i stanęła przed grupą, patrząc na nich wzrokiem pełnym politowania. Na nowo rozpoczęły się rozmowy i śmiechy pozostałych rusałek.
-Zależy kto pyta - odparła spokojnie.
-Łowcy i najemnicy - odpowiedział- Jesteśmy na misji i doszły nas słuchy, że współpracowaliście z wiłami. Możesz coś więcej powiedzieć?
-Łowcy i najemnicy razem - parsknęła śmiechem kpiny. Zawtórowały jej inne głosy - Najpierw chce poznać wasze miano i spojrzeć na wasze oblicze. No już ściągnijcie maski - machnęła niedbale dłonią w stronę Jay'a i Kai'a.
Ten drugi przewrócił oczami i jednym, szybkim ruchem ściągnął to co zakrywało jego twarz. Nie ukrywał swojego niezadowolenia. Jay zrobił to bez żadnych scen.
-Przystojniaczki - skomentowała z cwanym uśmieszkiem - Nigdy nie zrozumiem jak możecie ukrywać takie piękności za maskami - pokręciła delikatnie głową, cmokając. Kai chciał coś powiedzieć, najprawdopodobniej jakieś przekleństwo, ale Lloyd powstrzymał go kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. Rusałek się nie drażni, a układa. Nie bez powodu mają swoje święto, by udobruchać te istoty.
-Co byście chcieli za informację? - widząc, jak łakomie patrzą na Jay'a, Kai'a i Lloyd, dodał - Oprócz nas samych
-Byli tutaj przed świtem. Wiły i człowiek o białych, krótkich włosach. Nie wiem czy była to kobieta czy mężczyzna. Rozmawiali o karczmie na zachodzie, za lasem- wskazała kierunek palcem za ich plecami - Człowiek chciał się tam zatrzymać
-I to wszystko?- zapytał podejrzliwie mężczyzna- Nic nie chcecie w zamian?
-My już dostaliśmy swoją zapłatę- odpowiada tajemniczo jedna z rusałek- Nie musicie się tym martwić
-Jaka to była zapłata i od kogo?- dołączył się do rozmowy Kai.
-Od istoty dla istoty- rzuciła wymijająco najstarsza z nich, uśmiechając się przy tym zalotnie.
-Ty- już zaczynał groźnie szatyn kiedy to Zane uciszył go gestem ręki.
-Czy ten człowiek miał coś jeszcze w sobie szczególnego?- dopytywał dalej białowłosy- Może coś nosił takiego, co przykuło waszą uwagę?
-Nie wiemy czy była to kobieta czy mężczyzna nie dlatego, że ukrywała swoją twarz, a dlatego, że jej ciało nie pasowało ani do tego, ani tego. Nie wiemy czy coś miała ze sobą. To była szybka wymiana informacji
Przez chwilę nikt z nich się nie odzywał. Nastała cisza, w której przywódca grupy analizował jej słowa, oceneniając ich prawdomówność.
-Karczma na zachodzie, tak?
-Tak
-I puścicie nas tak zupełnie wolno?
-Tak- cmoknęła zniecierpliwona.
-W takim razie dziękujemy- skinął jej głową.
Popatrzył na resztę, aby również to uczynili. Zrobili to bez przeszkód. Oczywiście tylko Kai się wyłamał i uczynił to niechętnie. A następnie szybko założył swoją maskę na twarz. Jay widząc jego ruchy również chciał to zrobić, kiedy to rusałka, z którą prowadzili konwersację przerwała im:
-Nie zasłaniajcie twarzy póki jesteście w lesie- i czysty uśmiech chorej satysfakcji. Reszta jej zawtórowała.
Szatyn zacisnął mocno pięści, zagryzł język i ściągnął okrycie. Postanowił nie dać się wyprowadzić z równowagi, by nie dać im większe pola do zabaw. Mimo jego milczenia i tak usłyszał szydercze śmiechy.
Cofnęli się do swoich koni, wsiedli na nie i ruszyli we wskazanym kierunku. Nie obracali się za siebie, a mimo to wiedzieli jak spojrzenia kilku demonów wypala im plecy. Rusałki oblizywali łakomie swoje wargi, czując frustrację faktem, że musieli wypuścić tak smakowite kąski. Musiały się obejść smakiem.
Po kilkunastu minutach maszu, kiedy oddalili się od stawu Cole przyśpieszył konia z końca na sam początek, gdzie znajdował się Zane. Zrównał się z nim marszem. W tle było słychać rozmowy pozostałym, gdzie głównym tematem było wspólna wymiana zetknięcia się człowieka z rusałkami, które znali.
-Nie uważasz, że one były...
-Dziwne?- dokończył za niego białowłosy- I to jak. Po prostu nas puścili, nie zrobili nam krzywdy i jeszcze podali informacje, nie pytając o szczegóły. Ukrywają coś, Cole
-Myślisz, że jest to grubsza sprawa?
-Uważam, że ktoś planował to długi szmat czasu i możliwe, że jego celem nie jest tylko odebranie nam zwojów. Najpierw przerzedził szeregi łowców-
-Chyba nie uważasz, że ten ktoś na coś wspólnego z wszystkimi atakami demonów, które mieliśmy w ostatnim czasie- niedowierzał.
-A czy to nie dziwne, że działo się one tylko wokół stolicy i zwoje zostały skradzione, kiedy pojawił się bies? Jeden z potężniejszych demonów akurat tak przypadkiem się pojawił i zniszczył barierę, chroniącą miasto. Cole, wcale nie jest tak trudno stworzyć upira z człowieka. Mało mamy zawistnych ludzi, którzy chętnie by zemścili się na kimś nawet po przemianie?
-Racja...
-I jeszcze te poszlaki? Jakby chciał, abyśmy go znaleźli...I współpraca wił z rusałkami? To już totalny absurd
-Ale przecież zdarzało się już kiedyś takiego coś
-Zazwyczaj jeśli byli podobni do siebie. Na przykład ja kiedyś miałem styczność współpracy strzygi i strzygonia. Polowali razem na terenach, gdzie było dużo run chroniących, a mało ludzi na wsiach. Nie trwało to długo i wiele nie musieliśmy robić, bo sami postanowili się pozabijać
-A co gdyby...- zamyślił się- A co gdyby ktoś stał nad nimi jeszcze?
-Co masz na myśli?- zmróżył swoje oczy.
-Że ktoś postanowił podporządkować sobie demony i użyć je do własnych celów. Przecież im nie wiele trzeba. Głównie chcą siać zniszczenie i zabijać
-To absurd- pokręcił głową bez przekonania- Trudno byłoby zapanować nad nimi wszystkimi, a w większości ich interesy są sprzeczne. Na razie poczekajmy dalej, gdy zbierzemy więcej informacji
-Mówię wam do cholery!- krzyczy zaaferowany Jay- Na pewno związał się z rusałką. Bo po pierwsze jest pojebany, a po drugie jego żona jest gorsza!
-Takie rzeczy to tylko na wsiach- westchnął Lloyd.
-Nikt nie zmieni mojego zdania, że to Jarogniewa to najgorsza kobieta świata- rzucił z odrazą
-Po co mi ją przypominałeś!- odparł męczeńsko blondyn.
-Podobno tylko Mistake umiała ją utemperować- zniżył swój głos rudzielec, by wyszło bardziej złowieszczo.
-Jeśli nawalanie się po mordach nazywasz utemperowaniem jej to możemy to pod to podpiąć- prychnął szatyn.
-Ech szkoda, że później popadła w konflikt z moimi starymi - westchnął męczeńsko Lloyd.
-Podobna tuła się po tym świecie i leczy nadal ludzi - dołączył się niespodziewanie do rozmowy Cole, zrównając się z nimi tempem tak, że teraz we czwórkę szli w jednym szyku. Oczywiście trzymał się jak najdalej od Kai'a.
-A ja słyszałem, że dawno już nie żyję, bo nikt ją od tamtego czasu nie widział- oznajmił szatyn z pewną dozą wyższości, którą brunet skomentował przewróceniem oczami, bo oczywiście musiało być tak, że jak Cole mówił coś to Kai musiał powiedzieć totalnie coś odwrotnego.
-Weź przestań- burknął - Taka kobieta nie dałaby się tak łatwo zabić
☆꧁✬◦°˚°◦◦°˚°◦✬꧂☆
Kilka godzin później
Zbliżał się zmierzch, a dzień powoli zmieniał się w noc. Fiolet i granat dominował na niebie które odbijało się w pobliskim stawie obok stolicy. W nim kompały się roześmiane rusałki, które dobrze bawiły się w swoim towarzystwie. Czekały na potencjalną ofiarę, z którą będę mogli się zabawić, a następnie zabić na swój własny sposób.
Kiedy były zanurzone w wodzie można było ujrzeć ich prawdziwą naturę, a nie tylko przebranie, by zmylić ludzkie oczy. Ich ciała były tak naprawdę w różnym stanie rozkładu. Niektóre miały jeszcze całe sylwetki i wyglądały jakby zmarły niedawno. Inne zaś miały ledwo trzymające się mięso na kościach. Te, które zmarły najdawniej, pozostały po nich brudnawe kości z mułu i mechu. Wszystkie miały te same puste, mroczne oczy bez żadnego życia. Była to jedyna rzecz, którą nie maskowało przebranie.
Niespodziewanie do całego towarzystwa dołączyła nowa osoba, a wraz z nią przybył wiatr, który delikatnie zaczął się bawić koronami drzew i wysokimi krzewami. Stanął w dalekiej odległości od stawu, ale nie tak, żeby nie mogły jej zauważyć. Zwyczajnie nie lubił wody.
-Wykonaliście zadanie?- spytał rzeczowym tonem.
-Oczywiście. Zgodnie z umową - prychnęła najstarsza z rusałek, zanurzona w połowie w wodzie. Jedna część jej ciała była piękna, a druga była samymi koścmi. Nawet nie zaszczyciła przybysza choćby przelotnym spojrzeniem. Reszta również nie wykazywała mu zainteresowania. Traktowali go protekcjonalnie - Czekamy aż wywiązecie się ze swojej części. Obyście zrobili to szybko. Nudno tutaj bez zabaw- zaśmiała się wraz z swoimi siostrami.
-Oczywiście- uśmiechnął się bez cienia choćby uprzejmości. W tym kryło się szaleństwo i dzika satysfakcja tego co zaraz nastąpi.
Rozłożył szeroko dłonie, ucichło wszystko. Wiatr przestał szumieć. A gdy skrzyżował je z powrotem szybkim, zamasistym ruchem powstały dwa ogromne cięcia, które poszybowały do niczego nieświadomych rusałek, które nie potraktowały przybysza poważnie. Zbyt pochobnie posądziły, że wpadł w sidła. A rzeczywistość miała się zupełnie odwrotnie.
To one wpadły w jego sidła i jego współtowarzyszy.
Jedna zdążyła się obrócić za siebie, gdy usłyszała dźwięk przecinaniego powietrza. Jednak było za późno, by mogła się uratować.
Poleciały głowy wprost do wodnej toni, a ich resza sylwetek zachwiała się i uczyniła to samo. Zamarły śmiechy i dobra atmosfera.
Nieznajomy widząc ten widok poszerzył swój złowieszczy uśmiech i zabrał się do niszczenia całego otoczenia. Poszybowały konary drzew i ogromne gałęzie w górę. Kręciły się tak jak zagrał im rękoma, tworząc wir powietrzy. Gdy uznał, że zebrał do niego wystarczająco rzeczy to wszystko skierował na sam środek wody. Drzewa uderzyły z głośnym chlupotem w taflę, dewastując przy tym jeszcze niegdyś piekną okolicę, która była siedliskiem rusałek od ponad stu piędziesięciu lat. Teraz znalazły się tam kilka potężnych dębów i masa olbrzymich gałęzi oraz zielonych liści.
Nastała cisza. Wiatr przestał szumieć.
-Jak ja nienawidzę rusałek- wymamrotał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro