☆꧁✬◦°˚°◦. օ ȶʏʍ, żɛ ʝɛֆȶɛś ʍօɨʍ .◦°˚°◦✬꧂☆
Nie rozmawiali następnego dnia o tym co zaszło
Ani o tym, jak Kai mocno przytulał Cole'a podczas snu, kiedy leżeli wtuleni pod jednym kocem. Oplótł go tak mocno i przycisnął do piersi, że trudno było się ruszyć brunetowi w jakąkolwiek stronę. Nie żeby miał zamiar uciekać spod ciepłego, przytulnego miejsca jakie mu zaoferował szatyn, ale czasami chciał dołożyć do ognia, które powoli wygaszało.
On nie spał przez reszty nocy, aby dalej pilnować otoczenia. Jednak mimo wszystko ktoś musiał zachować czujność. Nawet koń nie robił mu za towarzysza i poszedł spać. Same ognisko powoli dogasało, a słońce mozolnie wchodziło znad korony drzew. Świat okrył się jasną mgłą, zabierając widoczność. Dodawało to mroczniejszego wyglądu puszczy, gdzie pośród pustki, co jakiś czas wydobywało się niepokojące dźwięki. Mimo tych niepokojów nic nie zakłócało im spokoju.
Im bliżej ranka, tym paradoksalnie robiło się chłodniej. Było już na tyle zimno, że miał wrażenie, że jego policzka stały się oszronione. A ciepło Kai'a kusiło, by zanurzyć się w nim na zawsze, zwłaszcza, że ten był cały ciepły i wtulony w jego plecy i przykryty po same uszy kocem. Wiedział, że muszą ruszyć dalej, rozeznać gdzie są i ile czasu minęło od wyruszenia w podróż. W tym celu obrócił się w stronę chłopaka, co było nie lada wyzwaniem dla zmarzniętych kończyn i mocnego uścisku szatyna.
Obudził się niemal natychmiast, gdy tylko Cole zaczął składać pierwsze głośne słowa na temat tego, że musi wstać. Jakby przez ten cały czas i on również czuwał we śnie, pilnując tym samym czy, aby na pewno brunet nie zostawi go znowu w nocy. I kiedy tylko otworzył oczy na świat, ulokował swoje dłonie na jego policzkach, uśmiechając się wspomnieniem minionego wieczoru, gdy ich usta połączyły się, tworząc pocałunek, o którym żaden z nich nie chciał zapomnieć. Nie tylko nie chciał, ale z chęcią, by go powtórzył.
Przez dobrą chwilę milczeli, otoczeni odgłosami lasu i dreptaniem konia po trawie. Cole czuł jak robi mu się cieplej. Miał wrażenie, że nie tylko na twarzy, ale i również gdzieś tam w sercu. Jego ciało automatycznie zareagowało na bliskość szatyna i na sposób w jaki on patrzył na niego. I choć czuł zawstydzenie i przymus, by odwrócić się, nie zrobił tego. Oczywiście, że nie tylko ciało było spragnione powtórki, ale i też umysł.
A Kai wszystko odczytał prawidłowo.
Ponownie złączył ich usta. Było to delikatniejsze, powolne i otulone sennością. Nie działały zwierzęce instynkty i żądza podniecenia, a raczej potrzeba, by obdarzyć się pocałunkiem z rana. Nie było to też krótkie i kiedy Cole chciał nadać szybszego tempa, Kai odsunął się. Brunet otworzył, wcześniej przymknięte oczy, wyrażając zdziwienie, a szatyn tylko uniósł kąciki ust do góry w figlarny sposób. Drugi chłopak prychnął na to z irytacją.
- Chodźmy już - oznajmił cicho Kai - Długa droga na nas czeka
I to się stało rano.
I o tym też nie rozmawiali, choć przecież powinni.
Mimo to nie czuli jeszcze potrzeby, by jakoś to poruszać. Pewnie przez wzgląd na własne obawy czy strach przed wypłynięciem na nieznane wody. A na razie im to odpowiadało, zwłaszcza, gdy razem siedzieli na koniu, rozmawiając między sobą cicho bez zbędnych kłótni. Kai był oparty o tors Cole'a jako ten niższy, a drugi prowadził wierzchowca wedle swojej intuicji.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że powinniśmy ich w prawo? - pyta sceptycznie Kai - Jak dla mnie lewo
-Zacznijmy od tego, że tu w ogóle nie ma żadnej ścieżki - wzdycha ciężko Cole - Poruszamy się wedle bardziej przejezdnej drogi
- A nie możemy po prostu dać się poprowadzić koniowi? Zwierzęca intuicja czy coś
-Ten zwierzak, by tylko wpierdalał i nic innego, by nie robił - prycha - Widzisz jaki gruby jest?
-Ciii... - nachyla się do końskich uszy i zakrywa je rękoma, mówiąc szeptem - Nie słuchaj go. Masz zwyczajnie dużo mięsi jak Cole
-No to teraz to czuję się obrażony - wymamrotał.
-Oj tam, oj tam - lokuje się z powrotem na swoje miejsce, opierając się o chłopaka - I tak jesteś najpiękniejszy - poklepuje go delikatnie kilka razy po policzku.
-Pewnie mówisz to każdej - przewraca oczami - I każdemu
-Bingo ! - oznajmia z entuzjazmem - Ale nie zawsze to szczerze mówię - szczerzy swoje zęby.
-A teraz jak jest?
-Tą tajemnicę zostawię dla siebie - rzuca śpiewnie.
-Kiedyś to z ciebie wycisnę - mruknął.
-Nie wiedziałem, że lubisz takie ostre zabawy. Auć! - zawołał, gdy poczuł jak brunet uszczypnął go z całych sił w ramię - Ale żeby tak chorego katować? Ty to naprawdę jesteś sadystą, a wiesz dwójka sadystów pod-
-Czy możemy w końcu ruszyć w jakąś stronę?! - wyrzucił z siebie zdenerwowany, czując jak zawstydzenie pełznie po jego skórze. Na razie wolał nie poruszać seksualnych tematów przy Kai'u. Nie chciał z nikim o tym rozmawiać, a już szczególnie przy nim nie chciał tego robić. Jak widać nie dojrzał jeszcze do takich spraw i potrafił się przyznać do tego. A przecież wielkimi krokami zbliżały się jego dwudzieste czwarte urodziny, więc mógłby poczuć się bardziej otwarty w tym tematach. Bezpośredniość szatyna go onieśmielała. Dopiero, gdy podniecenie grało pierwsze skrzypce czuł się pewniejszy, by wykonać odważniejsze ruchy. Mimo wszystko i tak był daleko w tyle za Kai'em - Stoimy tutaj jak kołki, a nie chce zatrzymywać się w jakiś miejscu dłużej niż to konieczne - strzelił lejcami od konia i skierował go w lewe odgałęzienie ścieżki.
Rumak poruszył się powoli i wkroczył w większą gęstwinę niż byli teraz. Otaczały ich wysokie sosny, jodły i drzewa liściaste, które bardzo powoli zmieniały swoją barwy na cieplejsze. Nie dało się nie zauważyć, że lato odchodziło, a jego miejsce wstępowała kolorowa jesień. Czas upływał niesamowicie czy tego chcieli czy nie. Nad ich głowami latały ptaki, świergoczące. Ocieplały nieco ponury wygląd puszczy. Mgła na szczęście odeszła, a widoczność była poprawna. Gorzej z przedarciem się przez teren. Krzewa nie były ich najlepszymi przyjaciółmi.
-Myślisz, że coś nas zaatakuje? - zapytał poważnie Kai.
-Jest to wielce prawdopodobne, a zwłaszcza, że jesteśmy na ich terenie i to bez mocnej ochrony. Sól mi się skończyła, kwiatów o tej porze nie znajdziemy, a mleka nie mamy przy sobie, by przekupić leśne rusałki. A nasze czerwone wstążki przez ten czas zdążyły się zniszczyć, więc jesteśmy szczególnie narażeni na klątwy czy uroki
-A nie pokonałbyś upirów w razie czego?
-Oczywiście, że dałbym radę - odrzekł pewnie, prostując się bardziej na koniu, idącym niespiesznie przed siebie. Te zwierzę naprawdę było uosobieniem lenistwa. Nic tylko, by żarło i spało - Tylko lepiej zapobiegać niż leczyć, nie? Z tym mogłoby obejść się bez walki, a upiry często atakują w grupach. Nie bez powody łowcy poruszają się w większej ilości. Kobiece uroki nie działają na mnie, więc o to się nie martwię. Bardziej o ciebie
-O mnie? - zdziwił się - A dlaczego na ciebie nie podziałają?
-No... Nigdy żaden urok, który miał na celu zakochanie się w kobiecym demonie, nigdy nie zadziałał na mnie - przyznał ze skrępowaniem - Od zawsze tak było. Byłem nie raz świadkiem jak mężczyźni za wszelką cenę próbowali dostać się do rusałki, która rzuciła na nich urok. Nie byli świadomi tego tylko ślepo zakochanym
-Nawet i bez tych uroków można być ślepo zakochanym - wymamrotał do siebie.
-Co?
-Czyli wychodzi na to, że kobiety cię nie pociągają - rzucił leniwie z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy - No, no, no interesujące...
To byłoby idealnym wyjaśnieniem dlaczego zawsze był odporny. Zwyczajnie nie miały punktu zaczepienia do rzucenia uroku, że też wcześniej o tym nie pomyślał. Może dlatego, że odpychał od siebie te myśli i wolał twierdzić, że jednak jest dziwny i kimś, kto nie potrafi kochać.
Czyli co?
Podobają mu się mężczyźni? Na to, by wychodziło.
I co. Koniec zagadki.
I wyszło też na to, że szczególnie jeden bardzo wpadł mu w oko. I właśnie ten chłopak nachyla się w tył, wplątuje dłoń w jego włosy i ciągnie go w swoją stronę, by skraść mu kolejny pocałunek tego dnia. Oczywiście, że Cole oddaje go z chęcią.
Krótki, cichy i spokojnie. Taki właśnie był.
-Ja tam cieszę się z takiego obrotu spraw - uśmiecha się nadal znajdując się blisko niego. Cole przewraca na to oczami - Więc wychodzi na to, że zostaniesz moim obrońcą. To całkiem słodkie - szczypie go w policzek, a brunet parska na to niezadowolony.
On to chyba ma manię do jego policzków.
Kai zamierza dodać coś jeszcze, ale brunet zasłonił jego usta, nakazując mu tym samym milczenie. Szatynowi nie spodobało się i chciał oderwać palce bruneta, myśląc, że ten droczy się z nim, ale kiedy Cole szepnął mu do ucha ,,poczekaj", natychmiast włączył tryb czuwania i również zaczął nasłuchiwać, jak i rozglądać się wokół. Wtedy też brunet zabrał rękę z jego ust. Koń również stanął, czując niepokój bijący od jego tymczasowych właścicieli. Strzykał uszami, nerwowo machając ogonem.
Chyba wywołali wilka z lasu, bo nagle zaczął rozbrzmiewać kobiecy, słodki głos z głębi puszczy. Słowa były nie zrozumiały, brzmiały pradawnie i z każdą chwilą coraz głośniej. Nie wiadomo było skąd dochodziły. Wydawać się mogło, że z każdej strony. Słyszalny był jeden. Mocny i donośny, powodujący ciarki na skórze i chęć, by słyszeć tylko go i nic więcej.
Cole od razu domyślił się, że za tym stoją rusałki. Najprawdopodobniej leśne. Nakazał zasłonić uszy Kai'owi i rozkazał, by nie skupiał się na śpiewie. Chłopak ociężale spełnił jego prośbę, co nie było dobrym znakiem. Mógł już wpaść w sidła uroku. Szybko ponaglił konia do natychmiastowego galopu, co na ich szczęście, koń uczynił mimo utrudnionej drogi. Sam nie miał zamiaru zetknąć się z rusałkami. Trzeba było znaleźć się jak najdalej, a najlepiej w miejscu, które sprzyjało walce. W zaroślach i wysokich krzewach trudno było wymachiwać bronią, zaś były dobrymi kryjówkami dla demonów. Miał nadzieję, że zaraz natrafią na teren, gdzie chociaż było luźniej pod względem gęstości roślin. Najlepiej będzie jeśli odnajdą wyjście, ale na razie się na to nie zapowiadało.
Do pojedynczego śpiewu dołączył kolejny, który wzmacniał urok. Czuł jego działanie i jak krąży wokół nich. Był świadom, że został aktywowany. Nie dało się pomylić z niczym innym tego drażniącego uczucia po skórze. Zwyczajnie to swędziało i było nieprzyjemne. Jeszcze odczuwało się potrzebę, by rzucić wszystko i podążyć za głosem. Zmąciłoby jego umysł, gdyby znalazło zaczepienie, ale go nigdzie nie odnajdzie, więc czuł jak urok przechodził przez jego ciało nie pozostawiając żadnych śladów. Dlatego martwił się o Kai'a, który stał się milczący i wpatrywał się w jeden punk gdzieś tam w oddali, ale kiedy podążał za jego spojrzeniem nie widział nic niepokojącego. Trzymał go mocno w objęciach, by przypadkiem nie zeszedł z konia podczas galopu. Mogłoby coś mu się stać lub szwy pękłyby na jego ranie.
Czy tego chcieli czy nie, musieli stanąć do walki, a raczej Cole musiał. Kai'a nie miał zamiaru puszczać go w tym stanie: rannego i pod wpływem uroku. Najlepiej będzie jeśli go przywiąże, by ten nie uciekł mu do tych parszywych kobiet. Serio nie mogliby zapalować na kogoś innego? Mało przystojnych, młodych mężczyzn na tym świecie?
Patrzy na Kai'a i zdaje sobie sprawę, że faktycznie mało jest takich, którzy dorównaliby szatynowi.
I tak jest jego. Niech się odwalą.
Zatrzymuje konia w idealnym momencie, kiedy Kai chce zeskoczyć z niego sam. Uprzedza i bierze go w ramiona w momencie jego zeskoku. Postawia go do pionu, ale ten zaczyna się wyrywać, mamrocząc coś o tym, że na niego już czeka i tęskni. Jedyne co pozostało mu zrobić to uderzyć go z całej siły w twarz. Rozległo się głośne plasknięcie aż jego głowa odwróciła się w drugą stronę.
-Co jest kurwa? - warknął całkowicie przytomnie.
-Ból pomaga wydostać się spod uroku - odpowiada spokojnie brunet - Musiałem to zrobić z całej siły
-Piecze mnie teraz cholerny policzek - burknął, dotykając wspomnianej części ciała.
-Potem ci to wynagrodzę czy coś - rzuca, rozglądając się wokół, a Kai uśmiecha się na to błogo na samą myśl o swojej nagrodzie.
Znaleźli się na niedużej polance z wysoką, ciemną trawą, sięgającą im do kolan. Drzewa swoim ogromem, rzucali na nich cień, a słońce dawało z siebie wszystko, by grzać ziemie swoimi promieniami. Wiał nieduży wietrzyk. Wszystko to dopełniał śpiew rusałek. Stał się już bardzo głośny i natarczywy, a ich samych jeszcze nie było widać. Mimo to Cole czuł, że są bardzo blisko.
-Nie ruszaj się stąd - rozkazuje, wyciągając miecz z pochwy - I jeśli będziesz czuł działanie uroku. Od razu uszczypnij się cokolwiek. Nie oprzesz mu się inaczej
Kai zgadza się z nim, skinąwszy głową.
-Zawieram swoje życie w twoim rękach - mówi, by zaraz dodać coś bardziej w swoim stylu - Ty mój obrońco - rzuca słodko i ckliwie.
Cole nie odpowiada na to przygotowując się do potyczki. Rusałki były cwanymi bestiami, ale słabe w walce wręcz. Trzymają się zawsze w grupach. Wszystko opierały na sile klątw i uroków. Stanowiły ogromne zagrożenie dla młodych kobiet, które nienawidziły przez zazdrość. Same umarły zbyt młodo. Mężczyzn uwielbiały omiatać i bawić się nimi aż do śmierci. Potrafiły ich załaskotać na śmierć. Dlatego w ich kulturze mieli święto Rosalii. Rusałki były opiekunkami lasów i jezior. Odpowiednio ułaskawione i przekupione mogły obdarzyć ludność dobrymi plonami oraz zdrowiem. Na jakiś czas też przestawały zabijać, co robiły głównie dla zabawy.
W końcu jedna z rusałek wychodzi zza krzaków w pełnej swojej okazałości. Podąża w ich stronę, śpiewając silnym głosem, pradawną balladę. Uśmiecha się złowieszczo, a jej oczy błyszczą pustką. Nie znajdziemy w nich śladów życia. W włosach wplątane ma wiosenne kwiaty, które o tej porze już nie kwitą, a na swoim ciele gdzie, nie gdzie znajdziemy pluszcz i mech, który nie zakrywa w całości jej ciała. Może i wygląda na młodą, silną dziewczynę, ale jest to tylko iluzja. Tak naprawdę to trup, gnijący od lat.
Czasami też tak jest z ludźmi.
A Cole postanawia iść w jej kierunku, tak jak idą niewolnicy do swoich panów. Udaje, że jego kroki są leniwe i ociężałe, a on sam nie potrafi oderwać się od niej. Najlepszym sposobem na pokonanie upirów jest podstęp. Muszą myśleć, że mają cię w garści. Nie podejrzewają, że może im się nie udać, bo przecież przegrana nie mieści im się w głowach.
Niech najpierw skupią się na nim. Niech nawet nie spoglądają na szatyna. Nie mają go prawa dotykać. Myśleć, że kiedykolwiek on będzie ich. Nie dopuści do tego nie tylko dlatego, że jest łowcą, ale również dlatego, że nazwał Kai'a swoim.
Rusałka śpiewa nadal, szatyn wpatruje się w niej zamglonym wzrokiem, wbijając paznokcie mocno w swoją skórę. Krew powoli wypływa z odniesionych ran. Nie chce dać za wygraną i dać się ponieść zaklęciu. Ufa Cole'owi na tyle, że nie interweniuje, ale kiedy widzi jak demon jest bliski bruneta, serce niemiłosiernie tłucze mu się w piersi, domagając się, aby ruszył się ze swojego miejsca. Pokłada w nim swoją ufność. Do niego i jego umiejętności, tak samo jak on to zrobił wcześniej, gdy go o to poprosił.
Dziewczyna ścisza głos. Przygląda się uważnie brunetowi, uśmiechając się z zadowoleniem. Jest o wiele niższa od niego. Jej ręce zmierzają w kierunku chłopaka, by porwać go do nieskończonego tańca. Nieskończonego, ponieważ będzie trwał tyle ile Cole wytrzyma. Koniec tańca będzie wyznaczała jego śmierć.
I w tym momencie zanim rusałka dotknęła go swymi lodowatymi palcami, Cole jednym sprawnym ruchem pozbawił jej głowy, która upadła z głuchym trzaskiem pośród wysokiej trawy. Krew nie wybuchła jak to ma w przypadku żywych ludzi. Tętnice dawno przestały działać. Szkarłat sączy się powoli. Jest ciemny, brudny i śmierdzący. Brudzi całą jej szyję, a mech jak i kwiaty usychają momentalnie z jej ciała, które ląduje zaraz tuż pod nogami chłopaka. Momentalnie wszystko zaczyna milczeć.
Jest cisza, a z niej wyłaniają się kolejne upiry już nie tak zadowolone jak pierwsza.
Przepraszam za opóźnienia! Ten tydzień jak i poprzedni był dla mnie strasznie wyczerpujący. Zwyczajnie wszystko się nałożyło w jednym czasie tak bardzo, że w każdym aspekcie mojego życia jestem do tyłu. A i tak nie widzę perspektyw na przerwę, bo grudzień to będzie ostre zapierdalnie w pracy, którą kończę do końca grudnia oraz w szkole. Próbne matury i egzamin w styczniu.
Liczę na poprawę w styczniu TT
A i w tym tygodniu lecę na urodziny do kolegi, który ma na celu mnie najebać, więc w niedzielę to pewnie będę leczyć kaca XD Zostaje u mnie też przyjaciółka
Ech... Kurwa ja chce tylko pisać w swoim życiu i poszerzać wiedzę w tym co lubię TT
Chuj mnie obchodzi trygonometria, ciągi i inne gówna XD
Miłego dnia kochani <33
Kącik ciekawostkowy:
Święto rusałek, znane jako Rusalia, było starosłowiańskim obrzędem, związanym z kultem zmarłych oraz wiosennymi rytuałami płodności i odnowy przyrody. Było to jedno z najważniejszych świąt w wierzeniach słowiańskich, obchodzone w okresie późnej wiosny lub wczesnego lata, zwykle w okolicach Zielonych Świątek (Pięćdziesiątnicy), co wskazuje na jego związek z cyklem agrarnym i zmianami w naturze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro