Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{2} Kwiatek

-Ej Kwiatek, co robisz?!

Kwiatek kurwa... kwiatek... nie mam siły, żeby go pierdolnąć w ten krzywy ryj.

-ŚPIE. Nie widać, że śpie? A co może kurwa robić wróżka na gałęzi! - może i miałem mało siły, ale nadal potrafiłem mu nagadać.

-Nie wiem! Nigdy nie byłem wróżką na gałęzi!- No nie, bo jesteś kurwa ziemską larwą. Odczep się ode mnie.

-To wróć do swojego świata, nie wiem, kim ty tam jesteś - no przecież mówie, ziemską larwą. - i szczerze mam to w nosie, tam sobie poleż na gałęzi i mów że jesteś wróżką! - wykrzyczałem poirytowany.

-Może kiedyś wypróbuję, jak będę na przykład chciał zostać wyrzuconym z domu i pozbawiony praw rodziny królewskiej...albo co gorzej uznają ,że wyślą mnie do tej ciotki z pryszczem na twarzy żeby nauczyła mnie manie - no, manier to w tobie za grosz karaluchu.

-Rób se co chcesz - skomentowałem i zamknąłem oczy. Niech mnie ktoś stąd zabierze, nie dam rady doczołgać się do domku...

Prawdopodobnie ten dziwak położył się oparty o drzewo, bo pod jego ciężarem aż się ugięło.

- Kwiatek....chodź tu do mnie na dół, poleżymy sobie razem na trawce - powiedział poważnym głosem.

No już schodzę.

Kurwa biegnę.

Widzisz jak zapierdalam?

-Nie będę z Tobą leżał, bo jeszcze mnie dotkniesz, a to przynosi wiecznego pecha i zanik wróżkowej mocy - wytłumaczyłem po krótce. Dokładniej zanik mocy i skrzydeł co dla wróżki oznacza wiecznego pecha. Trochę mu na ściemniam jak o to zapyta i nie będzie chciał dotknąć żadnej wróżki.

-Co? jak to? - zapytał zaciekawiony.

W sumie powiem mu coś, bo zrobi z siebie jeszcze większego kretyna niż jest.

-Normalnie. Swojego imienia też ci nie wyjawie... Bo jesteś człowiekiem...

Nikt nie zna mojego imienia prócz moja rodziną i mną...

- Okrutny- gdy to mówił zerknąłem na niego. Myślał, że robi smutną minę, a tak na prawdę wyglądał jak wkurwiony wielbłąd. - a co jeśli jestem kosmitą?- i co jeszcze kurwa.

-Nie, nie jesteś... wróżki wyczuwają ludzi... pachniecie inaczej- śmierdzicie potem. - I nie jestem okrutny, taka po prostu prawda. Kontynuując. Nawet lepiej jeśli inne wróżki nie znają twojego imienia...Imię zna się tylko w kręgach rodzinnych, bo to oni ci je nadają... Tutaj używa się przyrostków, dziedziczonych. Znając czyjeś imię...  możesz go zniewolić... Dlatego ci go Nie wyjawię - powiedziałem spokojnym tonem, ponieważ opadałem z sił coraz bardziej.

- Zniewolić? ale po co?- zapytał.

-Chuj wie po co... Tak to już jest Znając twoje imię, które u wróżek ma moc, mogą cie wykorzystać i zniewolić...Będą modli cie kontrolować. Znaczy nie ciebie... W sensie że wróżkę. Ty jesteś człowiekiem... - pogmatwałem się w swojej własnej wypowiedzi.

-Mnie kontrolują nawet bez tego- wymamrotał pod nosem.

I chuj mnie to obchodzi. Niech cie tak kontrolują, że kurwa sobie stąd pójdziesz.

                                   *Otabek*

I nie usłyszałem nic więcej od niego. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że oddycha równomiernie i ma zamknięte oczy. Najwyraźniej spał.

Chyba mnie nie lubi - pomyślałem, gdy tak zacząłem się nad tym bardziej zastanawiać. Pytałem sam siebie o to.

A: A skąd ja mam wiedzieć...

A: A Ciebie da się lubić?

O: nie wiem...eh chyba moja obecność tylko go drażni, pewnie jak się obudzi i mnie zobaczy to będzie miał zły humor, a nie chce żeby mu się zmarszczki zrobiły...

D: tobie i tak już nic nie pomoże...

I usłyszałem huk. Ujrzałem jak chłopak, który najwyraźniej spadł z gałęzi opierał się rękami i klęczał z głową spuszczoną w dół. Przykleił mu się też liść do policzka co wyglądało śmiesznie.

-Żyjesz? - zapytałem lekko wystraszony i wysunąłem rękę, żeby zdjąć mu liść z policzka. Jadnak on się cofnął.

-Nie zbliżaj się do mnie! -gdy to mówił otrzepał policzek z roślinki. - Nie waż się mnie dotykać!

Opuściłem rękę. Naprawdę nie chciałem źle, a wyszło jak wyszło... Posmutniałem lekko.

-Wybacz... - mówiąc to spuściłem wzrok.

Chłopiec wstał. Był wyczerpany, bo jego skrzydła nawet nie chciały zatrzepotać, gdy chciał się wzbić.

-Muszę wracać do domu... - powiedział i powolnym krokiem zaczął iść przed siebie. Patrzyłem jak sie oddala. Po chwili się zatrzymał i odwrócił. - Uważaj na siebie - rzucił i poszedł dalej.

Wstałem z ziemi i westchnąłem ciężko mówiąc sam do siebie:

-Nie lubi mnie - otrzepałem się z piachu i liści i ruszyłem w przeciwną stronę.

A: może przenieś się do swojego świata na jakiś czas I wróć kiedy indziej...

O:jestem za i nie mam żadnych przeciw

*Jurji*

Udało mi się wrócić do domu. Następne parę dni przespałem, ze względu na chorobę. Gdy wróciłem do swoich codziennych zajęć, on już się nie zjawiał. A co jeśli przez to, że go zostawiłem w tym lesie, stała mu sie krzywda? Po chwili jednak odrzuciłem takie myśli.

Kolejne dni mijały, aż minął miesiąc i nastał początek jesieni. Liście przebarwiły się i zaczęły spadać...

*Otabek*

Spędziłem dzień w tym nieszczęsnym zamku i postanowiłem wrócić do tamtego świata. Gdy się przeniosłem, znajdowałem się w tym samym miejscu gdzie ostatnio, jednakże coś się zmieniło. Więc może to jednak nie to samo miejsce?

-Gdzie jestem...? - powiedziałem do siebie.

A: tam gdzie znikłeś wczoraj ... tylko, że tu było inaczej... chyba idzie jesień...

O: JESIEŃ?!

A: popatrz na liście...

O: no widzę je! Ale jak to tak szybko?!

A: gdy tu byłeś, było latoA: idź może do wioski

O: dobry pomysł

I ruszyłem w stronę wioski. Szedłem ostrożnie, żeby się nie zgubić. Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem zgraję wróżek sypiących kwiatki. Jednakże nigdzie nie widziałem blond włosego wróżkowego chłopca. Z lekka zrezygnowany, że nie mogłem go znaleźć ruszyłem na poszukiwania. Pytałem inne wróżki, a raczej próbowałem, ponieważ zawsze uciekały na sam mój widok. Trafiłem nad jezioro, nad którym kwiatek kiedyś siedział na kamieniu. Zacząłem się przechadzać wzdłuż, gdy nagle przypomniałem sobie o polanie. Szybko pobiegłem w tamtą stronę. Gdy już się na niej znalazłem ujrzałem chłopaka, który w dziwnych drewnianych sandałkach i trawowymi opatrunkami na nogach wirował wśród kwiatów. Skrzydła miał przywiązane, dzięki czemu było mu łatwiej się poruszać. Jego taniec przypominał balet.

Usiadłem na ziemi nie chcąc mu przeszkadzać i cicho zacząłem nucić  piosenkę z mojego świata. Po dosłownie trzech sekundach chłopak się zatrzymał. Stał do mnie plecami i milczał.

-czemu przestałeś?- zapytałem po chwili zaciekawiony jego odpowiedzią. Jednakże milczał dalej. - Nic nie mówisz...obraziłeś się?- zmartwiłem się. Dalej mnie nie lubi...

-Gdzieś. ty. był... przez. cholerny. miesiąc?- odwrócił się. Aż kipiał z wściekłości. Takiego pytania to ja się nie spodziewałem..





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro