VI. Obejmowali się w wodzie.
Dzisiaj było trochę cieplej niż wczoraj. Dalej nie widać było słońca i w powietrzu utrzymywało się mnóstwo wilgoci, jednakże nie padało. To już był jakiś plus.
Russell'owie mieli w zwyczaju jeździć razem nad jezioro. Dziadek Roche błyskotliwie stwierdził, że akurat dzisiejszy dzień będzie najlepszy do tego typu rozrywki. Może to dlatego, że uwielbiał szarość, smutek i melancholijność? Najprawdopodobniej. Nikt by się nie zdziwił, gdyby pochmurne niebo przypominało mu lata młodości.
Wracając, Roche, Natanael i najstarszy z rodziny jechali właśnie samochodem. Dlaczego akurat w takim składzie? Ojciec chłopaka postanowił skorzystać z okazji i zaszyć się gdzieś, zakopać w tej swojej samotności (Ewentualnie z jedynym przyjacielem-alkoholem). Bo taki właśnie był. Nie cierpiał spotkań rodzinnych, przyjęć, wyjść publicznych. Można było go uznawać za pustelnika.
Gabriell natomiast, zaciągnięty tutaj został siłą przez samego Word'a. Nastolatek bowiem nie wyobrażał sobie kilku godzin spędzonych sam na sam z dziadkiem; nie zrozumcie mnie źle, uwielbiał jego towarzystwo, jednakże nie miał ochoty być świadkiem kolejnej fascynacji starego Russell'a. Potrafił on bowiem paplać godzinami o lesie i wszystkich tych leśnych rzeczach, które nikogo nie interesowały.
W tym momencie trzeba powiedzieć, że jeździli zawsze nad ten sam staw, okalany z każdej strony świerkowym lasem. Miejsce magiczne, lecz przejadłe nieco. Bo kto niby nie znudziłby się widokiem tego samego krajobrazu w każde wakacje przez ponad dwanaście lat? Dwanaście, ponieważ przez pewien przykry incydent rodzina Russell'ów przestała przyjeżdżać w to miejsce, by po kilku latach znów odważyć się tu powrócić.
Młody Roche, mający nie więcej niż trzy latka, uwielbiał zabawy przy brzegu jeziora. Niestety, teren do eksploracji był ograniczony, między innymi dla tego, że w pewnych miejscach jezioro zapadało się niebezpiecznie w dół, co stanowiło ogromne ryzyko dla tak małego dziecka.
Chłopczyk szybko znudził się zabawą w wyznaczonym miejscu-wbrew zakazowi rodziców, postanowił udać się gdzieś dalej.
Znalazł miejsce idealne; pełne rzęsy i pałek wodnych. Było tam dużo żab, które wręcz uwielbiał łapać. Zauważył jedną na liściu lilii wodnej. Próba złapania jej okazała się błędem-chłopiec wpadł do głębokiej wody.
Zaczął wierzgać, przez co coraz bardziej zaplątywał się w rogatki i w glony. Był na pograniczu życia i śmierci, kiedy do jego płuc dostała się mętna woda.
Tego dnia miał szczęście, że został uratowany; nie wiele brakowało, lecz jego rodzice zauważyli, jak szamocze się w wodzie. Jednakże to wydarzenie pozostawiło po sobie ślad; Roche do tej pory unikał dzikich zbiorników wodnych, ba, na basen raczej też starał się nie uczęszczać.
~*~
Dotarli na miejsce po około piętnastu minutach. Pogoda wcale nie zapowiadała się na lepszą, a w lesie było tak cicho, że można było się przestraszyć.
Wyciągnęli prowiant, kilka kocy i-jak się okazało-ukulele Gabriell'a z bagażnika. Roche wziął na wszelki wypadek swój telefon (nie pytajcie się mnie po co, jeżeli był rozładowany i tam i tak nie było zasięgu) oraz zeszyt z tymi depresyjnymi wierszami rodem z tumblr'a. Wiecie, gdyby nagle naszła go wena w tym samobójczym miejscu.
Natanael i Word usiedli na jednym z kocy jak najbliżej jeziora (Word oczywiście nalegał, aby usiedli dalej, ale na upartego Natanael'a nie ma rady). Dziadek postanowił poprzyglądać się naturze po kompletnie innej stronie zbiornika. Może nie chciał podsłuchiwać.
-Jak tu ładnie.-Zaczął Gabriell, na co Roche lekko się uśmiechnął i mu przytaknął ruchem głowy. Między nimi zapadła cisza. Ta niezręczna cisza, której każdy nienawidzi.
-Może popływamy?-Na tę propozycję młodszy zamarł jeszcze bardziej, rozszerzając szeroko oczy. Nie spodziewał się tego. Jednakże nie mógł pokazać, że się boi.
-Jest zimno.-Wymamrotał, nerwowo się śmiejąc i nie spuszczając wzroku z tafli wody.
-Nie przesadzaj, woda jest całkiem ciepła.-Roche nawet nie zdążył zareagować, gdy nagle poczuł, jak Gabriell wsadza jego rękę do wody. Zesztywniał, by po szoku szybko wyrwać swoją dłoń, chlapiąc ich obu przy okazji. Między nimi znów zapadło milczenie, przerywane szarpanym oddechem niższego.
-Tu nie chodzi o to, prawda?-Głos jego towarzysza był w tamtym momencie bardziej poważny niż zawsze.-Boisz się wody, tak?
-Nie. To..to był tylko taki odruch.-Skłamał, próbując się jeszcze jakoś ratować.
-Word---
-A co mam ci powiedzieć?!-Roche nagle wybuchł wstając z miejsca, pozwalając na to, aby jego głos rozległ się między drzewami.-Mam ci powiedzieć, że boję się wody, ponieważ kiedyś prawie się utopiłem przez własną głupotę?! To chciałeś usłyszeć?!-Dysząc szybko, spojrzał Natanaelowi prosto w oczy. Uspokoił się nieco, gdy starszy nic nie mówił.
-Nic nie rozumiesz.-Dodał pod nosem, siadając z powrotem.
-Rozumiem więcej, niż myślisz.-Drugi chłopak odchrząknął. Tym razem to on wstał.
-C-Co ty robisz?-Word znieruchomiał, gdy zielonooki zaczął się rozbierać, by po chwili stanąć przed nim w samym bokserkach. Miał takie piękne ciało. Tak idealnie wyrzeźbione. Tak idealnie dopasowane do ciała mniejszego.
Roche, o czym ty myślisz?
-Pokonuję twój strach.-Wyciągnął ku niemu dłoń, uśmiechając sią ciepło. Nastolatek zawahał się. Przecież nie mógł się zgodzić; myśl o tym, że miałby wejść do tej wody napawała go o mdłości.
Jednakże ta dłoń była taka ciepła. Jakaś taka bezpieczna. Uśmiech oraz oczy Gabriell'a były ufne. Musiał przystanąć na propozycję, czując, że przy starszym nic mu nie grozi.
Osoba po drugiej stronie jeziora śmiała się w duchu będąc przekonana, że chłopakowi nie uda się wciągnąć Roche do wody chociaż po kostki.
Jakież więc było zdziwienie najstarszego Russell'a, gdy zobaczył swojego wnuka trzymanego w ramionach swojego pracownika po kilkudziesięciu minutach namawiania.
W wodzie, wokół lilii i żab.
________________
W gruncie rzeczy mi sie podoba❤❤
~Olek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro