Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kolejny dzień. Wczoraj po odrobieniu lekcji klasycznie rysowałem. Lecz pierwszy raz w życiu wyrzuciłem swoje dzieło. Po jego skończeniu, gdy mu się przyjrzałem, dopiero zauważyłem, co wyszło spod mojego ołówka. Rysunek przedstawiał tamtego chłopaka, na którego wpadłem. Mało nie krzyknąłem i po chwili kartka papieru leżała w koszu. Na wspomnienie jego dotyku przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Ale jak udało mi się zapamiętać tyle szczegółów z jego wyglądu i twarzy? Widziałem go zaledwie kilka sekund, zanim uciekłem. Otrząsnąłem się, on mnie przeraża, jak każdy człowiek. Spojrzałem na budynek szkoły, przed którym właśnie stanąłem. Znowu do tego więzienia. Więzienia pełnego ludzi. Dyskretnie wszedłem do środka, wybierając moment, w którym nikt nie wchodził i na szczęście nie wychodził i poszedłem przed klasę. Zostały trzy minuty do dzwonka, nie opłacało mi się iść do toalety rysować. Usiadłem na ławce i wlepiłem wzrok w ścianę. Strach, że ktoś podejdzie, zagada, zaczepi utrzymywał się we mnie, zacisnąłem pięści. Zlane w jedność kształty pozostawiały w obrazie klasy rozmyte kolory, wyglądające jak kolorowe dzieła van Gogha bądź Moneta.
Próbowałem uspokoić szybko bijące serce, wymyślając kolejne elementy nowego obrazu, który na pewno dziś stworzę. W mojej wizji, obok wilczycy karmiącej młode w ciemnym lesie, oświetlonym jedynie blaskiem gwiazd i księżyca, umieściłem drugiego wilka, ukrytego w krzakach obok matki miotu, szczerzącego kły i z czerwonymi ślepiami. Nagle kątem oka ujrzałem ruch i obok mnie usiadł chłopak. Ten sam, na którego wczoraj wpadłem. Paraliżujący strach powrócił z podwójną siłą, nie potrafiłem się ruszyć, spiąłem całe ciało, ale nadal siedziałem, patrząc w płytkowaną podłogę przede mną. Cichutko się modliłem, by się do mnie nie odezwał, by się okazało, że on tylko sobie ze zmęczenia usiadł, że mnie nie rozpozna. Zamknąłem oczy i zacisnąłem palce na deskach ławki, próbując na nowo się uspokoić. Wziąłem głęboki oddech i wtedy się odezwał:

- Zgubiłeś wczoraj.

Otworzyłem oczy, przed którymi znalazła się moja książka z chemii. Musiałem wczoraj, próbując uciec od niego jak najdalej, ją wypuścić. Wziąłem podręcznik i wymruczałem podziękowanie. Przycisnąłem kolorowe kartki do siebie, próbując ukryć drżące dłonie.

- Oddałbym ci wcześniej, ale nie miałeś podpisanej książki, tak to bym przekazał komuś z twojej klasy wczoraj. Mam nadzieję, że nie potrzebowałeś jej na poprzednią lekcję.

Nie chciałem się do niego odezwać, powiedzieć, że dopiero teraz zaczynam zajęcia. Bałem się nawet powiedzieć, by sobie poszedł. Mimowolnie spojrzałem na niego i jeszcze bardziej przeraziła mnie mała odległość, jaka dzieliła nasze ciała. Siedział zdecydowanie za blisko. Patrzyłem sparaliżowany, nie mogąc totalnie nic zrobić. Nienawidzę takich momentów, tak bardzo nienawidzę.

- Chwila, czy ty nie jesteś tym chłopakiem, o którym mówią u nas w szkole, że się boi ludzi? Lee Donghyuck?

Z nerwów aż przygryzłem wargę do krwi, metaliczny smak wypełnił moje usta, czułem, jak do oczu powoli napływają łzy. Byle się nie rozpłakać - mówiłem sobie, kolejna rzecz, której nienawidzę, płakać przy ludziach.

- Rozumiem, przepraszam... - spuścił głowę i odsunął się kawałek, w środku trochę odetchnąłem, chociaż odległość między nami wciąż była za mała. - W ogóle, bardzo ładnie rysujesz. - Uśmiechnął się ciepło, co wcale nie dodało mi otuchy. Nie dość, że narusza moją przestrzeń osobistą, to jeszcze przegląda moje rysunki.

Na korytarzu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, więc schowałem książkę i wstałem. Już miałem dość tego dnia, chociaż ledwo się zaczął. Tak samo jak mam dość każdego swojego dnia, mojego życia. Tylko jednej rzeczy nie mam dość. I nie jest nią osoba tego chłopaka.

- Jestem Mark Lee, mam nadzieję, że do zobaczenia. - dotarły do mnie jeszcze jego słowa, zanim nie usłyszałem szybko oddalających się kroków. Wcale nie "do zobaczenia" - pomyślałem sobie i wślizgnąłem się do klasy. Nie mam ochoty już nigdy więcej go widzieć.

***

Lekcje minęły na notowaniu, szkicowaniu na marginesach zeszytu, a przerwy na siedzeniu w kabinie toalety i rysowaniu. Zacząłem szkic nowegu pomysłu, ale wypełnić go barwnymi smugami postanowiłem dopiero w zacisznym i spokojnym miejscu, jak będę miał więcej czasu, niż dziesięciominutowe przerwy. Byłem dumny z rysunku agresywnego wilka, zaczajonego na dumną matkę z młodymi - kolejne zobrazowanie mojej fobii, ja byłem wilczycą, a małe wilczki - sztuką. Zły wilk był wszystkimi ludźmi, to oni mnie zabijają, zabijają moją duszę. A może to tylko strach przed nimi mnie niszczy? Czy każdy człowiek jest zły? Tak, z jakiegoś powodu ciężko mi się oddycha przy nich, czuję duszący ucisk w klatce piersiowej, mam uderzenia gorąca, zimne poty, kołatające serce. Boję się, gdy ktoś blisko mnie wykona jakiś ruch, boję się, że podnosi na mnie rękę, by mnie uderzyć, jak rodzice. Ale dzięki strachowi rysuję. Rysuję to, co czuję, jednak po wielu latach uciekania przed ludźmi już odczuwam tego skutki na zdrowiu fizycznym. Nie boję się niczego innego. Nie boję się wysokości, pająków, krwi, wody, ciasnych pomieszczeń (no chyba, że ktoś w takim pomieszczeniu jest), tylko i wyłącznie ludzi. Nawet boję się oglądać filmy, chyba że występują tam tylko i wyłącznie zwierzęta, a takich dużo nie jest.

Narysowałem ziejące czernią kratery na księżycu, gdy rozbrzmiał dzwonek na lekcje, całe szczęście już nie moją, przed chwilą skończyłem, ale chciałem przeczekać przerwę, by nikogo nie było na korytarzu i mało ludzi przy wyjściu. Nie musiałem się dziś przejmować odrabianiem zadań, bo był piątek, czyli mam na to cały weekend. Schowałem wszystkie przybory i szkicownik do plecaka i wyszedłem z kabiny, dokładnie się rozglądając. Ani żywej duszy. Nie słysząc żadnych nadchodzących kroków, zadowolony złapałem za klamkę od drzwi łazienki, gdy te nagle się otworzyły, a w nich stanął Mark. Przerażony cofnąłem się do tyłu, co było błędem, bo jestem w pułapce. Przede mną stoi on, w jedynej drodze ucieczki, a za mną tylko kible.

- O, sorka... Hyuck? Myślałem, że cię już dziś nie zobaczę, zastanawiałem się, czy by cię nie zaprosić na kawę i do parku, tak wiesz, by się zapoznać i byś się trochę przyzwyczaił do ludzi...

Gdy tylko odsunął się na bok, wykorzystałem sytuację i wybiegłem ze środka. Nie chce się z nikim spotykać, nie chcę iść do miejsca, gdzie jest dużo ludzi. Chcę zostać sam, sam na zawsze, do usranej, samotnej śmierci, wśród farb, pędzli i płócien. Cicho odetchnąłem z ulgą, ponieważ chłopak chyba nie pobiegł za mną. Tęsknie spojrzałem w niebo, jednak ciemne chmury nie zapowiadały dobrej pogody, więc dziś nici z malowania na zewnątrz. Nie podobało mi się to, ponieważ wiedziałem, że rodzice już są w domu, w piątki mama nie pracuje, tata kończy szybciej. Jednak jeśli nie wrócę od razu po szkole, będzie lanie, czego zdecydowanie chciałem uniknąć, chciałem w spokoju, bez obolałego ciała, malować, po prostu malować. Starałem się jak najbardziej odwlec powrót, jednak w końcu stanąłem przed drzwiami mieszkania, wziąłem głęboki oddech i włożyłem klucz do zamka. Dało się słyszeć kliknięcie i drzwi powoli się uchyliły.

- Donghyuck? - dało się słyszeć z kuchni głos mamy. Nadzieja, że jednak wyszli szybko prysła. Położyłem ostrożnie plecak na ziemi i schyliłem się, by rozwiązać buty.

- Tak. - mruknąłem na tyle głośno, by mnie usłyszała, bo inaczej by się zaczęła awantura. Chciałem jak najszybciej i jak najmniej boleśnie przejść do swojego pokoju i się tam zamknąć.

Ale nie było mi to dane.

- Dlaczego w twoim pokoju nie jest posprzątane? - usłyszałem krzyk rodzicielki. Chciałem się ulotnić, uciec, cokolwiek, wyczuwałem, że będzie bardzo źle. - Miałeś dzisiaj na później, mogłeś to ogarnąć, a jak zwykle się opierdalałeś. Spójrz na mnie, gówniarzu!

Zacisnąłem powieki, ale szybko spojrzałem na ciemnowłosą kobietę. Miałem przed oczami sytuację na matematyce z wczoraj, wzdrygnąłem się przerażony.

- Przepraszam, już idę posprzątać... - próbowałem załagodzić sytuację, ale na nic się to zdało. Poczułem, jak się naraziłem, gdy mój policzek zapiekł żywym ogniem. Złapałem się za twarz, do moich oczy napłynęły łzy bólu i strachu. Niech to się skończy.

- Jeszcze raz to się zdarzy, a powyrzucam te wszystkie twoje śmieci do malowania. Jak wróci ojciec, to się nauczysz posłuszeństwa. - warknęła wściekle i pociągnęła łyk taniego wina z butelki.

- Mamo, błagam, nie! Nie mów nic tacie, posprzątam, nawet mogę tobie w czymś pomóc... - chlipnąłem, całkowicie przerażony wizją wściekłego ojca. Normalnie bym jej nie błagał, tylko bez słowa poszedł do pokoju, ale wolałem się teraz odezwać niż potem być poniżany. Widząc jednak czerwieniejącą ze złości twarz kobiety, szybko uciekłem do pokoju i od razu się zabrałem za sprzątanie, chociaż nie było za bardzo co sprzątać. Włożyłem rozrzucone kilka ołówków do kubka, farby do pudełka, wyniosłem śmieci ze swojego kosza i zdrapałem małą plamkę białej farby z biurka. Tak to całkowity porządek. Położyłem się na łóżku i spojrzałem na sufit. Czy rodzice mnie chcieli? Czy nie jestem tylko wpadką, która im przeszkadza w życiu, więc się na niej wyładowują? Czemu nie oddali mnie do domu dziecka? Może tam bym nie zaczął się bać ludzi? Czy tam ludzie lepiej by mnie traktowali? A może byłoby tak samo, tylko miałbym do czynienia z większą ilością osób? Miałem teraz ochotę się odstresować, dokończyć mój obraz, ale bałem się wyciągnąć go z plecaka, jeśli wpadną rodzice i go zniszczą, może być ze mną gorzej. Zniszczą moją wizję, mój strach, moją inspirację, moje całe życie. Sztywny ze strachu leżałem wśród miękkiej pościeli, czekając na piekło. Po kilkunastu minutach usłyszałem złowieszczy głos ojca, który prawdopodobnie już dowiedział się od matki o moim nieposłuszeństwie. Drzwi otworzyły się z hukiem, strącając ze ściany jeden z moich obrazów.

- Podobno nie słuchałeś matki. - uśmiechnął się, ukazując zepsute już od papierosów zęby. - Zaraz pokaże ci, kto tu rządzi.

Niby wiem, jacy są moi rodzice, ale nie sądziłem, że można być aż tak podłym.

Mój humor dziś to kabarecik, ale macie kolejny rozdział, znowu dam próg 35 gwiazdek, najwyżej zanize potem, bo też muszę napisać rozdział, a aktualnie mam wene na changlixa

Podoba się?

Dobrej nocy❤❤

I am Groot

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro