thirteen
-Kocham Cię, Changbin.
Co?
Śnię, czy to się dzieje naprawdę?
Może tylko żartuje?
Na pewno żartuje
- Żartujesz, prawda? Z uczuć się nie żartuje. - powiedziałem z początku lekko roześmiany, po czym spoważniałem.
Felix dalej patrzył się w jeden punkt przed siebie.
Tak, jakby z tego pełnego życia i dobrej, pozytywnej energii chłopaka wszystko wypłynęło i pozostała w nim kompletna pustka.
- Na co tak patrzysz? - zapytałem w końcu.
- Na jezioro. Niedługo wakacje, co ty na to, żeby zebrać jakąś grupę i gdzieś razem pojechać? - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Tak! Aj, jest już późno. Będę musiał się już zbierać, idziesz ze mną?
- Zostanę jeszcze chwilę.
- No to do jutra! - pomachałem mu i odszedłem.
*Felix*
Chłopak odszedł dość szybkim tempem.
Po chwili zniknął mi z pola widzenia, więc odwróciłem wzrok w drugą stronę.
Dalej nie rozumiem, jak on mógł nie załapać, że to na poważnie, że myślałem nad własną orientacją i uczuciach do niego dość długo, a związek z jego kuzynką był pod wpływem chwili i głównie aby wywołać zazdrość.
Co jeśli to tak naprawdę trwało od dzieciństwa, kiedy jeszcze chodziliśmy razem do podstawówki.
Po jakiejś samotnie spędzonej godzinie wróciłem do domu.
-Wróciłem. - bardziej powiedziałem, niż krzyknąłem.
-Witaj, synu. - ojciec uśmiechnął się do mnie. Złożył najwyraźniej niespodziewaną wizytę. Naprawdę rzadko bywa w domu.
-O, cześć tato. - mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Opowiadaj, co się ostatnio dzieje tam u Ciebie? Masz jakąś dziewczynę?
-Miałem, ale zerwałem. - powiedziałem najzwyczajniej w świecie.
-Czemu? -spytał dalej uśmiechnięty.
-Wolę tą samą płeć - ojcowski uśmiech zmienił się w lekkie poddenerwowanie. Stał jeszcze kilka minut w ciszy przede mną, po czym ocknął się, aby dać mi mocno z otwartej dłoni w twarz. Spojrzałem zszokowany na ojca. Łzy samowolnie wpłynęły mi do oczu. Po kolejnej minucie ciszy dostałem w brzuch, z czym serie przekleństw i wyzwisk w moją stronę. Chroniąc się przed kolejnym ciosem wbiegłem po schodach do mojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi na klucz.
Miałem ochotę płakać, najzwyczajniej w świecie ryczeć. Najgorsze jest to, że mój własny ojciec nie akceptuje mnie takiego, jaki jestem. Od zawsze nie rozumiałem braku akceptacji wśród ludzi. Dalej mam zagwozdkę czemu inni mają coś do osób innej orientacji czy rasy. To nie grzech być innego pochodzenia, innej wiary, czy kochać tą samą płeć. Niedługo ludzie będą się zabijać, bo pewna część woli jeden supermarket od drugiego.
Po 15 minutach trochę ochłonąłem i położyłem się na łóżku.
Rozmyślałem co może aktualnie robić Changbin, o czym może myśleć i czy na pewno dobrze zrobiłem mówiąc mu to. Myślał, że żartowałem. Co, jeśli mnie nie zaakceptuje, zostawi. W końcu ma przyjaciela, który się w nim podkochuje. To zepsuje wszystko. Wyśmieje i porzuci.
Bez niego nie ma mnie.
Odkąd przyjechałem do tego miasta bardzo mało widuje się z ludźmi, z którymi zadawał się wcześniej.
Powinienem dać mu wolną rękę.
*Changbin*
Gdy wróciłem do domu od razu rzuciłem się na kanapę. W domu znowu nikogo nie było, przez co czułem się jeszcze bardziej bezradny.
Potrzebowałem kogoś , komu mógłbym na spokojnie zwierzyć.
Zwierzyć głównie ze sprawą z Felixem. Do niego przecież z tym nie pójdę, a Jisung ostatnio nie ma czasu.
L
eżałem tak jeszcze chwilę, kiedy usłyszałem przekręcanie klucza w drzwiach. Wyjrzałem znad oparcia i zauważyłem swoją matkę.
- Mamo? - wstałem, aby po chwili rzucić jej się w ramiona. Co jak co, ale jest w domu raz na ruski rok.
- Cześć, Binnie.
- Na ile przyjechałaś?
- Jak na razie nie wiem, nie mamy żadnych zleceń, więc aktualnie mam wolne od delegacji. - uśmiechnęła się do mnie. - a co się tam ciekawego działo pod moją nieobecność?
- Dość dużo, ale to innego dnia Ci opowiem. - zaśmiałem się nerwowo.
- A jak z Felixem? - wykonała jednoznaczny ruch brwiami.
Tak. Wiedziała co czuje do chłopaka, wie to od dawna. Wie to od kąd byłem jeszcze dzieckiem.
- Właśnie o tym chcę Ci niedługo opowiedzieć.
- Ok... to co zrobić na obiad? - spytała entuzjastycznie.
***********
Podczas posiłku opowiedziałem wszystko swojej rodzicielce. Właśnie tego potrzebowałem. Zrozumienia.
- Co, jeśli on nie żartował? Nie zaśmiał się ani razu, nie przeszkadzało mu to, że zachowywaliście się praktycznie jak para. Nie sądzisz, że sam powinieneć mu wszystko powiedzieć i wyjaśnić? To trwa tak długo. Nie chcę patrzeć, jak cierpisz, bo nie skorzystałeś z okazji. - tu się zamyśliłem. Ma rację. Ma świętą rację.
Wstałem od stołu i udałem się do przejścia założyć buty, po czym wyszedłem.
- Wróć kiedyś! - zaśmiała się
______________________________________
Heeej~
A więc po miesiącu jest nowy rozdział! ;;
Trochę się wstydzę za to, że rozdziały są co minimum miesiąc, aczkolwiek brakuje mi pomysłów
(_ _||).
Chciałam dodać jeszcze, że zaraz w sumie koniec tego opo.
Jednakże...
Szykuję dla was Vkooka i chciałabym znać Waszą opinię czy chcecie, abym go publikowała, czy nie.
Adios!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro