Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

141. Kiedy zostałaś porwana...

WIADOMO KTO, TU NIC NIE TRZEBA MÓWIĆ. (@gun_woman , oczywiście)

*zestaw insuliny dla każdego, żeby nikt nie dostał cukrzycy* (choć nie wiem czy będzie to potrzebne, ale wolę być zabezpieczona)

Na dole notka do przeczytania, bo Prorokini straciła siły i wiarę.

🌙 Sherlock -
Poszukiwania trwały od kilkunastu dni. Policja dawała z siebie wszystko, choć Sherlock uważał, że powinni zrobić więcej. Odchodził od zmysłów, a uczucia, które wzięły nad nim górę, przesłoniły mu jego normalny, chłodny podgląd sytuacji. W końcum, po upływie prawie dwóch tygodni, porywacz popełnił błąd. Wysłał mu Twoje zdjęcie, dzięki czemu Sherlock rozpoznał miejsce, w którym byłaś przetrzymywana, a policja natychmiast zarządziła akcję ratunkową.
Wszystko przebiegło sprawnie, a porywacz został zatrzymany i aresztowany. Jednak Sherlocka to nie obchodziło. Natychmiast zajął się Tobą.
- Mogłeś się pospieszyć - uśmiechnęłaś się blado, kiedy zaczął rozcinać opaski zaciskowe, którymi byłaś skrępowana.
Sherlock obdarzył Cię smutnym uśmiechem, widząc jak bardzo zmęczona i pokiereszowana byłaś. Kiedy w końcu udało mu się Cię uwolnić, od razu rzuciłaś się w jego ramiona. Adrenalina, która podtrzymywała Cię przy zdrowym myśleniu przez cały ten czas, w końcu opadła, a Ty dałaś upust emocjom. Łzy strumieniem spłynęły po Twojej twarzy, kiedy wtuliłaś się w klatkę piersiową detektywa.
- Tak się bałam, Sherlocku - wyznałaś cicho, a on otulił Cię szczelnie ramionami, chowając twarz w Twoje włosy.
- Już dobrze, [T.I.] - pogładził Cię uspokajająco po plecach, a Ty zaniosłaś się płaczem. - Zabiorę cię do domu, dobrze [T.I.]? Już nikt cię nie skrzywdzi. Obiecuję...
Sherlock trzymał Cię w swoich ramionach jeszcze jakiś czas, czekając aż się uspokoisz i jednocześnie sam się uspokajając. Odgadniał każdego policjanta, który chciał, abyś złożyła zeznania i każdego ratownika medycznego. Kiedy w końcu przestałaś płakać, pozwolił, aby Cię opatrzono i zabrał Cię na Baker Street, gdzie zajął się Tobą.

🌙 John -
- To wszystko jest twoja wina, Sherlock! - Watson stracił panowanie nad sobą, kiedy jechali taksówką. - Przez ciebie ją porwali!
Policja szukała Cię już od tygodnia i nareszcie się udało. John oczywiście obwiniał o to Sherlocka, w końcu to był jego pomysł, żeby wystawić Cię jako przynętę. A Ty głupia się zgodziłaś!
- John, przepraszam - Holmes westchnął ciężko, wyrzuty sumienia dawały mu się we znaki.
Watson nie odpowiedział. Był cicho, dopóki nie dotarli na miejsce, w którym Cię znaleziono. Budynek otoczony był policyjnymi samochodami z włączonymi kogutami, a na uboczu stała pojedyncza karetka. John natychmiast wyrwał w tamtym kierunku. Jego serce na moment się zatrzymało, aby po chwili zacząć szaleńczo bić, kiedy zobaczył się siedzącą w pojeździe, obok ratownika medycznego, który opatrywał Twoje rany. Watson powoli do Ciebie podszedł.
- [T.I.], o Boże... - zamknął Cię w szczelnym uścisku, a Ty z lekkim uśmiechem wtuliłaś się w jego ramię. - Tak się o ciebie martwiłem...
Westchnęłaś głęboko, nie mając siły na rozmowę. John zrozumiał i nic więcej nie powiedział. Przyłożył usta do czubka Twojej głowy i zakołysał się z Tobą.
- Przepraszam, że na to pozwoliłem - rzekł cicho, a Ty szybko pokręciłaś głową.
- Sama się na to pisałam, John - wychrypiałaś. - To była moja decyzja. Teraz chcę tylko wrócić do domu, dobrze?
Watson skinął i chwycił Twoją chłodną dłoń w swoją dużo cieplejszą.
- Oczywiście, kochanie - ponownie pocałował Cię w czoło. - Oczywiście.

🌙 Moriarty -
James wiedział, że ma wrogów. Był tego świadomy. Nie podejrzewał jednak nigdy, że ktokolwiek miałby jaja tknąć jego kobietę. Niestety, był zbyt pewny siebie. On, Moran i kilku najlepszych ludzi szukali Cię od dziesięciu dni. W końcu udało im się. Moriarty wziął na akcję jedynie Sebastiana, nie podejrzewając, że ktokolwiek inny mu się przyda. Podczas gdy Moran usadawiał się na najbliższym dachu, James wszedł do budynku, w którym byłaś, nie zamierzając się ukrywać. Twój porywacz jakby tylko na to czekał. Wyszedł z drugiego pomieszczenia, mierząc w Jima z pistoletu.
- Jim Moriarty i jego jedyna słabość - uśmiechnął się mężczyzna. - I mam ich dwoje pod jednym dachem.
James wywrócił oczami.
- Moran, zdejmij go - mruknął do ustawionego na tryb głośnomówiący telefonu. - Nie mam na to czasu.
Twarz mężczyzny zastygła w szoku, a po chwili jego ciało padło bezwładnie na ziemię. James przekroczył je i spokojnie udał się do pomieszczenia, z którego wcześniej wyszedł napastnik.
To co tam zobaczył sprawiło, że pożałował, iż tamten zginął tak szybko. Siedziałaś w rogu pokoju z rękami przykutymi do czegoś nad Tobą, zmarnowana i zakrwawiona.
- Długo ci zeszło - lekko zadziorny uśmiech pojawił się na Twojej zmęczonej twarzy.
James westchnął, zabierając się do uwalniania Twoich rąk. Dłońmi delikatnie pogładził Twoje pokiereszowane nadgarstki.
- Umierałem ze strachu - wyznał, po czym objął Cię ramionami. - Zapewniłem temu skurwielowi zbyt szybką śmierć.
Z bladym uśmiechem wtuliłaś się w jego klatkę piersiową.
- Daj spokój, James - zrelaksowałaś się pod jego dotykiem. Ostatnie dni były męczarnią i cieszyłaś się, że to już koniec. - A teraz zabierz mnie do domu. Muszę się wykąpać.
Moriarty pokręcił z dezaprobatą głową, po czym pomógł Ci wstać i podtrzymał Twoją talię.
- Może będę mógł ci pomóc? - zapytał znacząco, a Ty trzepnęłaś go w ramię.
- Dupek z ciebie.

🌙 Mycroft -
Holmes chodził w tę i spowrotem po waszym mieszkaniu, czekając na jakieś wieści. Minęły ledwie dwa dni, ale dla niego było to za dużo. Nie podejrzewał, że znaczysz dla niego tak wiele. Było tak do czasu, kiedy otrzymał informację o Twoim porwaniu. Wtedy niemal dostał zawału. Zaangażował najlepszych ludzi i agentów, aby Cię znaleźć, co (na szczęście) bardzo szybko przyniosło efekt.
Kamień spadł mu z serca, kiedy dowiedział się, że Cię znaleźli, a porywacz został aresztowany. Natychmiast wziął swoją marynarkę i pojechał prosto do szpitala, do którego zostałaś przewieziona z powodu szoku i odwodnienia.
- Oto mój rycerz - uśmiechnęłaś się pod nosem, kiedy zobaczyłaś Mycrofta w drzwiach sali szpitalnej.
Jemu jednak nie było do śmiechu.
- Zdajesz sobie sprawę z tego jak się bałem? - zapytał siadając obok Twojego łóżka i chwytając Twoją dłoń w swoją.
- Martwiłeś się? - uniosłaś zdziwiona brew, wciąż lekko się uśmiechając. - To ci niespodzianka.
Mycroft pokręcił z niedowierzaniem głową. Zostałaś porwana, on umierał ze strachu, a po tym wszystkim stroisz sobie żarty.
- Jesteś niemożliwa - westchnął Holmes, patrząc na Ciebie z ulgą.
Na moment spoważniałaś.
- Ja też byłam przerażona, My - wyznałaś cicho. - Ale wiedziałam, że mnie znajdziesz...
- Dobrze, że cię nie zawiodłem...
Uśmiechnęłaś się do niego pokrzepiająco i pogładziłaś jego policzek swoją dłonią.
- Nigdy więcej mi tak nie rób - poprosił, a Ty wywróciłaś oczami.
- Powiedz to porywaczom.

🌙 Lestrade -
- Nie obchodzi mnie co mówi komendant! - Greg niemal krzyczał do telefonu. - Zbieram najlepszych ludzi na akcję! Nasz człowiek jest przetrzymywany w opuszczonym magazynie. Nie możemy tego spieprzyć!
Po tych słowach krzyknął coś jeszcze do kilku osób koło siebie i ruszył do swojego służbowego samochodu. Liczył się czas, którego i tak upłynęło już zbyt wiele odkąd zniknęłaś podczas akcji. Nie zamierzał czekać ani chwili dłużej. Tu już nie chodziło o złapanie przestępcy, w tamtym momencie liczyłaś się tylko Ty i Twoje bezpieczeństwo.
Wszystko przebiegło szybko. Porywacza nie było na miejscu, a piwnica, w której od trzech tygodni Cię trzymał, była otwarta. Greg wbiegł tam pierwszy, od razu zajmując się Tobą. Kiedy Cię rozwiązał, od razu rzuciłaś się na jego szyję.
- Boże, tak się bałam - szloch wydostał się z Twoich ust. - Nawet nie wiem ile czasu minęło...
Lestrade pogładził Cię uspokajająco po plecach.
- Tak bardzo przepraszam - rzekł, przełykając głośno ślinę. - Tak długo zwlekaliśmy, przepraszam...
Wbiłaś paznokcie mocniej w jego ramię, zanosząc się płaczem. W całej Twojej karierze policyjnej nie zdarzyło Ci się mieć takiego momentu słabości.
- Zabierz mnie do domu, Greg - pociągnęłaś nosem. - Zabierz mnie stąd...
Lestrade skinął głową.
- Dobrze skarbie... Już dobrze...

⭐Dean -
Starszy Winchester odchodził od zmysłów. Od czterech dni nie wróciłaś do bunkra ani nie dawałaś znaku życia. Było to do Ciebie niepodobne, zwłaszcza, że to Ty zawsze robiłaś braciom awantury o takie rzeczy. Zaczynał powoli panikować.
W końcu odebrał dziwny telefon. Głos po drugiej stronie, oznajmił, że ma coś co do niego należy i radzi mu się pospieszyć, po czym podał mu adres, pod który miał się udać. Dean nie myślał zbyt wiele. Wziął ze sobą swój pistolet i pojechał tam, gdzie powinnaś być.
Dotarł do opuszczonej farmy na obrzeżach Buchanan w stanie Virginia. Wpadł tam jak burza i po krwawej, lecz dość krótkiej walce z Twoim porywaczem, wpakował mu pół magazynka w czaszkę.
- [T.I.]! - zawolał zdyszany, zbiegając po schodach do piwnicy i spanikował, nie słysząc odpowiedzi.
Odetchnął jednak z ulgą, kiedy Cię znalazł. Byłaś przykuta do kaloryfera i zakneblowana, ale żywa, a to było dla Deana najważniejsze. Natychmiast podbiegł do Ciebie i klękając przy Tobie, wyjął brudną szmatę z Twoich ust.
- Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz - rzekłaś jakby sennie. - Mój rycerz na białym rumaku...
Twój wybawiciel spojrzał badawczo na Twoje źrenice, które były rozszerzone i natychmiast zrozumiał, że ten sukinsyn czymś Cię nafaszerował. To było logiczne, inaczej już dawno wydostałabyś się z kajdanek i skopała mu tyłek.
- Już dobrze, maleńka - Winchester zabrał się do uwalniania Twoich dłoni.
Kiedy mu się udało, wziął Cię na ręce, ponieważ byłaś zbyt naćpana, aby się ruszyć.
- Mój ty bohaterze... - mruknęłaś, kładąc swoją ciężką głowę na jego ramieniu.
Dean pocałował czubek Twojej głowy, po czym wyniósł Cię z budynku. Ułożył Cię wygodnie na tyle Impali i spojrzał na Ciebie zmartwiony. Twoje ręce pokrywały siniaki, a na twarzy miałaś liczne nacięcia. Zaciskając szczękę, wsiadł na przednie siedzenie i z piskiem opon odjechał, kierując się w stronę bunkra...

⭐ Sam -
Długowłosy Winchester siedział pośrodku zdemolowanego pokoju motelowego, chowając twarz w dłoniach. Jego oddech był ciężki, a ręce trzęsły się od stresu jaki przeżywał w ciągu ostatnich kilku dni. Zaginęłaś podczas nalotu na gniazdo wampirów, czego nie mógł sobie wybaczyć. W końcu obiecywał Ci, że nie da Cię skrzywdzić i zawiódł. Podniósł się gwałtownie, kiedy do pokoju wparował Dean.
- Znalazłem gniazdo, zbieraj się - rzucił, na co Sam natychmiast zerwał się na równe nogi i wybiegł, trzaskając drzwiami.
Po około dwudziestu minutach dotarli na miejsce. Sam zebrał w sobie resztki racjonalnego myślenia i razem z bratem ruszył na gniazdo. Ciała bez głów zaczęły padać, gdy tylko weszli do środka, przeszukując cały budynek. W końcu Sam znalazł Cię nieprzytomną w pokoju na piętrze. Maczeta wypadła mu z dłoni, kiedy zobaczył Twoją pogryzioną szyję i nadgarstek. Klękając przy Tobie, wyciągnął z tylnej kieszeni bandamkę, którą przewiązał Twoją krwawiącą rękę, wolną ręką ścierając krew z Twojej szyi.
- Dean, znalazłem ją! - krzyknął w stronę otwartych drzwi, a po chwili starszy Winchester pojawił się w progu. - Jest nieprzytomna, ale oddycha.
Sam delikatnie wziął Cię na ręce i skierował się z Tobą w stronę wyjścia. Poszedł za Deanem w stronę samochodu, gdzie ułożył Cię na tylnym siedzeniu, kładąc Twoją głowę na jego kolanach. W tamtym momencie Twoje rzęsy zatrzepotały.
- Sam? - stęknęłaś cicho, a on odetchnął z ulgą. - Sam, znalazłeś mnie...
- Już jest dobrze, kochanie - pogładził Cię po włosach. - Wszystko jest już dobrze...

⭐ Castiel -
Demony porwały Cię z motelu dobry tydzień temu. Przez ten czas zarówno Castiel jak i Twoi bracia, nie marnowali ani sekundy. Szukali Cię dniami i nocami, nie oszczędzając ani jednego demona. W końcu, po wielu próbach, udało im się wyciągnąć z czarnookich informacje o miejscu Twojego przebywania. Winchesterowie wraz z Castielem natychmiast ruszyli w drogę, a anioła aż nosiło.
- Spokojnie, Cas - Dean starał się dodać mu otuchy. - Skopiemy tym sukinsynom tyłki.
- Mam tylko nadzieję, że [T.I.] jest cała - mruknął niebieskooki, patrząc twardo w przednią szybę Impali.
Kiedy dotarli na miejsce, Cas poinstruował ich jakie sigile mają zniszczyć, aby mógł dostać się do środka. Twoi bracia szybko się z tym uporali i Anioł wkroczył do akcji. Zabijał demona po demonie, nie szczędząc im tortur i bólu. Jeszcze chyba nigdy nie był tak wkurzony.
- Cas, mamy ją! - głos Sama rozległ się z korytarza i Castiel natychmiast pobiegł w tamtym kierunku.
Coś zakuło go w sercu na Twój widok. Demony Cie nie oszczędziły. Castiel miał ochotę zrobić im to samo co one Tobie. Nie było na to jednak czasu. Byłaś wycieńczona i bliska wykrwawieniu.
K

iedy Sam uwolnił Cię z więzów, Castiel od razu chciał Cię uzdrowić. Ty jednak podniosłaś dłoń ku górze, nie chcąc mu na to pozwolić.
- Nie, Cas - rzekłaś cicho. - Twoja łaska...
Anioł nie miał zamiaru Cię słuchać. Uzdrowił Cię mimo Twoich protestów, po czym szczelnie otulił Twoje ciało swoimi ramionami.
- To wszystko moja wina, [T.I.] - rzekł z poczuciem winy. - Gdybym nie zostawił Cię samej w motelu...
- Daj spokój - pogładziłaś jego twarz dłonią. - Nie możesz się o to obwiniać, Cassie...
Anioł schował twarz w Twoje włosy i odetchnął głęboko.
- Nie wybaczyłbym sobie, gdybym Cię nie uratował.
- Ale uratowałeś, Cas - zauważyłaś. - I jedyne czego teraz chcę, to wrócić do bunkra i przespać całą noc. Z tobą.
Castiel pokiwał głową.
- Cokolwiek sobie zażyczysz, kochanie...

⭐ Chuck -
Bóg od razu wyczuł, że coś się stało. Nie wróciłaś ze sklepu i nie odbierałaś telefonów, co nie było normalne. Zrozumiał, że coś musiało się stać. Wisienką na torcie była informacja od samej Amary, że jeżeli Chuck chce Cię odzyskać, powinien stawić się w określonym miejscu o określonym czasie. Nie zamierzał jednak ryzykować ze swoją siostrą, dlatego zdał się na siebie, nawet jeśli nie odzyskał pełni swoich sił. W końcu był wszechmocny!
Udało mu się ustalić miejsce Twojego pobytu, ciesząc się, że nie miałaś żadnych enochiańskich pieczęci, które tylko wszystko by utrudniły.
Znalazł Cię bardzo sprawnie, a Ty bardzo ucieszyłaś się na jego widok.
- Twoja siostra, to wariatka - rozmasowałaś nadgarstkim, kiedy Bóg Cię uwolnił.
- Mówisz mi jakbym nie wiedział.
Po tych słowach pomógł Ci podnieść się z krzesła. Cała adrenalina, która do tej pory trzymała Cię w stanie ciągłej gotowości uleciaław momencie, kiedy stanęłaś na równe nogi.
- Chyba zemdleję... - mruknęłaś, a po chwili leżałaś jak długa na zimnej ziemi.
Chuck westchnął, podnosząc Cię, po czym w mgnieniu oka znaleźliście się w waszym mieszkaniu. Tam Bóg ułożył Cię wygodnie na kanapie i przyłożył dłoń do Twojego czoła. Zatrzepotałaś rzęsami, aby po chwili spojrzeć na uśmiechniętego Chucka.
- Co mnie ominęło? - zapytałaś, a on Cię przytulił.
- Dobrze, że nic ci nie zrobiła - zignorował Twoje pytanie, na co lekko się zaśmiałaś.
- Czyżbyś się martwił?
Potwierdził.
- Potwornie.

⭐ Lucyfer -
To co Diabeł zrobił, kiedy dowiedział się o tym, że zostałaś porwana przez anioły, można było spokojnie porównać do Apokalipsy. Tyle ile anielskich istnień zostało wymordowanych podczas jednego tygodnia, nie zginęło podczas wieków. Lucyfer był wkurzony. Bardzo wkurzony. Torturował i zabijał wszystkie anioły jakie tylko mu się nawinęły, aż w końcu wydusił z jednego miejsce do Twojego przebywania, gdzie bezzwłocznie się udał. Nie tracił czasu na cackanie się z kimkolwiek. Wywrócił budynek do góry nogami i pozbawił życia każdego, kto stanął mu na przeszkodzie. Uspokoił się dopiero, gdy Cię znalazł, choć widząc co te skrzydlate dupki Ci zrobiły, zaczynał się gotować. Ewidetnie torturowały Cię, aby uzyskać informacje,  Ty oczywiście wolałaś zginąć niż cokolwiek im powiedzieć.
- Nie krzywdź mnie... - szepnęłaś, a on natychniast zrozumiał co się dzieje.
Byłaś tak wykończona, że go nie rozpoznawałaś.
- [T.I.], to ja - rzekł podchodząc do Ciebie powoli i rozkuwając Twoje ręce.
Zmarszczyłaś brwi.
- Lucyfer?
Diabeł skinął głową, a Ty odetchnęłaś z ulgą.
- Zabieram cię stąd - wziął Cię na ręce delikatnie jak jeszcze nigdy.
- Będą mnie szukać - zaprotestowałaś, ale Lucyfer nie zamierzał się tym przejmować.
- Nie pozwolę im więcej cię skrzywdzić - zapewnił. - Nigdy. Obiecuję.
Uśmiechnęłaś się blado, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Czyli jednak mnie kochasz...
Lucyfer zaśmiał się pod nosem.
- Jakże mógłbym inaczej...

⭐ Gabriel -
Archanioł wiedział, doskonale wiedział, aby nie puszczać Cię na to polowanie. Zwłaszcza wtedy. Świat stawał na głowie i potwory coraz częściej porywały łowców, aby wydobywać z nich informacje. Ty akurat polowałaś na zmiennokształtnych, którzy postanowili zapolować na Ciebie. Cóż za ironia.
Jak Gabriel na to wpadł? Śledził Cię oczywiście. Jak zawsze.
Znalazł miejsce, w którym gromadzili się shifterzy i upewniając się, że nie zrobi Ci krzywdy, pozbył się ich wszystkich pstryknięciem palców.
- Jak zawsze dobre wejście - zażartowałaś, kiedy zobaczyłaś go w progu pokoju, w którym Cię trzymali.
- A ty jak zawsze mnie nie słuchasz - westchnął Gabriel.
Po kolejnym pstryknięciu byłaś wolna i mogłaś spokojnie podejść do archanioła, który badawczo Ci się przyglądał.
- Jesteś cała? - zapytał, a Ty skinęłaś głową.
Gabriel odetchnął.
- Dzięki za ratunek - z uśmiechem wspięłaś się na palce, aby musnąć usta archanioła swoimi. - Chociaż nie trzeba było.
Trickster prychnął, ale objął Cię ramionami.
- Bo oczywiście panowałaś nad sytuacją...
Uśmiechnęłaś się, odwzajemniając uścisk.
- Jak zawsze, Gab... Możemy wracać fo motelu? Muszę się wykąpać.
Figlarny uśmiech natychmiast wkradł się na twarz Gabriela.
- Bardzo chętnie ci w tym pomogę.

⭐ Crowley -
- Musicie mieć wielki tupet, żeby zwabiać moją królową w pułapkę i zabierać ją do waszego seks pokoju tortur - głos Króla Piekieł przesiąknięty był sarkazmem i gniewiem.
Nawet Winchesterowie powinni byli pomyśleć dwa razy nim Cię dotknęli.
- Potrzebujemy tylko informacji - wtrącił Dean. - Potem dostaniesz ją spowrotem.
Crowley udał, że go to rozbawiło, po czym kiwnięciem dłoni wysłał Winchestera na przeciwległą ścianę.
- Słuchaj mnie, Wiewiórze - demon podszedł do obolałego łowcy. - W przypadku [T.I.] nie dobijam targów. Oddasz mi ją spowrotem albo rozgniotę cię jak muchę. Tym razem nie będę się zastanawiać.
Winchester podniósł się z ziemii i spojrzał na Crowleya, który zaczynał tracić cierpliwość.
- To jak będzie, Dean? - zapytał nagląco. - Zabierzesz mnie do niej teraz czy chcesz się tu zestarzeć?
Dean nie miał innego wyboru. Musiał zabrać Crowleya do miejsca, w którym Cię trzymali. Ty jednak nie wydawałaś się być ani trochę przerażona.
- Tak szybko, królu? - zapytałaś nieco zawiedziona. - Myślałam, że spędzę jeszcze trochę czasu z Samuelem...
Crowley wywrócił oczami.
- [T.I.], nie mam na to czasu.
Roześmiałaś się jedynie, po czym dałaś się uwolnić z więzów. Ruszyłaś za Crowleyem, który na odchodne rzucił do braci:
- Następnym razem nie będzie tak miło.

***
Pisałam i usuwałam ten rozdział chyba milion razy i w efekcie jest do niczego...

SŁUCHAJTA MNIE TERAZ UWAŻNIE

Kochani, ostatnio miałam okazję się przekonać, że nie wszyscy czytacie ze zrozumieniem. Ja piszę, dodaję listę postaci i mówię, że z tymi NIE robię, a wy mi mówicie "Zrób z Moriartym", który jest na liście. Czytajcie ze zrozumieniem, błagam was, bo nie mam siły tego tłumaczyć za każdym razem.

W projekcie jest druga część tych preferencji, która zostanie opublikowana po skończeniu tej. Dodane tam są nowe postacie i z nimi będą imagify w DRUGIEJ części.

DLATEGO JESZCZE RAZ.

Dajecie mi tu postacie z którymi chcielibyście imagify.

TYCH NIE ROBIĘ:

✨ Sherlock Holmes
✨ John Watson
✨ Jim Moriarty
✨ Mycroft Holmes
✨ Greg Lestrade
✨ Eurus Holmes
✨ Molly Hooper
✨ Irene Adler
✨ Mary Morstan
✨ Sebastian Moran
✨ Sherrinford Holmes

🌟 Dean Winchester
🌟 Sam Winchester
🌟 Castiel
🌟 Gabriel
🌟 Balthazar
🌟 Michael
🌟 Chuck Shurley
🌟 Lucyfer
🌟 Crowley
🌟 Kevin Tran
🌟 Charlie Bradbury
🌟 John Winchester
🌟 Jo Harvelle
🌟 Garth Fitzgerald IV
🌟 Abaddon
🌟 Gadreel
🌟 Benny Laffite
🌟 Ruby
🌟 Meg

ORAZ

Pani Hudson
Team Free Will
Baker Street Boys
Bobby Singer
Jody Mills
Rufus Turner
Ellen Harvelle
Philip Anderson
Andy Gallagher

A W SZKICACH SĄ

Śmierć
I
Adam Milligan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro