139. Kiedy masz dołek
gun_woman, wiadomo.
🌙 Sherlock -
Sherlock wrócił dość późno i zdziwił się, widząc Cię siedzącą na fotelu, wpatrzoną w szybę, po której spływały krople deszczu. Nie było to dla niego normalne, widzieć Cię w stanie tak głębokiej melancholii.
- [T.I.]? - zapytał, ale nawet się nie odwróciłaś.
Podszedł do Ciebie i dopiero wtedy zauważył łzy, które powoli spływały po Twojej twarzy.
- Co się stało? - jego niebieskie oczy wpatrywały się w Ciebie intesywnie.
Kciukiem starł łzę z Twojego policzka, a Ty pociągnęłaś nosem.
- Moja mama jest w szpitalu - rzekłaś łamiącym się głosem, po czym sięgnęłaś po chusteczkę.
Twój chłopak nie wiedział co zrobić, ale mimo wszelkich obiekcji na temat okazywania uczuć objął się ramionami. Wtuliłaś się w jego klatkę piersiową, pozwalając łzom płynąć z Twoich i tak zmęczonych i zaczerwienionych oczu.
- Wszystko będzie dobrze [T.I.] - lekko chłodne usta Sherlocka odnzalazły Twoją skroń. - Jest silną kobietą, tak jak ty...
Byłaś zdziwiona tym jak delikatnie obchodził się z Tobą w tamtej chwili. Jak jego palce subtelnie przebiegały Twoich włosach. Powoli zaczęłaś się uspokajać, a Sherlock trzymał Cię w swoich ramionach, jak jeszcze chyba nigdy...
🌙 John -
Watson od rana nie mógł do Ciebie dotrzeć. Byłaś jakaś cicha, lekko przygnębiona. John poświęcał Ci całą swoją uwagę, ale na nic się to nie zdało. Jego zmartwienie i bezradność sięgnęły apogeum, kiedy wieczorem wszedł do waszej sypialni i chcąc się do Ciebie przytulić, spostrzegł, że płaczesz.
- [T.I.], powiedz mi proszę, co się dzieje - westchnął.
Nie zamierzałaś się jednak odzywać. Poczułaś jego ciepłe ręce, zaplatające się na Twojej talii, aby po chwili jego twarz znalazła się w zagłębieniu Twojej szyi.
- Nie chcesz o tym mówić? - kiwnęłaś w odpowiedzi głową. - W porządku.
Delikatnie musnął ustami Twój bark, a Ty przemknęłaś oczy. John wiedział, że kiedy jesteś smutna, nie lubisz rozmawiać o tym, dlaczego tak jest. Zdążył poznać Cię na tyle, aby być świadomym Twojej potrzeby ciepła i bliskości w takich sytuacjach, dlatego po prostu przytulił Cię mocno do siebie i zaczął bawić się Twoimi włosami. Trwało to kilkanaście minut, dopóki nie usłyszał Twojego unormowanego oddechu i cichutkiego pochrapywania, co było konsekwencją zatkanego nosa. Wtedy okrył was szczelniej kołdrą i wsłuchując się ciszę odpłynął w objęcia Morfeusza...
🌙 Moriarty -
Pierwszym sygnałem dla Jamesa, że coś jest nie tak, była Twoja nagła chęć gotowania. Nie oszukujmy się, robiłaś to bardzo rzadko i to zawsze, kiedy miałaś kiepski humor. Drugą rzeczą, była Twoja obojętność. Na wszystko odpowiadałaś cicho, zdawkowo, podczas gdy zwykle byłaś pełna pomysłów. Potwierdzeniem jego teorii o Twoim złym humorze było jednak zobaczenie Cię, siedzącą na kanapie i jedzącą lody. Wtedy już miał pewność, że to jeden z tych dni, kiedy nawet spadająca łyżeczka może doprowadzić Cię do płaczu. Dlatego też, mając świadomość jak bardzo możesz być niebezpieczna w takim stanie, usiadł cicho obok Ciebie. Nagle go olśniło. Zbliżała się rocznica śmierci Twojego brata, z którym zawsze byłaś bardzo blisko, stąd ten podły humor.
- Chcesz jechać na jego grób? - zapytał z grubej rury, a Ty jedynie pokiwałaś głową.
Po chwili ciszy, która wydała Ci się nieco niekomfortowa, westchnęłaś i przytuliłaś się do Jamesa. On jedynie objął Cię ramieniem, wiedząc, że jeżeli wspomni komuś o Twojej chwili słabości, to będziesz chciała go zabić.
- Pójdziemy potem zrobić jakiś bajzel na mieście? - zapytałaś cicho i zabrzmiało to tak uroczo i niewinnie, że Moriarty nie mógł się nie roześmiać.
- Oczywiście, [T.I.] - cmoknął Cię w czubek głowy. - Co tylko będziesz chciała...
🌙 Mycroft -
Myślałaś, że ten dzień nie może być gorszy. Wywalili Cię z pracy, zdechł Ci kot, a jakby tego było mało, skończyła Ci się ulubiona herbata. Byłaś zdołowana, wściekłość zmieniła się w przeddepresyjną handrę.
Na Twoje nieszczęście, Mycroft postanowił do Ciebie wpaść. Nie miałaś na to siły, dlatego bez większego entuzjazmu wpuściłaś go do mieszkania i wróciłaś spowrotem do oglądania jakiegoś nudnego programu w telewizji.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mycroft, uważnie Ci się przyglądając.
- Wydedukuj to - mruknęłaś.
Holmes westchnął.
- Widzę, że coś cię dręczy, [T.I.]. Nie chcesz o tym porozmawiać?
Zmierzyłaś go zmęczonym spojrzeniem.
- Zmieniłeś specjalizację na psychologa? - pociągnęłaś nosem. - W takim razie, jesteś do niczego.
Mycroft ledwo powstrzymał się od wywróceniem oczami. Chwilę jeszcze spoglądał na Ciebie, po czym wstał i skierował się do kuchni. Nie miałaś najmniejszej ochoty iść i sprawdzać co się tam dzieje, nawet gdy usłyszałaś jego trzaskanie się po szafkach. Wrócił po dziesięciu minutach z filiżanką gorącej i pachnącej ziołami herbaty. Podał Ci ją z lekkim uśmiechem.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taka perfekcyjna pani domu - delikatnie wygięłaś usta w uśmiechu.
- Mama robiła mi podobną, kiedy byłem dzieckiem - wzruszył ramionami. - Pomaga.
🌙 Lestrade -
Od tygodnia byłaś nie w sosie. Każdy człowiek zdziwiłby, gdybyś powiedziała mu, dlaczego masz doła. Mianowicie, ktoś potrącił Twojego psa, który w efekcie zdechł. Byłaś bardzo związana z kundelkiem, więc byłaś naprawdę przybita.
Greg przez ten czas starał się Cię pocieszyć, jednak z marnym skutkiem. Zaczynał się niepokoić, lecz w końcu wpadł na genialny pomysł.
Tego dnia wróciłaś z pracy odrobinę wcześniej, ponieważ komendant niemal wygonił Cię do domu. Zaskoczona zauważyłaś, że Grega nie ma, a przecież miał wcześniejszą zmianę i powinien być w domu od kilku godzin. Przyjechał kilka minut po Tobie, trzymając w rękach. zawinięty, niebieski kocyk.
- Kochanie, musisz kogoś poznać - uśmiechnął się do Ciebie promiennie, a Ty zmęczona uniosłaś brew.
Lestrade odchylił kawałek materiału, a Twoim oczom ukazał się malutki kundelek, który ziewnął przeciągle.
- Matko, Greg, oszalałeś - uśmiechnęłaś się, biorąc szczeniaka na ręce.
- Chyba tak - pocałował Cię w czubek głowy. - Ale zobaczyłem go i się zakochałem.
Pocałowałaś Lestrade'a w usta z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jest cudowny...
⭐Dean -
Cisza jaka unosiła się miedzy wami w samochodzie, zaczynała być dla Deana nie do zniesienia. Od wyjazdu z bunkra siedziałaś przyklejona do szyby i nie odzywałaś się ani słowem. Od tego czasu minęły trzy godziny. Winchester w końcu nie wytrzymał.
- Odezwiesz się do mnie? - zapytał zniecierpliwiony.
Zmierzyłaś go zmęczonym spojrzeniem, a on gwałtownie zjechał na pobocze, widząc łzy, które zebrały się w kącikach Twoich oczu.
- Co się stało? - zapytał kładąc dłoń na Twoim udzie.
Nie wytrzymałaś całego napięcia. Ostatnie tygodnie wyjątkowo mocno odcisnęły się na Twojej psychice.
- Mam tego dość, Dean - powiedziałaś łamiącym się głosem. - Nie ważne ilu ludzi uratuję, złe rzeczy wciąż się dzieją... Dlaczego dobrzy ludzie tracą bliskich? Dlaczego matki tracą swoje dzieci, tylko dlatego, że jakieś piekielne gówno tak chciało?!
Dean jeszcze nigdy nie widział Cię w takim stanie. Nie miał pojęcia co robić. Dopiero po chwili był w stanie zrobić cokolwiek.
- Kochanie, spójrz na mnie - poprosił, podtrzymując Twój podbródek dwoma palcami. - Kochanie, wiem, że to jest ciężkie, ale musisz się wziąć w garść, rozumiesz? Nie pomożesz nikomu w takim stanie. Słoneczko, proszę...
Mówił do Ciebie jeszcze dłuższy czas. Dodawał Ci otuchy. W końcu definitywnie się uspokiłaś, a on pocałował Cię czule.
- Jedźmy skopać kilka demonicznych tyłków - pociągnęłaś nosem, a Dean uśmiechnął się do Ciebie pokrzepiająco, po czym ruszył z pobocza.
⭐ Sam -
Sam wrócił z polowania po trzech dniach. Ty w tym czasie byłaś w bunkrze, ponieważ na ostatnim polowaniu zostałaś dość poważnie ranna i Twój chłopak nie chciał, abyś się przemęczała. Nie miał jednak pojęcia, że przez te trzy dni możesz zacząć mieć wątpliwości. Dlatego też zdziwił się, kiedy zastał Cię, siedzącą w waszym pokoju ze smutnym wyrazem twarzy i wpatrującą się w pustą ścianę.
- Wszystko w porządku, [T.I.]? - zapytał Winchester, siadając obok Ciebie.
Obdarzyłaś go zmęczonym spojrzeniem zaszklonych oczu, zanim odpowiedziałaś:
- Sam, zdradziłeś mnie kiedyś na polowaniu?
Twój głos wydawał się być wyprany z emocji, ale w rzeczywistości, był przepełniony żalem. Brwi Sama wystrzeliły do góry.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się. - Oczywiście, że nie.
Spuściłaś wzrok na swoje dłonie.
- Nigdy nie było żadnej innej kobiety? - dopytywałaś. - Jedna noc w motelu...
Winchester natychmiast wziął Twoją twarz w swoje duże dłonie i spojrzał Ci prosto w oczy.
- Nigdy, [T.I.] - rzekł stanowczo. - Bo nie widzę świata poza Tobą, wiesz?
Skinęłaś niepewnie głową, a Sam pocałował Cię tak, jakby chciał tym jednym gestem przekazać wszystkie swoje uczucia do Ciebie. Odwzajemniłaś pocałunek i nim się spostrzegłaś, zostałaś przygwożdżona do łóżka przez ciężar jego ciała.
- Tęskniłem - Sam mruknął w Twoją szyję, obdarowując ją mokrymi pocałunkami...
⭐ Castiel -
Anioł nigdy nie należał do osób, które rozumieją co dzieje się z ludźmi dookoła. Nie potrafił czasem rozróżnić gorączki od zawstydzenia lub nawet podniecenia. Dopiero z czasem, kiedy zaczął poznawać Cię lepiej, zaczynał bardzo powoli rozróżniać Twoje nastroje i zachowania. Trwało to dość długo i pierwszą rzeczą jaką Castiel nauczył się poznawać był smutek. Nie, żebyś często była smutna. To było po prostu dla niego najłatwiejsze. Wiedział, że wtedy jesteś bardziej cicha, a Twoje oczy cały czas wyglądają jakbyś była gotowa się rozpłakać. Na nieszczęście anioła, nigdy nie miał pojęcia dlaczego tak jest ani jak temu zaradzić. Dlatego też, kiedy pewnego dnia wrócił do pokoju motelowego i zastał Cię płaczącą, przestraszył się nie na żarty.
- [T.I.], dlaczego jesteś smutna? - zapytał siadając obok Ciebie na łóżku.
Wytarłaś nos w chusteczkę, którą Ci podał.
- Cas, ty mnie w końcu zostawisz - spojrzałaś na niego z żalem, a on uniósł brew.
- O czym ty...
- Przecież ja nie będę żyć wiecznie - przerwałaś mu. - Z roku na rok będę się starzeć, a ty...
Castiel szybko uciszył Cię pocałunkiem.
- Od kiedy martwisz się takimi rzeczami?
Nie odpowiedziałaś, a Cas westchnął.
- Nie ma na świecie rzeczy, która sprawi, że od ciebie odejdę - przytulił Cię mocno do siebie. - Wolę jedno życie z tobą niż samotność przez wszystkie ery tego świata.
Nie mogłaś się nie roześmiać.
- Chyba muszę porozmawiać z Charlie, żeby ograniczyła ci dostęp do oglądania filmów...
⭐ Chuck -
Kiedy wróciłaś do domu, Bóg od razu zauważył, że coś jest nie tak. Ramiona miałaś zwieszone i lekko ciągnęłaś nosem, co oznaczało, że Twój dzień był do niczego i najchętniej zakopałabyś się pod kołdrą, aby zostać tam już na zawsze.
Wiedział jednak, że pytanie Cię o to, zasmuci Cię jeszcze bardziej, dlatego nie pytał. Bez słów odebrał od Ciebie zakupy i przywitał się z Tobą pocałunkiem w czubek głowy.
- Idę się wykąpać - oznajmiłaś cicho, po czym ruszyłaś w stronę łazienki.
W
yszłaś kilkanaście minut później, wciąż lekko przybita, choć odrobinę bardziej odprężona. Kiedy weszłaś do salonu, Twoim oczom ukazał się Chuck, siedzący na krześle z gitarą. Widząc Cię, zaczął śpiewać:
- [T.I.], o [T.I.], dlaczego smucisz się... [T.I.], o [T.I.], uśmiechnij do mnie się...
Na Twoje usta natychmiast wkradł się delikatny uśmiech.
- Jesteś niemożliwy - zachichotałaś.
Bóg odłożył gitarę, po czym wziął Cię na swoje kolana.
- Może - objął Cię ramionami - ale nie lubię, kiedy jesteś smutna.
- Dobrze ci idzie pocieszanie - cmoknęłaś go w czubek nosa.
⭐ Lucyfer -
Lucyfer jeszcze nigdy, przenigdy nie widział Cię zdołowanej. Był świadkiem Twoich głupkowatych nastrojów, Twojej złości oraz chęci mordu, ale nigdy nie płaczu. Dlatego, gdy po jednej z ostrzejszych kłótni zamknęłaś się w pokoju i zaczęłaś płakać, był kompletnie wmurowany i nie wiedział co robić. Początkowo próbował z Tobą porozmawiać, ale gdy tylko zjawił się w pokoju zaatakowałaś go poduszką, dlatego zrezygnował z tego pomysłu. Usiadł pod drzwiami i westchnął ciężko.
- [T.I.], wyjdź do mnie.
Mruknęłaś pod nosem coś, co chyba brzmiało jak "spierdalaj", ale nie był pewien.
- Nie każ mi cię przepraszać, bo wiesz, że to trudne - rzekł chłodno, ale nie usłyszawszy Twojej odpowiedzi, opuścił zrezygnowany ramiona. - Okej, przepraszam, [T.I.]. Jestem czasem porywczy. Nie powinienem był tego powiedzieć. Nie tobie...
Po chwili ciszy, usłyszał zgrzyt zamka w Twoich drzwiach i natychmiast wstał. Wyjrzałaś z pokoju z zaczerwienionymi oczami, a jemu mimo wszystko wydałaś się wspaniała.
- Widzisz, przepraszanie nie jest takie trudne - pociągnęłaś nosem, po czym przytuliłaś się do niego.
Lucyfer niepewnie objął Cię ramionami
- Ale pocieszasz beznadziejnie - zażartowałaś słabo, a on się roześmiał.
⭐ Gabriel -
Archanioł nie mógł znieść Twojego depresyjnego stanu, który trwał od dobrych trzech dni. Trzy dni. Trzy dni przeleżałaś w łóżku, gapiąc się w ścianę i czasem chodziłaś siku. Nie był pewien czy w ogóle jadłaś. Dlatego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zrobił zapasy jedzenia i słodyczy, kupił kilka dobrych filmów, po czym wyciągnął Cię z Twojego łóżka na kanapę w salonie, gdzie wszystko było przygotowane.
- Co ty robisz? - zapytałaś ponuro, kiedy otulał was szczelniej kocem.
Gabriel uśmiechnął się pod nosem.
- Jako, że nie chciałaś ze mną rozmawiać, postanowiłem poprawić ci humor moim sposobem.
Mimowolnie wtuliłaś się w niego, po czym spojrzałaś od dołu w jego oczy.
- Czyli?
- Czyli - archanioł był z siebie bardzo zadowolony. - Mamy jedzenie, ciepłe koce i wszystkie części Hobbita i Władcy Pierścieni.
Mimowolnie uśmiechnęłaś się pod nosem.
- Jesteś chory - stwierdziłaś,lecz po chwili dodałaś. - I najlepszy.
Cmoknęłaś go w usta, a on objął Cię ramieniem.
- Ja wiem - wyszczerzył się zwycięsko. - Wiem czego ci trzeba, cukiereczku.
Zaśmiałaś się pod nosem.
- Oj wiesz...
⭐ Crowley -
Król Piekieł nigdy nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jego Królowa może być smutna czy przybita, dlatego zawsze dbał o to, aby niczego Ci nie brakowało. Oczywiście zdarzało się, że byłaś na swój osobisty, demoniczny sposób przybita. Przecież nawet Crowley nie mógł wszystkiego przewidzieć. Zawsze jednak miał swój sposób, aby poprawić Twój humor.
Dlatego też, kiedy któregoś dnia sidziałaś zmarnowana w sali tronowej, Król przyszedł, aby poprawić Ci humor.
- Witaj, kochana - uśmiechnął się szeroko, a jego oczy mówiły "Mam pomysł!".
Ty jednak wywróciłaś oczami.
- Nie mam ochoty na twoje wygłupy, Crowley - westchnęłaś, lecz on nie dał się tak szybko zniechęcić.
Wyjął zza swoich pleców anielskie ostrze i położył je przed Tobą z wyczekującym uśmiechem na ustach. Spojrzałaś na nie z lekką pogardą.
- Co to?
- Mamy nowego zakładnika, Królowo - wyjaśnił. - Może zechciałabyś go przesłuchać?
I właśnie te kilka słów podziało na Ciebie natychmiastowo. Na Twoich ustach pojawił się rozmarzony uśmiech, kiedy wzięłaś chłodny metal w swoje dłonie.
- Jak ty dobrze wiesz, czego mi potrzeba - pocałowałaś Króla przelotnie. - Chodźmy zatem torturować...
***
Kurde długo nie mogłam się z tym uporać, także przepraszam, jeśli jest to bezsensu...
Piszcie z kim chcecie specjalną edycję imagifów! (następne będą z Panią Hudson)
No i...
Zapraszam na Rozdzielonych 💕
Niedługo pierwszy rozdział, a w przyszłym miesiącu pojawi się Czysta Róża!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro