Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

133. Kiedy wylądowałaś w szpitalu...

gun_woman, wiadomo co chcę powiedzieć. Dziękuję za pomysł.

🌙 Sherlock -
Sherlock siedział  drugą godzinę na szpitalnym korytarzu, czekając aż skończą Cię operować. W domu wszystko działo się tak nagle. Zwyczajnie spanikował.
Siedzieliście, rozmawialiście, kiedy nagle złapałaś się za serce. Chwilę później straciłaś przytomność, a on nie miał pojęcia co się dzieje. Zadzwonił po karetkę, a ratownicy powiedzieli mu, że to zawał. Nie mógł w to uwierzyć.
Prawie podskoczył, gdy na korytarz wyszedł ordynator kardiologii. Natychmiast popatrzył na niego wyczekująco.
- Pan Holmes? - młody lekarz przeglądnął coś w papierach.
- Tak - Sherlock kiwnął głową.
- Muszę z przykrością stwierdzić, że zawał pańskiej... - znów zerknął w podkładkę - narzeczonej był bardzo rozległy.
Holmes na moment zamarł.
- Ale - kontynuował lekarz ze stoickim spokojem - wszystko poszło dobrze i pańska narzeczona będzie mogła za tydzień opuścić szpital.
Sherlock poczuł jak kamień spada mu z serca. Poszedł do Ciebie od razu po tym, jak ordynator mu na to pozwolił. Wszedł cicho do sali, gdzie wciąż byłaś nieprzytomna po operacji i usiadł na krześle obok Twojego łóżka.
Spędził tam kolejne godziny aż do Twojego przebudzenia. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłaś po otwarciu oczu była ciemna czupryna na białej pościeli, tuż obok Twojej dłoni...

🌙 John -
John wrócił zmęczony z pracy do domu, kiedy zadzwonili do niego ze szpitala, że piętnaście minut temu zabrała Cię karetka. Spanikowany Watson wiedząc, że jesteś w zaawansowanej ciąży, złapał pierwszą taksówkę i pojechał do szpitala. Kiedy tam dojechał, natychmiast zaczął o Ciebie pytać. Skierowano go do sali numer dwieście, pod którą zobaczył Sherlocka.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdyszany John. - Gdzie [T.I.]?
Holmes wstał.
- Spokojnie, odpoczywa - wyjaśnił ciemnowłosy. - Ja zadzwoniłem po karetkę.
John przeczesał zdenerwowany włosy.
- Co się właściwie stało?
Sherlock wytłumaczył mu, że chciałaś sobie zrobić herbatę, ale zrobiło Ci się słabo, a później zemdlałaś.
- Możesz do niej iść - dodał na koniec, a podenerwowany Watson jedynie kiwnął głową.
Wszedł do sali, w której leżałaś i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył Cię przytomną.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytał siadając obok Ciebie i całując Cię w czoło.
Ty wywróciłaś oczami.
- Tylko zemdlałam, a ten idiota za drzwiami zrobił z tego wielkie mecyje - zażartowałaś, a John się uśmiechnął.
- Dobrze, że chociaż humor ci dopisuje - mruknął, na co uśmiechnęłaś się promiennie. - Czy ty sobie wyobrażasz jak się przestraszyłem?
Pogłaskałaś go po twarzy z łagodnyn uśmiechem na ustach.
- Ja też, John - westchnęłaś. - Powiem ci, że mały Watson daje popalić...
Położyłaś dłoń Johna na swoim brzuchu, a on spojrzał na niego groźnie.
- Nie waż się tak więcej straszyć taty - rzekł ojcowskim głosem, po czym obydwoje się roześmialiście.

🌙 Moriarty -
- Nie dotykaj! - pisnęłaś, kiedy James (posikany ze śmiechu) pukał w gips na Twoim tułowiu.
Wsadzili Cię w cholerną zbroję tylko dlatego, że złamałaś obojczyk. Wielkie halo!
- Ale mnie nastraszyłaś - rzekł obrażony Jim. - Myślałem, że umierasz czy coś, a Ty tu sobie w zbroi siedzisz!
Palnęłaś go w tył głowy niezagipsowaną ręką.
- To nie jest śmieszne - mruknęłaś. - Duszę się w tym cholerstwie.
Moriarty parsknął śmiechem, a Ty zmierzyłaś go morderczym spojrzeniem.
Twoja wina, że podczas treningu Sebastian rzucił Tobą trochę za mocno?
- I co ja teraz z Tobą mam zrobić łamago? - zapytał rozbawiony Jim.
- Nie narażać się - uśmiechnęłaś się sztucznie, a Twój narzeczony zasalutował.
- Ale mnie więcej nie strasz - rzekł groźnie.
Wywróciłaś oczami.
- Zobaczę.
Jim chwilę się zastanowił.
- Chyba teraz będę ci musiał pomagać w kąpielach i w ogóle... - rozmarzył się.
Postanowiłaś to szybko ukrócić.
- Dam sobie radę sama.
- A z jedzeniem?
Spojrzałaś na niego z politowaniem.
- Jesteś stuknięty.
- Wiem - wzruszył ramionami. - Ale to ty masz gips.

🌙 Mycroft -
Środek spotkania z panią Premier, a Mycroft Holmes dostał ważny telefon ze szpitala. Chodziło o Ciebie. Potrącił Cię samochód, ale więcej się nie dowiedział. Musiał przyjechać osobiście. Nie mógł jednak odwołać spotkania, dlatego dopiero po godzinie udało mu się wyrwać i natychmiast do Ciebie przyjechać. Całe szczęście poza skręconą kostką byłaś cała i zdrowa.  Mycroft mógł odetchnąć z ulgą.
- Nie musiałeś przyjeżdżać - stwierdziłaś sucho, kiedy pomagał Ci wstać. - Dałabym sobie radę.
Nie wyszło to jednak zbyt wiarygodnie, gdyż w tym samym momencie straciłaś równowagę i prawdopodobnie zaliczyłabyś romantyczny pocałunek z podłogą, gdyby nie Mycroft.
- Już to widzę - mruknął, a Ty wywróciłaś oczami. - Zachowujesz się czasem jak dziecko, [T.I.]...
Jego stwierdzenie niemal zwaliło Cię z nóg.
- Ty za to jesteś bardzo dorosły, My - sarknęłaś.
Mycroft westchnął ciężko, wciąż trzymając Cię w pasie, kiedy próbowałaś stawiać niepewne kroki na skręconej nodze.
- A mówiłem ci, żebyś nie pchała się pod samochody - popatrzył na Ciebie z powagą, kiedy czekaliście na wypis ze szpitala.
- To nie ja - uniosłaś dłonie w obronnym geście. - Wyjechał znikąd niczym duch!
Mycroft zaśmiał się pod nosem, zastanawiając się dlaczego w ogóle z Tobą jest. A może właśnie to taniezdarność była tego powode.?

🌙 Lestrade -
Nie spodziewałaś się, że wieści rozchodzą się w Scotland Yardzie z prędkością światła. Dlatego też zdziwiłaś się, że Greg zjawił się w szpitalu pół godziny po Tobie.
Właśnie zakładali Ci szwy na brew, kiedy Twój kochany mąż wparował do gabinetu pielęgniarek.
- Greg, robisz wiatr - zaśmiałaś się, kiedy zobaczyłaś jego pełną ulgi minę.
- Cały wydział mówi, że trafiłaś do szpitala, myślałem, że coś się stało - jego twarz wyrażała więcej emocji niż podczas waszego ślubu.
Wywróciłaś rozbawiona oczami, lecz po chwili się skrzywiłaś, czując jak pielęgniarka za mocno ciągnie szew.
- Chłopcy jak zawsze robią wielką aferę z niczego - zaśmiałaś się.
Gregowi wcale nie było do śmiechu. Miałaś wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Co się właściwie wydarzyło? - zapytał próbując się uspokoić.
Westchnęłaś ciężko, nie wiedząc czy masz się śmiać czy płakać z powodu tej sytuacji.
- Byłam na rytunowej akcji - zaczęłaś. - Mieliśmy zgarnąć jakieś małolaty handlujące narkotykami. Gówniana sprawa. Jedna z nich się na mnie rzuciła i rozbiła mi butelkę na głowie.
- O Boże - jeszcze chwila, a Greg wylądowałby na podłodze. - A ja myślałem, że coś jest nie tak...
Udałaś, że się oburzyłaś.
- Mam aż trzy szwy! - zawołałaś. - Trzy!
Lestrade zaśmiał się słabo, podchodząc do Ciebie.
- Jesteś nienormalna - stwierdził, kiedy Cię przytulił.
- Wiem - wzruszyłaś ramionami.

⭐Dean -
Byłaś nieprzytomna, kiedy helikopter przyleciał na miejsce wypadku. Dean cały czas siedział przy Tobie, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Miał wyrzuty sumienia, że to nie on prowadził, przez co cała siła uderzenia z vanem wymierzona została w Ciebie. On wyszedł z tego z kilkoma zadrapaniami i właśnie to sprawiało, że czuł się okropnie.
Przetransportowano was do szpitala, gdzie natychmiast zostałaś przewieziona na salę operacyjną. Dean dostał kilka szwów i tabletek przeciwbólowych, ale nie chciał wracać do bunkra. Nie bez Ciebie. Czekał kilka godzin, dopóki nie mógł Cię zobaczyć. Wszedł wtedy do sali pooperacyjnej, a kiedy Cię zobaczył, łzy same wydostały się z jego oczu.
- Co z nią będzie? - zapytał lekarza, który akurat kręcił się po sali.
Starszy mężczyzna spojrzał na niego pytająco.
- Kim pan jest?
Dean odpowiedział bez chwili zawahania.
- Jej mężem - skłamał, aby dowiedzieć się co z Tobą.
Lekarz westchnął ciężko.
- Operacja przebiegła pomyślnie - stwierdził, a Dean odetchnął z ulgą. - Można wręcz powiedzieć, że po takim wypadku jest w niemal świetnym stanie. Prawdziwy cud... Pańska żona powinna się za niedługo obudzić. Zostawię was samych...
Po tych słowach wyszedł, a Dean natychmiast podszedł do Twojego łóżka. Wziął Twoją chłodną dłoń w swoją i ucałował jej wierzch. Był niesamowicie szczęśliwy, że żyjesz. Nie wybaczyłby sobie, gdyby stało się inaczej. Siedział przy Tobie dobre dwadzieścia minut dopóki się nie obudziłaś.
- Hej mała - szepnął, gdy całkiem świadomie omiotłaś wzrokiem salę.
- Co się stało? - zapytałaś słabo.
Dean po krótce przypomniał Ci wypadek, a Ty powoli pokiwałaś głową.
- Czuję się jakby rozjechał mnie czołg - stęknęłaś, a Dean zaśmiał się słabo.
- Nie, kochanie, nie czołg. Uderzył w ciebie van.
Miałaś ochotę trzepnąć go w tył głowy, ale byłaś za bardzo obolała, dlatego tylko posłałaś mu mordercze spojrzenie. Dean pocałował Cię w czubek głowy, a Ty przymknęłaś oczy.
- Kocham cię, mała - rzekł jakby wielki kamień spadł mu z serca.
- Ja ciebie też, Dean...

⭐ Sam -
Sam siedział w bunkrze, kiedy zadzwonił do niego spanikowany Dean. Na początku nie zrozumiał o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niego. Zaatakował Cię demon i leżysz w szpitalu. Niczego więcej nie udało mu się wyciągnąć od starszego brata. Ledwo zdołał uzyskać adres szpitala, do którego Cię przetransportowano. Wypadł z bunkra jak burza, wziął Twój samochód, ponieważ pojechałaś Impalą z Deanem, po czym łamiąc wszystkie przepisy drogowe w obrębie kilku miast.
W szpitalu nakrzyczał na pielęgniarkę, która nie chciała powiedzieć mu gdzie jesteś. Na szczęście w porę znalazł go Dean i odciągnął od straszej pani.
- Co się tam stało, Dean? - zapytał brata, kiedy ten ciągnął go pod salę.
Starszy Winchester przeczesał dłonią włosy.
- Rozdzieliliśmy się - zaczął opowiadać - potem usłyszałem jej krzyk, a kiedy do niej wróciłem... Demon uciekł, ale zdążył ją zranić. Jej własnym nożem...
Dean spojrzał przepraszająco na Sama, który nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. W końcu przełknął głośno ślinę.
- Co z nią? - zapytał starając się nie rozpłakać.
- Żyje, ale jest nieprzytomna, a lekarz nie potrafi określić czy w ogóle się obudzi - blondyna gryzło poczucie winy. - Demon trafił idealnie, żeby ją zabić... Przepraszam, Sam... Nie powinniśmy się byli rozdzielać...
- Daj spokój - przerwał mu. - Nie mogłeś tego wiedzieć... Muszę do niej iść...
Po tych słowach wparował do Twojej sali, mimo wyraźnych protestów pielęgniarek. Łzy zmaterializowały się w kącikach jego oczu, kiedy Cię zobaczył. Pożałował, że nie pojechał na to polowanie.
- Słoneczko - pociągnął nosem, siadając na brzegu Twojego łóżka. - Dorwę tego demona, obiecuję. A potem... Potem skończymy z tym, dobrze? Kupimy sobie dom w Jacksonville. Tak jak chciałaś... Dobrze?
Zgarnął niesforny kosmyk z Twojego czoła, po czym złożył na nim delikatny pocałunek.
- Zrobimy to wszysto, tylko się obudź, [T.I.]...

⭐ Castiel -
Odkąd Metatron zabrał Castielowi łaskę, życie z aniołem nie należało do najłatwiejszych. Nie rozumiał ile rzeczy musi robić. Nawet pranie ubrań było dla niego wielką zagadką. Życie z Castielem człowiekiem było trudne i męczące. Zwłaszcza kiedy złamał nogę i trzeba było go obskakiwać.
To była zima. Cas siedział w bunkrze z prawą nogą w gipsie, Dean i Sam szukali sposobu na odzyskanie jego łaski, a Tobie zachciało się piwa. Nie było go jednak w lodówce, dlatego postanowiłaś, a w zasadzie musiałaś, po nie pojechać do najbliższego sklepu. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że wychodząc ze sklepu, zaliczyłaś bliski kontakt z podłożem, który nie skończył się zbyt dobrze. A mianowicie skończył się w szpitalu...
Castiel odebrał telefon od Ciebie niemal od razu.
- Gdzie jesteś tak długo? - zapytał na wstępie, a Ty zaśmiałaś się nerwowo.
- W szpitalu...
Ciemnowłosy poderwał się ze swojego miejsca i pewnie gdyby mógł, zacząłby przechadzać się nerowo po bunkrze.
- Jak to? Co się stało?!
Westchnęłaś cicho, niebardzo wiedząc jak ubrać w słowa swoją niezdarność.
- Złamałam nogę - mruknęłaś zażenowana. - Lewą... Jest tam gdzieś Dean?
Castiel jednak zignorował Twoje pytanie, i był wyraźnie zmartwiony.
- Ale jak złamałaś nogę? - próbował dociekać, co bawiło Cię jeszcze bardziej.
- Wychodziłam ze sklepu i się poślizgnęłam na lodzie - wyjaśniłaś. - Teraz ktoś musi po mnie przyjechać...

⭐ Chuck -
Po raz kolejny w Twoim życiu okazało się, że związek z Bogiem ma wiele plusów, kiedy wylądowałaś w szpitalu z połamanymi żebrami i pękniętym płucem. Jak to się stało? Comic con.
Zadzwoniłaś do Chucka, kiedy tylko umieścili Cię w sali. Bóg trochę pomarudził, że ma dużo pracy i w ogóle, ale kiedy powiedziałaś mu co zaszło, zjawił się niemal od razu.
- Bogini moja, wszystko dobrze? - zapytał, gdy wparował do sali.
Spojrzałaś na niego błagalnie.
- Nie denerwuj mnie - wychrypiałaś. - Lepiej coś z tym zrób, a nie stoisz jak cieć przy hałdzie żwiru.
- Ale tutaj? - zdziwił się.
Widząc jednak Twoje mordercze spojrzenie opamiętał się. Uzdrowił Cię, a Ty odetchnęłaś z ulgą.
- Dzięki - mruknęłaś wysuwając się spod szpitalnej kołdry. - Jeszcze w życiu nie widziałam takiego burdelu na comic conie.
Chuck zaśmiał się pod nosem.
- Następnym razem przebiorz się za hokeistę.

⭐ Lucyfer -
Diabeł był zbyt zajęty ostatnimi czasy, żeby do Ciebie przyjść lub nawet zadzwonić i zapytać co u Ciebie. Wielkie było jego zdziwienie, kiedy nie zastał Cię w Twoim mieszkaniu ani żadnym innym miejscu, w którym zwykłaś przebywać. W końcu postanowił do Ciebie zadzwonić, ale nie udało mu się z Tobą skontaktować. Zaczął więc szukać gdzie popadnie.
Po godzinach daremnycj poszukiwań, znalazł Cię. W szpitalu w jakimś mieście. Nie chciano mu nic powiedzieć, dlatego postanowił się tam pojawić.
Jak to on, nie zamierzał wdawać się w dyskusje z pielęgniarkami, dlatego przyszedł do Ciebie dopiero po ogłoszeniu ciszy nocnej. Pojawił się obok Twojego łóżka, kiedy spałaś. Z żalem stwierdził, że byłaś w tragicznym stanie. Byłaś cała pokiereszowana, poobijana, a na nodze miałaś czternaście szwów. Podejrzewał, że to łowcy Cię tak załatwili.
Nie budząc Cię, uleczył wszystkie Twoje dolegliwości, po czym przeniósł was do Twojego mieszkania i położył w Twoim łóżku. Wiedział, że rano będziesz zdezorientowana, ale nie mógł przecież pozwolić, aby jego diablica była w takim stanie. Z lekkim uśmiechem patrzył  spokojnie śpisz. Cała i zdrowa.

⭐ Gabriel -
- Dziewczyno, nie było mnie dwa dni, a ty wylądowałaś w szpitalu? - zapytał Gabriel, nie wierząc własnym oczom.
- Spadaj, dupku - mruknęłaś drapiąc się po ramieniu.
Miałaś złamaną rękę, zwichniętą kostkę i dziesięć szwów na czole, a to wszystko dlatego, że spadłaś ze schodów, bo nie zauważyłaś kartonu, o który w efekcie się potknęłaś.
Kiedy opowiedziałaś o tym archaniołowi, prawie posikał się ze śmiechu. Ty natomiast miałaś ochotę go zabić.
- To nie jest śmieszne - naburmuszyłaś się.
- Oj, cukiereczku - wciąż popłakany ze śmiechu Gabriel pocałował Cię w czubek głowy. - Jak ty żyłaś beze mnie?
Wywróciłaś oczami.
- Do tej pory nie przytrafiały mi się takie rzeczy...
Archanioł pokiwał ironicznie głową.
- Oczywiście cukiereczku - poczochrał Ci włosy. - Idę po lekarza, żeby cię wypisali.
Po tych słowach zniknął za drzwiami. Wrócił po chwili w towarzystwie młodej lekarki.
-

To jest moja mała sierota - wskazał w Twoim kierunku, a Ty chciałaś wbić anielskie ostrze w plecy. - Mogę ją już wziąć do domu? Zaopiekuję się tą łamagą, słowo.
Pani doktor kiwnęła głową, po czym podała Gabrielowi podpisany wypis, który archanioł odebrał z uśmiechem.
- Kiedyś cię zabiję - zagroziłaś, gdy Gabriel pomógł Ci wstać i zabrać swoje rzeczy.
Po wyjściu ze szpitala, anioł przetransportował was do motelu, który wynajmowałaś. Tam również Cię uzdrowił.
- I uważaj następnym razem na kartony - zaśmiał się, całując Cię w czubek nosa.

⭐ Crowley -
Król Piekieł był bardzo zajęty, kiedy dowiedział się, że jesteś w szpitalu na izbie przyjęć. Zdziwił się niemiłosiernie, ale natychmiast się tam pojawił. Nie martwił się, w końcu byłaś demonem i sam Twój pobyt w szpitalu wydawał się bezcelowy.
Kiedy dotarł na miejsce, Ty siedziałaś na korytarzu, a kiedy zobaczyłaś Crowley'a, miałaś ochotę wychwalać odmęty piekielne.
- Jak dobrze, że cię widzę! - zawołałaś uradowana. - Ci kretyńscy lekarze doprowadzają mnie do szału.
Król Piekieł uważnie Ci się przyjrzał. Miałaś podbite oko i zszytą brodę, co doprowadziło go do stanu głębokiego zamyślenia.
- Co ty w ogóle tutaj robisz? - zapytał ignorując Twoją wcześniejszą wypowiedź. - Przecież my nie potrzebujemy lekarzy...
Sapnęłaś zniecierpliwiona, po czym zaczęłaś historię życia o tym jak trafiłaś do szpitala.
Opowiedziałaś o spotkanej czarownicy, walce z nią oraz o tym, że nieźle się nawzajem obiłyście.
- Wyszłabym z tego bez problemowo, gdyby ta głupia wiedźma nie rzuciła na mnie jakiegoś cholernego uroku, a jakiś kretyn, który był świadkiem bójki nie zadzwonił po karetkę - wyżaliłaś się. - Musieli założyć mi szwy, rozumiesz?! Jestem demonem, a musiałam trafić aż tutaj!
Crowley słuchał Cię z powagą, po czym oświadczył, że znajdą wiedźmę, aby zdjąć z Ciebie urok, po czym oddadzą ją w Twoje ręce. Po tej obietnicy wziął Cię pod ramię i poprowadził w stronę drzwi.
- Ty to jednak wiesz czego potrzeba kobiecie - westchnęłaś, kiedy wychodziliście ze szpitala. - Ale nikt ma się nie dowiedzieć o tym incydencie!
Crowley uniósł ręce w poddańczym geście.
- Słowo króla - obiecał. - A teraz idziemy potorturować wiedźmy...


***

Sama nie wiem co o tym czymś myśleć XD

Nienawidzę tego, że jedne wychodzą mi ładne i długie, a drugie krótkie i beznadziejne, no cóż

Wakacje, a to oznacza rozdziały dodawane częściej i drugą część już niebawem!

Jak wiecie w drugiej części dodałam nowe postacie.
Jeżeli jest jeszcze ktoś kogo byście chcieli, to walcie śmiało! (oprócz Andersona, bo wszystko kończyłoby się tym, że oberwał drzwiami w twarz)
Lista wszystkich postaci:
✨ Sherlock Holmes
✨ John Watson
✨ Jim Moriarty
✨ Mycroft Holmes
✨ Greg Lestrade
✨ Eurus Holmes
✨ Molly Hopper
✨ Irene Adler
✨ Mary Morstan

🌟 Dean Winchester
🌟 Sam Winchester
🌟 Castiel
🌟 Gabriel
🌟 Balthazar
🌟 Michael
🌟 Chuck Shurley
🌟 Lucyfer
🌟 Crowley
🌟 Kevin Tran
🌟 Charlie Bradbury
🌟 John Winchester
🌟 Jo Harvelle
🌟 Garth Fitzgerald IV
🌟 Abaddon

A no i druga część nie będzie powiązana z tą. Wszystkie historie będą pisane na nowo i... Uwaga uwaga... WSZYSTKIE BĘDĄ ROZPISANE OD RAZU.

tzn. Nie będzie "Gdzie się poznaliście?" tylko od razu rozpiszę całe spotkanie i tak ze wszystkim!
Podoba wam się taki pomysł? (chociaż nie wiem jak ja to przeżyję, a tym bardziej wy)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro