(ᴜɴ) ꜰʟᴏᴡᴇʀꜱ, ʜᴇᴀᴅᴘʜᴏɴᴇꜱ ᴀɴᴅ ʟɪᴛᴛʟᴇ ʙᴏʏ
Jasne promienie słońca
Śpiew wiosennych ptaków
Zapach kwitnących różowych i białych kwiatów
Krzyki roześmianych dzieci na placu zabaw
Gwar dochodzący z parkowej kawiarni
Było już późne popołudnie, gorąca kula powoli chyliła się ku horyzontowi, jednak nadal dawała się we znaki. Felix, jak co dzień o tej porze, szedł do parku, na tę samą ławkę, obserwować ludzi korzystających z ładnej pogody oraz rozciągającą się wokół przyrodę. Ale przede wszystkim przychodził obserwować pewną tajemniczą postać, siedzącą codziennie o tej samej godzinie, na tej samej ławce, z tymi samymi czarnymi słuchawkami na uszach. Zastanawiał się zawsze, co on tam robi, czemu przychodzi, czego słucha, co myśli. Czarnowłosy niski chłopak czasem przynosił duży kołonotatnik i pisał w nim, zmazywał i znowu pisał. Czasem siedział po prostu, ze zwiniętymi na jego ławce nogami. Nigdy nie widział jego twarzy, drewniane siedzenia obydwu chłopaków stały na skrzyżowaniu dwóch żwirowych ścieżek, Felix mógł spokojnie obserwować odwróconego tyłem chłopca, nie obawiając się, że zostanie przyłapany. Ta ławka musiała należeć do niego. O tej porze, o której przychodzi, jest ona zawsze pusta, nikt jeszcze na niej nie siadał, oprócz niego. Młody Australijczyk próbował do niego zagadać, ale zawsze się wycofywał. Albo ciągle odkładał podejście, aż czarnowłosy znikał, albo gdy już się odważył, w ostatnim momencie rezygnował i przechodził beztrosko obok ławki, nie patrząc na niego. A siedzący na niej nie zwracał na niego uwagi. Przynajmniej tak Felixowi się wydawało. Ale nadszedł dzień, w którym już naprawdę postanowił się nie poddać i nie zrezygnować.
— Dasz radę, Yongbok. — wyszeptał sam do siebie, powoli podnosząc się z drewnianych lakierowanych desek. Ruszył spacerowym krokiem i skręcił w prawo, niby kierując się w stronę wyjścia z parku. Nadszedł moment, w którym w końcu ujrzał jego twarz. Pięknie zarysowana linia szczęki, tworząca literę V, nieskazitelna promieniejąca skóra, ciemna grzywka opadająca na czoło. Oczy miał zamknięte, wyglądał na skupionego na muzyce w słuchawkach, nie zauważył rudowłosego chłopca, chcącego go poznać. Mimo zaspokojonej ciekawości, nadal był mu nieznany i tajemniczy. Nie uśmiechał się, jego mina nie wyrażała żadnych emocji, jedynie wrażenie, że jest opryskliwy i niemiły dla innych, jednak młody Australijczyk nie chciał wierzyć, że tak jest naprawdę. W sercu czuł, że to tylko fałszywe pierwsze wrażenie. Usiadł na drugim brzegu ławki, udając, że wiąże sznurówki, a tak naprawdę myślał, jak zwrócić jego uwagę, skoro jest odcięty od rzeczywistości. Nagle zawiał wiatr, strącając z jego kolan kilka kartek, jednak nawet tego nie zauważył. Felix wiedział, że to znak, okazja, którą musi wykorzystać. Wstał, złapał latające kawałki papieru i stanął przed czarnowłosym. Wyciągnął rękę, by zwrócić jego uwagę, w połowie drogi mu drgnęła, jakby nadal chciał się wycofać. Ale nie zrobił tego. Trącił smukłą jasną dłoń, a powieki się uchyliły, ukazując ciemne, praktycznie czarne, jak heban, oczy. W chudej piersi Australijczyka szybciej zabiło serce, głos uwiązł w gardle, zapomniał na chwilę, jak się mówi. Tajemniczy chłopak ściągnął leniwie i niechętnie słuchawki, patrząc na niego tym samym wzrokiem, wyglądał, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał. Młody Lee spuścił głowę, czując wykwitające na jego policzkach słodkie rumieńce, spojrzał na trzymane w ręku zapisane kartki.
— Wiatr ci je porwał. — powiedział lekko zawstydzony, podając notatki. Czarnowłosy zdjął drugą słuchawkę, uśmiechnął się i wstał. Był o kilka centymetrów niższy od Felixa. Przeuroczy — pomyślał Yongbok, widząc inną stronę tajemniczej postaci, niskiego i uśmiechnętego chłopca. Chłopak sięgnął po kartki, przypadkiem się zetknęli dłońmi, przez co serce rudowłosego zabiło radośniej.
— Dziękuję. — odpowiedział niższy, kłaniając się i biorąc swoją własność. Felix także się ukłonił i nieco speszony ruszył w stronę wyjścia z parku. Nie widział, że chłopak z ławki jeszcze chciał coś mu powiedzieć, ale nie zdążył. Mimo że pragnął jeszcze bardziej go poznać, był szczęśliwy. W końcu nawiązał z nim jakikolwiek kontakt i powoli będzie starał się go małymi kroczkami pogłębić i utrzymać. Nie mógł się już doczekać następnego dnia, gdy zobaczy tajemniczego chłopca ze słuchawkami, który się do niego uśmiechnął.
Część pewnie czytała wersję demo i znacie już ten rozdział, dlatego zaraz wleci kolejny, piszcie co sądzicie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro