Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01 𝚙𝚘𝚌𝚣ą𝚝𝚎𝚔 𝚕𝚊𝚝𝚊

Słońce było wysoko. Patrzył na nie przez cały ranek, tak długo, że myślał, że w końcu oślepnie. Było takie jasne. Jaśniejsze niż jego oczy, jaśniejsze niż jego złota skóra, jaśniejsze nawet niż wszystkie jego nadzieje i marzenia. Kula ognia, zawieszona gdzieś tak daleko w nieskończonym wszechświecie.

Wiatr przeczesał delikatnie jego włosy, mierzwiąc je i plącząc. Nie obchodziło go to. Nigdy nie tracił czasu na układanie ich. Po prostu żyły swoim życiem, dokładnie tak samo jak on. Pełen wigoru i życia, przypominał wszystkim jak to jest być naprawdę żywym.

Ptaki wyśpiewywały radosne melodie, które tylko one znały. Były takie szczęśliwe przesiadując na gałęziach drzew. Nie potrzebowały słuchaczy. Śpiewając na cały głos były najszczęśliwsze na świecie.

W powietrzu czuć było lato.

Tego ranka obudził się wcześnie, właściwie bez żadnego konkretnego powodu. Nie poruszył się od momentu gdy otworzył oczy, tylko wsłuchując się w spokojny oddech Johna B. Jego przyjaciel mruknął coś, czego JJ nie był w stanie zrozumieć i przewrócił się na drugi bok, niemal spadając przy tym z kolorowego, postrzępionego hamaka. Przez chwilę JJ obserwował go z niewygodnej ławki na której spał. Jego twarz rozjaśnił subtelny uśmiech na myśl o beztroskich przygodach, które miały wydarzyć się tego lata. John B również był podekscytowany perspektywą zabawy tylko ze swoimi przyjaciółmi. Te wakacje miały być wypełnione chłodną, orzeźwiającą wodą, gorzkim i słodkim smakiem trawki i rozrywki.

Nie mógł się doczekać.

John B nagle zerwał się do siadu, wodząc dookoła skonsternowanym spojrzeniem.

- Hej, księżniczko. Gotowy na przygodę?­ - spytał JJ uśmiechając się szelmowsko.

- Z tobą każdy dzień to przygoda - wymamrotał zaspanym głosem, w tym samym momencie próbując podnieść się z hamaka by z niego nie wypaść. Przetarł oczy, na wpół śpiący, na wpół przebudzony.

- Czemu to zabrzmiało jakbym był jakimś dzikim, nienormalnym dziwakiem?

- Nie znasz samego siebie? - John B rzucił mu znaczące spojrzenie zaraz przed uderzeniem o ziemię przy akompaniamencie głuchego stęknięcia. Podniósł się i strzepał pojedyncze źdźbła trawy z nagiej, opalonej piersi.

- Właśnie prosisz się o ogromne... - JJ wyciągnął rękę w stronę przyjaciela, który momentalnie odbiegł od niego, swoim głośnym śmiechem rozdzierając poranną ciszę.

- Ostatni przy łodzi to dziki, nienormalny dziwak!

Nastolatkowie, swoim zachowaniem przypominający raczej dzieci, popędzili w stronę przystani, krzycząc przy tym głośno, prawdopodobnie podrywając na nogi całe sąsiedztwo. Byli tak beztroscy i radośni. O tak lekkich duszach. Bez żadnych ciążących na nich zmartwień, unosiły się one wysoko pod niebem, tuż pod oślepiającym słońcem.

John B i JJ dobiegli do łódki dokładnie w tym samym momencie, ale to nie przeszkodziło im w rozpoczęciu kłótni o to, kto był pierwszy. To John B w końcu odpuścił. Wskoczył na pokład i uśmiechnął się wyzywająco, patrząc na przyjaciela z góry.

- To nie zmienia faktu, że jesteś dzikim, nienormalnym dziwakiem - droczył się.

Blondyn przewrócił oczyma. Odwiązał linę cumowniczą zapobiegającą odpłynięciu łódki. Idąc w ślady swojego przyjaciela wskoczył na platformę, gotowy by odpłynąć. John B odpalił silnik, kierując się w stronę drugiej części wyspy, by po drodze zgarnąć Pope'a i Kiarę. Musieli uczcić początek lata we właściwy sposób. Ze swoją rodziną. Z Płotkami.

Wiatr przeczesał ich włosy, bawiąc się nimi. Dzień budził się do życia gdy opuszczali przystań. JJ zamrugał, kiedy kilka chłodnych kropel wody ochlapało jego rozgrzaną skórę. Promienie słoneczne przeglądały się ciekawie w skrzącej powierzchni oceanu. Wychylił się za burtę by spojrzeć w spokojną toń.

Silnik zawarczał, gdy łódka stuknęła o drewniany mostek wychodzący z mariny. Pope już tam był, spoglądając na nich z błyskiem w oku i czerwoną czapką z daszkiem założoną na odwrót. Bez wahania wskoczył na pokład, mimo że John B nie zwolnił nawet trochę. Gdy Pope znalazł się na deku, z trochę niepewnym i chwiejnym lądowaniem, zasalutował, witając się w ten sposób z dwoma chłopcami.

- Podnieść kotwicę! - wykrzyknął, wskazując palcem na horyzont.

JJ skierował się w stronę dziobu, po to tylko by stanąć na przedzie łódki i szeroko rozłożyć ręce.

- Aj, aj, kapitanie - odsalutował, kiwając głową, jakby Pope naprawdę był głową ich małej załogi. Ze swoją czapką rzeczywiście trochę wyglądał jak kapitan, zwłaszcza gdy przyłożył palce do daszka i skinął na JJ'a, który wciąż stał na dziobie, niczym Rose w Titanicu.

John B posłał mu dziwne spojrzenie, starając się w jednym momencie obserwować poczynania swojego przyjaciela i kierować łódką.

- Próbujesz udawać maszt czy coś?

- W sumie to jest sztywny - Pope zaśmiał się, siadając na tyle łódki. Podkurczył nogi i objął je ramionami. Zerknął na blondyna kpiąco, mrużąc oczy, gdy słońce oślepiło go bezlitośnie.

- Dokładnie, oby tak dalej! Tak trzymajcie! Jestem ciekawy jak nazwie mnie Kie. Jestem pewny że wymyśli coś dobrego - mruknął JJ, próbując udawać niezadowolonego i naburmuszonego gdy posłał swoim przyjaciołom mściwe spojrzenie.

- Jest Grubą Rybą mimo wszystko - John B wzruszył ramionami.

Wybuchli śmiechem słysząc, jak niedorzecznie to brzmi. Kiara mieszkała ze swoimi bogatymi rodzicami po drugiej stronie wyspy, w ogromnym, pięknym domu. Budynek był tak ogromny, że wszystkie Płotki z łatwością by się tam zmieściły, tworząc jedną, nietypową, dużą rodzinę. Jej mama i tata mieli własną restaurację, w której pomagała od czasu do czasu. Uczyła się w szkole Grubych Ryb, razem z bogatymi dzieciakami przekonanymi o ich wyższości, patrzącymi z góry na nastolatków z „tej gorszej" strony Outer Banks. A jednak była jedną z nich, udowadniając wszystkim, że się mylą i wyznaczając własną ścieżkę.

- Nie powtarzaj jej tego bo albo rozszarpie cię na strzępy, albo nigdy więcej się do ciebie nie odezwie. - Pope zaśmiał się widząc dziewczynę czekającą na ich przybycie, z długimi włosami rozwianymi przez wiatr i rękami założonymi na piersi, jakby dokładnie słyszała o czym rozmawiają i wcale nie była z tego zadowolona.

JJ prychnął.

- Nigdy więcej się do nas nie odezwie i zacznie zadawać się z Grubymi Rybami? - podszedł do barierki i uśmiechając się czarująco w stronę Kiary wyciągnął rękę, by pomóc jej wejść do łódki. Przyjęła jego pomoc i wskoczyła na pokład, wykrzywiając usta w radosnym uśmiechu. Jej oczy błyszczały z podekscytowania. Podskoczyła nieuważnie, chcąc usiąść na barierce, straciła równowagę i niemal wpadła do wody gdy przyspieszyli. Wciągnęła gwałtownie powietrze ze strachu, usiłując utrzymać się na śliskiej, metalowej rurce. JJ szybkim ruchem złapał ją, ratując tym samym przed niechcianą kąpielą.

- Uważaj, bo spadniesz - pchnął ją lekko, udając, że próbuje zrzucić ją do wody. Kiara kurczowo złapała się jego ramienia, piszcząc w panice.

- Przestań, JJ! - krzyknęła gorączkowo, gdy ten dalej się z nią droczył, wychylając jej ciało coraz dalej za burtę. Jej serce przyśpieszyło nieznacznie na myśl o tym, że JJ mógłby ją puścić. Chłopak zaśmiał się złośliwie, obserwując jej próby utrzymania równowagi. - Mówię serio! Puszczaj! - zażądała błagalnie. Cała się spięła, starając się nie poruszyć ani o milimetr ze strachu, że nawet najmniejszy ruch może przesądzić o tym, czy wpadnie do wody, czy też pozostanie bezpiecznie na pokładzie. Blondyn w końcu odpuścił. Cofnął się, pozwalając jej w końcu stanąć na miękkich, trzęsących się nogach na platformie. Kiara ze złością uderzyła go otwartą dłonią w klatkę piersiową. - Jesteś skończonym dupkiem, wiesz o tym? - Posłała mu groźne spojrzenie, po czym odwróciła się do niego plecami z zamiarem odejścia na drugi koniec łódki, jak najdalej od niego.

- No przestań, przecież wszystko miałem pod kontrolą. Trzymałem cię. - Wyciągnął rękę, próbując trochę ją udobruchać. Jego dłoń delikatnie opadła na jej kolano. Chciał objąć ją ramieniem, ale odepchnęła go obojętnie.

- Nie złość się, Kie. To był tylko mały żarcik.

Nie poświęciła mu nawet jednego spojrzenia, zbyt skupiona na podziwianiu spokojnej powierzchni wody. Promienie słoneczne omiotły wodę ledwo zauważalnym, złotym rumieńcem. Z trudem zmusiła się by nie odwrócić wzroku w stronę chłopców, dalej śmiejących się z głupiego żartu JJa.

- Nie chcę z tobą rozmawiać.

Pope, chichocząc, spojrzał na JJ wymownie.

- I tak czy siak się do nas nie odzywa - wzruszył ramionami. Zawiesił wzrok na plecach Kie, przypatrując się jej z rozbawieniem.

Siedziała na dziobie, na samej krawędzi łódki, przez co JJ miał jeszcze większą ochotę na to, by niepostrzeżenie podejść i zepchnąć ją z pokładu. Na tę myśl uśmiechnął się złowrogo na tę myśl, ale nie poruszył się, nie chcąc przeciągać struny. Widać było, że coś ją gryzło i raczej nie miało to nic wspólnego z jego głupim droczeniem się. Żart był jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy.

Westchnął głęboko, zastanawiając się czy powinien ją przeprosić, nawet jeśli nie było mu ani trochę przykro. Ostrożnie do niej podszedł, starając się nie zdenerwować jej samą swoją obecnością. Jego cień pochłonął jej, gdy zatrzymał się tuż za nią. Kątem oka dostrzegł Pope'a obserwującego ich przenikliwie. Jego oczy niemal przewiercały ich sylwetki na wskroś. JJ posłał mu pytające spojrzenie, lekko marszcząc brwi. Pope wzruszył ramionami. Wydął tylko usta i głową wskazał Kie, próbując zachęcić przyjaciela. Blondyn skinął, a psotny uśmiech rozświetlił jasno jego twarz. Przykucnął tuż przy dziewczynie, która wciąż nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem, ułożył dłonie na jej ramionach i lekko je ścisnął. Wzdrygnęła się pod jego dotykiem.

- Czego chcesz? - jej głos był spokojny i pusty. W końcu na niego spojrzała, marszcząc brwi, już nie zła, lecz wciąż lekko rozczarowana. Założyła ręce na piersi, jakby próbując się od niego odgrodzić, utrzymać pomiędzy nimi dystans.

Na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech, a jego oczy pojaśniały, gdy mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach. Podszedł jeszcze bliżej i pomógł jej się podnieść. Kiara przekrzywiła zdezorientowana głowę i zmrużyła oczy, gdy dostrzegła jego radosną postawę. Chciała się odsunąć, ale JJ uśmiechnął się złośliwie i przytrzymał, gdy próbowała się wyrwać. Jej oczy rozszerzyły się, gdy dostrzegła ten podły uśmieszek, zwiastujący kłopoty.

- Cokolwiek masz zamiar zrobić, nawet o tym ni- jej słowa urwały się w połowie, gdy niespodziewanie została zepchnięta z łodzi. Jej pełen szoku i złości krzyk zatonął wraz z nią, gdy zniknęła pod powierzchnią, na jego miejscu jedynie głośny plusk.

Cała trójka wychyliła się za barierkę i wbiła wzrok w mętną wodę, gdzie przed sekundą zniknęła Kiara. Buzia Pope wyrażała czyste zaskoczenie i strach. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w to w wodę, to w JJa, a na jego twarzy wymalowane było oskarżenie. Wyrzucił w powietrze ręce w geście poddania. John B nie spuszczał spojrzenia z powierzchni nawet na chwilę, ściskając barierkę i czekając, aż Kiara się wynurzy.

- Popieprzyło cię stary?! - wykrzyknął skołowany.

JJ wzruszył ramionami niewzruszony, uśmiechając się niewinnie.

- Była w złym humorze, chciałem jej go tylko poprawić i pomóc jej nie myśleć o czymkolwiek, co ją zdenerwowało.

- Wrzucając ją do wody?! - Pope uniósł brwi i z wyrzutem skrzyżował ramiona na piersi.

- Chciałem, żeby trochę ochłonęła.

Kiara wynurzyła się gwałtownie. Jej długie włosy ociekały wodą, a spojrzenie ciskało gromy w stronę JJ'a, który jak gdyby nigdy nic udawał, że nic się nie stało. Pogwizdując pod nosem jakąś radosną melodię oparł się na barierce z szerokim, pełnym samozadowolenia uśmiechem. Jego jasne oczy lśniły z rozbawienia. Odwrócił się w stronę wody i bez słowa opróżnił kieszenie z telefonu i innych bzdetów. Drobiazgi wylądowały z brzdękiem na pokładzie, gdy je upuścił.

- Dobra pogoda na kąpiel? - zapytał głupio tuż przed skokiem przez barierkę prosto do wody niedaleko Kie. Nie zadał sobie nawet trudu, żeby ściągnąć ubrania. Kiara krzyknęła z oburzeniem, gdy prysnęła na nią woda. Jej dopiero co wyciśnięte włosy znów były przemoknięte. JJ wypłynął na powierzchnię. Woda spływała mu po twarzy. Otrząsnął się jak pies, przy okazji jeszcze bardziej ochlapując przyjaciółkę. Wilgotne kosmyki zasłoniły mu oczy, tym samym zamazując też obraz. Potrząsnął głową próbując się ich pozbyć, ale te znów przykleiły się do wciąż wilgotnego czoła. Już miał zamiar je odgarnąć, ale zanim zdążył choćby się rozejrzeć coś ciężkiego wylądowało na jego ramionach, wpychając go z powrotem pod powierzchnię. Zdążył wziąć jedynie niewielki oddech zanim nakryła go woda.

Usiłował pozbyć się niespodziewanego ciężaru pchającego go głębiej i głębiej pod wodę. Usiłował wypłynąć, ale było to całkowicie bezskuteczne, tak samo jak próba pozbycia się balastu siłą. Kończył mu się czas. Potrzeba ponownego zaczerpnięcia powietrza rosła w nim coraz bardziej i bardziej. Był silny. W normalnych warunkach z łatwością byłby w stanie pozbyć się osoby na swoich ramionach, ale tutaj, w wodzie, gdzie nie było podparcia na którym mógłby stanąć i się wesprzeć, nie miało to znaczenia.

Musiał myśleć. Ciecz wokół niego naciskała na jego klatkę piersiową coraz mocniej, zachęcając do wzięcia oddechu. Drogi oddechowe go paliły, ale wiedział, że woda nie ugasi pożaru, który wybuchł w jego płucach.

Mocniej zacisnął palce na kończynie, którą chwycił, gdy drugą dłonią sunął w dół nogi, aż do stopy. Przytrzymał ją w jednym miejscu i delikatnie połaskotał. Noga kopnęła, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale JJ nie miał zamiaru puścić. Jeszcze raz powiódł palcami wzdłuż podeszwy stopy i w końcu ciężar trzymający go pod wodą zniknął.

Wynurzył się, kaszląc i prychając, prawie krztusząc się łapczywie wdychanym powietrzem. Gardło miał suche i piekące, ale przepływający przez nie łagodnie tlen złagodził ból. JJ rozejrzał się, mrugając szybko by otrząsnąć się z lekkiego szoku, który nim zawładnął.

- Prawie mnie zabiłaś - wydyszał.

Kiara rzuciła mu niewinne spojrzenie i nieznacznie odpłynęła, na wszelki wypadek.

- To nie tak, że nie zasłużyłeś. Ale spokojnie, miałam to pod kontrolą. - Puściła mu oczko. Zaczęła wspinać się po drabince na łódkę, nawet nie zawracając sobie głowy tym, by sprawdzić, czy z jej przyjacielem wszystko w porządku. Woda skapywała z jej mokrych włosów i skóry. JJ kaszlnął jeszcze kilka razy, wciąż lekko oszołomiony i wstrząśnięty. Adrenalina powoli już z niego schodziła. Spokojnie podpłynął bliżej HMS.

- Przynajmniej poprawiłem ci humor. - Jego twarz rozświetlił zawadiacki uśmiech. Kiara przewróciła oczami, ale mimo wszystko uśmiechnęła się lekko, a jej spojrzenie rozjaśniło się trochę, zupełnie jakby woda zmyła wszystkie ślady chmur, które je przyciemniały.

- Przeciętna osoba może wytrzymać około dwóch minut bez powietrza, więc byłaś naprawdę niebezpiecznie blisko przekroczenia granicy. - Pope spojrzał na Kie z mieszaniną wyrzutu i nieznacznego podziwu.

- Liczyłeś? - John B uniósł brwi.

- Karma to suka - Kiara wzruszyła kpiąco ramionami. Nie zawracała sobie głowy owijaniem się w ręcznik, zostawiając proces suszenia dla słońca. Wyciągnęła rękę, by pomóc JJ'owi wejść na pokład, wybaczywszy i zapomniawszy już o jego głupim żarcie.

- Sprawiedliwość została wymierzona, Wysoki Sądzie. - Blondyn uśmiechnął się, choć jego głoś wciąż był trochę zachrypnięty i słaby. Nie puścił jednak jej dłoni, a zamiast tego obrócił tak, by spojrzała mu w twarz. Ich skóra była mokra i zimna. Uścisnął jej rękę ze zmartwieniem, którego raczej nie okazywał. - O co chodzi? Co się dzieje? Wszystko w porządku?

Wiedziała, że nie miał na myśli nagłej kąpieli. Przez jej twarz przeszedł grymas.

- To nic takiego. - Odwróciła się od niego, ale zamiast tego napotkała sceptyczne i zaciekawione spojrzenia Johna B i Pope'a. Kie wywróciła oczami, nie chcąc zaczynać tego tematu. Zapewne nie chciała psuć wszystkim humoru, a zamiast tego zwyczajnie cieszyć się początkiem lata i zapomnieć o wszystkich problemach. Ale nie mogła od tak zatrzymać swoich uczuć, a uczucia cechują się tym, że kiedyś w końcu i tak ujrzą światło dzienne, nieważne jak bardzo staramy się zatrzymać je tylko dla siebie. - Chodzi o moich rodziców - poddała się wzdychając.

Pope zamrugał zaskoczony.

- Co z nimi?

Dwójka pozostałych wydawała się być równie zaskoczona co on.

- Nie podoba im się, że spędzam z wami aż tyle czasu - sprecyzowała z niechęcią. Nie chciałaby wiedzieli, co jej rodzice o nich myślą, nawet jeśli zazwyczaj mówili sobie o wszystkim.

JJ pozostał niewzruszony.

- Przecież nie zabronią ci się z nami widywać ani nic takiego. - Wzruszył ramionami.

- A i tak większość czasu spędzasz z nami, więc nawet nie musisz z nimi o tym rozmawiać, skoro ich nie widujesz. - Pope na swój własny, nieudolny sposób spróbował dodać coś od siebie.

Kie zachichotała.

- Wow, Pope, może powinieneś rozważyć zostanie psychologiem. Masz niesamowity dar widzenia wszystkiego w bardzo optymistyczny sposób.

John B się nie odezwał. Bez słowa ponownie włączył silnik. Znów zaczęli płynąć, tym razem trochę wolniej i spokojniej. Jego twarz, doskonale widoczna dzięki wiatrowi, który rozwiewał mu włosy, przypominała maskę, zupełnie jakby w ogóle nie obchodziło go to, co właśnie powiedziała Kiara. Wpatrywał się w horyzont, nie patrząc na swoich przyjaciół zebranych na dziobie. Tylko dzięki mocno zaciśniętym ustom można było dostrzec emocje targające nim od środka, a których nie miał zamiaru wypuścić. Jego twarz zakryła solidna maska.

Pope z kolei wyglądał na naprawdę zmartwionego, ciągnąc niespokojnie za szarpiąc za krawędź swojej koszulki. Przygryzł wnętrze policzka obserwując siedzącą tuż obok niego, ocierającą się swoim ramieniem o jego ramię Kiarę.

JJ wymamrotał coś pod nosem i odwrócił się do Johna B, chcąc dołączyć do niego przy kierownicy. Żałował, że poruszył ten temat. Powinien był udawać, że nic się nie stało, tak jak robił to zawsze. W ten sposób wszystkim byłoby łatwiej, po prostu zapominając o złych rzeczach, a skupiając się na dobrych. W ten sposób przeżył to, o czym nie potrafił nawet mówić. Udając, że nic się nie stało, zapominając, spychając wspomnienia gdzieś w głąb, skąd nie będą mogły uciec i w końcu zastępując je nowymi, radosnymi. W ten właśnie sposób stał się nieczuły, krok po kroku chowając w środku swój gniew, swoją dumę i swój chaos. Choć z zewnątrz wydawał się nienaruszony i piękny, wewnątrz był zupełnie kimś innym. Zniszczony, zrujnowany i zdewastowany do głębi. Totalny chaos. Jak dzień i noc były sobie przeciwne, lecz nierozłączne, tak też jego mroczne wnętrze i świetlista powłoka były nierozerwalnie ze sobą połączone, choć zupełnie różne.

W zamyśleniu wyciągnął z kieszeni skręta i zapalił go. Końcówka rozżarzyła się jasno gdy się zaciągał, a dym zasnuł jego umysł i płuca trucizną.

- Chcesz trochę? Wyglądasz, jakbyś tego potrzebował. - Zerknął pytająco na Johna B.

Brunet milczał przez kilka chwil, obserwując przyjaciela cieszącego się nagłym uczuciem beztroski.

- Tak, chyba potrzebuję. - Skinął głową, a JJ uśmiechnął się pod nosem.

I nawet jeśli było inaczej, jakimś sposobem było też dokładnie tak, jak powinno być. Lato, trawka, jego przyjaciele i poczucie wolności.

Powolne tempo sprawiło, że miało się wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Byli tam na wodzie zupełnie sami. Bez odpowiedzialności, bez obowiązków, nawet bez miejsca, przy którym można by się zatrzymać. Tylko ich potrzeby i pragnienia, które mogli zaspokoić. I całe życie do przeżycia.

Ale zakończyło się to akurat wtedy, gdy zdążyli na powrót dobrze się poczuć.

Z początku dostrzegli jedynie małą sylwetkę łodzi zbliżającej się z każdą chwilą. Potem usłyszeli odległy warkot silnika. W końcu zdołali rozpoznać pasażerów. Topper Thornton stał na dziobie imponującego jachtu swoich rodziców. Obok niego była Sarah Cameron, księżniczka Kooków. Ich jasne włosy rozwiewał powiew spowodowany szybkim tempem łodzi. Gdy zobaczyli Pouge'ów przyglądających im się z ciekawością, na ich twarzach zakwitły lekkie, zabarwione ironią uśmiechy. Sarah uśmiechnęła się i skinęła na Johna B, który pracował u jej ojca, Warda Camerona, a potem znów odwróciła wzrok, nie mając ochoty na interakcję z resztą Pouge'ów. Spojrzenie Kiary zlodowaciało na jej widok, ale nie odezwała się ani słowem. Topper złapał za barierkę i odwrócił się, gdy na pokładzie nagle zawiła się jeszcze jedna osoba. Willow Powell pojawiła się, unosząc wysoko podbródek przy patrzeniu na grupkę przyjaciół.

Jacht zwolnił znacząco, aż zatrzymał się zaraz obok HMS. Wyglądało to trochę absurdalnie, zupełnie nowy i niesamowicie drogi pojazd, błyszczący jak wszystkie monety, które na niego wydano, przy małej, starej, obdrapanej łódce. Różnice między dwoma grupami zaznaczyły się jeszcze bardziej. Granica między nimi nagle stała się jeszcze szersza.

Wszyscy stali przez chwilę w ciszy, tylko się sobie przyglądając. Kiara skrzyżowała ręce na piersi, Topper uśmiechnął się z ironią, John B skrzywił się, a Pope uniósł brwi. JJ wydawał się w ogóle nie przejmować, a Willow rozbawiona wydęła wargi.

- Pouges w swoim naturalnym środowisku, hm? - Topper podjął próbę przełamania lodów.

JJ wymusił śmiech.

- A Kooks wypływają na głębokie wody. Uważajcie, żeby nie utonąć.

Topper zmarszczył brwi, zbity z tropu przez agresję w głosie JJ'a.

- Tak jak to zrobił Big John? - rozbrzmiał ostry i jednocześnie słodki głos. Wszystkie głowy w jednym momencie obróciły się w stronę Willow, która uśmiechnęła się urzekająco. Sarah zrobiła wielkie oczy na wspomnienie o Big Johnie, ojcu Johna B, zaginionego od całych dziewięciu miesięcy. Nic za sobą nie zostawił, żadnej wiadomości, żadnej wskazówki, żadnego śladu. Zupełnie jakby zniknął. Jakby pochłonął go ocean.

John b zacisnął dłonie w pięści, ale milczał. Udawał że nic się nie stało, nie odgryzając się Willow. Zamiast tego zdjął tylko koszulkę, odsłaniając przy tym płaską, opaloną klatkę piersiową, i podszedł do krawędzi łódki. Zmierzył wzrokiem nieprzeniknioną głębię wody.

To Kiara wystąpiła do przodu z oczami lśniącymi od gniewu i uporu.

- Planujecie tu przystanek czy płyniecie dalej? - rzuciła im wyzywające spojrzenie, zakładając ręce na piersi.

Topper speszył się nieznacznie, ale nie dał się zbić z tropu. Wzruszył ramionami.

- Nie zatrzymujemy się, a wy?

Za odpowiedź otrzymał Johna B wskakującego do wody z głośnym pluśnięciem. Pouges przyglądali się młodemu Routledge'owi, zaniepokojeni jego obojętnością i brakiem reakcji na wspomnienie o jego ojcu. Znali go zbyt dobrze by sądzić, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Bardzo dobrze widzieli zaciśnięte zęby, napięte mięśnie ociekające wodą.

- Tu nam dobrze. - JJ po raz kolejny wymusił uśmiech, czując gotujący się w nim gniew. Rzucił spojrzenie na Johna B unoszącego się na powierzchni wody, a następnie na Kooków.

Willow potrząsnęła swoimi długimi włosami. Uniosła brew patrząc na Johna B, po czym posłała mu drapieżny uśmiech.

- W wodzie wyglądasz na odprężonego, JB. Może powinieneś w niej zostać na zawsze, tak jak twój biedny tatuś.

Jej śmiech wciąż dźwięczał im w uszach, nawet gdy Kooks odpłynęli, Topper i Sarah rzucając przy tym Willow zszokowane, zdegustowane spojrzenia. John B próbował ugasić ogień palący jego wnętrzności w zimnej wodzie. Pope milczał, myśląc Bóg tylko wie o czym. Kiara przygryzała wargę tak mocno, że zaczęła krwawić, wydalając razem z tym negatywne emocje.

Ale JJ pozostawił swój gniew nienaruszony, zagrzebany głęboko w duszy. Wściekłość rosła w nim, narastając i kumulując się przez lata, czekając na to, by pewnego dnia zostać wypuszczoną.

A dzień ten nadchodził coraz szybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro