Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXII [ostatni]


~~~


To był wielki dzień, dzień który miał raz na zawsze połączyć jedną parę węzłem małżeńskim, oraz sprawić, że stado będzie miało nowa alfę jak i lunę. Każdy z zaproszonych na tą uroczystość, nie mógł uwierzyć w to że ten dzień w końcu nadszedł.

Harry już od rana był naprawdę zestresowany i bardzo tęsknił za swoim alfą, a także szczeniakami. Dzieciaki były pod opieką Anne, podczas gdy on przygotowywał się z pomocą Nialla, a Louis z pomocą Zayna i Liama (chociaż Payne bardziej pilnował ich szczenięcia, którego nie mieli z kim zostawić).

– Braciszku, wszystko będzie dobrze – zaśmiała się Gemma, klepiąc swojego brata po ramieniu z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedziała, że ten się stresował, jednak nie mogła pozwolić by tym targały jakieś mocne emocje.

– Wiem, ale nie umiem nic poradzić na to, że drżę na samą myśl. Dzisiaj oficjalnie zostanę Tomlinsonem, luną stada... To nieprawdopodobne – wyszeptał, poprawiając loczki przed lustrem.

– Spokojnie, stado będzie miało genialną i wspaniałą lunę, bo w końcu ty nią jesteś – puściła mu oczko.

– Tak ogromnie się cieszę – nagle Niall przylgnął do niego i pocałował jego policzek. – Masz mały Harreh dorósł.

– Weź... Nie mogę dalej w to uwierzyć, że mój malutki braciszek… – zaśmiała się blondynka. –  Jest już tak dorosły – dokończyła po chwili wycierając łzę z oka.

Louis starał się być twardym i nie pokazywać swojego zdenerwowania, mimo że płacz małej Delilah, którą Liam bezskutecznie próbował uspokoić, doprowadzał go już do utraty zmysłów. Cierpliwie znosił to, razem z Zaynem przygotowując się do własnego wesela.

– To już dziś... Cholera jasna – mruknął Louis, ostatecznie nie dając rady z tym stresem. Wiedział, że Harry przeżywa tak samo jak on.

– Spokojnie, brachu - Zayn poklepał go po ramieniu z uśmiechem. – Harry raczej od ciebie nie spierdoli, chyba że coś przeskrobałeś.

– Chodzi bardziej o dzisiejsze spotkanie rady po ślubie w kościele. Będziemy tam tylko ja i Harry...  Cholernie się boje, dobrze wiesz jaka rada watah jest – jęknął pod nosem.

– Nie martw się, praktycznie już jesteś alfą stada. Pozostały tylko podpisy i oficjalne zapieczętowanie tego – westchnął.

– Wiem... Ale zawsze to jest strach przed starszyzną – wymamrotał poprawiając swój krawat.

– Och, daj spokój! Nie przejmuj się tymi starymi pierdzielami, Lou – powiedział donośnie, czochrając jego włosy.

– Masz jebane szczęście, że jeszcze ich nie układałem.

– Też cię kocham – zaśmiał się głośno mulat, puszczając mu oczko i ruszył do swojej córeczki by pomóc Liamowi w uspokojeniu jej.

***


Harry drżał z nerwów, stojąc przed kościołem z ojcem u swojego boku. Wszyscy byli już w środku, czekając jedynie na omegę, którą do ołtarza miał zaprowadzić jej ojciec.

– W końcu staniesz się ważną osobą młody, twoje marzenia się spełniają – puścił oczko do syna, klepiąc go po ramieniu. Wiedział że ten się stresuje, jednak to był jego dzień.

– Nie mogę w to uwierzyć, tato – popatrzył w jego zielone oczy, unosząc kąciki ust w niepewnym uśmiechu. – Nie mam pojęcia, kiedy to nawet minęło... Niedawno byłem mały, a teraz będę luną stada, będę miał męża i mam trójkę szczeniąt...

– A niedługo będzie ich więcej. Louis mówił że staracie się o kolejne – uniósł brew patrząc na niego. Nie chciał nikomu mówić że to wie, ale musiał jakoś pocieszyć syna.

– Och – zarumienił się, przygryzając wargę. – Właściwie to udało nam się, ale on jeszcze o tym nie wie – wyznał, kładąc dłoń na brzuszku.

– Coś tak właśnie podejrzewałem – powiedział. – Gratuluję synu, jestem z ciebie naprawdę dumny – odparł uśmiechając się do niego szeroko.

– Kocham cię, tato – pocałował jego policzek, po czym stanął z nim pod ramię, gdy zaczęto grać marsz weselny.

Brunet wziął głęboki wdech i oboje ruszyli do środka budynku. Cały stres wyparował, gdy zauważył Louisa stojącego przy ołtarzu. To było coś nie do opisania. Gdy szatyn zauważył swoją omegę uśmiechnął się szeroko, podziwiając jej piękno.

Młodszy szedł powoli przy swoim tacie, stawiając uważnie każdy krok. Gdy zatrzymali się już przy ołtarzu, Louis podszedł do niego, wyciągając przed siebie dłoń. Desmond pocałował czoło swojego syna, nim oddał go alfie.

– Dbaj o niego, synu – rzekł do szatyna.

– O niczym innym nie marzę, tato.

Harry zarumienił się na ten moment i złapał za dłoń szatyna z szerokim uśmiechem na twarzy. To dziś spełnią się jego marzenia.

Ceremonia była przepiękna, Louis nie potrafił oderwać wzroku od swojej omegi nawet na moment. Gdzieś w tle słychać było gaworzenie jednego z ich synów i kwilenie ich malutkiej córeczki, jednak babcie szybko uciszyły swoje wnuczęta, pozwalając swoim synom na odpowiednie przypieczętowanie wszystkiego. Szatyn wgryzł się w szyję Harry'ego, wokół rozległy się brawa.

Brunet uśmiechnął się pod nosem, gdy Louis odsunął się od niego. Pocałowali się pierwszy raz po zawarciu sakramentu małżeństwa i ruszyli w kierunku wyjścia szczęśliwi wiedząc że nic już im nie przeszkodzi w ich szczęściu.

Gdy rodzina złożyła im już gratulacje i dostali prezenty, omega poświęciła chwilę uwagi każdemu ze swoich szczeniąt, po czym wsiedli do auta razem ze świadkami. W drodze do restauracji alfa splótł razem ich palce.

– Lou – zaczął z uśmiechem świeżo upieczony Tomlinson. – Muszę ci o czymś powiedzieć.

– Co się stało skarbie? Coś cię boli? Czy dzieci coś przeskrobały? – spytał zmartwiony, patrząc na swoją śliczna omegę.

– Nic z tych rzeczy – odparł od razu, kręcąc delikatnie głową. – Zbliż się – poprosił, po czym Louis schylił się do niego. – Będziemy mieli szczenię.

– Jesteś w ciąży? – spytał, jakby chcąc się upewnić, że to prawda.

– Tak, Lou... W moim brzuszku znajduje się kolejny maluszek – szepnął, muskając ustami jego ucho.

– O mój boże – szepnął kładąc dłoń na brzuch bruneta. – Nawet, nawet nie wiesz jak się cieszę....

– Ja też – zanucił, łącząc na sekundę ich wargi.

– Co się tam dzieje z tyłu? – zapytał z uśmiechem Zayn, który kierował. Tuż obok niego siedziała Gemma.

– Mamy kolejnego dzidziusia w drodze – uśmiechnął się szeroko szatyn, patrząc na przyjaciela.

– Gratulacje! Kolejny Tomlinson do kolekcji – zawołał entuzjastycznie Malik.

– Tym razem to ja chcę być chrzestną – wtrąciła siostra Harry'ego.

– Zobaczymy – prychnął mulat, spoglądając na nią z uśmiechem na ustach.

– Ty już jesteś chrzestnym naszej małej księżniczki – obruszyła się.

– Co my byśmy zrobili bez naszych przyjaciół – westchnął brunet, opierając głowę na ramieniu swojego męża.

– Nie mam pojęcia kochanie.

***


Po godzinie, gdy już przywitalo parę młodą oraz zjedzono główne dania, ludzie zaczęli się zbierać z powodu pierwszego tańca pary młodej.

Harry był zestresowany, jednak kiedy tylko znalazł się w ramionach Louisa, uśmiech zagościł na jego twarzy. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, a oni zaczęli kołysać się w jej rytm, patrząc w swoje oczy.

– Nie mogę uwierzyć że to się dzieje na prawdę – powiedziała Anne do Jay, które patrzyły na swoje dzieci tańczące na środku sali.

– Ja też – szepnęła wzruszona kobieta, poprawiając w swoich ramionach córeczkę Tomlinsonów, która obserwowała z zainteresowaniem swoich rodziców.

Obok nich stał Zayn, Niall oraz Liam, którzy obejmowali się nawzajem trzymając swoje dziecko na rękach. Małe szczenięta Tomlinsonów były pod opieką ciotek siedzących przy stole.

– Jestem najszczęśliwszym alfą na świecie – wyszeptał Louis, szturchając swoim nosem ten należący do omegi.

– A ja najszczęśliwszą omegą na świecie – zachichotał pod nosem, przymykając oczy z szerokim uśmiechem

– Nie mogę się doczekać tej wieczności– wyznał, kołysząc nimi na boki. – Wieczność razem. Ty, ja i nasze dzieci. Czy to nie brzmi pięknie?

– Przepięknie. Nie mogę uwierzyć, że nam się udało – cmoknął go i obkręcił się wokół swojej osi, chichocząc pod nosem.

Po chwili brunet z powrotem wylądował prosto w ramionach alfy, który przytrzymał go blisko siebie, nie pozwalając upaść.

– Zawsze będę dbał o ciebie i naszą rodzinę – złożył obietnicę, wpatrując się w zielone tęczówki. – Kocham was.

– A my kochamy ciebie – zachichotał cicho, cmokając go w usta zadowolony z siebie.

Koniec.

~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro