Rozdział XXVIII
Ważne info na dole!
~~~
Harry nie mógł uwierzyć, jak wielkim szczęściarzem był. Siedział na łóżku, a przed nim leżała trójka jego skarbów, podczas gdy Louis był w kuchni i przygotowywał śniadanie dla siebie i ukochanego.
– Skarbie? O czym tak rozmyślasz? – uniósł brew starszy, wchodząc z tacką pełna jedzenia.
– Po prostu...jestem naprawdę szczęśliwy – westchnął, dotykając stópek Maddie, która wierzgała nimi wesoło. Louis pokiwał głową, kładąc tace na kolanach swojej omegi i usiadł obok, całując każde ze szczeniąt w nóżki. Były takie rozkoszne.
– Myślisz, że damy sobie radę? To naprawdę ciężkie, tak od razu z czterech maluchów... – wyszeptał, opierając głowę na jego ramieniu.
– Bo jak nie my to kto? – powiedział, obejmując go i całując w głowę z delikatnym uśmiechem.
– Dzisiaj przyjdą moi rodzice i Gemma, a jutro twoi... Och i dzisiaj wieczorem przyjdą Zayn i Niall – przypomniał.
– Wiem – przewiercił oczami zaczynając jeść kanapki własnej roboty. Były nawet dobre jednak on robił je z myślą o młodszym, który kochał te składniki.
– Lou... Pamiętaj, że bardzo cię kocham – wyszeptał Harry, pochylając się w jego stronę i całując jego policzek, po czym chwycił za kanapkę. Szatyn uśmiechnął się jedynie i westchnął tylko zbliżając się do swoich dzieci. Wziął jedne z nich na ręce kładąc wygodnie ich główkę na klatkę i całując w czoło. W brunecie coś drgnęło... Od porodu między nim a Louisem było dość dziwnie, jakby szatyn odrobinkę odsunął się od swojej omegi. W dodatku teraz nie odpowiedział mu na wyznanie miłości, a to nie był pierwszy raz, gdy tak się działo. Czy coś między nimi się zmieniło?
– Zaraz wrócę – szepnął ze ściśniętym gardłem i wstał szybko z łóżka, po czym ruszył do łazienki.
Louis zmarszczył brwi nie wiedząc, o co chodzi omedze. Wzruszył tylko ramionami i ruszył do łóżeczka chcąc je włożyć do kołysek. Brunet usiadł na toalecie, chowając twarz w dłoniach i zaczął cicho płakać. Cholernie się bał, że to wszystko się teraz zepsuje, że straci swojego alfę... Co, jeśli był mu tylko potrzebny do szczeniąt?
Kiedy Louis już położył każde z dzieci przegryzł wargę szykując ich ciuchy by mogli przywitać gości. Oblizał usta przypominając sobie, że to właśnie tu zrobili je. Te trzy istotki, które już leżą w łóżku. Harry przez długi czas jeszcze nie wychodził z łazienki, starając się uspokoić, a potem doprowadzić twarz do porządku, by nie było widać, że płakał.
– Hazz? Wszystko okej? – szepnął szatyn, łapiąc go za biodra gry ten wyszedł z łazienki i cmoknął go w usta z uśmiechem.
– Tak – wyswobodził się z jego uścisku. Nie chciał, by ten dotykał jego ciała, dopóki nie wróci do formy sprzed ciąży... – Idę przygotowywać obiad, pilnuj dzieci.
– Już wstawiłem wszystko - powiedział wydymając usta i podniósł swoją omegą w stylu panny młodej całując ja cała. Była dla niego wszystkim. Jego alfa chciałaby on i dzieci byli z nimi dwadzieścia cztery na dobę.
– Louis, zostaw mnie. Nie zapominaj, że nadal wszystko mnie boli, a ty właśnie mnie ściskasz – wyszeptał, odsuwając się od jego ust. – Postaw mnie.
– Oh... Przepraszam... – szepnął odstawiając swoją omegę i ruszył do kuchni.
Harry westchnął jedynie, po czym poszedł do sypialni, gdzie zmienił trochę odpięta koszulkę na zbyt dużą bluzę, w ogóle nie patrząc na swój brzuch. Potem usiadł przy kołysce ich dzieci i zaczął je obserwować. Były takie piękne...
Idealne połączenie ich dwójki. Harry wiedział, że będą ślicznymi wilczkami.
Zachichotał cicho widząc jak jedno z nich wkłada swoje usta kciuka. To było takie urocze. Nie wiedział jednak, że przed chwilą Louis wszedł do pokoju i patrzył się na nich z szeroki uśmiechem.
– Moje malutkie skarby – wyszeptał, wzdychając cicho. – Nigdy nie będę żałował, że was mam. Nigdy...
Nathan spojrzał na niego swoimi niebieskimi oczkami i zachichotał cicho patrząc na swoją mamusię.
– Mój silny chłopiec, będziesz cudownym alfą jak twój tata – wymamrotał. – Ugh, kocham waszą czwórkę.
– Też was kocham – szepnął mu nagle jego alfa, łapiąc go za biodra i całując w znak przynależność.
– Ugh, długo tu jesteś? – zapytał Harry, starając się uśmiechnąć i niepostrzeżenie zabrać jego dłonie, że swoich bioder.
– Nie, przed chwila przyszedłem, bo nie schodziłeś na dół. Za znałem się martwić. – Odparł cmokając go w usta.
– Mhm, idę sprawdzić co z obiadem – oznajmił cicho, po czym opuścił pomieszczenie.
Louis zmarszczył brwi nie wiedząc, o co chodzi jego Omedze, ale po ten jedynie wzruszył ramionami podchodząc do szafy, by przebrać się w bardziej dostojne cicha. Nie wiedział, dlaczego jego omega stała się taka niedotykalska. Nie wiedział co się stało jednak powiedział jedno. Musi dowiedzieć się co się stało i dlaczego Harry tak się od niego odsuwa.
Harry westchnął, przygotowując wszystko do obiadu, po czym poszedł na górę, słysząc płacz jednego ze swoich skarbów. Maddie płakała ciszej, gdy wszedł do środka (i całe szczęście, bo mogła obudzić przecież swoich braci, a tego by nie chciał).
– Już skarbie cichutko mamusia już jest. By braciszkom jeszcze pospać – wzruszył loczek uspokajając córkę.
Zielonooki przycisnął ja do swojej piersi i dał mały pocałunek w czubek głowy. Zaczął chodzić z nią po pokoju, starając się ją ponownie uśpić, ponieważ ich pora na karmienie była dopiero za godzinę. Nóżki niemowlaka podkurczały się, gdy krzyczała, a jej buźka zrobiła się cała czerwona.
– Shhh, kochanie, nie płacz – prosił na skraju płaczu, kiedy po kilku minutach ona wciąż nie przedstawiała. (sprawdził nawet jej pieluszkę, ale była czysta) – Co ja mam zrobić? – Dziewczynka dalej nie przestała płakać. On już naprawdę nie wiedział co mam zrobić. Zaczął również płakać razem z małą. – Czemu nie mogę być dobrą matką i omegą? – załkał cicho, próbuję uspokoić swoje maleństwo.
– Co się dzieje z Maddie? – zapytał Louis, wchodząc do sypialni po szybkim Prysznicu. – Hej, co się dzieje? Dlaczego ty też płaczesz?
– Bierz ją, bo ja już nie mogę – wymamrotał podając dziecko swojej alfie i uciekł szybko do łazienki.
– Och – sapnął zaskoczony, przyciskając do piersi płaczące niemowlę. Gdy zauważył, że podkurcza nóżki, skojarzyło fakty. Malutka miała po prostu kolkę i potrzebowała herbatki, a potem bliskości swojej mamusi. Musiał się z tym szybko uporać, żeby pozostała dwójka się nie obudziła. Maluchy miały naprawdę dobry sen.
Szatyn wyszedł szybko z pokoiku ruszając na dół, by wstawić wodę na herbatę i po tej czynności ruszał do łazienki, gdzie była jego omega.
– Harry musisz mi pomóc – powiedział szatyn, pukając do drzwi.
– Po co? Jestem beznadziejny, nie potrafię nawet uspokoić własnego dziecka – krzyknął zły na samego siebie, siedząc na toalecie.
– Skarbie ona ma kolkę. Potrzebuję swojej mamusi, by się uspokoić. Pamiętasz? Jak Daisy miała ja? – westchnął jedynie.
– Ale ja nie umiem – obruszył się, podchodząc do drzwi, które otworzył. – Nie wiem co mam robić... Beznadziejną omegą.
– Jesteś najlepszą omegą na świecie – powiedział całując go w czoło i podchodząc z małą. – A teraz weź ją na ręce i idziemy na dół zrobić herbatkę – powiedział, patrząc się na niego.
Harry wtulił w siebie Maddie i udał się z nią do sypialni, gdzie położył się na łóżku, trzymając ją blisko. Zaczął delikatnie masować brzuszek dziewczynki, szepcząc uspokajające słowa, chociaż sam chciał płakać
Po paru chwilach Louis przyszedł z herbatą dla swojej omegi i delikatnym uśmiechem na ustach.
– Widzę, że już powoli lepiej – westchnął widząc, że mała powoli się uspokaja.
– Przestraszyłem się, że zrobiłem coś źle... – wyznał brunet ze spuszczonym wzrokiem. – boję się, że będę złą mamą.
– Jesteś najlepsza omega i najlepszą mamusią dla nich Hazz – przewrócił oczami, siadając obok ich kruszynki i kładąc dłoń na główkę małej.
– Mhm, jasne – westchnął, zamykając swoje powieki. – Myślisz, że już ją nie boli?
– Myślę, że już nie – powiedział, patrząc na córeczkę, która już się uspokoiła.
– Ugh – westchnął Harry, słysząc płacz jednego z chłopców w łóżeczku, a potem także sygnał wiadomości. – To pewnie moja mama, podaj mi telefon, ja spróbuję jej odpisać jedną ręką, a ty zobacz, co u chłopców.
Szatyn pokiwał głową, powoli wstając i ruszył do dzieci podając przy tym telefon loczka. Westchnął cicho biorąc jednego z chłopców i podniósł go całując w główkę.
Harry odczytał wiadomość od mamy, że niedługo będą, jednak nie zdążył jej odpisać. Maddie znów zaczęła skomleć i podkurczać nóżki, a Jacob, który jako jedyny nie dostawał uwagi od rodziców, również zaczął płakać.
– Louis, następnym razem proszę nie używaj na mnie tych silnych plemników – westchnął z uśmiechem Styles. – Nie chce urodzić kolejnej trójki.
~~~
Poszukuję bety, chętne osoby niech piszą mi tutaj! Do każdej się odezwę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro