Rozdział XXVI
~~~
Dzisiejszego dnia Harry bardzo się niecierpliwił. Za godzinę miał przyjść do niego lekarz, by zbadać dzieci w jego brzuchu. O dziwo Lou, który miał być piętnaście minut temu dalej się nie pojawił, co naprawdę stresowało omegę.
Nadszedł ósmy miesiąc ciąży, który był bardzo ciężki dla omeg, dodatku w tak licznej ciąży. Musiał dlatego być w szpitalu do czasu rozwiązania, by lekarze mieli go pod kontrolą. Jego i szczeniaki.
Jak na złość starszy się spóźniał co nie było zabawne. Tęsknił już za nim tak samo, jak jego omega i dzieci. Louis wpadł do sali dziesięć minut później, niosąc w ręce bukiet kwiatów i misia dla swojego narzeczonego. Od razu uśmiechnął się do niego delikatnie i przepraszająco.
- Nic się nie stało. Nie musiałeś przynosić kwiatów - uśmiechnął się szeroko, cmokając go w usta.
- Musiałem, przecież dzisiaj są twoje urodziny, promyczku - wyszeptał przy jego ustach. - Wszystkiego najlepszego, to twój dzień. Szkoda, że spędzimy go w szpitalu.
- O jeju... Faktycznie... - zachichotał, kładąc dłoń na swoich lokach i patrząc z szerokim uśmiechem na niego.
- Jak mogłeś o tym zapomnieć? - roześmiał się, kładąc dłonie na brzuchu swojego ukochanego. - Jak się czujecie?
- Dobrze, choć chwilę się niecierpliwiły - uśmiechnął się, delikatnie odkrywając swój brzuch.
- Moje aniołki - zanucił, pochylając się, by obcałować jego brzuszek.
- Hihi, łaskoczesz - zaśmiał się cicho, patrząc na szatyna przed sobą.
- Będziesz miał dzisiaj jakieś badania? - spytał, wciąż dotykając dłonią napięte skóry. Nagle poczuł kopnięcie, na które się uśmiechnął.
- Tak, będziemy słyszeć ich serduszka - przegryzł wargę z delikatnym uśmiechem.
- Och, to cudownie. Nie mogę się już doczekać - oznajmił szatyn. Wtedy do sali weszła pani doktor, a za nią pielęgniarka wiozła maszynę do USG.
- O wilku mowa - uśmiechnął się loczek, patrząc na starszego.
- Dzień dobry, Harry, jak się dzisiaj czujecie? - zapytała lekarka, siadając na krześle przy łóżku.
- Dobrze, ale bywało lepiej - odparł, wygodnie siadając i układając się, by móc brzuch odsłonić w pełni okazałości.
- Dobrze, wykonamy teraz badanie USG. Tatuś chce zostać? - zwróciła się do Louisa.
Szatyn jedynie pokiwał głową i złapał młodszego za dłoń, by czuć bliskość swojej omegi. Nie spodziewał się takich badań. Był przeszczęśliwy wiedząc, że to jego szczenięta.
Kobieta zaczęła badanie, a po chwili pokazała przyszłym rodzicom maluszki. Po chwili wyjaśniła również, że dzieci układają się powoli w pozycjach, w których szykują się do przyjścia na świat i w końcu włączyła im bicie serduszka maluchów.
- Słysz? To one - zachichotał Louis nie mogąc uwierzyć w to, że już niedługo będzie mógł trzymać swoje szczenięta w ramionach.
- To... - wyszeptał ze łzami w oczach. - Nie mogę uwierzyć, że to bicie serduszek naszych dzieci, Lou... Dziękuję.
- Za co skarbie? - uśmiechnął się szeroko, patrząc na niego całując go w usta.
- Za wszystko, Lou. Za to, że mnie kochasz i dałeś mi to wszystko, co mamy... - załkał wzruszony.
Szatyn zaśmiał się cicho obejmując go ramionami i westchnął tylko gładząc go po włosach.
Kobieta zaczęła czyścić brzuch omegi, nie chcąc dłużej przeszkadzać rodzicom w tej chwili. Opuściła po chwili pomieszczenie, życząc im miłego dnia.
- Skarbie nie płacz - odparł jedynie, odsuwając się i robiąc głupią minę.
Harry zachichotał przez łzy, spuszczając swój wzrok i pociągają nosem. - Głupie hormony - wymamrotał zły na siebie, że był taki emocjonalny właściwie bez powodu.
- Skarbie hej - westchnął Louis, cmokając go w usta by ten nie miał głupich myśli.
- Hej - odszepnął, patrząc prosto w błękitne tęczówki. - Kocham cię.
- Też was kocham - uśmiechnął się szeroko, kładąc dłonie na policzki młodszego.
Harry uniósł głowę, łącząc, że sobą mocno ich usta i złapał za tył szyi szatyna, przyciągają go jeszcze bliżej siebie. Cholernie tęsknił za bliskością swojego alfy.
Louis oblizał usta młodszego, prosząc o dostęp, który od razu dostał. Zamruczał cicho przymykając oczy.
- Alfo - westchnął, przygryzając dolną wargę szatyna. Mocno całował jego wargi, pragnąc więcej i więcej. Poruszał swoimi wargami niechlujnie, a po pomieszczeniu roznosiły się dźwięki mlaskania.
- Dobra koniec, bo zaraz się podniecę - jęknął tylko, odsuwając się od swojej omegi.
- Oops, chyba za późno, tatusiu - wyszeptał, patrząc niewinnie na jego twarz, czując, że jego penis był już w połowie twardy.
- Jesteś bardzo niegrzeczną dziecinką - pokręcił głowa i zjechał dłonią w dół brzucha.
- Nie-e jestem bardzo grzeczny - pokiwał głową. - Taki grzeczny, pełen twoich szczeniąt... Musisz mi sprawić przyjemność, kiedy tego potrzebuje, racja?
- Oj skarbie oczywiście - oblizał usta biegnąc do drzwi i je zamykając na klucz, po czym w szybkim tempie znalazł się obok swojej omegi i odkrył go uśmiechając się szeroko.
- Nie mogę się doczekać, nie dotykałeś mnie już tydzień... Samemu to nie to samo, a ja tak bardzo cię potrzebuje, Lou - westchnął, kładąc się wygodnie na łóżku. - Chodź tu do mnie - poprosił, chcąc jeszcze go pocałować.
- Może najpierw pomogę ci tu na dole co ty na to - zaśmiał się cicho, podwijając dużą koszulkę omegi i zdejmując jego spodenki z bokserkami.
- Och, tak, proszę - pokiwał głową, przymykając swoje powieki. Jego brzuch był już tak duży, że nie był nawet w stanie zobaczył swojego członka, jednak czuł, jak ten opiera się o spod jego brzucha.
- Mmm... Już gotowy dla mnie.
Po posiedzeniu tych słów postawił krzesło, by wygodnie sobie uklęknąć i polizać go po całej długości z cichym mruknięciem.
- Och, kurwa - jęknął cicho, odchylając swoją głowę do tyłu. - L-Lou.
- Moja dziecina - uśmiechnął się szeroko i zaczął ssać swoją omegę w międzyczasie, jeżdżąc ręką po jego jądrach i je ściskając.
- O matko - westchnął, czując cudowna przyjemność. Przez podwyższone libido, odczuwał wszystko jeszcze intensywniej.
- Jak będziesz mógł wrócić do naszego seksu przez tydzień cię nie wypuszczę - wymruczał wkładając w usta coraz więcej męskości młodszego.
- N-nie mogę się już doczekać, ugh - zacisnął pięści na prześcieradle, gryząc wnętrze policzka, aby stłumić jęki, które chciały opuszczać jego gardło.
Louis z szerokim uśmiechem zaczął wykonywać dobrze znane mu ruchy patrząc się na swoją omegę, która wyglądała tak pięknie.
- J-jestem już blisko, Alfo. Szybciej, proszę - wyjęczał najciszej jak potrafił. - Z-zaraz...
- Tak szybko? - szepnął jednak nie zaprzestał ruchów o włożył do tego jeden palec w młodszego odrazy nim poruszając.
- T-to ta ciąża - sapnął. - Cholera, ale mogę jeszcze chwilę wytrzymać, dla ciebie, tatusiu - obiecał, unosząc lekko swoje biodra i rozszerzając swoje nogi.
Louis pokiwał głową, dodając drugiego palca i przyśpieszając swoje ruchy głowy oraz nadgarstka.
- Nie dam rady dłużej - pokręcił głową, a gdy ten natrafił na jego punkcik, zaczął dochodzić białymi smugami na swoją skórę, brudząc przy tym rękę narzeczonego. - L-Louis - zduszony jęk wyrwał się z jego ust.
- Mój piękny omega - oblizał usta, patrząc się z szerokim uśmiechem na niego.
- Ugh, nie mam na nic siły westchnął, opadają ciężko na poduszki. Jego skóra wciąż była brudna i miał nadzieję, że Louis teraz się nim zajmie, aby go oczyścić i ubrać.
Szatyn pokiwał głową, biorąc chusteczki i wycierając wszystko nimi. Wziął z torby ciuchy na przebranie, by pomóc chłopakowi przebrać się.
Gdy Louis przykrył już ciało uśmiechnięte omegi, ta przyciągnęła go do mocnego pocałunku, kładąc dłonie na jego policzkach. I wtedy przerwało im pukanie do drzwi.
- To moja mama - wyszeptał przy jego wargach.
- Otwórz - uśmiechnął się szeroko, na co Louis kiwnął głową, ruszając do wyjścia.
- Dzień dobry - do pomieszczenia weszły Anne i Jay, niosąc w rękach tort i prezenty.
Loczek zarumienił się jedynie patrząc z wdzięcznością na swoją matkę oraz przyszła teściowa.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - powiedziała Anne, siadając na brzegu łóżka i dając synowi pocałunek w czoło. Jay spojrzała znacząco na chusteczki, które leżały na stoliku oraz bokserki Harry'ego, które znajdowały się na podłodze i odchrząknęła.
- Już zabieram - przegryzł wargę Louis, uśmiechając się szeroko i sprzątając po nich.
- Louis... - Harry oburzył się, robiąc cały czerwony na twarzy. Wtedy podeszła również do niego teściowa, aby złożyć mu życzenia i zapytać o jego samopoczucie.
Harry opowiadał im wszystko, co siedział na temat swoich małych dziecinek, o ich płci oraz najbliższych terminie porodu.
Louis natomiast usiadł obok i słuchał tego, trzymając za dłoń ukochanego. Od czasu do czasu wtrącił coś od siebie, a na jego twarzy gościł ogromny dumny uśmiech.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro