Rozdział XXV
~~~
Nadszedł trzydziesty pierwszy grudnia, ostatni dzień roku. Louis i Harry postanowili spędzić go z Zaynem oraz Niallem, którzy z przyjemnością zgodzili się na spędzenie razem tego czasu.
Alfy pojechały do sklepu po potrzebne zakupy, a omegi zostały w domu przygotowując wszystko na wieczór. Brakowało im wspólnego spędzania czasu co było ich głównym tematem.
– Kurwa – Harry nagle usiadł czując kopnięcie. – Te dzieciaki są takie ruchliwe – wymamrotał.
– To boli? – spytała się omega, kucając przy przyjacielu. Musiał wiedzieć, na co się szykował.
– Czasem, gdy któreś trafi w jakieś czułe miejsce, to boli kurewsko – uśmiechnął się, kładąc dłoń przyjaciela w miejscu, gdzie teraz kopało jedno ze szczeniąt. – Ale tak poza tym to super uczucie.
– Boje się, że spanikuje, gdy to się stanie – zachichotał cicho, czekając na ruch szczenięcia bruneta i kładąc drugą dłoń na swój brzuchu.
– Hmmm? – spojrzał zaskoczony na dłoń przyjaciela i wtedy dotarło do niego, że ten zapach to nie tylko jego... – Niall, o matko. Jesteś w ciąży?
– Tak – uśmiechnął się szeroko, patrząc na przyjaciela z szerokim uśmiechem na ustach.
– Nialler, o mój... Gratuluję, kochanie – przyciągnął go do mocnego uścisku. – Jestem taki szczęśliwy, że w końcu się wam udało.
– Tak, ja też – uśmiechnął się, wzdychając cicho.
– Zayn pewnie oszalał z radości, co nie? – ucałował jego policzek z podekscytowaniem.
– Bardzo – odparł tylko, powoli podnosząc się i ruszył do kuchni zobaczyć czy mięso się upiekło.
Harry oparł się o oparcie kanapy i zaczął masować swój brzuszek, ponieważ dzieciaki tego dnia były naprawdę niespokojne.
– Zaraz wasz tatuś przyjedzie, uspokójcie się – jęknął cicho, głaszcząc się po brzuchu nie wiedząc co zrobić z nimi.
Jak na zawołanie drzwi do mieszkania otworzyły się, a do środka weszły dwie alfy. Szatyn od razu odłożył reklamówki, zdjął kurtkę oraz buty i ruszył do swojego ukochanego.
– Jak się mają moje skarby?
– Kopią – jęknął cicho, odkrywając ciężarny brzuch i wystawiając rękę do szatyna by ten szybko znalazł się obok niego.
– Hej, maluszki, tatuś jest już tutaj – wyszeptał, siadając obok. Złożył małe pocałunki na brzuszku, układając na nim swoje dłonie.
– Nareszcie – odetchnął z ulgą przymykając oczy, gdy poczuł, że dzieci zaczęły się powoli uspokajać.
– Moje skarby – uśmiechnął się, całując szyję, ukochanego. – Kupiłem picollo dla ciebie i Nialla.
Po czym wstał szybko z kanapy ruszając po zakupy leżące w wejściu i zaniósł je do kuchni.
– A jak się ma moja cudowna omega? – zapytał Zayn, obejmując w pasie Nialla, który wyjadał ciasteczka.
– Dobrze, choć mam zawroty głowy – westchnął cicho, przytulając się do niego.
– Więc lepiej usiądź, kochanie. I nie jedz już tych ciasteczek, tylko odpocznij – pocałował jego policzek, kołysząc delikatnie ich ciałami. Jednak Niall ani drgnąć, wciąż wtulając się w swojego alfę.
– Tęsknię za nim Zee – szepnął młodszy, obejmując go mocniej i westchnął.
– Och, skarbie – westchnął, pocierając jego plecy. – On kiedyś wróci, zobaczysz...
– Mam nadzieję – wymamrotał, przymykając oczy. Jego omega tak bardzo płakała za swoim alfa
– Na razie jestem tutaj ja, tak? Ja i nasze szczenię, nie myśl o Liamie... – westchnął cicho.
– Ciężko mi Zee – szepnął, przymykając oczy ze smutkiem na ustach.
– Mi też, ale dzisiaj... Dzisiaj jest sylwester. Poza tym dobrze wiesz, co jeszcze dzisiaj ma się wydarzyć, Nini. Uśmiechniesz się dla mnie? – odsunął się i pocałował jego czoło.
– Uśmiechnę – zachichotał tylko, a kąciki jego ust poszły do góry, gdy patrzał się na swojego alfę, który nigdy go nie załatwił w potrzebie.
Godzinę później wszyscy siedzieli już w salonie, a na stoliku poustawiane były przekąski oraz napoje. W telewizji leciał muzyczny kanał, a oni siedzieli i rozmawiali na różne tematy, dobrze się bawiąc.
Nikt z nich nie wchodził na żaden sposób w tematy, które mogły kogoś urazić czy zasmucić. Bardziej próbowali się cieszyć swoim towarzystwem i dobrze się bawic
Louis przez cały wieczór denerwował się, jednak starał się tego nie pokazywać, aby nie martwić ukochanego. Miał tylko nadzieję, z czas do północy minie im naprawdę szybko.
W pewnym momencie Zayn zaproponował spacer, by przewietrzyć się co nieco, na co każdy z nich się zgodził. Dlatego po chwili każdy z nich był ubrany i gotowy na spacer
Louis, aby mieć pewność, że z Harrym i jego szczeniaczkami wszystko okej, cały czas trzymał go blisko, obejmując w pasie. Było blisko dwunastej, dlatego postanowili iść na rynek, gdzie miało być uroczyste powitanie nowego roku. To właśnie tak Louis chciał zrobić wielki krok.
– Wiesz? To chyba pierwszy sylwester razem - krzyknął do niego młodszy, całując go w wargi z szerokim uśmiechem na ustach. Co roku Louis spędzał czas na imprezach.
– Może i pierwszy, skarbie, jednak mam nadzieję, że nie ostatni – zaczął z uśmiechem, chwyciwszy za jego dłonie. – Spójrz, za rok o tej porze będziemy mieli już prawie roczne szczeniaczki. Dlatego chcę, a raczej chciałbym... – przygryzł wargę, wyciągając z kieszeni spodni sygnet z róża. – Harry, będziemy niedługo rodzicami, a dzieci powinny mieć zagwarantowana pełną rodzinę i szczęście. Ogromnie cię kocham, jesteś moją luną i dlatego chciałbym, żebyś zgodził się spędzić ze mną resztę życia. Harry, czy wyjdziesz za mnie? – spojrzał w jego oczy, wciąż stojąc tuż przed nim. Nie chciał klęknąć, by nie robić niepotrzebnego show.
– Cz-czekaj... Czy ty mi się oświadczasz? – wyjąkał omega, patrząc się na starszego. Nie mógł uwierzyć w te słowa, które usłyszał od swojej alfy. Dobra wiedział, że kiedy to nadejdzie, ale nie sądził, że tak w szybkim czasie
– Um, tak... – wymamrotał, a cała pewność siebie z niego uciekła. – Ale jeśli to za szybko, to...
– Boże, oczywiście, że tak! – krzyknął, rzucając się na niego ze łzami w oczach.
– Ostrożnie – wyszeptał do jego ucha, obejmując go stabilnie, wciąż uważając na brzuszek. Był taki szczęśliwy, że jego ukochany się zgodził! – Dziękuję, kochanie – powiedział głośno do jego ucha, ponieważ właśnie wystrzeliły fajerwerki. - Szczęśliwego nowego roku.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro