Rozdział XXIII
~~~
Louis usiadł na kanapie wśród rodziców, informując ich o tym, że Harry poszedł odpocząć, po czym uśmiechnął się do wszystkich. Jednak oni patrzyli na niego dziwnie.
– Chcemy porozmawiać.
– O czym? – zapytał zdziwiony.
– Masz już jakieś plany? Wiesz na przyszłość. Będziecie mieli w końcu trójkę dzieci – powiedziała Jay, patrząc się na swojego syna z delikatnym uśmiechem.
– Nooo, na pewno chcę wziąć z Harrym ślub jeszcze przed porodem i zamieszkać z nim w naszym mieszkaniu. Musimy urządzić pokoje, kiedy poznamy płcie i... Harry będzie uczył się przez internet, no a ja przejmę firmę taty – wyjaśnił.
Dwie omegi spojrzał na siebie, uśmiechając się szeroko i pokiwały głową, ciesząc się z tego, że Louis ma już plan na swoją przyszłość.
– Dobry pomysł na życie Louis – powiedział Robin, podchodząc do alfy i poklepał go po plecach.
– Tak są świetne – zgodziła się Jay. – Może zrobimy obiad Anne? Louis niech idzie teraz trochę do Harry'ego, a my przygotujemy coś dobrego.
– Dobry pomysł.
Louis zaśmiał się cicho całując każda z kobiet po kolei i ruszył szybkim krokiem do swojej omegi szczęśliwy.
***
Louis uwielbiał grudzień, wtedy odbywały się jego urodziny, były święta... W tym roku miały być jeszcze wyjątkowe niż zawsze. Wszyscy mieli zgromadzić się w ich mieszkaniu, no i w brzuchu jego omegi znajdowało się jego duże i silne szczenięta.
– Louis! Przynieś mi moje spodnie z szafy! – krzyknęła omega, wychodząc spod prysznica.
Louis uśmiechnięty podszedł do szafy, z której wyjął wygodne spodnie, w których jego ukochany uwielbiał siedząc czas w domu. Do tego zabrał skarpetki, bo wiedział ze Harry ich nie zabrał, by chodzić po domu na boso.
– Louis do cholery twoje dzieci naprawdę są wredne – jęknął młodszy, patrząc na swój ciężarny brzuch i zerkając na szatyna idącego w jego stronę.
– Dlaczego tak twierdzisz, pączusiu? – podszedł do niego i objął go, kładąc dłonie na brzuchu. – To najukochańsze szczenięta na świecie.
– Strasznie się wiercą – westchnął cicho, przymykając oczy na dotyk starszego.
– Są ruchliwe, jak ich mamusia – ucałował jego znak przynależności. – Teraz się ogarniaj, bo musimy jechać na zakupy świąteczne.
– No dobrze, ale jedz ostrożnie – westchnął cicho, patrząc na niego z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Z wami zawsze jadę ostrożnie. Będę czekał w samochodzie, tak?
– Dobrze – powiedział i cmoknął swojego mężczyznę w usta, po czym wziął w dłoń spodnie i zaczął je nakładać na siebie.
Louis zabrał wszystko, co było potrzebne im na zakupy, ubrał się ciepło, po czym zszedł na dół i wsiadł do auta.
– To gdzie jedziemy kochanie? – spytał, obejmując swoją dłonią młodszego.
– Musimy jechać do cukierni, mięsnego i do marketu, a potem jeszcze po choinkę – wymienił z uśmiechem, głaszcząc brzuszek.
– Eh, dużo chodzenia. Dobrze, że prezenty już kupiliśmy – odparł, kładąc swoją rękę na dłoń młodszego.
– To ja powinienem narzekać na chodzenie – uniósł brew. – Wiec się zamknij i jedźmy już.
– Dobrze już dobrze – zaśmiał się starszy, odpalając samochód i ruszył do centrum handlowe.
Zakupy okazały się okropnie męczące dla omegi, która zaczęła marudzić po wyjściu z marketu, że wszystko ją boli. Niestety, takie były już uroki ciąży.
– Skarbie jeszcze tu i już wracamy – westchnął Louis, patrząc się na swojego omegę. Nie chciał by ten cierpiał jednak nie było innego wyjścia.
– Proszę, wybierzmy tę choinkę jak najszybciej, skarbie – wymamrotał, masując swój brzuszek.
– Już skarbie, już – powiedział szatyn, wybierając szybko drzewko i zamówił ja wraz z dostawą do mieszkania.
– Czy teraz możemy już wracać, proszę? – oparł się o niego ze zmęczeniem. – Chcę odpocząć. Trójeczka daje nieźle popalić.
– Dobrze. Zrobię ci masaż stópek oraz dam twoje ulubione lody by było im jak najlepiej – pocałował go w usta i ruszył w kierunku samochodu.
– Nie mogę się po prostu doczekać. Moja idealna alfa – zamruczał, ruszając za nim z małym uśmiechem.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro