Rozdział XVII
~~~
Następnego dnia, rano Harry zerwał się z łóżka, mając dziwny sen. Nie pamiętał go, jednak od razu jęknął, czując śluz wydobywający się z jego tyłka.
Zrobiło mu się cholernie gorąco. Podniósł się i usiadł na pośladkach Louisa, który spał na brzuchu, po czym zaczął się o niego ocierać swoim twardym penisem, jęcząc do jego ucha.
– Hm... Harry? – odparł Louis, spoglądając na loczka przez ramię. – Cholera.
– Tatusiu, alfo, pomóż mi – wyszeptał do jego ucha, nie przestając pchać swoimi biodrami. – Proszę, wypełnij mnie.
– Już – powiedział, czując jak jego alfa budzi się do życia. W szybkim tempie zamienił ich pozycję i wpił się w usta młodszego, zdejmując jedną dłonią swoje bokserki.
Harry od razu zaczął odwzajemniać pocałunki, oplatając jego szyję ramionami, unosząc biodra, by ocierać się o jego penisa. Potrzebował jego dotyku teraz. Natychmiast.
– Moja omega – mruknął cicho szatyn, schodząc pocałunkami na szyje młodszego, a jego dłoń powędrowała w czuły punkt. Louis aż jęknął na uczucie śluzu na swoich palcach.
– Proszę alfo– zaskomlał, nasuwając się samemu na jego palec. – Potrzebuje cię. Alfo...
– Skarbie muszę cię rozciągnąć – westchnął w jego szyję, wkładając od razu dwa palce w młodszego.
– Zrób to, szybko. Tak bardzo cię kocham – dotknął jego policzka, całując z potrzebą jego wargi.
Louis szybko odsunął się od omegi, schodząc w dół i przyśpieszając swoje ruchy. Musiał wiedzieć, że jego omega będzie miała niesamowitą pierwszą gorączkę z alfa.
Harry wplótł dolinie we włosy niebieskookiego i rozszerzył bardziej nogi, gdy alfa wzięła do ust jego członka, dając mu dodatkową przyjemność.
Kiedy omega była już stuprocentowo gotowa, Louis podniósł się, kładąc nogi loczka na swoje barki, nakierowując się na jego wejście.
– Zaczynamy. – Warknął, wchodząc w niego powoli, kiedy zanurzył się od razu, jęknął głośno, czując ciasnotę swojego partnera.
– Louis, och kurwa – zamruczał głośno, odchylając głowę do tyłu. – Tatusiu, porusz się.
Alfa zawarczała głośno, wychodząc z loczka i szybko w niego, wchodząc aż do samego końca, przez co loczek głośno krzyknął z zadowolenia.
Ta runda nie zapowiadała się na długą. Louis poruszał się szybko w swojej omedze, dając jej przyjemność, a w jego głowie wciąż była myśl o szczeniaku. Chciał go tak bardzo, jego alfa świrowała wewnątrz, nakłaniając go do zapłodnienia omegi.
Harry jęczał głośno, łapiąc się dłońmi o poręcz łóżka, próbując się za bardzo nie ruszać, by szatyn mógł spokojnie trafiać w jego czuły punkt. Omega wręcz wariowała czując wypełnienie.
Kiedy alfa wyczuł, że oboje są blisko, pochylił się bardziej i splótł razem ich dłonie, patrząc w zielone oczy.
– Gotowy? – zapytał swoją omegą z uśmiechem, przerywając na chwilę ruchy bioder.
Harry pokiwał szybko głową, kładąc ręce na pośladki szatyna i pchał je jeszcze bardziej, chcąc przyjąć jak najwięcej szatyna w sobie.
– Moja piękna omega – wyszeptał, po czym pchnął mocno ostatni raz, wgryzając się w jego szyję.
Na ten ruch Harry wraz z Louisem doszli szybko, jęcząc przy tym. Omega jęczał głośno, odchylając głowę do tyłu przez emocję, jakie mu towarzyszyły, a szatyn warknął, knotując przy tym swojego partnera.
Jego penis zaczął, puchnąc we wnętrzu omegi, wypełniając jego dziurkę, a ten polizał znak przynależności łącząc razem ich wargi.
– Mój – warknął w jego usta.
– Twój – sapnął cicho, przymykając oczy z chwilowego zaspokojenie swojej potrzeby przez swojego partnera na całe życie.
*
– Zee, możemy zamówić pizze? – poprosił Niall, siedząc na kolanach swojej alfy. Tego dnia Liam musiał jechać ze swoją mamą do lekarza, ponieważ kobieta nie miała auta wiec ta dwójka spędzała czas sama.
– Dobrze – pokręcił głową, wybierając aplikację, gdzie zamówili szybko pizzę, która miała być za pół godziny.
– Jak myślisz, o której wróci Liam? – poprawił się na jego kolanach, opierając głowę o jego pierś.
– Pewnie wieczorem – westchnął cicho, kładąc dłonie na brzuch omegi i uśmiechnął się delikatnie ciesząc się chwilą.
– Zee, chce z tobą porozmawiać, skoro jesteśmy sami – westchnął Horan, patrząc w jego oczy.
– Co się stało? – spytał zdziwiony mulat, wzdychając cicho i złapał kontakt wzrokowy z młodszym.
– Widzę, że dręczy cię to, że Liam czuje bardziej więź z ciąża - wyszeptał smutno. – Ale nie przejmuj się tym, tak? Kocham was po równo i ty też będziesz miał swoją kolej...
– Ale ja się nie przejmuje – zmarszczył brwi, patrząc na omegę przed nim. Nie wiedział, o co mu chodziło.
– Zee, przecież widzę, jak dziwnie się zachowujesz. Jakbyś nie cieszył się, że będziemy mieli szczenię – wyszeptał, podnosząc się, by złapać za jego policzki. – Powiedz mi prawdę.
– Mam dziwne przeczucia. Boje się o was – powiedział, wzdychając cicho.
– Nie martw się, Zuzu – pocałował jego wargi, uśmiechając się słodko. – Kocham cię.
– Ja was też – westchnął tylko, obejmując i uśmiechnął się delikatnie, by ten przestał się zadręczać.
Kiedy zadzwonił dzwonek, Niall podekscytowany zszedł na dół, by odebrać zamówienia pizze. Gdy zapłacił dostawcy, odwrócił się i otworzył karton. Zaciągnął się piękny zapachem, stawiając pierwsze kroki na stopnie. Nagle poślizgnął się i upadł, wyrzucając z ręki pizze. Upadł z krzykiem, uderzając brzuchem o schody.
– Niall?! – krzyknął Zayn, wybiegając z pokoju i zamierając widząc co się stało. – Skarbie! – dodał, biegnąc do swojego ukochanego. Jednak kiedy go podniósł blondyn zemdlał, a na spodniach pojawiła się czerwona plama, jakby z krwi.
Zayn w panice założył na nogi swoje klapki, w których chodził po domu i zabrał kluczyk do auta z haczyka. Musiał jak najszybciej jechać do szpitala, bo coś mogło stać się z jego maleństwami. Ze łzami w oczach ułożył omegę na tylnych siedzeniach i pocałował jego czoło.
Nie poinformował szatyna o stanie ich omegi, bo na razie sam nie wiedział co się dzieje. Jednak wiedział jedno krew z tego miejsca to jest nic dobrego.
Kiedy dojechali na miejsce, wziął go znowu na ręce i zaniósł do szpitala.
– Pomórzcie mi, moja omega jest w ciąży – zawołał przy recepcji, patrząc z przerażeniem na dwie kobiety. – On może stracić szczenię.
Kobieta pokiwała głową, szybko dzwoniąc po lekarza. Wiedziała, że gdy omega straci szczenię to nie będzie mogła żyć z tą świadomością.
Gdy zabrali Nialla na oddział dla ciężarnych omeg, Zayn udał się za nimi jednak musiał zostać przed salą dlatego usiadł na krzesełku chowając twarz w dłoniach.
Cholera, wiedział, że coś się stanie. Był tego świadom. Zawsze, gdy zaczynam być pięknie wszystko idzie się jebać.
Po jego policzkach spłynęły łzy. Nie chciał tracić szczenięcia, Niall przecież się załamie. A co na to powie Liam? On też bardzo chciał dziecka.
Jeżeli teraz się dowie, to nie wróci cały do domu, dlatego Malik postanowił nic nie mówić nikomu. Westchnął cicho próbując się uspokoić. Musiał być silny.
– Pan jest alfą? – zapytał lekarz, wychodząc po godzinie z sali Nialla. Malik przygryzł wargę
– T-tak, co z nimi? – odparł, patrząc na mężczyznę przed nim. Musiał wiedzieć co się stało i czy nic Niallu i dzięki nie jest.
– Bardzo mi przykro, szczenięcia nie udało się uratować – powiedział cicho. – Będziemy musieli wydalić go z organizmu omegi. Niall już się wybudził, może pan do niego iść.
Zayn szybko ruszył do swojej omegi czując w środku pustkę. Jeżeli on poczuł smutek nie tylko sam, jak i Niala to, co będzie jak Liam poczuję ich dwójkę.
– Kochanie – wyszeptał Malik, siadając na brzegu łóżka. Chwycił za dłoń swojej omegi. Niall tylko patrzył na ścianę ze łzami na policzkach.
– Straciłem je – szepnął, jedynie nie mówiąc niczego więcej. Nie dał rady wysłowić. Jego małe dziecko... – Zabiłem je – dodał ciszej spuszczając głowę w dół.
– Ni, shhh. To nie twoja wina – westchnął, przytulając go ostrożnie. – Nie obwiniaj się, aniołku. Widocznie tak miało być – dodał, a w jego oczach pojawiły się łzy.
– Jestem mordercą – powiedział, wyrywając się z uścisku. – Nie mogę być waszą omegą – odparł patrząc na Malika ze złością.
– Przestań, Niall. Jesteś najlepszą omegą, kochanie... Nie mów tak, kochamy cię, okej? Jesteś cudowny, proszę – wyszeptał, wypuszczając uspkojającą aurę. – Kocham cię.
– Liam... On na razie nie może wiedzieć. Musi wrócić d-dopiero mu powiemy – szepnął cicho patrząc na swoja alfę. Tak bardzo było mu przykro z powodu utraty ciąży.
– W porządku, kochanie. Cokolwiek zechcesz, tak? Nie denerwuj się teraz. Potrzebujesz czegoś? – dotknął jego policzków i starł z nich łzy.
– Ciuchów, zostanę tu do poniedziałku – wymamrotał po nosem i położył się na łóżku, łapiąc za brzuch.
– Oczywiście wszystko przywiozę. A teraz potrzebujesz, żebym był obok czy chcesz zostać sam?
Blondyn pokiwał głową patrząc na drzwi dając tym samym do zrozumienia, że chce być sam.
– Dobrze, więc pójdę... – szepnął. Chciał pocałować go na pożegnanie, jednak nie wiedział, czy Niall tego chciał. – Wrócę wieczorem z twoimi rzeczami.
~~~
Oops
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro