Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV


~~~


Liam i Zayn wrócili ze swojego rocznicowego weekendu. Nie kontaktowali się z Niallem od jakiegoś czasu, chcąc dać mu jeszcze odetchnąć. Mieli w zamiarze przejść się do niego z kilkoma zamówionymi rzeczami z McDonald's, które były jego ulubionymi. Kiedy czekali na swoje zamówienie, zauważyli, że do środka wchodzi Niall. Ich omega, w dodatku w obecności jakiegoś alfy.

Nagle omega zaczęła się śmiać wniebogłosy, idąc do stolika, kręcąc głową w rozbawieniu i usiadł przy stoliku, poprawiając swoją bluzę.

– Zayn, widzisz naszego Nialla? – mruknął Liam, zaciskając szczękę. – Ta alfa dotyka jego twarzy – warknął.

– Spokojnie, może to jego rodzina? – uspokoił go Zayn, trzymając jego dłoń. – Chodźmy po prostu to sprawdzić.

Liam pokiwał głową, łącząc ich dłonie i ruszył pewnym siebie krokiem w kieruneku ich omegi. Nie podobało mu się, że ktoś dotyka nie swojego partnera bez pozwolenia

– Cześć – zaczął obojętnie Liam, starając się ukryć złość jego alfy. – Dobrze, że cię widzimy, kochanie.

– Hej, Nini – przywitał się jak zwykle pogodnie Zayn.
– O, Ziam, hej – powiedział cicho, patrząc na dwie alfy. Nie spodziewał się, że ich tu spotka. Myślał że jeszcze nie wrócili.

– Wyglądasz na zaskoczonego. Przeszkodziliśmy wam w czymś? – prawie wywarczał Payne. Druga alfa uszczypnęła go. – Kim jest ta nieznajoma alfa, która dotyka twojej twarzy bez naszej wiedzy i pozwolenia?

– Chłopaki ogaranijcie się – zaśmiał się blondyn. – To jest Shawn. Nowa alfa w naszej szkole i naszym stadzie – uśmiechnął się delikatnie do nowego przyjaciela

– Co? Mamy się ogarnąć? Niall, właśnie dotykał twojej twarzy – mruknął Liam, zbliżając się do Shawna. – Podrywasz go? Lepiej tego nie rób, to nasza omega.

– Lee, spokojnie – Zayn pociągnął go do tyłu.

– Liam! Shawn ma omegę, z którą jest połączony! Nie ma jej tu bo jest w szpitalu że szczeniakami! Jak możesz! – oburzył się Horan podnosząc się z krzesła i patrząc na swoje alfy, które już go denerwowały

– Och – Liam uspokoił się. – Idę do łazienki – mruknął i wyswobodził sie z uścisku Zayna. Gdy odszedł, mulat usiadł obok swojej omegi.

– Przepraszam za niego, Ni. Jest zazdrosny – westchnął, całując niepewnie jego policzek.

– Nie możecie ciągle być zazdrośni. – przewrócił oczami, wyjmując swoje gumy do żucia. Coś czuł że niedługo będzie się całować.

– Przepraszam, ale wiesz, to Liam – westchnął. – Potrzebuje teraz chwili na odsapnięcie. Nie bądź zły – zanucił, robiąc z ust dzióbek.

– Idę z nim porozmawiać. Shawn zamów coś, a ty odbierz wasze zamówienie – powiedział blondyn, podnoszac się i ruszył do toalety, gdzie była jego alfa.

Liam siedział na parapecie, paląc papierosa. Był strasznie zdenerwowany ostatnimi czasy, zdarzało mu się mieć ataki złości i bał się że zrobi coś swojej omedze, ale również Zaynowi.

– Liam? – spytał, młodszy wchodząc powoli do toalety i zaczynając machać dłonią przed twarzą przez dym w pomieszczeniu

– Och, Niall – westchnął, gasząc papierosa. – Dlaczego tu przyszedłeś?

– Jesteś moją alfą. Czuję, że coś jest nie tak – westchnął cicho, podchodząc do starszego i łapiąc go za ramiona ze zmartwieniem

– Wszystko w porządku, Niall. Przepraszam za mój wybuch – westchnął, opierając swoje czoło o jego tors. – Przytulisz mnie?

Niall przytulił się do swojej alfy, przymykając oczy z szerokim uśmiechem. Miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Liam zaczął błądzić dłonią po brzuchu Nialla, warcząc cicho. Chciał żeby ten brzuch był pełen szczeniąt. Jego szczeniąt.

Blondyn zaśmiał się cicho patrząc na poczynania Liama. Nie wiedział co się dzieje z jego alfą. Ciągle wybucha, jakby dostał okresu...

– Moje – pociągnął go bliżej siebie, wytwarzając zapach, który miał go oznaczyć. – Tylko ty i moje szczeniaki. Ty pełen moich szczeniąt – warczał w jego szyję. – Mój.

– Twój, twój – westchnął tylko, rozumując jego alfę. Miał już dwadzieścia lat, a alfy po ukończeniu tego wieku chcą się rozmnażać, by na starość posiadać liczne potomstwo.

– Nikomu nie pozwolę ciebie wypełnić. Tylko ja mogę cię wypełnić szczeniakami – podniósł koszulkę i zaczął całować jego brzuch. Nie wiedział czemu czuł takie przyciąganie do jego brzucha. Po prostu tak czuł. – Nawet Zayn – wyszeptał.

– Ale ja uwielbiam mieć waszą dwójkę w sobie – zaśmiał się młodszy, kładąc dłoń na głowie starszego i zaczął ją głaskać uśmiechając się pod nosem

– Ale szczeniaki mają być moje. MOJE – podniósł głowę i pocałował go zachłannie. Objął go, chwytając za pośladki i westchnął, całując mocno.

Niall jęknął w jego usta, oddając się chwili, zapominając o każdym problemie. On był omegą która musi uspokoić swoją alfę. Nikt tego nie zrobi lepiej.

– Niall, chcę mieć ciebie w ciąży – wyszeptał w jego wargi. – Chcę mieć szczeniaczka, proszę. Będzie piękny jak jego mamusia.

***

Harry'ego obudziło czyjeś mruknięcie obok ucha, przez które dostał gęsiej skórki. Otworzył oczy spoglądając przed siebie i rozumując już co się dzieje. Po wczorajszej randce zasnęli w swoich ramionach.

– Dzień dobry, skarbie – szepnął Louis, wtulając się bardziej w ciało swojego chłopaka. – Mam nadzieję, że dobrze ci się spało i zrobisz dla nas pyszne śniadanko.

Loczek zachichotał tylko, odwracając się w kierunku alfy i spojrzał w jego oczy, pokazując swoje szczęście.

– Oczywiście Boo – uśmiechnął się szeroko, przez co w jego policzkach ukazały się dołeczki.

– Więc biegnij do kuchni, skarbie, a ja pójdę na moment do łazienki – zagryzł wargę, układając nogi tak, by Harry nie czuł na nodze jego erekcji. Cmoknął go szybko w usta z uśmiechem.

– Dobra – puścił mu oczko, ubierając koszulkę chłopaka, po czym ruszył do kuchni zrobić wyśmienite śniadanie dla swojej przyszłej alfy.

Louis poszedł do łazienki, gdzie pozbył się swojej erekcji, próbując być naprawdę cicho, bo omega była zaledwie za ścianą. Jego wilk wariował, kiedy młodszy był tak blisko, jednak obiecał mu i dotrzyma obietnicy.

W międzyczasie loczek zaczął przyrządzać ciasto na naleśniki. Zauważając Nutellę w szafce nie mógł się od tego powstrzymać. Kiedy Louis już umył ręce i zęby, poszedł do kuchni gdzie czekały gotowe naleśniki z nutellą. Zamruczał, całując szyję swojego chłopaka w ramach wdzięczności.

– Mmm, pachnie cudownie, prawie tak cudownie jak ty – westchnął przy jego uchu, skubiąc je delikatnie.

Harry zachichotał tylko, odchylając swoją szyję i wlewając kolejna porcję na patelnie. Wiedział, że szatynowi ten pomysł na śniadanie się spodoba. Przecież znali się od małego.

– Kochanie, chciałbyś zostać dzisiaj na spotkaniu z radą watahy? Chciałbym im przedstawić przyszła lunę stada – oznajmił, jedząc pyszne śniadanie.

– Mogę zostać – westchnął, podrzucając naleśnik do góry i obracając go tym sposobem. Wiedział, że to nastąpi prędzej czy później.

– Ale nie musisz się stresować, jasne? Oni nie mają prawa cię oceniać ani nic z tych rzeczy. Poza tym, jesteś niesamowity i na pewno cię polubią.

Loczek jedynie pokiwał głową. Przez ten czas nastawiał się na służbę jako beta. Dzięki temu opanował całe regulaminy na pamięć. Wiedział, że teraz to się przyda i dziękował sobie w duchu, że je zna.

– Jak bardzo lubisz dzieci, promyczku? – zapytał w pewnej chwili alfa, uśmiechając się pod nosem na myśl o Harry'm z ich szczeniętami.

– Uwielbiam – zaśmiał się cicho, patrząc na niego. Pewnie zaraz wybiegnie cała zgraja młodszego rodzeństwa alfy.

– Wiesz, że jako luna stada będziesz zajmował się prawami omeg i szczeniąt? – dopytywał, szturchajac go stopą w kolano. – A potem będziesz zajmował się też naszymi szczeniętami.

– Louis – powiedział, czerwieniąc się od stóp do głowy. Nie myślał jeszcze o szczeniakach, a co dopiero o swoich.

– No co, nigdy nie wyobrażałeś sobie, jak cię knotuje, a potem wypełniam cię szczenięciem – droczył się. – Nigdy nie widziałeś siebie z brzuszkiem, a potem rodzącego naszego szczeniaczka, którego będziemy kochać i sie nim zajmować.

– Boże Louis, zamknij się – jęknął cicho, zakrywając swoją twarz, nie mogąc ukryć swojego wstydu przed nim. Kiedyś sobie to wyobrażał, ale teraz zdał sobie że to realne.

– Hej, czemu cię to krępuje? Przecież to chyba oczywiste, że będziemy mieli szczeniaczki. Dużo szczeniaków, Hazz – złapał jego dłoń. – Chyba, że nie chcesz.

– Nie chodzi o to, że nie chce... Bardziej o to, że nie mogę w to uwierzyć. Do nie dawna było to tylko moim marzeniem. A myśl o tym że to jednak prawda... – zaczął, jednak przerwał słysząc dzwonek do drzwi. Spojrzał na swoją alfę pokazując na wejście, a samemu ruszając do sypialni szatyna by ubrać się. Nie mógł ciągle chodzić w samych majtkach i koszulce alfy.

Alfa szybko wciągnął spodnie dresowe, które leżały w salonie na kanapie i poprawił swoje włosy, po czym poszedł otworzyć radzie watahy.

– Dzień dobry, wchodźcie – przywitał mężczyznę i kobietę, którzy uśmiechnęli sie do niego szeroko.

– Witaj Louis, mam nadzieję, że nie przeszkadzamy – powiedział Stan, siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę, po czym spojrzał na przyszłą alfę stada.

– Oczywiście, że nie. Chcecie coś do picia? – zaproponował, uśmiechając się w stronę omegi, która niepewnie weszła do salonu. – Och, to jest Harry, moja omega, przyszła luna stada.

– Właśnie chcieliśmy porozmawiać o tym – Vanessa kiwnęła do swojego ucznia którego szkoliła się by mógł być betą dla Tomlinsona. – Z powodu, że Harry stał się twoja omegą, musisz znaleźć betę dla siebie, Louis. A Harry omegę do pomocy – dodała kobieta, patrząc na loczka, który usiadł na fotelu.

– Mhm, rozumiem – zaczął szatyn, siadając na podłokietniku obok. – Czy to może być ktoś z naszych przyjaciół? Mam na myśli omege dla mojego Harry'ego.

– Tak, jeśli to możliwe, chciałbym wziąć swojego przyjaciela do pomocy – odezwał się cicho, trzymając dłoń chłopaka.

– Jak najbardziej. Ale to nie wszystko. W czerwcu na zakończenie roku będziesz musiał przejąć firmę oraz stado. – Odparł Stan, patrząc na parę. Widział po nich, że ich wilki były dopasowane do siebie.

– Wiem, to oznacza, że musimy sie połączyć do tego czasu, prawda? – zagryzł warge, by ukryć uśmiech. Wyczuł stres swojej omegi, wiec splótł ich palce razem.

– Tak, dokładnie. Im będziesz silniejszą alfą, tym lepiej – powiedział do Louisa i spojrzał na ich złączone ręce z uśmiechem. Wiedział, że Louis będzie odpowiednim następcą.

– Czy, um, będę miał dużo obowiązków? – zapytał Harry, przygryzając wargę. Denerwował się, chociaż nie było to nic takiego.

– Harry, znasz dobrze prawa na pamięć. Będziesz robił to co wiesz – powiedziała blondynka, patrząc na omegę.

– Trochę się denerwuję – wymamrotał. – Boje się, że nie będę wystarczający – wyszeptał.

– Kochanie... Nie martw się – Louis pocałował jego dłoń. – Będzie w porządku, tak? Pomogę ci na początku ze wszystkim.

– Cieszę się, że już wszystko ustalone. Macie półtora miesiąca na połączenie się. – dodała kobieta, idąc z partnerem do wyjścia.

– Do widzenia, dziękujemy za spotkanie – powiedział Louis po czym zamknął za nimi drzwi z westchnieniem. – Słyszałeś, promyczku? Półtora miesiąca.

– Za dwa tygodnie mam gorączkę – burknął cicho, licząc dni do tego terminu. Boże, przecież to takie nierealne.

– Idealnie – wyszeptał i podszedł do niego, kładąc dłonie na jego biodrach. - Będziesz taką cudowną luną, a potem matką naszych szczeniąt. Kocham cię –  pochylił się do jego warg, jednak nie pocałował go.

– Oj pocałuj mnie – mruknął cicho loczek, łapiąc za policzki szatyna i wpił się w jego usta.

Szatyn zamruczał, przyciągając go bliżej i chwycił  niewielkie pośladki, przypierając go do ściany. Całowali się zachłannie, spragnieni swoich ust, lecz przerwało im rodzeństwo Louisa.

– Fuuuj – Phoebe zakryła swoje oczy, a Lottie zakryła te uśmiechniętej Daisy.

Harry spojrzał na szatyna z dużymi oczami jednak ten dalej trzymał go blisko za jego pośladki by młodszy mu nie uciekł

– Może idźcie dokończyć to do pokoju? Tu są dzieci! – krzyknęła Lottie.

– Masz rację, dzieciaku – powiedział zgryźliwie Louis i złapał Harry'ego, by ten oplótł go nogami w pasie. – Idziemy do mnie, promyczku.

– Louis, ty zboczeńcu – szepnął loczek do ucha swojej przyszłej alfy. Mógłby się powstrzymywać przy dzieciach. W końcu niedługo sam zostanie ojcem

– Och, daj spokój. Będę ostrożniejszy, gdy sami będziemy mieli już swoje dzieci – zapewnił, kładąc go na pościeli. – Tak bardzo tęsknie za twoim ciałem – zamruczał, sunąc nosem po jego szyi. – Nie mogę się doczekać twojej gorączki, nie wypuszczę cię z łóżka i za każdym razem będę mógł cię knotować, gryząc twoja szyję...

Młodszy tylko sapnął na te słowa, rumieniąc się ponownie. Sam tego chciał, jednak po ostatnim zajściu wolał poczekać na odpowiedni moment. Może dzięki temu Louis poczuje się jeszcze lepiej?

– Możemy się chociaż poprzytulać nago? – wydął dolną wargę. – Zamknę drzwi na klucz i nikt nas nie zobaczy, skarbie... To będzie okej?

– Eh... Skoro musimy – zaśmiał się loczek, podnosząc się z łóżka i ruszył do drzwi, by je zamknąć. Szczerze, sam wolał przytulać się nago niż w ciuchach.

Louis rozebrał sie szybko, po czym pomógł swojej omedze, a kiedy wylądowali już razem w łóżku, odetchnął. Przytulił go mocno, całując czule jego ramię i uśmiechnął sie przymykając powieki.

~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro