Rozdział XII
~~~
Harry był naprawdę podekscytowany na ten dzień. Dzisiaj znów był piątek – ich piątkowe wieczory wróciły do rutyny – więc omega poszła do domu swojego chłopaka. Tego dnia mieli zająć się najmłodszym rodzeństwem Louisa, ponieważ nikogo oprócz ich nie było w domu. Rozpromieniony zapukał do drzwi i czekał, aż ktoś mu otworzy, choć właściwie alfa powtarzał mu już od wieków, że może wchodzić do środka jak do siebie.
– Harry! – Usłyszał krzyk jednej z bliźniaczek i uśmiechnął się delikatnie, poprawiając swoje włosy. Nie chciał wyjść na wejściu na jakiegoś idiotę. Jednak dziś było wilgotno, a włosy jak na złość nie chciały się układać.
– Cześć, królewno. – Kucnął, by pozwolić jej na objęcie swojej szyi. Kiedy ta przytuliła go, spojrzał w górę, gdzie zobaczył swojego chłopaka z uśmiechem na twarzy.
– Tęskniłam. – Zaśmiała się głośno, odsuwając od bruneta i ciągnąc go do salonu.
– Ty mała! Poczekaj, buty zdejmę. – Zaśmiała się omega, kręcąc głową i próbując się zatrzymać. Jednak siostra Tomlinsonem też była alfą, więc mimo swojego wieku była silniejsza od Stylesa.
– Hej, a może pozwolisz mojemu chłopakowi się ze mną przywitać? – Westchnąć Louis, kładąc ręce na biodrach i udając oburzenie. – Dalej, mała. Zmykaj, a my zaraz do was przyjdziemy.
– Ale Lou. – Zrobiła smutną minę, jednak szatyn tylko wytknął jej język. – No, dobrze. – Prychnęła jej alfa, po czym dziewczynka zniknęła w salonie.
– Jesteś niemiły dla swojej siostry. – Zaśmiał się brunet, znajdując swoje trampki ze stóp i nałożył swoje kapcie, które zawsze miał w mieszkaniu Louisa.
– Wcale nie. – Zamruczał, podchodząc do niego i chwytając za jego biodra. – Po prostu moja alfa chce się poprawnie przywitać ze swoją omegą – wyszeptał w jego wargi. – To jak?
– Lizus. – Zaśmiał się cicho młodszy, kładąc ręce na jego policzki i wpił się w usta swojej alfy, mrucząc cicho na ten gest.
– No, i od razu lepiej – szepnął prosto w jego wargi, odgarniając w tył jego loczki. – Gotowy na walkę z tymi małymi potworami?
– To aniołki. – Przewrócił oczami i ruszył powolnym krokiem do salonu, kręcąc przy okazji tyłkiem. Uwielbiał drażnić się z Louisem.
– Chyba tylko dla ciebie. – Westchnął ciężko, odwracając wzrok od jego tyłka. – Czy później będę mógł zająć się swoją dzieciną? – Dogonił go i objął od tyłu, nim ten wszedł do salonu. – Co ty na to?
– Nie przy dzieciach. – Przewrócił oczami, odsuwając się od szatyna i usiadł między bliźniaczkami, które od razu wtuliły się w niego.
– Powiedziałem potem – wymamrotał, siadając na wolnym fotelu. Wziął do ręki pada i włączył konsolę. – Ale nie to nie – dodał jeszcze ze wzruszeniem ramion, nim włączył Fifę.
– Louis! My oglądaliśmy! – krzyknęły dziewczyny, patrząc z wyrzutem na swojego Brata. Mimo że go kochały, naprawdę czasami je denerwował.
– Dajcie spokój, Louis jest samolubny. – Prychnął Harry, łapiąc za dłonie Phoebe i Daisy. – Może przyniesiecie swoje paletki i zestawy małego fryzjera? Wiecie, nadal uwielbiam być waszą modelką.
– Tak! – odparły, biegnąc do swojego pokoju po potrzebne im rzeczy do stylizacji. W tym czasie Loczek westchnął tylko, podnosząc się i wziął butelkę ze stołu i ruszył do komody, gdzie stały szklanki.
– Kurwa! Jebany bramkarz, czy on nie umie obronić piłki!? – krzyknął wkurzony alfa, który nie dał rady obronić gola. – Cholerne niedopracowania gry – dodał pod nosem.
– Ktoś tu przegrywa. – Zaśmiał się młodszy, przechodząc obok niego i przejeżdżając dłonią po ramieniu.
– To jakieś błędy w grze, kurwa. – Warknął, kiedy zdekoncentrował się przez dotyk chłopaka i tym razem nie trafił do bramki.
– Louis, znowu powiedział kurwa, powiem mamie – zawołała Daisy, wracając do pokoju z siostrą.
– Synek mamusi. – Zaśmiał się Styles, siadając na podłodze tak, by dziewczynki miały dobry dostęp do jego włosów i twarzy.
– Odezwała się dziecinka tatusia. – Szturchnął go stopą, zatrzymując grę. – Pójdę zamówić dla nas pizze. Mam nadzieję, że postaracie się i wystroicie dla mnie mojego Harry'ego, dziewczynki.
– Dobrze. – Zachichotały dziewczynki i zaczęły swoją robotę, by upiększyć jeszcze bardziej bruneta, co bardzo mu się podobało.
Louis zamówił dwie pizze, po czym usiadł przy stole w kuchni, pijąc piwo i od czasu do czasu zaglądał dyskretnie do salonu, oglądając, jak świetnie bawią się jego siostry i jego omega. Dziewczynki robiły mu makijaż i czesały jego włosy, a na końcu na jego głowie znalazła się korona. Harry naprawdę wyglądał jak księżniczka.
– Dziękuję, dziewczynki. – Przytulił obie do siebie i wstał. – Idziemy teraz pokazać się LouLou. – Zanucił i razem ruszyli do kuchni, gdzie siedział alfa.
– I jak? – Zachichotał młodszy, podchodząc do starszego. Nie czuł się źle z tym wszystkim, bo był już przyczajony do tego typu zachowań.
Louis prychnął, ponieważ chłopak miał po prostu ubrudzoną całą twarz na czerwono, fioletowo i różowo. – Och, cudownie, moja księżniczko. – Pociągnął go na swoje kolana i pocałował.
– Fuuu. – Zawyła Phoebe, podczas gdy jej siostra zrobiła „Awww”.
– Z tego, co wiem, dziś nocujecie z Lottie u dziadków, bo mamy nie ma – powiedział szatyn, odsuwając swoją twarz od młodszego i spojrzał na swoje siostry. Dziś był piątek – dla niego ważny i to bardzo dzień. A dzieciaki na razie tylko przeszkadzały.
– Kochanie, przestań być taki dla dziewczynek. – Wydął wargę i wstał, by wziąć je na swoje ręce i przytulić. – Możecie zostać z nami tak długo, jak chcecie, skarby.
– Kochamy cię, Harry. – Mruknęła nagle Phoebe i wtuliła się w jego szyję. Druga bliźniaczka ponowiła ten ruch, a brunet uśmiechnął się, patrząc na swojego chłopaka.
– Wyobraź sobie, że za parę lat będziemy mieć takie urwisy – szepnął mu Louis do ucha i przejechał językiem po nim, uśmiechając się szeroko pod nosem.
– My idziemy się spakować! – krzyknęły dziewczyny, wybiegając z kuchni, zostawiając alfę i omegę samych.
– Och. – Sapnął zaskoczony, spuszczając wzrok z zagryzioną wargą. Ta myśl sprawiła, że jego serce biło szybciej niż zwykle, a oczy zaszkliły się lekko. To tak cudowne, że szatyn chciał ułożyć sobie z nim życie i miał co do niego tak poważne plany.
– Wyobraź to sobie. Mały Harry i mały Louis biegający po domu jak małe urwisy. Do tego może jakieś dziewczynki. – Oblizał usta, obracając Loczka w swoim kierunku i złapał go za tyłek, cmokając w usta z zadowoleniem.
– To... Lou, to cudowne – wyszeptał wzruszony, wtulając się w silną i ciepłą pierś alfy. – Naprawdę masz do mnie aż tak poważne plany? – zapytał cicho, ponieważ wciąż nie mógł w to uwierzyć.
– Będziesz moją omegą. Luna stada. Przecież to jest oczywiste, szczególnie zważając na nasze piątki. – Oblizał się, patrząc na omegę.
– Kocham cię, wiesz? – Zamruczał, wciąż siedząc bardzo, bardzo blisko.
– Szykuj się. Idę do sklepu po ważne rzeczy. Przyszykuj małe do drogi, a ja zaraz wrócę – powiedział, wstając i ruszając do wyjścia. Bez lubrykanta i gumek nie będzie tego, czego pragnął już od soboty. Możliwe, że szatyn zaczął się uzależniać od bliskości swojej przyszłej omegi.
Harry zarumienił się lekko, jednak musiał się ogarnąć i iść do dziewczynek. Gdy pomógł im spakować piżamki i inne potrzebne rzeczy, akurat wróciła Jay oraz Lottie, które zaraz zabrały je i razem pojechały do babci Tomlinsonów.
Loczek postanowił się przygotować dla swojego alfy, dlatego skorzystał z jego kosmetyków, depilując swoje miejsca intymne i się odświeżając. W samych majteczkach położył się na łóżku swojego chłopaka i próbował przybrać jakąś powalającą pozę, by Louis najlepiej od razu po wejściu do pokoju, rzucił się na niego.
*
Louis westchnął tylko z ulgą, słysząc ciszę. Zdjął buty, idąc do swojej sypialni. Myśląc już jakie pozycje mógłby przetestować z młodszym, wszedł do pokoju. Zastygł w miejscu. Jego omega była taka śliczna.
– Och, już wróciłeś. – Uśmiechnął się, przygryzając lekko wargę. Jego penis był już twardy w majteczkach, ponieważ zanim Louis przyszedł, rozciągnął się dla niego.
– Mam kilka propozycji na nasze pozycje. – Oblizał usta, podchodząc do omegi i wpił się w jego usta, znajdując się szybko nad młodszym.
Harry w szoku zaczął odwzajemniać pocałunek, wplątując dłonie we włosy alfy. Był ciekawy, co wymyślił jego chłopak i nie mógł się już doczekać, aż je wypróbują. – Jakie? – wyszeptał w jego wargi.
– M... przez wczorajszą noc wymyśliłem kilka sposobów. – Oblizał usta, zdejmując powoli z siebie bluzę.
– Myślałeś w nocy o tym, w jaki sposób będziemy uprawiać seks? – Zachichotał, odpinając jego spodnie. – Ktoś tu jest niewyżyty...
Szatyn wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Rozpiął swoje spodnie i zdjął je wraz z bokserkami. Oblizał usta, kiedy Harry rozerwał jego koszulkę, siadając na jego kolanach.
– Więc. – Jęknął do jego ucha, kiedy zaczął ocierać się wybrzuszeniem w swoich majteczkach o penisa alfy. – Co ciekawego wymyśliłeś, tatusiu?
– Robaczka – szepnął, łapiąc za jego tyłek i podsuwając materiał tak, by mieć dobry dostęp do dziurki omegi.
Harry prychnął, odrzucając głowę do tyłu, by po chwili wybuchnąć śmiechem. – Czy ty coś brałeś, kochanie? – mówił przez śmiech, nie mogąc uwierzyć.
– Tak to się nazywa. – Oburzył się starszy, klepiąc młodszego w tyłek i spoglądając prosto w zielone oczy swojego kochanka.
– Och, och. No, dobrze. – Zachichotał przy jego szyi. – Więc na czym polega ten robaczek? Czy będziemy nazywać tak twojego kutasa? – Znowu zaczął się śmiać. – Tatusiu, mogę ssać twojego robaczka?
– Nie, skarbie. – Pokręcił głową, nakładając na swoje przyrodzenie prezerwatywę i odwracając omegę plecami do siebie. – Połóż się tak, bym mógł się w tobie znaleźć. – Oblizał usta, patrząc na młodszego.
– Ale ja nie wiem jak, twój robaczek nie da rady we mnie wpełznąć teraz? – Nie mógł się powstrzymać od żartów. Ugiął nogi w kolanach i rozłożył je szeroko dla swojego alfy.
– Jak ja ci zaraz zleje ten tyłek. – Warknął, wchodząc szybkim ruchem w bruneta, na co ten jęknął głośno, nie spodziewając się tego.
– Och, kurwa, robaczku – wypłynęło z jego ust. – Znaczy, tatusiu. Jezu, przepraszam. – Zachichotał, znowu jęcząc, kiedy ten zaczął się w nim poruszać. – Och, alfo, to czuć tak dobrze.
– Jeszcze jedno słowo, a będzie uzdrowiona dusza twoja? – powiedział szatyn, poruszając się w omedze gwałtownie. Nienawidził drwin z jego osoby. Tak samo jego alfa.
– Ale ja nie umiem. – Sapnął, zagryzając potem wargę. – Wiesz, że jestem głośny, tatusiu – wymamrotał. – Ukarzesz mnie, alfo?
– Chcesz tego, więc nie. – Warknął głośno, wykonując szybkie ruchy bioder. Brakowało mu uczucia, jakie towarzyszyło mu przy ich współżyciu.
– Louis, czekaj. – Poprosił, czując ból, ponieważ chłopak zaczął poruszać się zbyt agresywnie. – Lou, to boli. – Zaskomlał, jego omega kuliła się przestraszona.
– Chciałeś, bym cię ukarał? Nie może być to taka forma? Wiesz, nie każda alfa lubi, jak jej omega się z niej śmieje. Szczególnie alfa stada – powiedział, a jego oczy zrobiły się całe czerwone.
– Louis, przestań. – Zaczął drżeć, bojąc się w tamtej chwili alfy. Nie widział jeszcze nigdy tak wkurzonego na niego Tomlinsona. – Krzywdzisz mnie. – Załkał, próbując się wyrwać od jego dotyku. – Louis! Robisz mi pierdoloną krzywdę!
Louis, słysząc te słowa, zatrzymał się na chwilę, próbując walczyć ze swoją alfą i szybko wyszedł z bruneta, odsuwając się od omegi i poszedł w kąt. To był pierwszy raz, kiedy nie mógł nad sobą zapanować.
Harry płakał, kiedy wstał z łóżka i przerażony pobiegł do łazienki, zamykając się w niej. Nie wiedział, do czego zdolny był alfa w takim stanie. Dlaczego się tak zezłościł? Bo Harry sobie żartował?
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro