Rozdział VIII
~~~
– Idziemy pobiegać? – spytał szatyn, patrząc na Harry'ego. Mimo że seks był bardzo wyczerpujący, chciał spędzić jak najwięcej czasu z Harrym.
– Jestem zmęczony, musisz mnie jakoś zachęcić. – Omega wtuliła się w nagie ciało mężczyzny, wzdychając niechętnie.
Louis zaśmiał się głośno, wpijając się w usta młodszego, a rękoma zaczął macać młodszego z cichymi mruknięciami.
– Mmm, w taki sposób prędzej znów mnie podniecisz. – Zamruczał w jego wargi. – Dobrze, już dobrze. Chodźmy pobiegać. – Zachichotał, wyrywając się z jego uścisku.
Louis uśmiechnął się szeroko, idąc do okna i zeskoczył z niego, przy czym zmienił się w wielkiego wilka i spojrzał w górę, czekając na omegę.
Harry wywrócił oczami i po chwili sam również przemienił się w wilka, upadając jednak prosto na alfę. Zaskomlał przepraszająco, liżąc jego ucho. Miał nadzieję, że nie zrobił nic chłopakowi, przygniatając go swoim ciałem.
– Nic mi nie jest. – Zaśmiał się głośno w myślach i się podniósł. – Idziemy tam, gdzie zawsze? – spytał, mając na myśli miejsce, gdzie się poznali.
– Tak. – Brunet zaszczekał radośnie i zaczął skakać jak szczeniak, uciekając alfie, która została w tyle. – Złap mnie, staruszku – krzyknął w swoich myślach, śmiejąc się radośnie.
– Ja ci dam! – Zaśmiał się i ruszył pędem za swoim kochankiem. Chyba tak można go nazwać po gorącym seksie i przyciągania ich wilków do siebie.
Harry biegł, jak najszybciej potrafił, by uciec od mężczyzny, jednak wiedział, że nie miał szans. Alfa w końcu i tak przecież go dogoni. Kiedy ten go wyprzedził przy początku lasu, omega prychnął i zaczął iść.
– Głupia szybkość alfy – burknął.
– Biedaczek. – Zaśmiał się głośno, szturchając bruneta w bok i ruszył przed siebie.
Harry nadal udawał oburzonego, idąc spokojnie w stronę ich miejsca, niedaleko strumyka. Lubił czasem poudawać obrażoną księżniczkę, by dostać buziaka od Louisa, żeby przestał się boczyć. Wtedy od razu mu przechodziło.
– Jak znajdziemy się tam... Spróbujemy na pieska. – Uśmiechnął się pod nosem i szturchnął młodszego.
– Będziesz musiał się postarać, panie, jestem szybszy, alfo. – Kopnął go tylną łapą i rzucił się z wilczym uśmiechem w kwiatowy dywan, kiedy znaleźli się już na miejscu. Kochał to miejsce.
– Dla takich jak ty warto. – Oblizał swój pysk, kładąc się obok młodszego i westchnął cicho. Podniósł się w pewnym momencie i znalazł się szybko nad młodszym, wchodząc w niego.
Harry zaskomlał nagle, wstając na łapach, gdy alfa zaczęła się w nim poruszać. Pierwszy raz uprawiał seks pod postacią wilka i to było naprawdę dziwne. Oni robili to, jak psy, co odrobinę go śmieszyło, jednak przyjemność wszystko przysłaniała.
– Boże, jeszcze ciaśniejszy niż jako człowiek. – Jęknął szatyn, przyspieszając swoje ruchy. Było mu tak cudownie. Tym bardziej że robili to w tym miejscu.
– Alfo, to takie zajebiste. – Zawył, zamykając powieki. – Nie możesz dojść we mnie – dodał, skomląc coraz głośniej. Louis nawet jako wilk był hojnie obdarzony przez naturę. Omega niestety nie miała aż takich przywilejów.
– Spokojnie, ważne byś ty doszedł. – Stęknął cicho, patrząc w bok i zamknął oczy, oddając się chwili.
Omega poczuł, że był już blisko. Nagle zaczął dochodzić, wyjąc z pyskiem w stronę nieba. To było dziwne, całkiem inne uczucie niż orgazm, gdy był człowiekiem, jednak podobało się mu.
Szatyn wyszedł z Loczka szybko i padł na swój grzbiet, dysząc głośno. Ledwo co zareagował. Czuł już, że jeszcze parę pchnięć i sam by doszedł.
Harry dyszał głośno, wpatrując się przez chwilę w Louisa. Podszedł do niego i szturchnął nosem jego wilczego kutasa, którego polizał po dłuższym namyśle. Zamruczał zadowolony ze swojego pomysłu, liżąc go jeszcze szybciej, by doprowadzić go do orgazmu.
– C- co ty robisz? – Zdziwił się szatyn, patrząc na niego ze zdziwieniem w oczach. Bądź co bądź, podobała mu się zaistniała sytuacja.
– No jak to co? Robię ci loda, alfo – przekazał, starając się owinąć go swoim długim językiem.
– Dziwne uczucie. – Zaśmiał się cicho, rozglądając się po okolicy.
– Och, nie podoba ci się? – Przerwał, odsuwając się od niego. Zaskomlał, spuszczając swój łeb ku ziemi.
– Patrzę czy nikt nie idzie. Bądź co bądź nikt by nie chciał tego zobaczyć. – Westchnął tylko, spoglądając ze smutnym wyrazem twarzy na niego.
– Czyli podoba ci się? – Znowu się rozpromienił, wracając do lizania go. W końcu po kilku ruchach Tomlinson doszedł, a Harry wylizał wszystko zadowolony. – Podobało mi się, możemy robić tak częściej – ogłosił, siadając obok niego.
– Wiesz co? – powiedział szatyn, leżąc gołym tyłkiem na trawie. Nie przejmował się niczym, dopóki miał przy sobie bruneta. Kochał to wszystko, co go spotkało. To, w jaki sposób pasowali do siebie.
– Hmmm? – Zanucił Harry, mając głowę na jego piersi. Jego palce kreśliły wzorki na nagim torsie Louisa, a ich nogi były ze sobą splecione.
– Kocham cię.
Harry był w szoku, słysząc słowa Louisa. Te dwa magiczne słowa, które chciał usłyszeć już tak dawno. W końcu doczekał się i teraz miał ochotę płakać. I zrobił to, bo po chwili łzy znalazły dróżkę w dół jego policzków, kiedy serce prawie wyskoczyło z piersi.
– Kochasz mnie?
– Kocham. – Uśmiechnął się do niego i położył dłonie na jego policzkach, przy czym wytarł łzy młodszego. – Coś nie tak? – Zdziwił się, marszcząc brwi.
– Nie, po prostu... kocham cię już tak długo i marzyłem o tej chwili – wyznał, patrząc w jego oczy. – Bałem się, że ułożysz sobie życie z Eleanor, że się połączycie. Jednak teraz, gdy jestem omegą. Chciałbym być TWOJĄ omegą – oznajmił szeptem.
Szatyn odetchnął z ulgą, całując młodszego w usta. Wziął go na siebie, by mieć lepszy dostęp i złapał go w ramiona, nie chcąc puścić. Był jego domem.
– To znaczy, że ty chciałbyś być moim alfą? – Spojrzał w jego oczy, obejmując jego szyję. Uśmiechał się lekko, a jego oczy lśniły.
– Tak – odpowiedział krótko i przymknął oczy, uśmiechając się szeroko pod nosem. Nie mógł uwierzyć w to wszystko, co się działo. Harry mógł być jego już na zawsze.
– O matko, Louis. – Rzucił się mocno w jego ramiona, przez co opadł plecami na trawę, a on wylądował na nim. – Dziękuję, Lou. Dziękuję.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro