Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

~~~

– Idziemy pobiegać? – spytał szatyn, patrząc na Harry'ego. Mimo że seks był bardzo wyczerpujący, chciał spędzić jak najwięcej czasu z Harrym.

– Jestem zmęczony, musisz mnie jakoś zachęcić. – Omega wtuliła się w nagie ciało mężczyzny, wzdychając niechętnie.

Louis zaśmiał się głośno, wpijając się w usta młodszego, a rękoma zaczął macać młodszego z cichymi mruknięciami.

– Mmm, w taki sposób prędzej znów mnie podniecisz. – Zamruczał w jego wargi. – Dobrze, już dobrze. Chodźmy pobiegać. – Zachichotał, wyrywając się z jego uścisku.

Louis uśmiechnął się szeroko, idąc do okna i zeskoczył z niego, przy czym zmienił się w wielkiego wilka i spojrzał w górę, czekając na omegę.

Harry wywrócił oczami i po chwili sam również przemienił się w wilka, upadając jednak prosto na alfę. Zaskomlał przepraszająco, liżąc jego ucho. Miał nadzieję, że nie zrobił nic chłopakowi, przygniatając go swoim ciałem.

– Nic mi nie jest. – Zaśmiał się głośno w myślach i się podniósł. – Idziemy tam, gdzie zawsze? – spytał, mając na myśli miejsce, gdzie się poznali.

– Tak. – Brunet zaszczekał radośnie i zaczął skakać jak szczeniak, uciekając alfie, która została w tyle. – Złap mnie, staruszku – krzyknął w swoich myślach, śmiejąc się radośnie.

– Ja ci dam! – Zaśmiał się i ruszył pędem za swoim kochankiem. Chyba tak można go nazwać po gorącym seksie i przyciągania ich wilków do siebie.

Harry biegł, jak najszybciej potrafił, by uciec od mężczyzny, jednak wiedział, że nie miał szans. Alfa w końcu i tak przecież go dogoni. Kiedy ten go wyprzedził przy początku lasu, omega prychnął i zaczął iść.

– Głupia szybkość alfy – burknął.

– Biedaczek. – Zaśmiał się głośno, szturchając bruneta w bok i ruszył przed siebie.

Harry nadal udawał oburzonego, idąc spokojnie w stronę ich miejsca, niedaleko strumyka. Lubił czasem poudawać obrażoną księżniczkę, by dostać buziaka od Louisa, żeby przestał się boczyć. Wtedy od razu mu przechodziło.

– Jak znajdziemy się tam... Spróbujemy na pieska. – Uśmiechnął się pod nosem i szturchnął młodszego.

– Będziesz musiał się postarać, panie, jestem szybszy, alfo. – Kopnął go tylną łapą i rzucił się z wilczym uśmiechem w kwiatowy dywan, kiedy znaleźli się już na miejscu. Kochał to miejsce.

– Dla takich jak ty warto. – Oblizał swój pysk, kładąc się obok młodszego i westchnął cicho. Podniósł się w pewnym momencie i znalazł się szybko nad młodszym, wchodząc w niego.

Harry zaskomlał nagle, wstając na łapach, gdy alfa zaczęła się w nim poruszać. Pierwszy raz uprawiał seks pod postacią wilka i to było naprawdę dziwne. Oni robili to, jak psy, co odrobinę go śmieszyło, jednak przyjemność wszystko przysłaniała.

– Boże, jeszcze ciaśniejszy niż jako człowiek. – Jęknął szatyn, przyspieszając swoje ruchy. Było mu tak cudownie. Tym bardziej że robili to w tym miejscu.

– Alfo, to takie zajebiste. – Zawył, zamykając powieki. – Nie możesz dojść we mnie – dodał, skomląc coraz głośniej. Louis nawet jako wilk był hojnie obdarzony przez naturę. Omega niestety nie miała aż takich przywilejów.

– Spokojnie, ważne byś ty doszedł. – Stęknął cicho, patrząc w bok i zamknął oczy, oddając się chwili.

Omega poczuł, że był już blisko. Nagle zaczął dochodzić, wyjąc z pyskiem w stronę nieba. To było dziwne, całkiem inne uczucie niż orgazm, gdy był człowiekiem, jednak podobało się mu.

Szatyn wyszedł z Loczka szybko i padł na swój grzbiet, dysząc głośno. Ledwo co zareagował. Czuł już, że jeszcze parę pchnięć i sam by doszedł.

Harry dyszał głośno, wpatrując się przez chwilę w Louisa. Podszedł do niego i szturchnął nosem jego wilczego kutasa, którego polizał po dłuższym namyśle. Zamruczał zadowolony ze swojego pomysłu, liżąc go jeszcze szybciej, by doprowadzić go do orgazmu.

– C- co ty robisz? – Zdziwił się szatyn, patrząc na niego ze zdziwieniem w oczach. Bądź co bądź, podobała mu się zaistniała sytuacja.

– No jak to co? Robię ci loda, alfo – przekazał, starając się owinąć go swoim długim językiem.

– Dziwne uczucie. – Zaśmiał się cicho, rozglądając się po okolicy.

– Och, nie podoba ci się? – Przerwał, odsuwając się od niego. Zaskomlał, spuszczając swój łeb ku ziemi.

– Patrzę czy nikt nie idzie. Bądź co bądź nikt by nie chciał tego zobaczyć. – Westchnął tylko, spoglądając ze smutnym wyrazem twarzy na niego.

– Czyli podoba ci się? – Znowu się rozpromienił, wracając do lizania go. W końcu po kilku ruchach Tomlinson doszedł, a Harry wylizał wszystko zadowolony. – Podobało mi się, możemy robić tak częściej – ogłosił, siadając obok niego.

– Wiesz co? – powiedział szatyn, leżąc gołym tyłkiem na trawie. Nie przejmował się niczym, dopóki miał przy sobie bruneta. Kochał to wszystko, co go spotkało. To, w jaki sposób pasowali do siebie.

– Hmmm? – Zanucił Harry, mając głowę na jego piersi. Jego palce kreśliły wzorki na nagim torsie Louisa, a ich nogi były ze sobą splecione.

– Kocham cię.

Harry był w szoku, słysząc słowa Louisa. Te dwa magiczne słowa, które chciał usłyszeć już tak dawno. W końcu doczekał się i teraz miał ochotę płakać. I zrobił to, bo po chwili łzy znalazły dróżkę w dół jego policzków, kiedy serce prawie wyskoczyło z piersi.

– Kochasz mnie?

– Kocham. – Uśmiechnął się do niego i położył dłonie na jego policzkach, przy czym wytarł łzy młodszego. – Coś nie tak? – Zdziwił się, marszcząc brwi.

– Nie, po prostu... kocham cię już tak długo i marzyłem o tej chwili – wyznał, patrząc w jego oczy. – Bałem się, że ułożysz sobie życie z Eleanor, że się połączycie. Jednak teraz, gdy jestem omegą. Chciałbym być TWOJĄ omegą – oznajmił szeptem.

Szatyn odetchnął z ulgą, całując młodszego w usta. Wziął go na siebie, by mieć lepszy dostęp i złapał go w ramiona, nie chcąc puścić. Był jego domem.

– To znaczy, że ty chciałbyś być moim alfą? – Spojrzał w jego oczy, obejmując jego szyję. Uśmiechał się lekko, a jego oczy lśniły.

– Tak – odpowiedział krótko i przymknął oczy, uśmiechając się szeroko pod nosem. Nie mógł uwierzyć w to wszystko, co się działo. Harry mógł być jego już na zawsze.

– O matko, Louis. – Rzucił się mocno w jego ramiona, przez co opadł plecami na trawę, a on wylądował na nim. – Dziękuję, Lou. Dziękuję.

~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro