Rozdział IX
Prosimy o gwiazdkę od każdego czytelnika by sprawdzić ile was czyta 🤷🏼♀️
~~~
– Gotowy? – spytał szatyn, stojąc w progu drzwi pokoju młodszego. Od godziny stał tu, czekając, aż omega wyszykuje się do szkoły.
– Już, zaczekaj! – zawołał, biegnąc jeszcze po bandankę. Zachichotał, gdy alfa wywrócił oczami. – Jestem gotowy – wyszeptał, kiedy wrócił i pocałował lekko jego usta.
– Dłużej niż zawsze. – Pokręcił głową, biorąc młodszego za rękę i ruszając do wyjścia.
– Chciałem dobrze wyglądać przy swoim chłopaku, przyszłym alfie stada. – Zaśmiał się krótko, idąc obok niego. Wtedy dotarło do niego, że kiedy się połączą, on zostanie luną. Będzie cholerną luną stada. Czy on był na to gotowy?
– Skoro tak twierdzisz, dla mnie zawsze jesteś perfekcyjny – powiedział cicho, patrząc na niego z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Ale to nie fair, bo ja podobam się tylko tobie. – Naburmuszył się. – A ty podobasz się wszystkim, Lou. WSZYSTKIM.
Louis przewrócił oczami, biorąc młodszego pod swoje ramię i otwierając drzwi od mieszkania omegi i wyszli oboje z uśmiechami na ustach. Wsiedli do samochodu szatyna i odjechali z piskiem opon.
Gdy znaleźli się pod szkołą, Harry trochę panikował. Co pomyślą o nim inni? Przecież wyjawi teraz, że jest omegą i miał tylko nadzieję, że żadne inne alfy nie będą się do niego przestawiać. Przecież on i Louis nie byli jeszcze połączeni.
– Idziemy. – Zaśmiał się szatyn, wysiadając z samochodu i nakładając swoje okulary. Wziął gumę do żucia i ruszył do drzwi kierowcy, by otworzyć drzwi omedze.
– Jaki dżentelmen. – Harry uśmiechnął się, opuszczając pojazd. – Może jeszcze poniesiesz mi plecak? – dodał, stając obok niego.
Louis wzruszył ramionami, obejmując go i po zamknięciu samochodu, ruszyli oboje w kierunku szkoły.
– Louis, myślisz, że będę dobrym luną? – zapytał bardzo cicho. – Znaczy, jeśli oczywiście chcesz, żebym nią był? Bo chcesz? – Spojrzał na niego, zagryzając wargę.
– Będziesz idealnym – powiedział, całując młodszego w czoło i przeszli przez szkolny próg. Każdy na korytarzu zaczął patrzeć na nich.
Omega, słysząc to, uśmiechnęła się i poczuła się trochę pewniej. To oznaczało, że Louis chciał, by ten był luną. Uwielbiał to uczucie ciepła w swoim brzuchu.
– Czuję się dziwnie, każdy dziwnie na mnie patrzy – wymamrotał. – Nie zostawiaj mnie dzisiaj, dobrze? Nie chcę, żeby jakaś alfa się przyczepiła, wciąż nie czuć na mnie twojego zapachu.
Szatyn pokiwał głową, podchodząc do swojej szafki i wyjął książki. Wziął młodszego dłoń i ruszyli pod salę Loczka.
– Mamy dzisiaj razem wf – przypomniał sobie. – Mam zwolnienie, będę mógł cię obserwować – oznajmił szczęśliwy, trzymając mocno jego dłoń, gdy przechodzili obok dwóch alf, których Harry zawsze się bał. Nawet jako beta.
Louis pokiwał głową, całując go w skroń i pociągnął ich do szatni, gdzie musiał przebadać się na wf.
– Nie lubię tych alf – wyznał Harry. – Czuję się przy nich dziwnie, wzbudzają we mnie niepokój.
Omega usiadł na ławce i obserwował, jak jego chłopak przebiera się w sportowe spodenki i tank top. Nie mógł oderwać wzroku od jego ciała i cieszył się, że byli w szatni tylko we dwójkę.
– Jesteś taki śliczny – powiedział szatyn, kucając przed młodszym i cmokając go w usta. Harry zarumienił się, spoglądając na swoją alfę. Niecodziennie słyszał takie komplementy.
– Ty jesteś piękniejszy – wyszeptał, sunąc dłońmi po jego bicepsach. – Twoje ciało jest takie cudowne, silne i kocham je tak bardzo.
Louis uśmiechnął się szeroko, cmokając młodszego w usta i wziął jego rękę, ruszając na halę sportową, gdzie miał się odbyć ich wspólny wf.
Gdy znowu szli korytarzem, te dwie alfy przyglądały się Harry'emu. Ich wzrok był taki koszmarny i to było obleśne, gdy jeden z nich spojrzał na jego tyłek. Omega skulił się przy boku alfy, trzymając kurczowo jego dłoń.
– Spokojnie, nic ci nie grozi – szepnął do niego starszy, obejmując Loczka i całując w czoło. Ruszył na trybuny, gdzie miał zostawić swoją omegę w odpowiednim miejscu, by mogła podziwiać swoją alfę.
– Powodzenia, kochanie. – Połączył na sekundę ich usta, przytrzymując jego dłoń. – Daj z siebie wszystko, dobrze? – poprosił z małym uśmiechem.
Louis pokiwał energicznie głową, cmokając jeszcze raz swoją omegę i pobiegł szybkim korkiem na boisko, wiedząc, że już ich trener jest.
Omega rozsiadł się wygodnie na trybunach, obserwując z uśmiechem, jak jego chłopak robi rozgrzewkę z resztą chłopaków. Nudziło mu się trochę, jednak widok tyłka alfy, gdy robił skłony – och, to było warte wszystkiego. Louis odwrócił się do niego po jakimś czasie i puścił oczko, przyłapując go na obserwowaniu. Harry zarumienił się mocno.
*
– Louis! Puszczaj! – Zaśmiał się głośno Harry, klepiąc szatyna w plecy, który przed chwilą przerzucił go przez swoje ramię, by zanieść go do samochodu, do którego nie chciał wsiąść.
Alfa uśmiechnął się tylko, wsadzając swojego ukochanego do samochodu i całując go w czoło, gdy był już w środku. Chciał zabrać go na randkę niespodziankę, jednak ten upierał się, że nie chce nigdzie jechać.
– Dokąd ty mnie zabierasz, głupku? – zapytała omega, patrząc na Tomlinsona, gdy dołączyli do ruchu.
– Jedziemy na randkę. – Puścił mu oczko, jadąc w dobrze znanym mu kierunku. Chciał pokazać, jak mu zależy na młodszym. A na randce jeszcze nie byli.
– Awww, alfo. – Zanucił szczęśliwie, chwytając za jego dłoń. – Czemu wcześniej nie byłeś taki romantyczny!? Dokąd jedziemy? Powiedz mi, proszę, powiedz...
Louis jedynie wzruszył ramionami i przyspieszył. Wiedział, że spodoba mu się to, co przygotował mu starszy. To tylko kwestia czasu.
Harry westchnął, wiedząc już, że jego chłopak nie powie mu, dokąd jadą. Dlatego oparł się wygodnie o siedzenie i patrzył na profil Louisa, mając nadzieję, że szybko dojadą do celu.
*
Szczęśliwy szatyn uśmiechnął się szeroko, ciągnąc młodszego w dobrze znane mu miejsce. Prosił chłopaków w myślach, by już ich tam nie było.
– Louuu, dokąd mnie zabierasz? – marudził, idąc za nim z kwaśną miną. – No powiedz mi, alfo. – Westchnął. – Proszę? Tatusiu! – Jęknął zły. – Powiedz mi, no!
– Zaraz się dowiesz. – Przewrócił oczami szatyn, zatrzymując się. Wziął młodszego na ręce, by na wszelkie wypadek nic mu się nie stało.
– Jesteś głupi. – Zapiszczał, uderzając go ręką w ramię, po czym oplótł jego szyję. – Mam nadzieję, że to jest warte tego całego czekania, panie Tomlinson. – Zmrużył oczy.
– Oczywiście, panie przyszły Tomlinson. – Zaśmiał się głośno, używając swojej szybkości i zaczął biec w ich tajemne miejsce. Mało kto tam zaglądał ze względu na Louisa, który zabronił wchodzenia na tamten teren.
– Och. – Uśmiechnął się przy jego szyi, słysząc, jak ten go nazwał. – Nasze miejsce – wyszeptał, gdy chłopak postawił go już na nogi. Znajdowali się nad jeziorem przy polanie. – Mogłem się tego spodziewać, kochanie.
Louis uśmiechał się tylko, idąc do kocyka, po czym usiadł wygodnie, wyjmując z kosza jedzenie i wino.
Harry zajął miejsce tuż obok niego, prawie wciskając się na jego kolana. Uśmiechał się tak szczęśliwie, nie mogąc uwierzyć, jakie szczęście go spotkało.
– I co, niespodzianka się udała? – Zaśmiał się cicho szatyn, obejmując swojego chłopaka ramionami i kładąc brodę na jego ramię.
– Jest świetna, Lou. Bardzo cię kocham. – Zanucił Harry, kładąc dłonie na tych szatyna. Oparł się o jego plecy, zamykając powieki.
– Głodny? A może masz ochotę na wino? Mam jeszcze deser. – Oblizał usta, całując młodszego w szyję i spoglądając kątem oka do koszyka.
– Mmm, czy możemy przejść od razu do deseru? – zaproponował, a jego omega mruczała na cudowny dotyk ust starszego. – Mam nadzieję, że będzie zadowalający.
– Mama upiekła szarlotkę. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się do niego. Wiedział, o co chodzi młodszemu, jednak wolał się z nim podroczyć. Uwielbiał, gdy to Harry ukazywał swoją inicjatywę, co do ich związku. Był alfą, jednak charakter Stylesa bardzo go podniecał i cieszył.
– Szarlotkę? – krzyknął entuzjastycznie, zrywając się z miejsca. – Chce ją zjeść, nalej nam wina, alfo – powiedział, szperając w koszyku. Prawie leciała mu ślinka na myśl o szarlotce Jay.
– Dobrze, dobrze. – Zaśmiał się Louis, włączając w telefonie BEBE – 6ix9nine* i biorąc otwieracz do win.
Harry wziął ciasto na papierowe talerzyki i jeden postawił obok Louisa, a drugi wziął dla siebie i zaczął jeść z apetytem, mrucząc z przyjemności.
– Mmmmm, to jest cudowne. – Zanucił. – Kocham twoją mamę.
– Ona to wie, a ja tracę nadzieję, że ty mnie – powiedział, udając smutnego i odsunął się od swojej omegi.
– No cóż, twoja mama nie umie dać mi takiego deseru jak ty, Lou – wymamrotał z głupim uśmieszkiem, wiedząc, że ten udawał. – Musisz mi chyba trochę przypomnieć, jak dobre są twoje deserki.
– Bardzo chętnie, jednak najpierw może wina? – spytał, oblizując usta i nalewając do kieliszków czerwonej cieczy.
– Chcesz mnie upić? – Zachichotał, odbierając od niego kieliszek. – Myślisz, że wtedy będę łatwiejszy, alfo?
– Mi się nie oprzesz – powiedział Louis, podsuwając się do młodszego i zjeżdżając dłonią w dół po plecach Harry'ego.
– Hmm, jesteś tego pewien? – zagryzł wargę, odstawiając na bok szkło. Spojrzał w oczy swojej alfy z uśmiechem. – Myślę, że dam rade ci się oprzeć.
– Na pewno. – Spojrzał na Loczka, przyciągając go do siebie i całując po szyi. Był wniebowzięty tym, co się działo.
Harry westchnął, jednak był spokojny. To tylko pocałunki, mógł to przecież wytrwać. Nie raz musiał być wytrwały dla swojego tatusia. Teraz też będzie i nie da się sprowokować.
– Powiedz skarbie. Chcę to usłyszeć – szepnął mu do ucha, zjeżdżając dłonią w dół aż do spodni i wkładając ja w bokserki. Ścisnął jego pośladek.
– To mnie nie rusza – mruknął, spoglądając pewnie w jego oczy. – Nie takie rzeczy musiałem wstrzymywać.
Louis uśmiechnął się chytrze, a jego ręka wyszła spod materiału.
– To nie. – Wzruszył ramionami, przejmując inną taktykę.
– Dobrze – wymamrotał, wiercąc się na jego kolanach. – Podasz mi jeszcze szarlotki? – poprosił, chcąc zająć czymś swoje myśli, jednak nie chciał schodzić z nóg chłopaka.
– Zjadłeś wszystko. – Parsknął śmiechem, wyjmując puste pudełko po cieście. Nie sądził, że w ogóle będą jeść. Miał inne plany.
– Och. – Zasmucił się. – Więc koniec deseru – wyszeptał, zagryzając wargę. – Masz jeszcze inną propozycję czy to wszystko, co zaplanowałeś?
Louis, udając obojętnego, podniósł młodszego tak, że mógł wstać i wyjął ze swojej kieszeni paczkę papierosów, po czym odpali jednego, patrząc się w jeziorko.
Omega westchnął, widocznie jego chłopak zaplanował tylko tyle. Mimo wszystko podobała mu się ta randka. Uwielbiał to, że alfa się starał. Podszedł do niego i objął, wtulając się w bok starszego.
– Więc... Co teraz? Będziesz milczeć? – zapytał cicho, uczepiając się dłońmi jego koszulki.
– Nie jestem idealny Harry... Gdybym wiedział... Wziąłbym ci tego więcej – powiedział szatyn, zaciągając się papierosem. Był strasznie podenerwowany, a do tego jego przyjaciel tam na dole upominał się o swoje.
– Kochanie, ale przecież się nie obwiniaj. – Uśmiechnął się, całując jego policzek. – Tylko żartuję, przecież wiesz. Kocham cię mocno, tak? – Stanął przed nim i objął jego szyję.
– Wiem. – Westchnął tylko i spojrzał na bruneta, wydmuchując na niego cały dym papierosowy. Miał nadzieję, że Harry zrozumie aluzję. Jeżeli nie, będzie po nim.
– Ugh, Louis. – Oburzył się. – Nie dmuchaj mi prosto w twarz tym gównem. – Zmarszczył nos, machając przed nim dłonią. – Przecież wiesz, jak tego nie lubię.
– Wybacz – powiedział, wyrzucając papierosa do wody i ruszył na koc wraz z Loczkiem, uczepiony do jego boku.
Harry westchnął i usiadł na jego kolanach. Nie mógł dłużej wytrzymać tego napięcia. Po prostu czuł, jak alfa Louisa wyrywa się do niego i jego omega też już nie mogła wytrzymać. Po prostu zaatakował jego wargi, mrucząc z zachwytem na tę bliskość.
Louis oddał od razu pocałunek, wkładając dłonie w tylne kieszonki Loczka, ściskając przy tym jego tyłek. Wiedział już, że nie tylko on pragnie bliskości swojej omegi.
– Moja omega się do ciebie wyrywa. Co to będzie, gdy się połączymy? – Zamruczał, patrząc prosto w jego oczy. – Nie będziesz mógł odstąpić mnie wtedy na krok – dodał rozmarzony. – Już zawsze mój.
– Oj, nie opuszczę cię nawet na chwilę. – Zaśmiał się głośno, przewracając ich tak, że młodszy leżał na ziemi, a Louis całował go. Zawisł nad nim.
– Będziesz musiał. – Uśmiechnął się w jego wargi. – Będziesz alfą stada, wataha będzie ważniejsza. Oboje dobrze o tym wiemy. – Trącił swoim nosem o ten jego.
Harry westchnął lekko rozczarowany. Z jednej strony to było cudowne, że ktoś taki jak alfa stada zwrócił na niego uwagę, jednak z drugiej... To było sporą niedogodnością dla niego, szczególnie że...
Louis zmarszczył brwi, kręcąc głową i pocałował młodszego w usta.
– Nawet tak nie mów. – Przewrócił oczami, wzdychając. Cicho.
– Dobrze, ale wiem swoje. – Wzruszył ramionami z delikatnym uśmiechem i rozanielonym wzrokiem, głaszcząc jego policzek. – Kocham twoje oczy, alfo.
Szatyn przewrócił oczami i uśmiechnął się do niego. Wiedział, że miał ogromne szczęście, co do tego wszystkiego. Zakochując się w Loczku, nie sądził, że ten stanie się omegą, a tym bardziej że Harry odwzajemni jego uczucie. Te myśli cały czas krążyły po jego głowie.
Zaczęli się zbierać, kiedy słońce powoli zachodziło, a powietrze stało się chłodniejsze. Planowali jechać teraz do domu Louisa, a Harry liczył, że Jay ma jeszcze trochę szarlotki i będzie mógł odrobinę podjeść, a potem spędzi miły wieczór ze swoją alfą.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro