Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II

~~~


Harry leżał na nagiej piersi Louisa, wpatrzony w ekran telewizora i rysował niewidzialne wzorki na boku jego ciała. W tym samym czasie alfa bawił się loczkami chłopaka, a drugą dłoń trzymał w dole jego pleców, tuż przy koronkowej bieliźnie.

Harry to kochał.

Dzięki takim chwilom sam sobie zazdrościł, że to właśnie on trafił na Tomlinsona i mógł mieć go aż tak blisko. Jednak właśnie takie momenty sprawiały, że zakochiwał się w nim jeszcze bardziej, chociaż to nie powinno mieć w ogóle miejsca.

– Może obejrzymy... Shadowhunters? – spytał szatyn, obejmując bruneta. Wiedział, że to były ostatnie chwile spędzone z betą w taki sposób. Niedługo znajdzie sobie omegę i już takie spędzanie czasu będzie zakazane.

– Mhm, może być. – Westchnął, wtulając policzek bardziej w ciepłą skórę. Przy uchu słyszał bicie jego serca.

Wtedy zamykał powieki i wyobrażał sobie, że to właśnie dla niego bije.

– Od razu przypomina się dzieciństwo. Pamiętasz, jak o siebie dbaliśmy? – spytał, patrząc się na niego. Uśmiechnął się szeroko, przymykając oczy i zaczął przypominać sobie te czasy.

Zielonooki westchnął, bo doskonale to pamiętał. I nigdy nie chciał zapomnieć.

– Pamiętam, ale... Teraz przecież też tak jest. Czy dużo się zmieniło od tamtego czasu? – zapytał.

No, może u niego zmieniło się trochę i jeszcze trochę. Przede wszystkim to, że był w nim zakochany.

– Zmieniło... No nic, musimy się cieszyć chwilą. – Westchnął cicho, patrząc w sufit. Tak bardzo nie chciał się starzeć. Po znalezieniu omegi będzie miał pół roku na połączenie się z nią. Potem ślub... i cóż, wiedział, że to było nieuniknione.

– Lou, mam pytanie – wyszeptał, unosząc się lekko na łokciu, by spojrzeć na twarz przyjaciela. – Gdybyś nie był przyszłym alfą stada, uciekłbyś ze mną?

Szatyn spojrzał na niego, wzdychając cicho. Spuścił wzrok, wzruszając ramionami. Tyle razy marzył o tym, by mogli uciec stąd jak najdalej. Nie przejmować się różnicami, jednak życie to nie bajka i dobrze o tym wiedział.

– Och. – Zielonooki odwrócił wzrok. – Okej, rozumiem. Zapomnijmy o tym pytaniu, pójdę zrobić kakao – oznajmił i podniósł się z jego ciała.

Zrobiło mu się przykro, był nadzwyczaj wrażliwy, jeśli chodziło o jego relację z Louisem. Widocznie byli ze sobą zbyt blisko.

Wypuścił jedną łzę w chwili, gdy dwa kubki z mlekiem kręciły się w mikrofali, a on stał przy oknie wpatrzony w widok za nim.

Bał się tej chwili, gdy Louis znajdzie dla siebie idealną omegę. Mimo zapewnień szatyna on wiedział, że pójdzie w odstawkę. Był też pewien – temu nawet niebieskooki nie zaprzeczał – że skończy się ich zbyt bliska relacja.

To go bolało jeszcze bardziej.

*

Louis westchnął cicho, wstając z łóżka i ruszył do łazienki. Przez noc nie rozmawiał już z Harrym na ten temat. Nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Przecież co by nie powiedział, byłoby kłamstwem. Wiedział, że posunęło się to za daleko. Jednak nie czuł się z tym źle.

Harry obudził się otulony przyjemnie pachnącą kołdrą. Spało mu się cudownie, jak zawsze zresztą, gdy był otulony zapachem alfy. Jednak tym razem nie było go obok i brunet westchnął zrezygnowany. Liczył raczej na miły poranek pełen miłych pocałunków, a potem może wspólny prysznic... ale jak zwykle się przeliczył.

Louis wszedł do pokoju, uśmiechając się do Harry'ego ze szczoteczką do zębów w ustach.

– Głodny? – pytał szatyn, będąc nagim przed Stylesem w swoim pokoju.

Zielonooki zagryzł wargę, mierząc wzrokiem ciało alfy.

- Mhm, ale głodny ciebie – wyszeptał. – Więc może tu do mnie wrócisz? – poprosił, unosząc kołdrę, by zachęcić go do położenia się obok.

– Tylko ząbki umyje. – Puścił mu oczko, wracając do łazienki i wypluł pastę, biorąc w dłoń płyn do płukania zębów.

Zielonooki postanowił się już ładnie przygotować dla alfy. Zdjął majteczki, wziął gumę do żucia, by chociaż trochę zniwelować poranny oddech, po czym przykrył się znowu kołdrą. Był już w połowie twardy na samą myśl o tak atrakcyjnym poranku.

– Szykuj się. – Oblizał usta, uśmiechnięty szeroko i wskoczył na łóżko, znajdując się między nogami młodszego i wpił się w jego usta.

Harry oderwał się od niego na moment, by wypluć gumę i zaraz powrócił do jego ust. Oplótł jego szyję ramionami i wystawił nogi spod kołdry, żeby opleść go nimi w pasie.

– Spragniony – powiedział cicho. Nawet się nie przejmując, wszedł powoli w bruneta. Wiedział, że ten lubił czasem na ostro. Miał nadzieję, że dzisiaj był ten dzień.

Beta jęknął przez nagłe uczucie wypełnienia. Poczuł ból, jednak nie mówił o tym Louisowi, bo wiedział, że więcej razy może się to nie przytrafić. Dlatego wbił paznokcie w jego plecy i zaczął jęczeć do jego ucha – tak jak chłopak uwielbiał.

– Och, cholera, tatusiu – po tych słowa odchylił do tylu głowę i uchylił szeroko swoje usta.

Louis sapnął głośno, zaczynając wędrówkę ustami po szyki młodszego i przyspieszył swoje ruchy. Uwielbiał ostro. Czuł, jak każdy miesięcy bruneta zaciskał się na nim i to było wspaniałe.

– Szybciej – wypłynęło z jego ust z przerwami. – Chcę już dojść. No dalej, tatusiu. – Chwycił za jego włosy i zaczął je delikatnie ciągnąć.

Wiedział, że Louis dokładnie to lubił, dlatego od czasu do czasu szarpał za jego włosy i przygryzał skórę na szyi alfy. Kiedy czuł, że był już blisko, chciał sięgnąć do swojego penisa, więc dyskretnie zabrał jedną z dłoni. Położył ją na torsie i zaczął zsuwać ją w dół.

– Dziś możesz. – Oblizał usta, dając mu klapsa w tyłek i przyspieszył swoje ruchy, jęcząc głośno na ciasnotę młodszego. Musiał to jakoś zakończyć, jednak nie wiedział, jak i kiedy to zrobić. Przecież to niemożliwe.

– Och, cholera. – Sapnął, chwytając w dłoń swojego kutasa i zaczął na nim poruszać dłonią.

Gdyby mógł, chciałby mieć to do końca życia. Bo kochał Louisa i to, w jaki sposób on na niego działał. Wpadł po uszy i teraz było już za późno. Jednak wiedział, w jak wielkie gówno się wpakował.

Dla niego nie było już chyba odwrotu.

Ich orgazm nadszedł szybko. Po stosunku ruszyli do łazienki wykąpać się i śmiejąc się, chlapali się wodą. Gdyby nie kabin cała łazienka byłaby w wodzie, nie wspominając już o kolejnej rundzie pod prysznicem.

Z szerokimi uśmiechami, ubierali się i zaczęli sprzątać swój bałagan. Wiedzieli, że zaraz musieli się rozstać, jednak to ich bolało.

Kiedy Harry się ubrał, podszedł do alfy bez słowa i przytulił go mocno, wtulając się w jego szyję. Przyjemny zapach i ciepło otuliło go dookoła, a w oczach pojawiły się niechciane łzy.

– Za tydzień powtórka, tak? – zapytał z nadzieją, bo liczył, że to jeszcze nie czas na rozstanie. Że Louis nie znajdzie omegi w tym tygodniu.

– Oczywiście jak zawsze. – Zaśmiał się. – Ale w poniedziałek przyjeżdżam po ciebie. – Puścił mu oczko i zaprowadził go do drzwi. Dobrze, że byli sąsiadami. Czasami nawet machali do siebie przez okna. Harry miał idealny widok na szatyna pokój, jednak Louis nie za bardzo.

– Jasne. – Uśmiechnął się lekko. – Do poniedziałku w takim razie – powiedział na końcu i opuścił dom przyjaciela.

Zielonooki wrócił do swojego domu, nie mając już zbyt dobrego humoru. Najlepiej zawróciłby do domu alfy, usiadł obok niego i nigdy więcej nie opuszczał. Jednak nadszedł czas na powrót do swojego nudnego życia. Dlatego po wejściu do domu, poszedł do kuchni, gdzie spotkał swoją mamę. Przywitał się z nią, zrobił kanapkę i poszedł do pokoju. Tam usiadł przy biurku – z tamtego miejsca miał dobry widok na pokój Louisa – i zaczął wpatrywać się w okno, licząc, że niedługo znowu go zobaczy.

~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro