Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[9]

- Loki? - wysapałam rozglądając się po mieszkaniu. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy wchodząc do tymczasowej sypialni Boga zastałam go na przeglądaniu mojej małej biblioteczki.

- Masz całkiem dobry gust co do książek - mruknął nie odrywając wzroku od grzbietów lektur.

- Mu... Musimy poważnie porozmawiać... - wysapałam, prubując uspokoić oddech.

- Dobrze, zatem usiądźmy może - po tych słowach coś mną szarpnęło, a następnie znalazłam się na kanapie w moim salonie - A więc, co się stało? - zapytał unosząc wysoko prawą brew.

- To wspomnienie. To co wtedy mi ukazałeś. Nie kłamałeś - powiedziałam chaotycznie chcąc jak najszybciej dojść do sedna - Zanim ty upozorowałeś samobójstwo, kim dla siebie byliśmy? Odpowiedz mi, ale tak szczerze.

- My... - zawahał się. Ostatecznie podszedł do mnie i przyłożył chłodną dłoń w miejscu gdzie znajdowało się moje serce.

[Pov LOKI]

Nagle jej ciało zwiotczało i bezwładnie padło mi w ramiona. Pocałowałem ją w skroń, po czym przeteleportowałem nas do małej chatki, znajdującej się daleko Nowego Yorku i całych Stanów Zjednoczonych. Wspiąłem się z nią po drewnianych schodach, po czym położyłem ją na dużym, miękkim łóżku, w jednej z sypialń.

Chciałem już wychodzić, ale usłyszałem jej cichy szloch i ujrzałem jak jej twarz wykrzywia się w bólu. Natychmiastowo trzasnąłem się w głowę za nierozsądność. Ona jest śmiertelniczką i może nie przeżyć, przechodząc przez to samodzielnie.

Usiadłem na brzegu łóżka i ująłem jej rozgrzaną dłoń. Drugą rękę wykorzystałem jako zimny okład i przyłożyłem do jej rozgrzanego czoła. Na początku wydawało się to pomagać, jednak już po chwili dziewczyna zwinęła się z bólu płacząc jeszcze bardziej.

Nie pozostało mi nic innego, jak użyć moich od dawna nie praktykowanych umiejętności leczniczych. Wypuściłem cicho powietrze i zacząłem szeptać różne zaklęcia, które dawały jej ulgę niestety tylko na krótką chwilę. Zacząłem panikować, bo stan Suzanne wciąż się pogarszał. Widząc jej cierpienie, sam uroniłem kilka gorzkich łez szepcząc jak mantrę ciche "przepraszam". W ten wpadłem na pomysł, który miał prawo się udać, chociaż był dla mnie ryzykowny. Moje ręce zawisły nad jej cierpiącym ciałem, a ja bez chwili wahania wyszeptałem:

- En løgners liv er ingenting, så Wernandi, vær så snill, gi henne det hun fortjener.

Po chwili poczułem jak nagle siły zaczęły mnie opuszczać. Strumyk zielonej magii przeleciał z mojej piersi, w stronę jej serca. Mimo mojej słabości, uśmiechnąłem się, widząc jak jej twarz oraz całe ciało się rozluźnia, aby przejść w stan spoczynku. Ja natomiast osunąłem się na ziemię aby w kolejnej chwili zemdleć z wycieńczenia.

[POV SUZANNE]

Obudziłam się z dziwnym uczuciem, że coś pamiętałam. Było to naprawdę dziwne. Nim otworzyłam całkowicie oczy, starałam się usilne przypomnieć co się ostatnio działo, jednak zamiast najbliższego okresu czasu, mój mózg zaczął mi przypominać o wydarzeniach z Asgardu. Podniosłam się prędko.

- Loki - powiedziałam w przestrzeń. Usiadłam, jeszcze trochę nie kontaktując że światem, na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Podeszłam do czarnowłosego i uklęknęłam przy jego boku. Potrzasnelam jego bezwładnym ciałem, jednak bez skutku.

- Obudź się, raz dwa - powtarzałam nerwowo próbując go ocucić. W pewnym momencie po prostu go pocałowałam. Przelałam w ten pocałunek całą pasję, miłość i tęsknotę. Pamiętałam wszystko sprzed jego rzekomej śmierci, a moje uczucia wróciły na stare tory.

Nagle poczułam jak on odwzajemnia pocałunek. Odsunęłam się od niego.

- Zwykle to książęta całują księżniczki - powiedział słabym głosem uśmiechając się psotnie.

- Takie wyjątki tylko potwierdzają regułę - zaśmiałam się przez łzy. Pomogłam mu się podnieść i oprzeć plecami o ramę łóżka. Mieliśmy sobie wiele do powiedzenia...

______________________

Mech, moja wena przemija wraz z ulotnymi wakacjami :<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro