[4]
Już tydzień, po ogłoszeniu mojej decyzji, udało mi się zacząć generalny remont mieszkania, a niecałe dwa tygodnie później, przywiezione zostały meble.
We wszystkim oczywiście pomagał mi niezastąpiony Steve.
Kiedy rozpakowałam ostatnie pudło, poczułam, jak bardzo jestem głodna. Poszłam do przytulniej kuchni, z myślą przygotowania sobie jakiejś szybkiej i sycącej kolacji. Niestety zapomniałam, że lodówka świeci jeszcze pustkami i puki nic nie kupię, bede skazana na głodówkę. Ten pomysł nie przypadł mi zbytnio do gustu, więc choć mi się kompletnie nie chciało, zmuszona byłam pójść do sklepu.
Wzięłam szybki prysznic i ubrawszy się w coś innego niż rozciągnięte dresy, wyszłam do pobliskiego sklepu.
Wracając do domu, z kilkoma pełnymi siatkami jedzenia, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałam się, ale nie zobaczyłam niczego podejrzanego, więc nie myśląc długo poszłam szybkim krokiem w stronę mojego bloku. Czym prędzej weszłam po schodach i wtoczywszy się z siatkami do kuchni, położyłam je na blacie. Pochowałam produkty, wcześniej robiąc sobie kolację. Wzięłam posiłek i poszłam do salonu.
Kiedy stanęłam w drzwiach o mały włos nie zeszłam na zawał. Na kanapie siedział wysoki mężczyzna. Szybko go otaksowałam wzrokiem. Był to długowłosy brunet, o pięknych, zielonych oczach i mocno zarysowanych kościach policzkowych. Blada cera kontrastowała z czernią garnituru i włosów nadając mu uroku. Już go gdzieś kiedyś widziałam.
- Kim jesteś i co robisz w moim domu? Poza tym, jak się tutaj dostałeś? - zapytałam bardziej zdezorientowana niż przestraszona, bo miałam wrażenie, że on mi nic nie zrobi. Znaliśmy się, jednak ja nie miałam pojęcia skąd. Obserwowałam jak w jego oczach maluje się zdziwienie.
- Suzanne? To Ja Loki, nie poznajesz mnie? - zapytał zaniepokojony.
- Teraz już poznaję. To ty zaatakowałeś Nowy York. Czego ode mnie chcesz i jak się tu do cholery dostałeś? - zapytałam szorstko widząc, że Bożek wstaje.
- Suzanne, co sie stało? Dlaczego mnie nie pamiętasz? - zapytał zszokowany.
- A co Cię to obchodzi? Wyjdź proszę z mojego domu. Nie wiem skąd znad moje imię i nie chce wiedzieć. Żegnam - syknęłam wskazując na drzwi.
- Mogę u Ciebię zostać? Na jedną noc. Zwrócę koszty. Nie mam się poprostu gdzie podziać - powiedział błagalnie, wręcz rozpaczliwie. Na szczęście miałam dwie sypialnie, więc z ulokowaniem go nie było problemu.
Loki poszedł do siebie, a ja usiadłam na kanapie i zjadłam zimną już jajecznicę. Moją głowę zaprzątał przystojny czarnowłosy mężczyzna, który przebywał w pokoju obok. Nie mogłam go rozgryźć. On mnie bardzo dobrze znał. Ten zawód w oczach go zdradził. Nie wiedziałam czemu, ale na wspomnienie tych smutnych zielonych tęczówek, poczułam, że aż mi się żołądek ściska.
Westchnęłam, odłożyłam do kuchni brudne naczynia i poszłam się wykąpać. Bardzo długo nie mogłam zasnąć. W końcu jednak przyszedł upragniony sen, kuzyn śmierci.
Złote korytarze aż raziły oczy od.swojego bogactwa. Szłam jednym z nich, i natrafiłam nagle na drewniane, stare drzwi. Nogi niosły mnie same, więc już po chwili stałam w wejściu mając wzgląd na całe pomieszczenie. W rogu, spętany łańcuchami, przytwierdzonymi do ściany, wisiał jakiś mężczyzna. Czarne, długie, posklejane włosy zasłaniały mu twarz. Już wtedy wydawał mi się znajomy. Jednak dopiero kiedy spojrzałam na wychudzoną twarz poznałam, że to był Loki. Czułam nieopisany smutek, bo nie zasłużył sobie na taką karę, nawet za napdnięcie Nowego Yorku
Nagle do pomieszczenia wtargnął potężny typ z batem, który na końcu rzemieni miał ostre, metalowe haczyki. Nie widział mnie, ale i tak na wszelki wypadek oddaliłam się się od nich w inną część sali. Nieznany mi mężczyzna na siłę obudził Boga kłamstw i gdy tamten zaczął kontaktować ze światem, powietrze przeciął świst bata, skierowany na mocno skatowane plecy Laufeysona. Donośny krzyk karanego rozbrzmiewał w mojej głowie echem. Było w nim tyle bólu i cierpienia, że nie wytrzymałam i sama zaczęłam płakać. Oprawca zamachnął się po raz drugi i trzeci, a ja obserwowałam, jak z oczu karanego odpływa życie.
Odruchowo podbiegłam i osłoniłam go ciałem, jednak zadawane mu ciosy przeze mnie przenikały, wciąż rozrywając jego skórę. Płakałam coraz bardziej i głośniej.
Moja świadomość została nagle przywrócona, kiedy zorientowałam się, że ktoś przypiera moje nadgarstki do łóżka i szepcze aksamitnym głosem moje imię. Gwałtownie otworzyłam oczy i z przerażeniem popatrzyłam na nachylającego się nade mną psotnika.
- Loki, jesteś cały? - wyrwało mi się, co spotkało się ze zdziwionym zmarszczeniem brwi przez mężczyznę - Bo ty... Sen... Sala tortur... - zaplątałam się w słowach, jednak on jakby wiedział o co mi chodzi.
- To było dawno, nie przejmuj się - szepnął, a ja dopiero wtedy zobaczyłam w jakiej pozycji się znajdujemy. On wciąż przypiera mi nadgarstki nad moją głową, siedząc na moich biodrach, podczas gdy moja bluzka, która się mocno podwinęła, pokazuje zdecydowanie za dużo.
- Muszę napić się wody - bąknęłam czując jak się rumienię, a on się ze mnie zgramolił. Poszłam do kuchni i usiadłam ze szklanką przy stoliku.
Co tu się właściwie przed chwilą stało?
________________________________
Przepraszam Was najmocniej, za opóźnienie, ale miałam świetny, rozdział (koło 1000 słów), ale Wattpad ssie i mi go usunął. Nie mogłam niestety go napisać wcześniej, bo poznawałam nową, swoją drogą mega, klasę.^^ Nie wiem czy dzisiaj mi się jeszcze coś napisać, ale jak dam radę, to może wrzucę :) Mam nadzieję, że się podobało ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro