[3]
W przedszkolu, w którym pracowałam dzieciaki były cudowne. Nie dość, że były istnymi aniołkami, to jeszcze były niesamowicie inteligentne jak na cztero, pięciolatki.
Kiedy zjedli obiadek, mieliśmy mieć pół godziny leżakowania. Wtedy podeszła do mnie mała Ellie z jakąś książeczką i poprosiła mnie o jej przeczytanie. Bez namysłu otworzyłam ją na pierwszej stronie. Co prawda, język jakim była napisana, był stricte dla dzieci, ale opisy były bardzo podobne do czegoś, co już chyba kiedyś widziałam.
Książeczka mówiła o złotym mieście, w centrum którego stał złoty pałac. Miasto otoczone było morzem, a w zamku mieszkał jednooki brodacz oraz inni bogowie. Fantazja była napisana przednio, jednak czytając czułam, że to wszystkim było mi dziwnie znajome. Kiedy skończyłam pierwszy rozdział, popatrzyłam na okładkę, gdzie widniał zielony napis: "Mitologia nordycka dla najmłodszych: Asgard".
Asgard... Asgard... Chwila. Asgard, Thor! No jasne, przecież Avengersi mi mówili, że Thor jest teraz w Asgardzie z powodu jakiejś wojny? Chwila, czyli to miejsce faktycznie istnieje?
Mój tok myślowy przerwał mi chłopczyk, który z bananem na ustach poklepał mnie w ramię.
- Czy to prawda, że pani mieszka u Iron Mana i zna Kapitana Amerykę? - zapytał z zafascynowaniem. Automatycznie pomyślałam o Stevie.
- Tak, to prawda. Czemu pytasz?
- Opowie nam pani coś o nich? - poprosiło inne dziecko.
- Tak, o Kapitanie!
- Okej! Okej! Co chcecie konkretnie wiedzieć? - zapytałam patrząc jak dzieciaki się podniecają na informacje o ich idolu.
I pomyśleć, że jest on moim najlepszym przyjacielem.
Wszyscy zasypali mnie toną pytań o superbohaterach. Padło nawet pytanie, jak zakończyła się dokładnie bitwa o Nowy York, jednak temat ten znałam tylko powierzchownie. Nie pamiętałam przecież najważniejszych faktów z mojego życia, a co dopiero ataku jakiegoś szaleńca.
W końcu ostatnie dziecko zostało odebrane, a ja odetchnęłam z ulgą. Czekala mnie jeszcze tylko podróż korkami Nowego Yorku, bo niestety ze Stark Tower do obrzeży Brooklynu był spory kawałek.
Wróciłam do domu padnięta. Wjechałam windą zasypiając na stojąco, a kiedy dopadłam łóżka, to obudziłam się kompletnie rozbudzona, dopiero koło dziewiętnastej. Przeciągnęłam się i ziewnęłam, aby następnie wstać i udać się do kuchni.
O dziwo, od mojego powrotu nie zastałam nikogo, chociaż wszyscy powinni być w wieży. W kuchni również świeciło pustkami.
Wzruszyłam ramionami i przygotowawszy sobie szybką kolację, zjadłam ją. Nagle z salonu dobiegł do mnie podniesiony głos Tony'ego. Schowałam talerz i poszłam w kierunku pomieszczenia dziennego.
Stanęłam w drzwiach i przyglądałam się jak Avengersi siedzą na długiej kanapie, Tony chodzi wkurzony po pokoju, na którego środku stoi wysoki blondyn z młotem. Chrząknęłam znacząco, co sprawiło, że wszystkie oczy spoczęły a mnie.
- O, dobrze, że jesteś! - inicjatywę wdrożenia mnie w sprawę przejęła Natasha - To jest Thor - wskazała na blondyna. Mężczyzna popatrzył na mnie czymś co było mieszanką szczęścia, zaskoczenia i współczucia. Podszedł do mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku.
- O Odynie, Suzanne, jak dobrze, że nic Ci nie jest! Zaraz po tamtym, z Hel, zniknęłaś i myśleliśmy, że nie żyjesz. Pochowaliśmy Lokiego. Szkoda, że nie mogłaś tam być. Jesteś w Asgardzie bohaterką, a Odyn... - przerwałam mu jego nic mi nie mówiący słowotok.
- Thorze, mi również jest miło Cię poznać, ale chyba pomyliłeś mnie z inną Suzanne. Miałam wypadek samochodowy i utraciłam pamięć. Nigdy nie byłam w Asgardzie - powiedziałam niepewnie patrząc jak emocje na jego twarzy zmieniają się od zdziwienia, po przez smutek, aż po totalne zdezorientowanie.
- Wypadek? - zapytał patrząc pytająco na resztę przyjaciół. Tony był już czerwony od gniewu. Dzieliły go sekundy od niekontrolowanego wybuchu złości. Już otwierał usta, kiedy ubiegł go Kapitan.
- Tak, samochodowy, dobrze słyszałeś. Ona nic nie pamięta i chce zacząć nowe życie. Obecnie pracuje jako przedszkolanka na obrzeżach Brooklynu. I miałem dzisiaj jej zaproponować moje mieszkanie znajdujące się dwie przecznice od miejsca pracy - powiedział i objął mnie ramieniem. Bogowi piorunów omalże oczy nie wyszły na wierzch.
- Ale ty... Loki... Czemu... Tak szybko? - powiedział zagubiony w tym wszystkim gromowładny.
- Steve, dziękuję Ci! Bardzo chętnie przyjmę Twoją propozycję. Od dawna myślałam nad kupieniem sobie mieszkania. Przepraszam Was, ale ja tu nie pasuję. Nie mam jakiś wyjątkowych umiejętności, ani supermocy. Nie jestem jedną z Was. Dziękuję Ci Tony za wszystko, ale ja nie mogę działać jak jakiś pasożyt - uśmiechnęłam się i przytuliłam Rogersa w geście wdzięczności - Thorze, wybacz ale nie wiem o czym mówisz - przerwałam mu kiedy znowu zaczął mówić coś o tamtym mężczyźnie.
Po zakończeniu wywodu poszłam do pokoju, zostawiając grupę w niemałym szoku. Jakieś dziesięć minut później usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź Steve! - zawołałam i podniosłam się znad walizki. Mężczyzna wszedł do pokoju i popatrzył na to co robię - Jeszcze raz dziękuję, że dałeś mi to mieszkanie - powiedziałam i podeszłam do niego.
- Drobiazg, nie ma za co dziękować. Ono i tak już od dawna stoi puste. Poza tym, podczas urządzania go, przyda się w nim kobieca ręka, a lepszej niż Twoja nie mógłbym sobie wyobrazić - uśmiechnął się i zmniejszył między nami dystans.
- Chyba mnie przeceniasz wiesz? - moją twarz rozświetlił promienny uśmiech. Zadarłam głowę aby patrzeć w te jego niebieskie oczęta. Nagle poczułam, jak jego usta lądują na moich. Automatycznie jedną rękę wypłatałam w jego krótkie włosy, a drugą położyłam na jego karku. Pocałunek był delikatny, ale namiętny, długi i pełen uczucia. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, kapitan ujął moją twarz w dłonie i patrząc mi głęboko w oczy szepnął:
- Kocham Cię, Suzanne - a następnie ponownie pocałował.
- Ja Ciebię też - odpowiedziałam i odwzajemniłam pieszczotę.
__________________________
O matko, wy mnie zjecie za ten rozdział. XD
Jako rekompensatę, wrzucę dzisiaj jeszcze jeden rozdział, gdzie akcja trochę ruszy. ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro